Witamy,
Gość
.
Zaloguj się
lub
zarejestruj
.
Czy dotarł do Ciebie
email aktywacyjny?
Kwiecień 26, 2024, 05:17:43
1 Godzina
1 Dzień
1 Tydzień
1 Miesiąc
Zawsze
Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:
Szukanie zaawansowane
Key Stats
61344
wiadomości w
8654
wątkach, wysłane przez
3197
użytkowników
Najnowszy użytkownik:
Rol68
BLOG
Kodeks Poszukiwacza
Mazowieckie forum poszukiwaczy skarbów. Poszukiwania skarbów mazowsze
>
Kategoria ogólna
>
Ciekawe miejsca, historie
>
bagno
Strony:
1
[
2
]
3
4
...
15
Autor
Wątek: bagno (Przeczytany 191953 razy)
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #15 :
Wrzesień 30, 2011, 06:10:57
jeden ze starszych artykułów , pisanych pod pseudo .
Dreszcz
Tytuł "dreszcz", wziął się głównie z tego czegoś co przeszywa nas podczas odgarniania ziemi i odnalezienia niesamowitego fanta, odkrywania jakiejś tajemnicy, czy wpadnięciu na trop zagadki. To "coś" za czym tęsknimy, czekamy na wiosnę lub dobrą pogodę aby wyruszyć na poszukiwania. W moim życiu poszukiwacza kilka razy przeszył mnie taki "dreszcz" ale jeden raz było to coś wyjątko-wego. Poniżej przedstawię pewną historię.
Na początku mojej przygody z poszukiwaniem różnych staroci i gratów spotkało mnie coś dziwnego. Pomagałem przy rozbiórce starego domu w niewielkiej miejscowości niedaleko Przysuchy. Podczas wyrywania starych rur i innych instalacji ze ścian odkryliśmy z kolegami skrytkę pod schodami. Była bardzo sprytnie urządzona. Belki podtrzymujące schody przylegały do ściany, a przy podłodze na wysokości około 70 cm znajdował się schowek na wiadra i inne rupiecie. Od tego miejsca jakiś metr przebiegały stare rury od kanalizacji i wody. Wyrywaliśmy wszystko, aby później sprzedać na złom. Wtedy to jedna z rur wyrwała kawał tynku ze ściany i ostatnią belkę podtrzymującą schody. Okazało się, że ta belka tak naprawdę nic nie podtrzymywała, jedynie maskowała skrytkę wydrążoną w ścianie. Skrytka miała ścianki z blachy, szerokości 20 cm, wysokości 70 cm i głębo-kości 40 cm. Tak, to wtedy po raz pierwszy doznałem tego uczucia, wyobraźnia podsuwała mi przed oczy złote monety i precjoza.
W środku znajdowało się sporo dokumentów, kilka gazet, ramka na zdjęcie wykonana z mosiądzu i pistolet Luger P-08. Broń leżała na początku skrytki i niestety miała kontakt z wodą z przerdzewiałej nieopodal rury. Krótko mówiąc był to zardzewiały i uszkodzony złomek, po wyczyszczeniu oddałem go do Izby Pamięci. Jeszcze gorzej sprawa się miała z dokumentami. Wiele było pisanych na maszynie, część po niemiecku, po polsku, po rosyjsku. Gazety okazało się były polskie, wydane w 1947 roku. Niewiele dało się odczytać i uratować, ale można było wywnio-skować z nich, że przez jakiś czas w tym budynku mieścił się posterunek Milicji.
Drugi raz coś podobnego przeżyłem kilka lat później. Niedaleko tej samej miejscowości, prowadziłem pewne prace przez 3 miesiące. Jak to miałem w zwyczaju rozpytywałem gospodarzy o jakieś niepotrzebne rzeczy z wojny i inne ciekawe historie. Wkrótce wszyscy wiedzieli o moich zainteresowaniach i przynosili mi fanty lub mówili o jakiś wydarzeniach związanych z ich ziemią,
a dotyczących czasów wojny. Był jeden starszy człowiek, naprawdę wiekowy i niewidomy. Dużo z nim rozmawiałem, umysł jasny i wybitna inteligencja biła od tego człowieka. Opowiedział mi o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce podczas I WŚ. Przez tą miejscowość przechodziły wojska austriackie, pobierali zaopatrzenie dla wojska i dla koni. Saperzy naprawiali most i drogę, a tabory i armaty ciągnięte przez konie przeprawiały się przez rzekę w okolicach młyna. I wtedy doszło do wypadku. Jeden z zaprzęgów koni wpadł w szał, czwórka koni ciągnąca armatę, dosłownie staranowała kilka wozów taborowych, poturbowała kilkunastu żołnierzy i pogalopowała do przodu. Niedaleko traktu znajdowało się kilka sporów dołów - szybów po kopalniach rudy żelaza. I właśnie w ten dół wpadła czwórka koni z armatą. Zanim na miejsce wypadku dotarli żołnierze, armata tonęła w głębokim szybie i wciągała za sobą konie. Zaprzęg został odcięty od morderczego ładunku, dwa konie miały połamane nogi, więc zostały zastrzelone. Po wielu wysiłkach w końcu Austriacy porzucili zatopione działo.
