Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?
Kwiecień 19, 2024, 03:39:15

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane

Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja Admin kontakt BLOG
Strony: 1 ... 11 12 [13] 14 15 Do dołu Drukuj
Autor Wątek: bagno  (Przeczytany 191410 razy)
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #180 : Luty 16, 2015, 17:24:09

                                             „Dziebałtów –   27.VIII 1944 roku „


   Od  dawna  wiedziałem  o  potyczce  oddziału  partyzanckiego z  siłami  Wehrmachtu         w sierpniu  1944 roku , w  pobliskim  Dziebałtowie  . Publikacje oraz  przekazywane  przez ludzi informacje  nakreślały dwa  różne obrazy tamtych  wydarzeń  .  Postanowiłem spróbować  uzyskać  odpowiedzi  na  pojawiające  się  pytania  . Ślady  tamtych  wydarzeń  można  jeszcze  odnaleźć  wśród  opowieści  najstarszych  mieszkańców  , a  także  na  polach  i  w  lesie  . W  latach  80-tych,  będąc  na  grzybach  w  okolicznych  lasach  , znalazłem  hełm  niemiecki . Wisiał nisko zawieszony  na sęku  olbrzymiej  sosny . Hełm  zarośnięty  był  runem  leśnym  i  tylko  przypadek  sprawił  , że  go  zauważyłem  . Czy  był  na  wyposażeniu  żołnierza  niemieckiej  jednostki  biorącej  udział  w  walce  o  Dziebałtów  ?  Być  może  , ale  mógł  również  należeć  do  żołnierza  z jednostki  frontowej wycofującej  się  w  styczniu  1945 roku . Chodząc  po  polach  i  lasach        z  wykrywaczem  metalu  natknąłem  się  na  wiele  pamiątek  pochodzących  z  okresu  okupacji : łuski od  różnego  rodzaju  broni  ,  odlew orzełka ( niestety  tylko  połówka) , prawdopodobnie  wykonanego  przez  partyzanta , guziki niemieckie i polskie , odłamki  granatów   i  inne  części  wyposażenia  wojskowego . Mieszkańcy  zainteresowani  moimi  poszukiwaniami  opowiadali        o  czasach  wojny  .

 Relacja  I - pani  Marianna  Kuleta  :

   „ W  sierpniu  1944 r, byłam  jeszcze młodą  panienką , miałam 13 lat i  mieszkałam razem  z  rodzicami   .  Nasz  dom  stykał  się  prawie  z  domem  cioci  Frani . Przez  okno  w  kuchni  mama  podawała  sól  bądź  odbierała  od  cioci  barszcz  . Żyliśmy  wszyscy  razem  bardzo  rodzinnie  , na  dwóch  podwórkach ale  jak  jedna  wspólnota . W  drugim  domu  mieszkała   jeszcze  córka  cioci  Frani  -  Wanda . Wanda  była  już  mężatką , miała  dwóch  synków  ,             a  w tamtym czasie    była  w kolejnej    ciąży , chyba  w  ósmym  miesiącu . Kuzynka  Wanda  bardzo  mnie  lubiła  , często  pomagałam  jej  przy  dzieciach  , a  jak  byłam  mała  to  ona  mnie  pilnowała . Mąż  kuzynki  był  wtedy  na  robotach  w  Niemczech  . Tak  nadszedł  ten  feralny  dzień sierpniowy . Nasz dom  obrał  sobie  za  kwaterę  dowódca  niemieckiej  jednostki , ale  nie  wiem  jak  się  nazywał  i  jaki  miał  stopień  . Oprócz  niego  z  Niemców  był  jeszcze  jego  adiutant  i  jeden  żołnierz  . Reszta  wojska  zamieszkiwała  w  całej  wsi  , zajmując  kwatery         u  sąsiadów  aż  do  domów  w  stronę  Kazanowa . Niemcy  ćwiczyli  codziennie  na  polach  obsługę  armat . Nie  strzelali  , tylko  załadowywali  i  rozładowywali  , ustawiali  urządzenia          i  samo  działo  .  Niemiecki  oficer  był  bardzo  kulturalny  i  często  dzielił  się  z  nami  porcjami  jedzenia . Mama  w  zamian  prała  mu  bieliznę  . Mogę  powiedzieć  , że  nie  spotkało  nas  nic  złego  ze  strony  żołnierzy  niemieckich .
   Noc  27.VIII.1944 , zapadła  mi  w  pamięci  na  całe  życie  . Około  22.00  usłyszeliśmy  strzały  z  okolic  gdzie  dziś  stoi  Kościół  , wtedy  były  tam  pola  i  łąki  . Po  kilkunastu  minutach  strzały  ucichły  i  ludzie  wyszli  na  drogę  .  Usłyszeliśmy  informację  o  ostrzelaniu  przez  bandę  posterunku  wartowniczego  usytuowanego  na  krańcu  wsi  w  stronę  Wincentowa   . Podobno  kilku partyzantów  prawie  nadepnęło  na  niemieckich  wartowników  i  po  pierwszym  zaskoczeniu  rozpoczęli  ostrzał  . Chyba  wtedy  dwóch  z  naszych partyzantów  zostało  śmiertelnie  rannych  , a ich ciała  zostały  zabrane  przez  kolegów  . Niemcy  wzmocnili  posterunki  i  rozesłali  patrole  na  wszystkie  drogi  wylotowe  .  Ciężko  było  nam  zasnąć           po  takich  wrażeniach  .  Oficer  , który  mieszkał  u  nas  siedział  przy  stole  i  pisał  .  W  pewnym  momencie  , była  chyba  godzina  00.00 , zobaczyłam  jak  ze  ścian  odrywają  się  kawałki  tynku  i  pojawiają  się  tumany   kurzu . Zaraz  też  usłyszałam  serie  wystrzałów  i  wybuchy  granatów  . Zgasła  lampa  naftowa  , rzuciliśmy  się  na  podłogę  , a  Niemiec  wykrzykiwał  krótkie  rozkazy  do  swojego  adiutanta . Przestali  strzelać  i  żołnierze niemieccy  wypadli  z  domu  prosto  na  łąki  za  stodołą  . Strzały  słychać  było  jeszcze  w  oddali . Nagle  powietrzem  wstrząsnął  wybuch  .  Reszta  szyb  wyleciała  z  futryn  . W  poświacie  wybuchu  zobaczyłam  leżącą  postać               przy  oknie  .  To  była  Wanda  , moja  kuzynka  . Kiedy  tu  przyszła  ?  Może  źle  się  poczuła  , może  potrzebowała   pomocy ?  
     Z  jej  szyi  wylewała  się  krew  , a  z  ust  usłyszałam     ostatnie  tchnienie . Byłam              w  szoku  , wyczołgałam  się  z  domu aby  dostać  się  do  stodoły ,  gdzie  spali  rodzice  . Płakałam  w  ramię  mojej  matki  mówiąc  w  kółko  , że  zabili  Wandę  i  jej  dziecko  . Ciocia  Frania  siedziała  na  zapolu  z  chłopcami  . Wypytywała  o  Wandę , nie  wiedząc  , że  już  nie  żyje .
    Usłyszeliśmy  jeszcze  dwa  duże  wybuchy  i  po  jakiś  30  minutach  wszystko  ucichło  .   Po  jakimś  czasie  od  strony  Wincentowa  przyjechało  kilka  samochodów  z  żandarmami            z  Końskich  . Rozłożyli   po  okolicy  kilka  karabinów  maszynowych i  szukali  po  domach , kto  jest  ranny  czy  zabity  . Wtedy  zdałam  sobie  sprawę  , że  to  wszystko  odbyło  się  naprawdę  ,   a  ostrzelali  nas    Polscy  partyzanci  . Zabili  Wandę  i  podpalili  kilka  chałup  , nie  mogłam  sobie  tego  poukładać  w  głowie  .”
Fot1.Tablica upamiętniająca wydarzenia z 27.08.1944 - znajduje się na terenie kościoła w Dziebałtowie.
Fot2. Pani Marianna Kuleta