Nie chciało mi się wierzyć w tę opowieść, ale człowiek nie miał potrzeby okłamywać mnie. Sam był za mały aby to pamiętać, ale jego ojciec najęty był przez żołnierzy do pomocy przy próbie wydobycia działa i dokładnie pokazywał swojemu synowi gdzie to leży zatopiona armata. Nikt nigdy nie próbował jej wyciągnąć, przez lata pamięć ludzi o tym zdarzeniu się zacierała, ale jemu jako dziecku miejsce to utkwiło w pamięci na zawsze. Mimo że zachorował i stracił wzrok, wciąż pamiętał to miejsce. Niezwykle dokładnie je opisał i mimo upływu lat znalazłem ruiny młyna, rzekę i trakt. Nieopodal znajdował się szyb. Miejsce wypełnione było wodą i zarośnięte dość bujnymi krzewami i drzewami. Mój wykrywacz na niewiele się zdał w tej sytuacji, dlatego też zrobiłem coś na kształt długiej dzidy, około 3 m. Nie trafiłem na nic. Po dokręceniu jeszcze 2 metrów uderzałem w coś twardego. Czy był to metal ? Może kamień ? Trzeba było rozkopać i odwodnić szyb. Ponieważ koparkę miałem na miejscu, szyb znajdował się za wsią i raczej nikt nie widział naszej akcji, przystapiliśmy do działania. Najpierw koparka zrobiła dołek na około 2 metry, agregat, pompa i tłoczymy wodę z wykopu na zewnątrz. Łyżka koparki sięgnęła jakieś 3,5 metra w głąb szybu i na tym skończyły się jej możliwości. Jeszcze raz skonstruowaną dzidą wgłebiłem się w lej, ale tym razem wiedziałem, że uderzam o metal. Zrobiliśmy koparką podjazd, tzn. operator wykopał sobie na jakiś metr zagłębienie w które wjechał i mógł sięgnąć do naszej głębokości. Było coraz trudniej kopać, bo i błoto wydobywane z dołu nie było już gdzie wyrzucać. Trach !!! zazgrzytała łyżka po metalu. Adrenalina i dreszcz to były uczucia, które mnie teraz opanowały. Jest, naprawdę jest. W łyżce wyciągniętej z dołu był kawałek metalu. Poczerniały, nie zardzewiały kawałek, wyglądał jak wieczko od skrzynki na amunicję do MG, tylko że było nitowane, wielkość 45 cm długie, 22 cm wysokie i 3 cm grube, przy górze odchodziła jakby rączka. W tym momencie, chociaż słabo było widać co się dzieje w dole, nastąpiło jakby wzdychnięcie i poziom wody podnióśł się do poziomu zero dosłownie w kilka sekund. Prawdopodobnie działo dostało powietrza i poruszyło się w szybie, wcześniej działało jak korek w wannie, a teraz woda przedostała się i zalała z powrotem szyb. Pamiątka została. Ten kawałek metalu mam do dziś. Już nigdy później nie miałem okazji i możliwości zrobić drugie podejście do armaty. Jedynie co udało mi się ustalić to że poziom wód gruntowych, oraz poziom dna rzeki w miejscu gdzie jest szyb wynosi około 2-2,5 metra. Działo ( jeżeli to jest działo ) leży na 4,5-4,8 metra. Ale przecież górnicy jakoś wydobywali rudę żelaza z tego szybu i umieli poradzić sobie z wodą. Mam nadzieję, że kiedyś dorwę jakiegoś sponsora i spróbujemy raz jeszcze dobrać się do austriackiego działa
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
feniks68
Podporucznik
Pomógł 5
Offline
Wiadomości: 261
Odp: bagno
Odpowiedz #16 :
Wrzesień 30, 2011, 09:42:03
Szkoda ze nie udało się wydobyć tego austriackiego działa życzę powodzenia ze sponsorem i może kiedyś ujrzy światło dzienne i będziemy mogli ja podziwiać
Zapisane
Jest jedna Rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna, tą Rzeczą jest Honor!
stucer
Podporucznik
Pomógł 4
Offline
Wiadomości: 201
Odp: bagno
Odpowiedz #17 :
Wrzesień 30, 2011, 13:04:58
Arcyciekawe opowiadania, zgłębianie wiedzy o interesujących dla pasjonata historii wydarzeniach
Któż z nas nie marzy gdzieś tam w duchu, że znajdzie kiedyś np. czołg? Ty masz już to za sobą
Zapisane
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #18 :
Wrzesień 30, 2011, 17:32:05
To działo leży w tym samym miejscu do dzisiaj .
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #19 :
Wrzesień 30, 2011, 18:58:49
kolejny artykulik ...
Epizod z powstania - Ze Starego Pamiętnika - Bliżyński epizod z Powstania
Skąd wziąłem ten pamiętnik? Znalazłem go w starej szafie, którą okazyjnie kupiłem od jednego z pijaczków z Bliżyna. Była zaniedbana, brudna i rozchybotana. Powyciągałem szkło z drzwi, sprawdziłem nogi, w środku pod spodnią deską dębową znalazłem kilka fotografii, brulion i listy miłosne pisane pięknym językiem i pismem. Fotografie przedstawiały ludzi nieznanych, listy były piękne, ale najciekawszy był brulion. Było w nim wiele zapisków z różnych okresów, np. ktoś prowadził tam buchalterię jakiejś wytwórni zabawek w okresie międzywojennym, na innych stronach były przepisy kulinarne z początku XX wieku, był także rodzaj pamiętnika patriotycznego, dotyczący miejscowości Bliżyn i Powstania Styczniowego.
Poniżej chciałbym przedstawić, chociaż jeden z ciekawych zapisków nieznanego pamiętnikarza. Pisownię pozostawiam oryginalną.
14 Marca 1864.
W tym czasie gdy powstańce juże schodzili z pola walki ponosząc klęski, rozegrała się ostatnia bitwa w Sandomierskiem. Rudowski zaatakował w Bliżynie Kulgaczowa i pobił go ze znacznemi straty. W dniu 7 Marca Kulgaczow doszczętnie rozbił oddział Malinowskiego. Postępując dalej, Kulgaczow rusza do Iłży, lecz nigdzie nie spotyka powstańcy. Przeszedł przez Wąchock i lasy samsonowskie. Dowiedziawszy się, że Rudowski - dowódca pułku opoczyńskiego ruszył do Suchedniowa, stanął tam dnia 14 Marca. Z Suchedniowa Kulgaczow pomaszerował do Bliżyna, skąd wysłał rotmistrza von Wahla na podjazd ku Odrowążowi. Wahl w okolicach tego miasteczka wykrył obozowisko Rudowskiego, ale samych powstańcy nie było. Udało się Wahlowi trafić na ślad Rudowskiego, ale zaskoczony dżdżystą i ciemną nocą marcową, zatrzymał się w Odrowążu na nocleg. Rychło też wysłał umyślnego do Kulgaczowa z wiadomością o swoich odkryciach. Ten zamierzał zaraz nazajutrz połączyć się z von Wahlem i ścigać Rudowskiego, gdy tymczasem ten ostatni uprzedził go i napadł w nocy dnia 16 Marca w Bliżynie.
Rudowski poprzez swoich zwiadowczych dokładnie orientował się w manewrach wojsk rosyjskich. Dwaj włościanie Jan Jurzyński i Benedykt Przygoda dotarli do Rudowskiego
z wieścią, że w Bliżynie zatrzymał się Kulgaczow z dwiema sotniami kozaków. One wieści przekazane były od kierownika fabryki żelaznej w Bliżynie Wincentego Stereckiego. Jedna sotnia zajęła karczmę, druga dwór, z zamiarem spędzenia tam nocy.
Rudowski wezwał natychmiast wachmistrza Wojciechowskiego i polecił mu udać się do obozu majora Bezkiszkina, aby ten przed nocą stanął z oddziałem w lesie olszynowym, okalającym staw w Bliżynie. Siły ich wspólne wynosiły około 150 ludzi i 40 kawalerii. Siły rosyjskie były znacznie większe, ale przewagę tę miały równoważyć zaskoczenie i nocna pora. Wspominał mi Wojciechowski - nie wolno było palić, ani rozmów głośnych także surowo zabroniono, tylko spokój i cisza, aby nikt we wsi nie dowiedział się o naszej bytności w olszynach. Męki straszne przechodzilim, z zimna zęby szczękały. Tylko od czasu do czasu trzeba było pić wódkę i zagryzać chlebem z surową słoniną.
Po zapadnięciu nocy można było rozpocząć przygotowanie do akcji. Stosownie do rozmieszczenia nieprzyjaciela Rudowski rozmieścił swe siły.
Napad na dwór powierzył Bezkiszkinowi, który stanął na czele kompanii kapitana Wacława Ciepłego. W skład kompanii wchodziło 68 strzelców. Sam Rudowski stanął przy Bezkiszkinie, a swą eskortę przydzielił Rząśnickiemu.
Wspomina Wojciechowski - przed wielką stajnią dworską stał kozak na warcie, który nas zobaczył jak dojeżdżaliśmy i zawołal ochrypłym głosem - "Kto idiot?". Na co odpowiedzial nasz porucznik Minety doskonałym akcentem - "swój". Kozak przyglądał się, a że byliśmy o krok od niego, więc poznał i wszczął alarm, ale na więcej nie miał czasu, bo Minety jednym ciosem pałasza położył go na miejscu. Wówczas kapitan podzielił swą kompanię na trzy części, dwie rozstawił na szosie, a trzecia kompania otoczyła karczmę, zatarasowała okna i drzwi oraz podpaliła karczmę. Część co trzeźwiejszych Kozaków, przez dach skakali trafiając na nasze bagnety i ginęła, a reszta upiekła się w ogniu. Z koni, które wyprowadziliśmy z karczmy, wiele w popłochu rozleciało się, ale pozostało nam w rękach pięćdziesiąt kilka. Nasza więc wyprawa na karczmę powiodła się.
Mniejszy sukces osiągnął Bezkiszkin. Wobec czujniejszych wart i wcześniejszego alarmu, niż w karczmie, udało się kozakom kwaterującym przy pałacu, uratować się ucieczką ze stratą jednego oficera i paru szeregowych. Pomogła im w tym pomyłka strzelców Bezkiszkina, którzy w ciemnościach wzięli własną jazdę za kozaków i ostrzelali. Lecz i tak straty nieprzyjaciela wynosiły około 50 zabitych i spalonych oraz 20 rannych. Powstańce zdobyli nieco broni i 52 konie. W szeregach powstańczych było dwóch poległych i trzech rannych.
24 Maj 1864.
Dziś dotarła do mnie straszliwa wieść, oto bowiem Matwiej Bezkiszkin nie żyje. Był to syn Polki i oficera carskiego. Sam w młodości służył w wojsku rosyjskim w stopniu kapitana. Dlaczego przeszedł na stronę powstańców? Nie wiem. Wyszkolił i przekazał Langiewiczowi 300 powstańców. W powstaniu dowodził pierwszym batalionem strzelców w pułku Rudowskiego. Batalion ten walczył pod Suchedniowem i Bliżynem. 27 Kwietnia władze carskie schwytały Matwieja Bezkiszkina, który bronił się strzelając z dwóch rewolwerów. Ujęcie go żywcem uznano za sukces tak wielki, że wystąpiono o najwyższe odznaczenie dla żołnierzy, którzy tego dokonali.
W dniu 16 mają 1864 roku sąd polowy w Radomiu skazał majora Bezkiszkina na karę śmierci przez rozstrzelanie. Zapytany dlaczego zdradził swój carski mundur odrzekł: "Zrodzony z matki Polki, czułem się zobowiązany do pomszczenia krzywd jej synów i braci". Zelżony za tę odpowiedź, został spoliczkowany przez prezesa sądu.
W odwecie zawisł na szubienicy. Szczegóły procesu przekazał mi w tajnym piśmie nasz człowiek pan Jakimowicz.
O Matwieju Bezkiszkinie szumią teraz tylko bliżyńskie lasy.
To tylko dwa z bardzo ciekawych zapisków znajdujących się w pożółkłym brulionie. Ale te lokalne historie o zapomnianych bohaterach są najciekawsze.
Radosław Nowek
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Greg
Major
Pomógł 12
Offline
Wiadomości: 542
Odp: bagno
Odpowiedz #20 :
Październik 01, 2011, 20:37:54
Fajne historie zwłaszcza ta o powstaniu styczniowym.Pisana językiem takim jak kiedyś używali.No i bardzo fajnie ze zachował się pamiętnik świadczący o tamtych czasach
A historia z czołgiem tez bardzo ciekawa,jak to małymi krokami można dojść do prawdy historycznej
Zapisane
,,Kopie wiec jestem"
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #21 :
Październik 01, 2011, 20:49:45
I artik Asi
Śladem Legendy
Jak zwykle w wolne wekendy , wybierałam się z tatą i moją przyjaciółką na poszukiwania z wykrywaczami . Tym razem miał to być teren wsi Stefanów . Nie istniejąca dzisiaj wioska była świadkiem wielu zdarzeń z okresu II wojny światowej , między innymi zwycięskiej bitwy partyzanckiej 25 pp AK mjr-a "Leśniaka " z przeważającymi siłami wroga SS i policji . Chcieliśmy znaleźć ślady tamtych wydarzeń . Ja machałam Cibolą , a tata X terrą 50 . Na miejscu okazało się że teren jest dosłownie "zryty" i wygląda jak księżyc z niezasypanymi dziurami po pseudoposzukiwaczach . Mimo wszystko postanowiliśmy spróbować . Po dwóch godzinach mieliśmy parę monetek carskich i trochę łusek . Tata stwierdził , że nic tu po nas i że pojedziemy w nowe miejsce . Studiowaliśmy w domu stare mapy tych rejonów , tak że zawsze mieliśmy jakieś dwie alternatywne miejscówki . Kilka kilometrów dalej , na starej leśnej drodze zatrzymaliśmy samochód , wykrywki w dłoń i w las .