* dziebaltow-1944-6.jpg (192.07 KB, 957x1600 - wyświetlony 551 razy.)

* dziebaltow-1944-5.jpg (224.74 KB, 957x1600 - wyświetlony 496 razy.)
Ostatnia zmiana: Luty 16, 2015, 17:26:10 wysłane przez pavelock Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #181 : Luty 16, 2015, 17:44:36

Relacja II Pan  Jan  Jakubowski
Miałem wtedy 9 lat, a pamiętam wszystko tak dokładnie, jakby się to wydarzyło dopiero tydzień temu. W naszym domu, od kilku dni zakwaterowani byli młodzi żołnierze niemieccy, którzy dzień w dzień ćwiczyli na naszych łąkach obsługę dział. Wśród tych kilku Niemców, mieszkało u nas dwóch Francuzów, którzy trzymali się razem. Mieli inne niż Niemcy naszywki na rękawach bluz mundurowych. Zbliżający się sierpniowy wieczór nie zapowiadał tak straszliwych wydarzeń. Najpierw, zaraz po zmierzchu wybuchło jakieś zamieszanie przy lesie. Potem poszedłem spać, wcześniej jednak zwróciłem uwagę na napięcie wśród kwaterujących u nas żołnierzy. Obudził mnie huk i ból w nodze. Krzyczałem i płakałem. Wokół słychać było tylko strzelaninę i odbłyski wybuchów granatów. Nie pamiętam ile to trwało, bo mdlałem i budziłem się z bólu. Oprzytomniałem na stole w stodole. Było bardzo jasno, a nade mną pochylał się jakiś człowiek w okularach. Nic mnie nie bolało, ale byłem bardzo słaby. Ten człowiek był niemieckim lekarzem, który przeprowadził na mnie operację, ratując mi życie. W pomieszczeniu, w którym spałem wybuchł granat, a odłamki wbiły się w nogę i w pierś. Ten drugi był niebezpiecznie blisko od serca. Po pewnym czasie zacząłem dochodzić do siebie, a na święta byłem już prawie zdrów. Okazało się, że nasz dom został chyba najbardziej ostrzelany przez oddział partyzantów. Na naszym podwórku leżało 9 ciał owiniętych w koce i przepasanych pasem. Wszyscy, to jest siedmiu Niemców i dwóch Francuzów pochowanych zostało tutaj, na naszym podwórku, w pobliżu dzisiejszego ogrodzenia. Po wojnie przyjechała taka ekipa od ekshumacji i zabrali jednego Francuza. Mieli dokładną mapkę z zaznaczoną lokalizacją grobu. Nie rozkopywali całej mogiły, tylko dokładnie znali miejsce, gdzie leżał żołnierz. Wyciągnęli szczątki owinięte w resztki koca i ułożyli we wcześniej przygotowanej trumnie. Był u nas taki jeden co to umiał po francusku, bo przed wojną pracował w kopalniach, we Francji. Poprosiłem go o tłumaczenie i spytałem co z resztą ciał? Odpowiedzieli, że mają zlecenie tylko na tego jednego.
- A czy oni nadal tutaj leżą ? Nigdy nikt się nie interesował tymi szczątkami?
- Tak, leżą sobie do dziś w tym miejscu. Jakoś nikogo z władz to nie interesowało, a mnie jakoś też nie przeszkadzają. Raz, kiedyś jak wkopywali słupy telefoniczne, to nie chciałem wpuścić, bo słup wychodził właśnie w środek mogiły. Jak wyjaśniłem tym robotnikom o co chodzi, odwiercili dziurę na słup dwa metry dalej bliżej rogu do płotu.
- A co pan sądzi o tej nocy 27.08.1944?
- To bardzo trudna sprawa, przez wiele lat nie rozmawiałem z nikim o swoich odczuciach dotyczących tych zdarzeń. Po wojnie, krążyło wiele różnych wersji o tej bitwie. Partyzanci pisali swoje, a my tutaj w Dziebałtowie wiedzieliśmy swoje. Ci, którzy ostrzelali wieś, to byli młodzi chłopcy, nie myślący o nas mieszkańcach. W wielu przypadkach byli pijani. Z dzisiejszej perspektywy patrzę na to inaczej. Czy oni mieli taki rozkaz, żeby zaatakować Dziebałtów? Czy dostawali przed walką alkohol, aby dodać sobie animuszu? Jak mówiłem, to byli młodzi ludzie, pragnęli walczyć i wsławić się w boju. Ale co z oficerami? Kto tak naprawdę wydał rozkaz i jak on brzmiał?
- A ilu zginęło tak naprawdę niemieckich żołnierzy ?
- Zginęło tylko tych dziewięciu, którzy pochowani są na moim podwórku, kilkunastu było rannych i odwieźli ich chyba do szpitala w Końskich. Lżej rannych opatrywał ten sam niemiecki lekarz, który i mnie operował.
- No tak, ale w publikacjach na temat tej potyczki podaje się około 40 – 60 zabitych żołnierzy Wehrmachtu.
- Nie, na pewno nie. To gdzie by byli proszę pana pochowani? Było tylko tych dziewięciu. Owszem jest jeszcze jedna nieoznakowana mogiła niemiecka, ale pochowanych tam jest osiemnastu zabitych w czasie odwrotu styczniowego w 1945 roku. Leżeli zabici na polach i przy lesie. Ludzie zebrali się i pochowali zwłoki w takim małym lasku, gdzie kiedyś wybierano piasek. Grób jest nieoznaczony, ale pokaże panu to miejsce.
Podjeżdżamy samochodem do lasu, po drodze zabierając jeszcze jednego seniora wioski, który brał udział w pochówku zabitych Niemców. Pan Lucjan Łosiak prowadzi nas przez duży las sosnowy. Razem z panem Jakubowskim pokazują mi nieoznakowane miejsce spoczynku Niemców. Pan Lucjan nie bardzo chce rozmawiać o wydarzeniach z sierpnia 1944 r., ma na ten temat swoje zdanie i nie chce się nim dzielić.
Fot3. - Jan Jakubowski i Lucjan Łosiak  wskazują  mogiłę  leśną  ze  stycznia 1945r .
Fot4. - Miejsce  pochówku  9 niemieckich  żołnierzy z VIII 1944 r


* dziebaltow-1944-553.jpg (400.26 KB, 570x952 - wyświetlony 535 razy.)