Widać było że dawniej stały tu chaty , znaleźliśmy starą studnię , zdziczałe drzewa owocowe i kasztany - olbrzymie , popróchniałe , z wielkimi dziuplami . Nagle Bogna ( moja przyjaciółka ) dziko krzyknęła , a z jednej z dziupli wyleciała duża sowa machając ogromnymi skrzydłami .
Zaczęliśmy penetrować teren . Najpierw tata znalazł kilka monet , za chwilę ja mam sygnał i pierwszy bagnet " niemiec " ląduje w plecaku . Po godzinie mamy niezłe wyniki , oprócz bagnetu mam ładownicę niemiecką z zawartością , odznakę za rany srebrną , sporo łusek i nieśmiertelnik cały jednostki artylerii. Tata wygrzebał całą skrzynkę od mg-ty pełną w środku , piękną odznakę NSKOV i klamerkę do pasa . Zrobiliśmy przerwę posilając się co nieco i ruszyliśmy dalej . Poszliśmy wzdłuż rzeki kierując się na niewysokie wzniesienia tuż za lasem . Zaczęły się łąki a przez środek tych łąk wiła się nieduża rzeczka . Pasły się krowy ,to był wspaniały widok . Po drodze wyszedł jeden bagnet - czworokątny "rusek" i kilka guzików . Ja z Bogną skupiłyśmy się na okolicach rzeki , a tata przeszukiwał wzniesienia i drogę polną . No i zaczęło się , najpierw hełm radziecki , resztki mosina , klamry , guziki , monety , o łuskach nie wspomnę . Już nie było gdzie fantów upychać dlatego wszystko składałyśmy w jedno miejsce . Tata nas zawołał ze wzgórza , bo pojawił się jakiś człowiek .
Przywitaliśmy sie grzecznie , a gość wkurzony pyta czy wiemy że to jego działka ? My że nie , ale przepraszamy jeżeli coś złego zrobiliśmy . " Panie , jak coś znaleźliście wartościowego to trza się podzielić . Tu Niemcy szli obłowione ze wschodu i pełno złota miały ". Pokazaliśmy mu nasze skarby , na co pokiwał głową , że złomu to on nie chce i powiedział : " jak chceta zbierać takie hełmy i inne to idźta do " Galasa" , ma już 96 lat i wie gdzie co jest , a mieszka tam , na skraju tego lasu ."
Jeszcze raz przeprosiliśmy tego jegomościa i ruszyliśmy z fantami do samochodu . Podjechaliśmy pod dom starszego człowieka , który siedział na ławeczce pod drzewem głaszcząc kota trzymanego na kolanach . " Dzień dobry Panu " . " Dzień dobry , państwo do mnie ? " Odezwał się mocnym głosem . " Chcieliśmy z panem porozmawiać trochę o historii tej ziemi , oczywiście jeżeli nie przeszkadzamy " . " Proszę , proszę , rzadko mnie tu kto odwiedza , mają mnie za dziwaka . Przychodzi tylko Zosia , która robi mi zakupy. Siadajcie".
Opowiedzieliśmy " dziadkowi " nasze dzisiejsze przygody z poszukiwaniem , a on że trafiliśmy najpierw przy kasztanach na starą leśniczówkę , spaloną przez " Kałmuków" w 1944 , a później przy rzece na miejsce potyczki na białą broń " ruskich " z Niemcami ze stycznia 1945 . Stwierdził że co ciekawsze rzeczy to już inni wyciągnęli , ale on wie jeszcze o wielu innych ciekawych miejscach . "Dziadek Galas " wydawał się szczerym i szlachetnym człowiekiem . To jak opowiadał , sprawiało że słuchałam z otwartymi ustami wyobrażając sobie wszystkie te historie , tak jakbym w nich uczestniczyła . Opowiedział nam dużo ciekawych historyjek związanych z wojną , okresem międzywojennym i o czasach PRL-u . Najbardziej zaciekawiła mnie historia , która wydarzyła się długo przed wojną .
Nasz " Dziadek Galas " jako mały chłopaczek pasał krowy na okolicznych łąkach . Nie tylko opiekował się swoimi krowami , ale też innych co bogatszych gospodarzy . Pewnego dnia jak zwykle doglądał krów , gdy nad niewielkim wzgórkiem zauważył coś dziwnego . Na początku myślał , że ktoś zostawił nie dogaszone ognisko , ale ku swojemu przerażeniu zobaczył jakieś tańczące ogniki nad ziemią . Ze strachu , zlany potem , zaczął strasznie krzyczeć i pognał w stronę wsi . Bał sie wrócić nawet po krowy . Dopiero ojciec i matka przyprowadzili zwierzęta . Wiele lat później ( około 40-50 lat ) dowiedział sie o tak zwanej reakcji chemicznej " oczyszczanie się złota " . Próbował odnaleźć to miejsce sprzed lat , i kopał w wielu miejscach , ale wszystko na nic . Teren był dość duży , a we wspomnieniach dziecka wyglądało to wszystko inaczej . Po jakimś czasie dał za wygraną .
Zadałam mu pytanie , skąd wiedział że akurat tam było złoto ? "Może bym nie szukał , tylko pokojarzyłem kilka faktów z okresu I Wojny Światowej . Niedaleko stąd , pod Opocznem odbyła się prawdziwa bitwa między Rosjanami i Austryjakami . Na początku "ruskim" szło nieźle ,ale Austryjacy dostali posiłki i kontruderzyli , odrzucając Rosjan aż tutaj . Carscy stracili wielu żołnierzy i sprzętu , a tu ich resztki zostały otoczone i wzięte do niewoli. Ludzie powiadali że zakopali tutaj pieniądze na wypłaty dla wojska , wszystko w srebrze i złocie . Wtedy kiedy widziałem te ogniki to nic o tym nie wiedziałem . Rodzicom też nie powiedziałem , skłamałem żem widział upiora . Niby nic , ot legenda , ale potwierdza ją jeszcze jedno zdarzenie . Otóż w latach 20 - tych przyjechało do wsi dwóch takich cwaniaków , elegancko ubranych . Zatrzymali się w karczmie u Żyda i urzędowali tam kilka dni . Wieczorami w karczmie , przy wódce rozpytywali chłopów o różne rzeczy , a to gdzie się "ruscy " ukrywali przed poddaniem , a to czy mieli wozy z żelaznymi kratami i takie tam . Chłopy przy kieliszku opowiadali chętnie , gdzie , co i jak . Jednego wieczoru Leśniczy siedząc przy innym stoliku i przypatrując się owym " gościom " przeprowadzającym śledztwo , zauważył , że mają rewolwery i lornetki . Po cichu wysłał " umyślnego" konno na posterunek do Przysuchy i podał list do ówczesnego komendanta . Obaj przyjezdni zostali aresztowani , okazało sie w toku śledztwa , że brat jednego z nich , który służył w carskiej armii został wzięty tutaj do niewoli i to on opowiedział bratu o zakopanej kasie pułku . Oczywiście zostało to wzięte za kłamstwa , a ludzi owych oskarżono o szpiegostwo , gdyż mieli przy sobie niemieckie papiery .