* dziebaltow-1944-4.jpg (404.12 KB, 1600x957 - wyświetlony 658 razy.)
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #182 : Luty 16, 2015, 17:48:09

Relacja III - pan Henryk Grzegorczyk

W tamtym czasie młodość i energia rozpierała mnie na potęgę. Chciałem koniecznie dostać się do partyzantki, wykazać w boju i postrzelać. Ot taka młodzieńcza fantazja. Rzeczywistość okazała się inna. Byłem sprawdzany i wielokrotnie dawano mi do zrozumienia, że nie mają do mnie zaufania. Dostawałem najgorsze roboty i często popadałem w konflikt z podoficerem, moim bezpośrednim przełożonym. Powiem panu jedno, że do dziś nie wiem w jakiej ja byłem partyzantce. Czy to było AK, czy BCh czy NSZ? Naprawdę nie wiem. Pseudonimy były jak wszędzie: Kruk, Orzeł, Zemsta i tego typu. W pewnym, momencie za niewykonanie jakiegoś głupiego rozkazu chcieli mi wlepić baty wyciorem. Do tej chwili nawet nie dostałem broni. To przechyliło szalę i postanowiłem się wycofać. Ludzie mówią do dzisiaj, że nie byłem w partyzantce tylko w bandzie. Mój powrót do domu zbiegł się w ten feralny czas ataku naszych AK-owców na niemieckie haubice. Po odejściu (ucieczce ) z oddziału wróciłem do domu do rodzinnego Dziebałtowa. Jakieś dwieście od naszej chałupy stała haubica, a przy niej kręcił się żołnierz z karabinem. W naszym domu nie mieliśmy zakwaterowanych żołnierzy, gdyż nie mieliby się gdzie pomieścić. Leśnym z oddziału, w którym byłem nie przyznałem się, że mam broń. Przyniosłem i ukryłem karabin jeszcze we wrześniu 1939, z lasu z Kazanowa. Zabezpieczyłem broń w nafcie, okręciłem w płaszcz, taki gumowany, wojskowy i schowałem w stodole. Teraz bałem się, że Niemcy mogą go znaleźć i kombinowałem jak go wynieść i ukryć w lesie. Wciąż kręciły się patrole piesze i konne, a w nocy nie chciałem ryzykować, bo strzelali bez ostrzeżenia. Mauser został, ale później za niego musiałem odsiedzieć w wolnej już Polsce. Wracając do tamtego wieczora, usłyszałem na początek kilka serii z peemu oraz pojedynczych wystrzałów z pistoletu i karabinu. Na drodze zaroiło się od żołnierzy. Padały komendy po niemiecku, po czym wszystko ucichło. W nocy, w naszą chałupę targnęło uderzenie fali, od wybuchu, poleciały szyby, a także oderwało narożnik szczytu dachu krytego słomą. W dziurze po oknie zobaczyłem łunę od pożaru. Wybiegłem z rodzicami z domu, w poświacie ognia widziałem rozwaloną lufę wielkiej haubicy. Płonęły zabudowania sąsiadów po drugiej stronie drogi. Niżej od nas, w stronę Sielpi widać było wymianę ognia. Smugi po pociskach i ogniki wystrzałów zdradzały stanowiska żołnierzy. Niemcy kazali się nam schować. Na podwórku rósł wielki kasztan i to za jego pniem kucnęliśmy z rodziną.

Fot 5. - Henryk Grzegorczyk 


* dziebaltow-1944-10.jpg (300.52 KB, 957x1600 - wyświetlony 466 razy.)
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #183 : Luty 16, 2015, 17:51:11

Pozwolę sobie tutaj na pokazanie relacji jednego z partyzantów biorących udział w bitwie Dziebałtowskiej - tekst pochodzi z artykułu pana Piotra Rachtana pt. 1944 Burza Świętokrzyska

Halny: droga znad Pilicy
 Byliśmy wtedy z „Nurtem” bardzo blisko. Pamiętam jedno z działań zaczepnych: stoimy pod Końskimi, jest druga połowa sierpnia, wracamy znad Pilicy, ludzie są rozgoryczeni, powstanie w Warszawie trwa, a my przygotowani, nakręceni, chcemy walczyć. Wojsko - 6 tysięcy ludzi - rozchodzi się powoli. Ja mam drużynę świetnie uzbrojoną. Jest nas 11 i mamy 3 rkm, trzy pistolety maszynowe, każdy ma po gamonie przeciwczołgowym. Cały batalion „Nurta” był uzbrojony podobnie. 
Miałem z „Nurtem” taką osobistą historię: byłem plutonowym, pełniłem służbę podoficera dyżurnego, wchodzę na kwaterę „Nurta” i melduję mu gotowość oddziału do przeglądu. „Nurt” nie wie co robić, bo w głębi siedzi ktoś inny i mówi:
– „Halny”, ale tu pułkownik...
A ja na to: 

– To mnie nie obchodzi, pan jest komendantem.
 Zrobiono nam zbiórkę, cały batalion stanął w czworoboku na polanie. Wyszedł jakiś pułkownik, (później dowiedziałem się, że to by ppłk. „Kruk”) „Nurt” mu zameldował batalion, a pułkownik do nas przemówił. Mówił o sytuacji z punktu widzenia dowództwa. Że Pilica jest nie do przejścia, Niemcy ustawili artylerię, przeciwko której nasze rkm nic nie mogłyby zdziałać. Ale nastroje były takie, że trzeba było je rozładować. 50 ochotników poszło wtedy na wieś Dziebałtów, gdzie miała stać lekka artyleria. Atak poprowadził kapitan „Tarnina” z 2 batalionu. Nas „Szortów” było chyba ze dwie drużyny. Wchodzimy do pierwszych chałup, podobno Niemcy nie mieli ubezpieczenia, jednak z głębokiego rowu podniósł się zaspany żołnierz i wtedy „Bat” skosił go serią z rkm.
i zaczęła się strzelanina. „Szorta”, gdy podchodził do jednej z chałup, złapał z tyłu Niemiec. „Szort” schylił się i ze swojego Thompsona strzelił między swoimi nogami Niemcowi w krocze. 
Nasz oficer informacyjny „Roman” (Stanisław Schwarc-Bronikowski), którego nazywaliśmy Goebbelsem. został bez broni, bo wypadł mu magazynek od empi. W bitwie zginął jeden nasz żołnierz – „Wisłok”, ranny został „Dzium”. Żadnej artylerii tam nie było, tylko trzy haubice, które zniszczyliśmy.
 Za tę bitwę podano nas do Krzyża Walecznych.


Jeszcze jeden fragment relacji z tamtych wydarzeń w publikacji Cezarego Chlebowskiego: Reportaż z tamtych dni

Idziemy na Dziebałtów. Wywiad doniósł, że kwateruje tam baon artylerii niemieckiej, podobno lekkie działa - relacjonuje swoim „Halny". Niestety, dokładne miejsce ulokowania dział, ani siła nieprzyjaciela nie są znane. Zresztą działami zajmą się inni. Patrzcie tu na mapę - brudnym paluchem dziobie w miejsce, gdzie kończy się kolor zielony, który oznacza lasy, a małe gęste punkciki zdobi napis „Dziebałtów". My obchodzimy wieś od zachodu i rolujemy po cichu przysiółek odchodzący od Dziebałtowa w bok. Tam podobno Niemców nie ma.
– A jak będą ? – pyta nerwowo młody „Kniaź" - Stanisław Alkiewicz.

– To wybijemy granatami w chałupach.

– Granatami? Przecież tam są gospodarze, Polacy.

 Zapada cisza. Nikt nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Wreszcie „Halny" decyduje się przerwać milczenie.


– To jest wojna. A zresztą na pewno w izbach gdzie są Niemcy, Polacy nie będą spali - mówi to wbrew sobie, bo wie, że granat obronny wrzucony do izby rozwali drewniane przepierzenie i poszatkuje wszystko. Ale co ma powiedzieć? Taki rozkaz.

Żołnierz wie tylko część prawdy, drugą część znają jego zwierzchnicy. A jest ona także pełna niedomówień. Decyzję uderzenia na Dziebałtów podjął tego dnia rano płk „Lin" (Antoni Żółkiewski) z dwóch powodów: celem podreperowania morale wojska, po nieprzychylnie przyjętej decyzji odwrotu z marszu na Warszawę, oraz aby zdobyć działa, które miały być przydatne w dalszych akcjach w ramach planu "Burza". W planie tym przewidywano także uderzenia na Kielce i Radom. W południe, gdy na odprawie dowódców batalionów przedstawiono plan i zlecono początkowo do wykonania batalionowi „Nurta" pod jego bezpośrednim dowództwem, tan, zorientowawszy się, że rozpoznanie jest bardzo mgliste, wypowiedział się przeciwko akcji, nie wróżąc jej powodzenia. Ponieważ nie wszyscy podzielali jego zastrzeżenia, postanowiono uderzyć na Dziebałtów specjalnie stworzoną grupą między batalionową, nad którą komendę powierzono dowódcy II batalionu z 2 pułku piechoty legionowej, kpt. „Tarninie" - Tadeuszowi Pytlakowskiemu.

Mam nadzieję, że udało mi się chociaż w małym stopniu przybliżyć problem akcji partyzanckich widzianych z trzeciej strony, to znaczy okiem cywilów. Wśród działań grup podziemia niepodległościowego znamy przypadki represji okupantów wobec ludności cywilnej, czy strat ludności podczas walk, Powstania Warszawskiego i różnych akcji dywersyjnych. Każda wojna, czy konflikt zbrojny niesie za sobą ryzyko niewinnych ofiar. Nie bądźmy surowi w ocenie relacji świadków tych wydarzeń, oni tak to zapamiętali i tak to przeżywali.

Radosław Nowek
Fot.6- Tablica  upamiętniająca  tamte  wydarzenia  . Znajduje  się  na  terenie  Kościoła  w  Dziebałtowie .


* dziebaltow-1944-7.jpg (413.41 KB, 1600x1038 - wyświetlony 480 razy.)
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
rovis
MFE detektorysci.pl
Plutonowy
***

Pomógł 3
Offline Offline

Wiadomości: 37



Odpowiedz #184 : Luty 16, 2015, 22:07:30

Radek chylę czoła!
Zapisane

Teknetics T2
adamS
Kapral
*

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 26


Odpowiedz #185 : Luty 18, 2015, 22:20:26

Halny na imię miał Zdzisław.Poza tym czyta się jednym tchem.Pozdrawiam
Zapisane
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #186 : Marzec 03, 2015, 20:04:17

http://www.konskie.org.pl/2015/03/pierwsze-rozbicie-wiezienia-w-konskich.html
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #187 : Marzec 29, 2015, 08:38:30

http://www.konskie.org.pl/2014/10/marian-kaczorowski-starszy-uan-gruszka.html
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #188 : Kwiecień 21, 2015, 17:21:24