" Tak i koniec historii . Czy tam co jeszcze jest ? Nie wiem . Mogę wam pokazać gdzie wtedy pasłem te krowy . Dzisiaj to już inaczej wygląda , sporo zarosło , ale łąki są jeszcze regularnie koszone ." Zaprowadził nas niedaleko tego wzgórza na którym spotkaliśmy gościa z krowami . Nie było go teraz . " Galas " machnął ręką wzdłuż i powiedział :" To gdzieś tutaj . Tyle że wtedy to w dole przy rzece była tama wodna po starym Młynie , co się dawno temu spalił ". Rzeczywiście z góry można było dostrzec słabo już widoczne pozostałości wałów spiętrzajacych wodę . " Chcecie to szukajcie , tylko uwaga na właściciela , bardzo goni obcych " . " Wiemy , wiemy już go poznaliśmy . Chce żeby się z nim podzielić jak znajdziemy skarb ".
Wróciliśmy do domu i od razu do starych map . Mam taką z 1839 r później z 1914 i z 1915. Porównaliśmy wszystkie i rzeczywiście , był tam kiedyś młyn wodny . Zaznaczone były też rejony zieleni ( lasy i duże drzewa ) . Cały tydzień przygotowywaliśmy się na sobotnią eskapadę . Wyruszamy o 4.00 rano . Jeszcze ciemno , ale jak dojeżdżamy robi się szaro . Kawy łyk i odpalam swoją Cibolkę . Teren przeczesujemy systematycznie , pas za pasem . Małe sygnały zaznaczamy wbitym patykiem , i dalej . Około 8-ej , pojawia się " nasz przyjaciel do podziału łupów " . Witamy się , pokazujemy , że niczego nie kopaliśmy i czekamy z decyzją na właściciela gruntu . " Ano zobaczymy , cośta tam wynaleźli " . Najwięcej było łusek , ale trafiły się monetki , od boratynek po II RP , dwie odznaki szturmowe i trochę guzików . Za każdym razem wpadaliśmy przy nim w zachwyt ze znalezisk , jakie to super i "och" i "ech" . Wreszcie zrezygnował i pozwolił nam grzebać ile chcemy , tylko wszystkie dołki mamy zasypać . UFF, ulga , udało sie pozbyć przybysza , można wrócić do systematycznego przeszukiwania . Mniej więcej , na krawędzi wzniesienia , ustawionych było sporo kamieni , zebranych z pól otoczaków . Przy tych kamieniach są resztki ogniska i sporo kapselków od piwka i wódeczki . To nas jednak nie zraża . Systematycznie oczyszczamy ze "świadków " ziemię . Najpierw u mnie , dość duży i mocny sygnał pod kamieniami . Tata potwierdza to swoim Minelabem . Odrzucamy pryzmę kamieni , składowanych tu przez całe lata . Co jakiś czas machnięcie wykrywką i sygnał jest coraz silniejszy . Ziemia pod kamieniami jest wilgotna , a na jej powierzchni pełza mnóstwo ślimaków . Powoli łopatą odrzucamy ją na bok . Sygnał jest spory , wskazuje obiekt o wymiarach około 60 cm x 40 cm . Czy to jest skrzynka z kasą ? Za chwilę sie tego dowiemy , gdyż sygnał pokazuje że coś jest nie głęboko . Gdzieś na 50-60-ciu centymetrach jest metal . Łukowato wygięta pokrywa grubej , stalowej skrzynki . Na górze pokrywy wzmocnienia ze stalowymi ćwiekami . Wszystko bardzo zardzewiałe . Emocje sięgają zenitu . Jeszcze chwila , jeszcze trochę ziemi i jest odkopana .Nie wyciągamy jej z dziury . Widzę zamknięcie na skobel , teraz otwarte , w pozycji do góry , brak kłódki . Z boku skrzynki dziura prawie na całą wysokość boku , jakieś 50 cm . Widocznie tędy wysypało sie złoto i tutaj się "przeczyszczało" . W środku ziemia , i dno też zniszczone . Nie ma śladu po pułkowym złocie . Siedzimy chwilę nic nie mówiąc . Każdy z naszej trójki myśli - co się stało ze złotem ? Nie ulega wątpliwości że tu coś było . Czy któryś z tych dwóch " szpiegów" wrócił tu i znalazł skrzynię ? Czy może ktoś inny z ukrywająch skrzynkę wrócił i oczyścił skrytkę ? Tego się prawdopodobnie nigdy nie dowiemy . Na koniec
pośmialiśmy się trochę z tego wszystkiego i uznaliśmy , że jednak warto było , choćby dla tego dreszczyku emocji .
Niewątpliwie była to moja największa przygoda z wykrywaczem , która o mały włos nie skończyła się znalezieniem skarbu . Tak naprawdę to skarbnicą wiedzy okazał się " Dziadek Galas " , mam nadzieję , że na wiosnę zdrowie mu pozwoli na pokazanie mi innych ciekawych miejscówek .
"Darz Dół " - Joanna
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
raf65
Starszy chorąży
Pomógł 1
Offline
Wiadomości: 88
Odp: bagno
Odpowiedz #22 :
Październik 03, 2011, 11:41:59
Piękna historia,
Zapewne dziadek już nie żyje
a takich historii pewnie mógłby powiedzieć jeszcze więcej, które należałoby spisać...