                                                               „Wyrębów”  część  I

   Pierwsze  spotkanie  z  miejscowością  Wyrębów  w gminie  Radoszyce , było  związane  z moją  pracą  zawodową  . Podczas  wykonywania usług  związanych  z  budową  odcinka  wodociągu  poznałem  pana  Tadeusza  Wyderskiego  .  Wykopy  pod  instalacje przechodziły  przez  teren  pana  Tadeusza  więc  zasięgnąłem  u  niego  informacji  na  temat  przebiegających  pod  ziemią  mediów . Podczas  rozmowy  weszliśmy  na  tematy  związane  z  historią  wioski  i pięknej  nowo pobudowanej  kapliczki  z  cegły  klinkierowej . Okazało  się  , że w  tym  miejscu  , przed  wojną  , stała  drewniana  kapliczka  pod   którą  mieszkańcy  spotykali  się  na  majówkach.  Ludzie śpiewali pieśni  i modlili  się  ku  czci  Matki  Bożej . Nie  wiadomo  , czy kapliczka  nie  remontowana rozsypała  się  ze  starości  , czy  inny  kataklizm   doprowadził  do  jej  zniszczenia  . Pan  Wyderski  sam  nie  pamiętał  owej  kapliczki , ale miał  informacje  od  rodziców  o jej  wyglądzie i  położeniu .  Postanowił  odbudować  ją  w  tym  samym  miejscu  .  Z  własnej inicjatywy i  przy  użyciu własnych   środków  wybudował  nową  kapliczkę . Ludzie  powrócili  do  dawnych  zwyczajów  i  modlą  się  w  niej  nie  tylko  na  majówkach .
   Pan  Tadeusz  , to  człowiek  żywo  interesujący  się  historią  regionu  oraz  samego  Wyrębowa .  W naszych  rozmowach  często  przewijały  się  wątki  z  czasów  okupacji  hitlerowskiej  . Zostałem  obdarowany  hełmem  niemieckiego  żołnierza  , który  pan  Tadeusz  znalazł  w  pobliskim  lesie  .  Hełm  oczywiście  trafi  do  naszego  Muzeum (  jeśli  będzie miejsce  na  takie  Muzeum ) . Byłem  pod  wrażeniem  wiedzy  tego  człowieka  oraz  pomysłów  , które  chce  wprowadzać  w  celu  upamiętnienia  ważnych  wydarzeń  z  historii  Wyrębowa . Jak  zwykle  brakło  czasu  aby  o  wszystkim  porozmawiać  . Umówiliśmy  się  na  spotkanie  w  najbliższym  dogodnym  terminie  , aby  spisać  czy  utrwalić  ważne  informacje  na  dyktafonie .
   Minęło  ponad  rok  i  jakoś  nie  było  okazji  do  spotkania  w  Wyrębowie  . Mój  przyjaciel  Krzysztof  Biłek  , który  zajmował  się  opracowaniem  tematu  kapliczek i przydrożnych  krzyży  w  gminie  Radoszyce  , spotkał  się  z  panem  Tadeuszem  . Zaraz też do  mnie  zadzwonił  z  informacją  o  poznaniu  ciekawego  człowieka  z  Wyrębowa , który  posiada  wiele  informacji  na  tematy  nas  interesujące  . Chodziło  oczywiście  o  pana  Wyderskiego . Postanowiłem  nie  odwlekać  spotkania  i  umówiłem  się  na  spotkanie  na  początku  września  . Krzysztof  Biłek , Krzysztof  Woźniak i  Ja  wybraliśmy  się  we  trzech  w  sobotni  poranek  uzbrojeni  w  detektory  metalu  , dyktafon  i  aparat  fotograficzny . 
   W  kapliczce modliło  się  kilka  osób  , wśród  nich  nasz  gospodarz  .  Po  przywitaniu  rozpoczęliśmy  rozmowę  na  temat  właśnie  tej  nowej  kapliczki  i  stojącego  nieopodal staro  wyglądającego  krzyża .
   „ Podczas  prac  budowlanych  w  miejscu  po  starej  , drewnianej  kapliczce  znalazłem  taki  oto  krucyfiks , kilka  medalików  od  różańca  i  inne  drobne  przedmioty  stanowiące  wyposażenie  kapliczki „
Uszkodzony  krzyż  w  rękach  pana  Tadeusza  wykonany  był  z  tak  zwanego  „ cynkalu „ . Wyglądął  na  XIX wiek  . 
„ Jeśli  chodzi  o  krzyż  przy  drodze  to  podobno  został  postawiony  przed  1850 rokiem  w  czasie epidemii  Cholery „
   „ Mój  tato  to  opowiadał  mi  wiele  różnych  takich  bajań  i  legend  . Często  w  tych  opowiadaniach  można  wyczuć  folklor  ale  też  prawdy  historyczne  . Tu ,  w  tym  miejscu  , nieopodal  tej  kapliczki stała  pierwsza  w  tej  okolicy  szkoła  .  Dopiero  po  pożarze  i  spaleniu  się  drewnianego  budynku  , postawiono  szkołę  w  Kłucku .  Ze  starą  kapliczką  wiąże  się  sporo  opowiadań  . Pewnego  wieczora  , dwóch  żołnierzy  , mieszkańców  tej  wsi , wracając   z  wojny  Polsko – Bolszewickiej  , przechodzili  w  pobliżu  kapliczki . Usłyszeli  płacz  dziecka  dobiegający  z  krzaków  za  kapliczką . Ponieważ  było  bardzo  ciemno  , jeden  z  nich  przyświecał  zapałkami  a  drugi  szukał  płaczącego  dziecka  .  Płacz  wydobywał  się  spod  ziemi  . Myśląc  , że  jakaś  wyrodna  matka  zakopała  żyjące  dziecko  zaczęli  kopać  gołymi  rękoma  w  ziemi  .  Płacz  ustał  a  w  miejscu  rozkopania  znaleźli  zawiniątko  ze  srebrnymi  monetami  austriackimi .  Innym  razem  moja  ciotka z  córką  przyszła  do  nas  w  odwiedziny  .  Po  wejściu  do  domu  widać  było....cdn
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #189 : Kwiecień 22, 2015, 19:55:27

Część II .
poddenerwowanie  na  ich  twarzach  .  Z  rozmowy  z  moimi  rodzicami  wynikało  , że  idąc  do  nas  , zobaczyły  klęczącą postać  młodej  kobiety  w  bardzo  jasnym  ubraniu  . Kobieta  płakała  pochylając  się  nad  zawiniątkiem  leżącym  na  ziemi . Odwróciły  się  na  chwilę  i  kobiety  już  nie  było  .  Mój  tato  musiał  je  potem  odprowadzić  .  Ale  to  tylko  takie  legendy  i  opowiadania  . „
   Przechodzimy  w  stronę  lasu  , gdzie  niedawno  pan  Tadeusz  zrealizował  jeden  ze  swoich  pomysłów , mianowicie postawił  drewnianą  kapliczkę  partyzancką  upamiętniającą  wydarzenia  z  1944 roku .
   „ Z  opowieści  ojca , rodziny i  miejscowej  ludności  zostało  mi  w  głowie  sporo  na  ten  temat . Po  akcji  Burza  pojawił  się  w  naszym domu  Stanisławski , dawniejszy  sąsiad . Rodzice  wiedzieli  , że  był  w  „ lesie „ . Poprosił  o  dyskrecję i  zapowiedział  przybycie  w   rejon wsi    oddziału  partyzanckiego . Ojciec  miał  pomagać  i  organizować  z  zaufanymi  ludźmi  siano  dla  koni  , żywność  dla  ludzi  i  inne  potrzebne  rzeczy . Zanim  pojawili  się  nasi żołnierze  zadudniło  od  Radoszyc  . Słychać  było  palby  karabinów , serie  z  kaemów i  wybuchy  granatów  . Radoszyce  płonęły    , a  resztki  spalenizny  docierały  aż  tutaj  .  W  linii  prostej  będzie  gdzieś  4  km . Dopiero  po  latach  okazało  się  , że  to  Oddział  „Szarego”  ratował  ludność  wioski  przed  pacyfikacją  .”

3.IX . 1944 roku oddziały niemieckie otoczyły Radoszyce ciasnym kordonem, spędzając ludność na rynek i czyniąc przygotowania do masowej egzekucji. Od masakry uratował ludność niezwłoczny atak oddziałów partyzanckich AK na Niemców .