Zapisane
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #23 :
Październik 03, 2011, 19:49:49
Dziadek Galas zmarł w tym roku i to nie dawno , w sierpniu . Na pogrzebie byłem , okazało się że był żołnierzem podziemia i walczył do 1949 roku . Później więzienie , kara śmierci z którą żył wiele lat . Żałuję że nie odwiedzałem go częściej i nie ciągnąłem za język , aby opowiadał te swoje historie .
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #24 :
Październik 07, 2011, 17:24:43
............................
Depozyt Emila
Było późne, lipcowe popołudnie 1995 roku . Upalny dzień dał mi się dzisiaj we znaki i teraz głowa ciąży, a oczy przymykają się powoli. Dźwięk telefonu rozedrgał mi nerwy i rozszerzył szeroko źrenice.
- słucham ! Prawie wykrzyczałem.
- Cześć, Darek mówi.
- Cześć.
Dzwonił mój brat cioteczny, z którym mieliśmy wspólne hobby - historię, poszukiwania, rozwiązywanie tajemnic. To on, który był starszy ode mnie o 5 lat, zaraził mnie tym wszystkim. Pierwszy pokazał okopy za stodołą naszej babci, to z nim wyciągałem pierwsze fanty z ziemi - oczywiście bez wykrywacza.
- Mam do Ciebie prośbę. Czy możesz pojechać dziś jako kierowca do Piotrkowa ?
- A co, masz coś ?
- Powiem tylko że warto jechać, wykrywacza nie bierz.
- No to kiedy ruszamy - spytałem.
- Stoję już pod twoją chatą .
Po chwili mknęliśmy audówką przez Modliszewice, Żarnów, Sulejów do Piotrkowa. Jechał z nami jeszcze wspólny przyjaciel i towarzysz niejednej wyprawy "Wyżeł " czyli Zbyszek, z zamiłowania ornitolog.
W drodze dowiedziałem się, że jedziemy na zakrapiane spotkanie z pewnym gościem z Australii. Przyjechał na kilka miesięcy odwiedzić rodzinne strony i potrzebuje kogoś obeznanego z terenem.
- Ale, kto to jest ? - spytałem
- Z pochodzenia jest żydem, mieszkał niedaleko Końskich w Machorach. Podczas okupacji uciekł z getta i był w partyzantce. Wie o wielu sprawach wojennych z tego terenu.
Piotrków. Wchodzimy do restauracji, gdzie przy jednym ze stolików w rogu sali, siedzi starszy pan.
- Emil, prosze mi mówić na ty - miękko z wyczuwalnym obcym akcentem przedstawił się podając każdemu z nas rękę.
- Myślę, że jest to spokojne i odpowiednie miejsce na nasze spotkanie - stwierdził.
Rozmowa na początku dotyczy czasów teraźniejszych, padają pytania czym się zajmujemy, gdzie mieszkamy itd. Wyraźnie orzywiła go informacja o miłości " Wyżła " do ptaków. Oczywiście przy rozmowie drinki są w ciągłym ruchu, a przez to rozmowa staje się luźniejsza. W pewnym momencie z ust Emila pada takie zdanie: " wiem, że jestem tu po raz ostatni, mam już 78 lat i niedługo na mnie pora. Chciałbym, o ile to tylko możliwe zabrać coś ze sobą. W czasie wojny, jako żołnierz AK miałem swoją broń, był to VIS. Chcę kupić takiego, najlepiej na chodzie. "
Skąd tu wziąć Visa ? I to jeszcze sprawnego. Znamy sporo ludzi ze "środowiska" ale nikt raczej nie chwali sie takimi fantami.
- Będzie ciężko - powiedział Darek - raz, że rzadka rzecz, dwa, to ludzie się boją, a trzy to znaczne koszty.
- Nie chodzi o pieniądze, chcę mieć tą pamiątkę.
Po zapewnieniu, że zrobimy co w naszej mocy, rozmowy zeszły na tematy związane z czasem okupacji. I nie wiadomo kiedy popłynęła taka opowieść.
" Był rok 1942, wszystkich żydów z Końskich i okolicznych miejscowości zwożono do getta przy ulicy Małachowskich ( obecna Partyzantów ), gdzie ludzie przebywali na kupie w barakach i magazynach ( po wojnie znajdowały się tam magazyny zbożowe i mączne ). Po około 3-4 tygodniach ludzi ładowano do wagonów towarowych i wywożono w nieznanym kierunku. Rampa ładunkowa znajdowała się 200 metrów od wschodniej bramy getta. Do obozu trafiłem wraz z ojcem i siostrą. Matka zmarła przed wojną. Ponieważ byłem młody, jako jeden z kilkunastu chłopców zostałem porządkowym z żółtą opaska na ramieniu. Na początku Niemcy przekonywali wszystkich o wywożeniu na nowe tereny celem zasiedlania i budowania osiedli żydowskich. W ten sposób nie przeczuwając podstępu wyjechał mój ojciec i siostra oraz wielu znajomych.
Zbliżał się koniec lata, coraz szybciej i coraz więcej osób przewalało się przez obóz. Jako porządkowi mogliśmy wychodzić na zewnątrz getta i tam pewnego dnia poznałem młodego polaka Witolda. Sprzątał na rampie kolejowej i peronach przy stacji. Często zachodził w nasze pobliże i zawsze coś przynosił do jedzenia. Dużo rozmawialiśmy. Kiedyś powiedział wprost: "Czy wiesz gdzie was Żydów stąd wywożą ?
- No, gdzieś na tereny wschodnie - rzekłem niepewnie.
- To nieprawda ! Nie ma żadnych nowych terenów. Wszyscy jadą do obozów śmierci. Tam jesteście okradani i zabijani w komorach gazowych.
- Co ty mówisz ? Jak to ? to przecież niemozliwe.
- Posłuchaj, spójrz na mnie ! Należę do ruchu oporu, i wiem co sie dzieje z żydami, idziecie po prostu na śmierć !
Powoli zacząłem sobie uświadamiać straszną prawdę. Moja rodzina - zginęła.
- Musisz się ratować, obóz będzie jeszcze jakieś 2 miesiące i wszystkich wywiozą.
- Ale jak i gdzie mam uciec ?
- Pomogę Ci, ruch oporu Ci pomoże. Będziesz walczył, na razie w konspiracji, a później zobaczymy.