   „Partyzantka  pojawiła  się  na  leśnych  wzgórzach  Wyrębowa w  niedzielę  przed  świtem . Ojciec  opowiadał  , że  mieli  kilku  jeńców  . Byli  to  policjanci  niemieccy  biorący  udział  w  pacyfikacji  Radoszyc . Oddział  przywiózł  również  dwóch naszych żołnierzy ,  ciężko  rannych w  tej  bitwie , którzy  zmarli    kilka  godzin  później . Zostali  pochowani  tutaj  , na  wzgórzach  gdzie  obecnie  stoi  Partyzancka  Kapliczka . Po wojnie  zostali  ekshumowani  i  przeniesieni  na  cmentarz  w  Radoszycach  „.

A  co  się  stało  z  jeńcami ?

   „ Rodzice  nie  za  bardzo  chcieli  o  tym  mówić  , ale  z  czasem  wyszło  , że  po  przesłuchaniach  na  temat  planów jednostki  pacyfikacyjnej , jeńców  miano  rozstrzelać . Zanim  jednak  do  tego  doszło , dwóch  z  nich  wykorzystując  nieuwagę  pilnującego  ich  młodego  partyzanta wyrwali  mu  bagnet  i  ranili  w  nogę  . Zabrali  też  karabin  , na  szczęście  broń  się  zacięła  i nie  mogli  odryglować  zamka . W  tym  czasie  jeden  kapral  i  dwaj  szeregowi  widząc  zagrożenie  oddali  w  stronę  Niemców  kilka  serii  z  m-pi. Nie  było  rozstrzelania  , zginęli  w  walce  , choć  ludzie  długo  mówili  , że  to  różnie  było  z  tymi  jeńcami . Wie  pan  do  dzisiaj  w  miejscu  gdzie  zginęli  ci  Niemcy  i  gdzieś  tutaj  zostali  zakopani , jest  tu  wyczuwalny  jakby  chłód , taka  zła  energia . ”

A  co  mówili  takiego ?

„ Podobno  to  było  sprowokowane , tylko  myśleli  , że  Niemcy  będą  raczej  uciekać  niż  , że  zaatakują .”

Jak  długo  przebywał  tutaj  oddział  ?

   „Dokładnie  nie  wiem  , ale  musieli  być  kilka  dni  lub  nawet  tydzień  , bo  nie  budowaliby  szałasów i  tego  podestu . Codziennie  odbywała  się  Msza  Święta celebrowana  przez  kapelana  oddziału , na  którą  przybywali  okoliczni  mieszkańcy . Właśnie  tutaj  znajdowały  się  posterunki  wartownicze  , a  tam  wyżej  gdzie  widoczne  są  jeszcze  dzisiaj  zagłębienia  , partyzanci pobudowali  coś  w  rodzaju  szałasów . Nie  wiem  ilu  było  naszych  żołnierzy , ale  ojciec  mówił  , że  było  ponad  dwustu  . Na  samej  górze , na  tym  niewielkim  wypłaszczeniu  znajdował  się  sztab  . Był  tam  namiot  obłożony  gałęziami  i  zamaskowany  „zeltami”( pałatka  niemiecka  w  kolorze  maskującym ) . Widać  było  , że  dowódca  wiedział  co  robi  rozbijając  obóz  w  taki  a  nie  inny  sposób . Można  się  tu  było  bardzo  długo  bronić  , wycofać  bez  strat  , a  jeden  dobrze  okopany  rkm  mógł  powstrzymać  spore  oddziały  nieprzyjaciela . „

Chodzimy  przez  dłuższą  chwilę  w  milczeniu  oglądając  miejsca gdzie  obozował  oddział  . Na  myśl przyszło  mi  w  tym  momencie  , że  to  był  już  wrzesień  . Chłodne  noce , niedojadanie  , ciągła  pogoń  z miejsca  na  miejsce . Do  tego  jeszcze  walka  z  wrogiem  i  możliwość  zostania  rannym  lub  zabitym . Czy  dzisiejsza młodzież  i  my  sami  , zdobylibyśmy   się  na  taki  akt....cdn
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #190 : Kwiecień 23, 2015, 05:36:32

Część III.

odwagi ?
Kilkakrotnie  używamy  wykrywaczy  metali  w  nadziei  na  znalezienie  jakiejś  pamiątki  z  tamtych dni .Znajdujemy  tylko  kilka  łusek , które  można  połączyć  z  oddziałem .

Jakie  były  relacje  oddziału  z  mieszkańcami  ?

„ Bardzo  dobre  , sporo  młodych  pchało  się  by  walczyć  , ale  dowódca  szukał  ludzi  tylko  z wojskowym  przeszkoleniem  . Ludzie  przynosili  wiele  rzeczy  , gotowali  bieliznę  , cerowali  , przyszywali  itd. Na  krańcach  wioski  rozlokowani  byli  specjalnie  do  tego  wybrani  partyzanci  , którzy  obserwowali  zachowanie  mieszkańców  , ale  również  mieli  wgląd  na  drogę  i  kto wychodzi  i  wchodzi  do  wsi „.