- Przemyślę twoją propozycję, może jeszcze kogoś namówię. Dziękuję.
W nocy opowiedziałem wszystkim o obozach śmierci. Większość nie wierzyła. Wiele jednak osób przyszło do mnie już bardzo późno z pytaniami.
- Co dalej, gdzie uciekać, z dziećmi ?
Spuściłem tylko głowę, bo nie umiałem odpowiedzieć na ich pytania.
- Ty jesteś człowiek godny zaufania i możesz wychodzić na zewnątrz, pomóż nam - poprosił starszy człowiek z malutką dziewczynką na rękach.
- Ale jak ?
- Chcieliśmy ukryć trochę kosztowności, jesteśmy z jednej gminy Żydowskiej, i nie chcemy aby to wpadło w ręce Niemców. Proszę pomóż. Wszystko jest przygotowane, tu jest spis depozytu i właściciele w kilku egzemplarzach. Proszę wszystko jest w tej skrzynce.
Położyli przede mną kuferek obity miedzianą blachą.
- Ale jak mam to zrobić ? Sam ? No i gdzie to ukryć ?
- To zostawiamy tobie młody człowieku. Wiesz, my mamy nadzieje przeżyć i po to wrócić. Sporządzimy dla każdego zainteresowanego plan, a Alek i Stefan - to moi synowie - pomogą Ci ukryć depozyt.
Musiałem działać szybko, aby ukryć wszystko przed świtem. Myślałem gorączkowo gdzie ukryć skarb. Nie mogłem tego zrobić na terenie obozu, gdyż wszystko pewnie zostanie rozebrane. Musi być to gdzieś na zewnątrz, ale na tyle blisko getta, aby nie ryzykować złapania. Niedaleko był Park, ale wzdłuż chodzi niemiecki patrol.
Zaświtał mi pomysł. Na rogu ul. Małachowskich i Parkowej stał pomnik Krzyż Powstańców Styczniowych z 1863 r , ogrodzony był metalowym płotkiem i trochę był zarośnięty bluszczem. To będzie dobre miejsce. Nawet jak pomnik zniszcza to jakiś ślad zostanie.
Ukradkiem pod osłoną nocy przekradliśmy się za ogrodzenie. Na szczęście budka wartownika była oddalona od krzyża. Mieliśmy jedną łopatę od sprzątania, którą powoli rozpocząłem kopać. Skrzynkę spoczęła na dnie wykopu, około 150 cm głęboko. Kuferek miał jakieś 70 x 30 x 40 cm. Wszystko zasypaliśmy ziemią, a na wierzchu zamaskowałem liśćmi i gałązkami. Zrobiłem mały plan na płótnie i przekazałem go zainteresowanym rodzinom. Zrobili kopie i jeden egzemplarz wręczyli mnie.
- Jeden jest dla Ciebie
- Ja nie chcę, to wasze rzeczy
- Na wszelki wypadek, weź, gdyby nikt z nas nie przeżył, to wszystko twoje
- Nie chcę tego
Przez kilka nastepnych dni biłem się z myślami, co robić, czy zdecydować sie na ucieczkę. Rodziny które zostawiły depozyt zostały wywiezione. Tajemnica, którą mi powierzyli ciązyła mi jak sztaba żelaza. Zwierzyłem się koledze z pomysłu ucieczki i sprawę depozytu nie wyjawiając szczegółów. Jeszcze tej samej nocy drugi kolega ostrzegł mnie.
- Musisz uciekać ! Coś powiedziałeś Tadkowi, a ten chce Cię sprzedać w zamian za wolność.
Przeraziła mnie nie tylko myśl o aresztowaniu, ale o tym jak nie można wierzyć nawet przyjacielowi. Musiałem uciekać bez przygotowania. Wydostałem się za ogrodzenie i ukryłem w pobliskich zaroślach. Pomyślałem, że tutaj nie będą szukać, a psów nie mieli.
No i będę mógł nawiązać kontakt z Witkiem. Noce były już zimne, więc porządnie zmarzłem, a rano usłyszałem głosy i poruszenie w obozie. Widziałem jak żandarmi bili biednego Tadeusza, który myślał że zdradzając kogoś, uratuje własne życie. Wreszcie jest Witek, zwróciłem jego uwagę i podszedł do mnie.
- Co się stało ?
- Musiałem uciekać nagle, groziło mi aresztowanie
- Bedę mógł przyjść dopiero wieczorem i wtedy Cię zabiorę
Odetchnąłem z ulgą, Witek mi pomoże wydostać sie z tej matni. Wieczorem przyszedł z jakiś człowiekiem. Kazali mi zerwac opaskę i udaliśmy się w stronę Pomykowa. Dopiero w lesie opowiedziałem o zdarzeniach w obozie, lecz sprawę depozytu zachowałem," dopiero wy teraz jako pierwsi po wojnie słyszycie tę historię. Dlaczego ? Myślę, że go już nie ma, a zresztą minęło tyle lat ..... mam prawo do własnych decyzji......"
Przez las w ciemnościach doszliśmy do Niekłania, tam w domu nauczyciela zostałem nakarmiony i zaopatrzony na drogę. Wszystko odbywało się w zupełnym milczeniu, tak jak na niemym filmie. Z Niekłania juz na furmance dojechałem z przewodnikiem do Majdowa.
Z witkiem pożegnałem się w Niekłaniu. Z Majdowa piechotą z nowym przewodnikiem dotarłem do miejsca w lesie zwanego " GUZ".
Tam dołączyłem do oddziału, który w owym czasie składał się z 7 ludzi. Byli to przeważnie całkowicie spaleni konspiratorzy. Broni jak na lekarstwo, kilka pistoletów FN, jeden Luger i 2 KB. Do Października sypialiśmy w szałasach w lesie, a jedzenie dostarczał łącznik z Majdowa i Kapturowa. Jak bywało zimno sypialiśmy w stodołach w Ciechostowicach, Rędocinie czy innych wsiach. Na zimę zamelinowaliśmy się w głęboko posadowionych leśniczówkach po dwóch na jedno miejsce. Na wiosnę 1943 roku naszą grupę wchłonął oddział partyzancki "Robota" ze zgrupowania "Ponurego". Cały szlak bojowy przeszedłem z oddziałem i brałem udział w większości akcji bojowych. Poźniej trafiłem na Nowogródczyznę, następnie znów koło Końskich. Po wielu perypetiach dotarłem do Niemiec, obóz przejściowy, a w 1947 roku statkiem do Australii. W miedzyczasie ożeniłem się, a pierwszy syn przyszedł na świat w Niemczech. Żona nie doczekała powrotu do Polski zmarła w 1988 roku, syna to nie interesuje, a ja ...... cóż, chciałem przed śmiercią zobaczyć swoją ojczyznę ."