W  międzyczasie  podchodzimy  do  wybudowanej  w  lesie  kapliczki  partyzanckiej  .  Historia kapliczki zaczyna się w sierpniu w 1944roku . Na  początku  na  mogile  stanęły  brzozowe  krzyże  . Po wojnie Władysław Janus ,były partyzant ,postawił kapliczkę i ufundował tablicę pamiątkową . Za jego staraniem ekshumowano  poległych i przeniesiono ich zwłoki na cmentarz w Radoszycach. Po śmierci opiekującego się nią W. Janusa kapliczka popadła w ruinę .    W 2012 roku za staraniem Tadeusza Wyderskiego i wójta gminy Radoszyce kapliczka została gruntownie odnowiona .         W  tym  czasie  podeszło  do  naszej  czwórki dwóch  miejscowych  degustatorów  nalewek . Słysząc  o  czym  rozmawiamy  wtrącali  swoje  rzekomo  prawdziwe  opowieści  .  Było  więc  i  trochę  wesoło  podczas  wspomnień  o  tych  trudnych  chwilach . Pan  Tadeusz  próbuje  sobie  przypomnieć  jeszcze  jakieś  szczegóły  dotyczące  wydarzeń  z  początku  września 1944 r.
„ Wiem  jeszcze  o  jednej  sprawie  , ale  to  musimy  pojechać  samochodem  . Wprawdzie  to  nie  dotyczy  pobytu  oddziału  ale  czasu  okupacji  i  niezwykle  dramatycznych  wydarzeń  .  Ta  historia  mogła  ściągnąć nieszczęście  na  wioskę  .  To  było  w  lipcu  1944 r. Na  drodze  od  Stanowisk  pojawiło  się  trzech  Niemców  na  rowerach . Żołnierze  zaczęli  rozpytywać  łamaną  polszczyzną  o  bandy  , rzekomo  stacjonujące  w  „Smugowym  „ lesie  .  Przy  skraju  lasu  Niemcy  zostali  ostrzelani  z  broni  maszynowej . Zginęli  na  miejscu , ale  nikt  się  nie  pojawił  , nie  było  wiadomo  kto  strzelał  .  Do  dziś  pozostaje  to  tajemnicą  . Podejrzewam  jakiś  oddział  partyzancki  , tylko  dlaczego  nie  wzięli  broni  zabitych ?  Ludzie  miejscowi  przybyli  na  miejsce  popadli  w  panikę  .  Przecież  za  niedługo  będą  ich  szukać  , przyjadą  i  spalą mordując  całą  wieś  .  Wszyscy  się  zmobilizowali  i  ściągnęli  zwłoki  do  wyrobiska , tak  zwanego miądlanego  dołu  w  lesie  . Miądlany  dół  to  miejsce  gdzie  prażono  i  przygotowywano  len . Tam  zakopano  ich  przysypując  przyniesioną  ze  sobą  ziemią  , trawą  i  liśćmi . Na  tym  miejscu  posadzono  świerka .  Kobiety  nosiły  ziemię  w  fartuchach a  mężczyźni  w  workach  .  W wyrobisku bowiem  był  sam  kamień  pokryty  mchem . Rowery  zostały  rozłożone  na  części  i  zatopione  w  rzece  . Miejsce  śmierci  zamaskowane  , a  obok  postawiono  wóz  z  gnojem  .  Ludzie  jakby  nigdy  nic  pracowali  w  polu  . Nadjechał  samochód  żandarmerii  .  Policjanci  wypytywali  o  strzały  , o żołnierzy , czy  ktoś  widział  cokolwiek  dziwnego . Jeden  z  chłopów  mówiących  trochę  po  niemiecku  powiedział  o  strzałach  dobiegających  od  strony  Radoszyc  z  lasu  , żołnierzy  niemieckich  żadnych  tu  nie  było  . W  ciągu  kilku  dni  jeszcze  kilka  razy  sprawdzano  okoliczne  lasy  w  poszukiwaniu  tych  trzech  zabitych  .  A  oni  właśnie  leżą  tutaj  . „

   W  międzyczasie  słuchając  tej  opowieści  dojechaliśmy  na  miejsce  gdzie  stała  wiejska  stara  chałupka  . Bezpośredni  świadek  tamtych  wydarzeń  pan Adam  Jadowski , starszy  i  niedosłyszący  człowiek  , bardzo  chciał  nam  to  opowiedzieć  i  przybliżyć  dramatyzm  tej  sytuacji  . Człowiek  ten  stwierdził  , że  do  Niemców  strzelali  partyzanci  z  AL .  Samochodem  dało  się  tylko  dojechać  do  pewnego  momentu  , dalej  pieszo  . Dziarski  staruszek  opowiadał  o  strachu  żywo  gestykulując  rękoma .   Wreszcie   dochodzimy  na  miejsce  .  Na   ziemi  leży  nieduży  kamyk  ,a  na  nim  wypalony  znicz  .  To  pan  Tadeusz  Wyderski  zapala co  jakiś  czas  tym  Niemcom  światło  . Bo  przecież  i  oni  mieli  rodziny  , zginęli  bez  śladu  wiele  lat  temu  .  Postanowiliśmy  zgłosić  sprawę  do  fundacji  Pamięć i  zrobić  ekshumację  . Jeśli  będą  mieli  przy  sobie  tak  zwane  nieśmiertelniki  , to  potrafimy  zidentyfikować  zmarłych .
   Kończymy  nagrywanie  , odwozimy  pana  Tadeusza  do  domu  i  wracamy  do  Końskich  .  Po  drodze  prawie  milczymy  rozmyślając  o  słyszanych  opowieściach  . każdy  z  nas  rozpatrywał  to  po  swojemu .

Pavelock 
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #191 : Maj 18, 2015, 05:44:11

http://www.konskie.org.pl/2015/05/w-75-rocznice-smierci-majora-hubala.html
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #192 : Lipiec 04, 2015, 06:34:30


Ostatni powrót hubalczyka Romualda Rodziewicza „Romana”
Romuald Rodziewicz urodził się w Ławskim Brodzie (obecnie Truskawicze) na nowogródczyźnie 19 stycznia 1913 roku. Z majorem Hubalem zetknął się w ostatnich dniach września, kiedy to, wraz z grupą ułanów wracających z nad łotewskiej granicy, dołączył do 110. rezerwowego pułku ułanów dowodzonego przez ppłk. Jerzego Dąmbrowskiego. Były to już ostatnie chwile przed rozwiązaniem tego pułku. Grupę, która postanowiła dotrzeć do Warszawy poprowadził major Dobrzański. Wśród tych ułanów znalazł się Romuald Rodziewicz.Kiedy Dobrzański podjął decyzję, że pozostaje w kraju i tu będzie kontynuował walkę, a nie za granicą, Rodziewicz pozostał w oddziale. Przyjął pseudonim „Tarnawa”, ale powszechnie lubianego Rodziewicza żołnierze nazywali po prostu „Romanem” i pod takim pseudonim przeszedł do historii. Jedyny ślad po „Tarnawie” widnieje w liście do ośmiu kieleckich harcerek, które przysłały na Bielawy wigilijne podarunki dla żołnierzy.
Uczestniczył w potyczkach oddziału pod Wolą Chodkowską (pow. Kozienice), Huciskiem (pow. Przysucha) i Skłobami (woj. świętokrzyskie). Uczestniczył również w ostatniej potyczce, w której poległ major Hubal, pod Anielinem (pow. Opoczno) 30 kwietnia 1940 roku. Po rozwiązaniu Oddziału majora Hubala, w czerwcu 1940 roku, podjął pracę w ZWZ i AK. Pochwycony przez Niemców zesłany został najpierw do KL Auschwitz, a potem KL Buchenwald. Wyzwolenie zastało go w Nadrenii, gdzie zatrudniony był przy naprawie taboru kolejowego. Skierowany do szpitala, po pięciu tygodniach kuracji udał się do Włoch i wstąpił do 16 Pomorskiej Brygady Pancernej w 2. Korpusie Polskim.
Zdemobilizowany w 1947 roku, osiadł w Anglii i w 1952 roku (w Boże Narodzenie) założył rodzinę. Pracował jako hutnik, górnik, tokarz.
Do Polski przyjeżdżał wielokrotnie i ściśle współpracował ze Środowiskiem „Hubalczycy”. Poniżej foto relacja z kilku pobytów Romualda Rodziewicza w Polsce w latach 1987 – 1997.Na zakończenie pragnę zaprezentować fotografię ofiarowaną przez Romualda Rodziewicza Mirosławowi Głowaczowi, synowi hubalczyka Franciszka Głowacza „Lisa”, podczas swojej wizyty w Warszawie w 1978 roku.
Ostatnie lata Romuald Rodziewicz spędził w polskim Domu Opieki „Jasna Góra” w Huddersfield (Wielkiej Brytania, Anglia, hrabstwo West Yorkshire).
W 2003 roku Romuald Rodziewicz odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Miał wtedy 90 lat. Trudno odgadnąć, czemu z wręczeniem tego odznaczenia czekano aż 5 lat. Wręczono mu go dopiero w 2008 roku. W tym samym roku nadano mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Tym razem uroczystość wręczenia odbyła się już po pół roku.
Romuald Rodziewicz zmarł 24 października 2014 roku. 19 stycznia br. obchodziłby 102 urodziny.
Jego prochy złożone zostały na Cmentarzu Wojskowym na warszawskim Powązkach 12 czerwca br. W mszy w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, a po niej w uroczystym pochówku prochów uczestniczyła duża grupa uczniów Zespołu Szkół Zawodowych w Radomiu oraz uczniowie z Publicznej Szkoły Podstawowej w Przydworzycach. Patronem obydwóch szkół jest im. H. Dobrzańskiego „Hubala”. Poza radomskimi szkołami żegnali również Romualda Rodziewicza uczniowie ze szkół hubalowych z Aleksandrowa Kujawskiego, Bychawy i Przybranowa.







* Rodziewicz-01.jpg (122.55 KB, 960x579 - wyświetlony 525 razy.)

* Rodziewicz-13-1.jpg (144.5 KB, 726x1024 - wyświetlony 394 razy.)

* Rodziewicz-03.jpg (105.29 KB, 640x431 - wyświetlony 487 razy.)

* Rodziewicz-08.jpg (89.78 KB, 640x459 - wyświetlony 467 razy.)
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
emes
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 30
Offline Offline

Wiadomości: 1144



Odpowiedz #193 : Lipiec 04, 2015, 11:59:23

piękny życiorys, piękny wiek...
Zapisane

"Całemu oddziałowi wojska złożono najserdeczniejsze życzenia ekshumacji" (anonimowy uczeń)
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
***

Pomógł 51
Offline Offline

Wiadomości: 1425


prawdziwy patriota zna historię własnego kraju


Odpowiedz #194 : Październik 29, 2015, 17:23:27

http://www.konskie.org.pl/2014/08/w-gakach-szum-drzew-historie-przypomina.html

Historia odcisnęła bolesne piętno na położonej w głębi lasu maleńkiej wsi Gałki (gm. Gielniów). Dzień powszedni, jak w niewielu innych polskich wsiach przeplata się tutaj z okupacyjną przeszłością. Wystarczy zajrzeć do pierwszego z brzegu gospodarstwa, żeby usłyszeć opowieść o pacyfikacji w 1940 roku. Tutaj każda rodzina straciła w kwietniu tamtego roku kilku mężczyzn. Tutaj, nazwiska wypisane w kapliczce stojącej w centrum wsi, żyją do dziś. Potomkowie rodziny Cieślaków, Sokołowskich, Wójcików i wielu innych rozstrzelanych na podradomskim Firleju i w gałeckim lesie, mieszkają tam, gdzie spłonęły domy ich ojców i dziadków.
Zginęli, bo nie zdradzili

W publikacjach poświęconych działalności oddziału majora Hubala, i tzw. „hubalowskim pacyfikacjom” za kanon przyjęte jest stwierdzenie, że mieszkańcy spacyfikowanych wsi zginęli „za pomoc udzieloną oddziałowi”. Trudno spierać się z tym twierdzeniem, jednak głównym powodem wyroku, jaki zapadł na te wsie, było to, że nikt z ich mieszkańców nie poszedł na współpracę - kolaborację z niemieckimi władzami okupacyjnymi. Dzięki temu, oddział w miarę bezpiecznie spędził sześć tygodni w leśnej wsi. To nie pomoc Hubalowi, ale wierność Polsce była głównym powodem wyroku, jaki zapadł na chłopów z Gałek, Mechlina i Gielniowa.Mieszkańcy Gałek czczą pamięć bliskich

Jak co roku, w ostatnią niedzielę lipca, na polanie, na której rozstrzelano 12 mieszkańców Gałek, przy ich zbiorowej (wojennej) mogile odbyła się uroczysta msza koncelebrowana przez proboszcza parafii Gielniów, ks. kan. Kazimierza Okrutnego. Homilię wygłosił wikariusz ks. Stanisław Obratański.
W uroczystej mszy poza mieszkańcami Gałek i uczestnikami rajdu konnego brał również udział poczet sztandarowy 72 Pułku AK, Okręg Radom, koło w Przysusze.
Staraniem uczestników marszu konnego szlakiem majora Hubala u stóp mogiły wmurowana został płyta poświęcona 48 mieszkańcom Gałek rozstrzelanym na Firleju w dniach 4. kwietnia i 12. rozstrzelanym 11 kwietnia 1940 roku w gałeckim lesie. Aktu poświęcenia dokonał ks. Piotr Stempień, pracujący w misji katolickiej w Brazylii.
Fundatorami pomnika przy mogile pomordowanych mieszkańców Gałek są:
Stowarzyszenie Ułanów im. OWWP majora Hubala z Poświętnego, Stowarzyszenie Kawalerii w barwach 11. Pułku Ułanów Legionowych z Radomska, Szwadron 11. Pułku Ułanów Legionowych z Radomia, 13 Pułku Ułanów Wileńskich z Kielc.Bezimienna mogiła hubalczyka

Nieopodal mogiły chłopów z Gałek, znajduje się w lesie samotna wojenna mogiła. W tym miejscu pochowany został 13 marca 1940 roku żołnierz majora Hubala, Kazimierz Kubacki. Do tej pory była to bezimienna mogiła. Z inicjatywy Środowiska „Hubalczycy” i wójta gminy Gielniów Władysława Czarneckiego, umieszczono na niej tabliczkę z inskrypcją: Kazimierz Kubacki, żołnierz OWWP majora Hubala, żył lat 23. Cześć jego pamięci. 

Jacek Lombarski
Zapisane

prawdziwy patriota zna historię  własnego kraju
Strony: 1 ... 11 12 [13] 14 15 Do góry Drukuj 
Skocz do:  

Mazowieckie forum poszukiwaczy skarbów. Firma archeologiczna
Pozycjonowanie z agencją z Warszawy Skuteczni.pl

Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2009, Simple Machines