Nie wiem, ale łzy same stanęły w oczach, tym bardziej, że tembr głosu opowiadającego wprowadził nas w stan "opadłych szczęk ", i rozedrganych oczu.
Po spotkaniu z Emilem miałem nie przespana noc i mnóstwo kłębiących się pomysłow co do wydobycia depozytu. Najważniejsze pytanie brzmiało: czy to tam jeszcze jest ? No i jak zbadać teren w mieście i przy takiej głębokości, tutaj nie można się pomylić. Darek miał znajomego policjanta, który miał odpowiedni sprzęt i gotów był za niewielką opłatą pożyczyć go. Oczywiście nikomu nie zdradziliśmy tej tajemnicy. Po kilku dniach przygotowań, ćwiczeniach na sprzęcie i wizji lokalnej na miejscu - ruszyliśmy !
Najważniejsze, że w tym rejonie nie przechodziły żadne instalacje podziemne typu wodociąg, kanalizacja czy telefony, była więc szansa znalezienie skrytki. Kilka godzin przeczesywania rejonu pomnika nie przyniosło pożądanych rezultatów. TEJ WIELKOŚCI SKRZYNKI NIE MA TU NA PEWNO. Uszło z nas powietrze. Czyżby Emil poczęstował nas bajeczką ? Myślę że nie, nic by przecież mu to nie dało, a nie wyglądał na gawędziarza.
- Mógł przecież ktoś z tamtych przeżyć i po wojnie to wyciągnął.
- Fakt. Ale Mogło być jeszcze wiele innych opcji.
- Prawdopodobnie ktoś się obłowił - stwierdził Darek.
Minął cały rok, a mnie wciąż sprawa depozytu nie dawała spokoju. Spotkałem się z kolegą, który pracował w urzędzie miasta w biurze projektowym. Poprosiłem go aby odbił mi na ksero plan miasta rejonu który mnie interesuje tylko żeby to było z różnych lat.
Przyniósł kilka odbitek z lat 1932, 1947, 1957,1963 i 1975. I TU BOMBA, MAM !!!
Okazało się, że między 1947, a 1957 rokiem została przbudowana cała ulica Małachowskich łącznie z rozbiórką wschodniej bramy. Jezdnia, która była kocimi łbami została poszerzona o 6 metrów + 1,5 metra na chodnik. A pomnik został przesunięty na północ, aż o 8 metrów.
Akcja rozpoczęła się na nowo. Znowu Łódź po wykrywacz i ta noc. 29 VII 1996 godz.
- Na cyfrowym wyświetlaczu wykrywacza rysuje się kształt prostokąta o znajomych wymiarach, a napis zmieniający się raz na Cu raz na Au utwierdza nas w przekonaniu, że to depozyt Emila. Całkowita głębokość posadowienia to 170 cm. Zmieniający sie napis to skrzynka obita miedzianą blachą, a w środku złoto.
Podsumowując całą przygodę należy stwierdzić:
- Udało się potwierdzić niesamowitą historię opowiedzianą przez Emila
- Skarb jest niestety niemożliwy w tej chwili do wyciągnięcia. Znajduje się bowiem w środku drogi asfaltowej Końskie - Skarżysko.
- Przez kilka następnych lat zastanawiałem się jak wydobyć złoto. Podkop odpada, przecisk także, z góry nie ma mowy. Myślałem tez o powiadomieniu władz samorządowych miasta, ale sprawa by się nagłośniła, w środku jest przecież lista. Może żyją gdzieś spadkobiercy osób składających depozyt. Zrobiłby się szum.
Myślę i myślą tak samo moi przyjaciele, że niech sobie jeszcze poleży w ziemi, może kiedyś będzie jeszcze jedna szansa, a może po prostu ludzie ci bronią skutecznie dostępu do depozytu ?
Pavelock
P.S. Visa Emilowi załatwiliśmy, oczywiście dezaktywowanego .
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #25 :
Styczeń 02, 2012, 16:47:29
............
najw.1.bmp
(430.05 KB, 323x453 - wyświetlony 776 razy.)
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #26 :
Styczeń 02, 2012, 16:58:32
Najważniejsza MIsja !
Spóźniłem się ! Nie zastałem już pana Stanisława wśród żyjących . Chciałem się jeszcze z nim spotkać na kolejnym wywiadzie --spotkaniu . Odszedł w październiku 2009 r. Był to jeden z ostatnich żołnierzy polskiego podziemia . Stanisław Nowakowski ps."Boruta" , żołnierz BCH-AK . Człowiek niezwykle uprzejmy ,podczas rozmowy biło od niego ciepło , był bardzo szanowany przez otoczenie . O swoich przeżyciach z lat wojny nie mówił prawie nigdy , nawet swojej najbliższej rodzinie . Musiał bardzo przeżyć ten czas , kiedy walczył w obronie kraju i później gdy ukrywał się przed "swoimi". Może właśnie dlatego tak długo trzymał swoje tajemnice tylko dla siebie ?
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #27 :
Styczeń 02, 2012, 17:37:25
Pana Stanisława poznałem w 2004 roku , podczas wykonywania dla niego usług hydraulicznych . Był to starszy mężczyzna , z równo przystrzyżonym wąsem i laseczką w ręku . Ponad 20 lat pełnił funkcję Sołtysa w Ruskim Brodzie . To także mówi wiele o zaufaniu jakie ludzie pokładali w jego osobie .
Kiedy woda wreszcie popłynęła w kraniku , pan Stanisław zaprosił mnie na kawę i powoli popłynęła opowieść . " Wszyscy zakładali teraz wodę to i ja założę , chociaż woda w mojej studni jest nieprzebyta . Wszędzie brakowało , a u mnie była . Najgorzej to było w czasie wojny , jak przechodziły nasze wojska we wrześniu , to wody w studniach brakło , tutaj była . Później w 1945 r jak wieś się spaliła , to też tylko tutaj wszyscy przychodzili po wodę . MNie to już by starczyła ta studnia , niewiele mi zostało , ale trzeba dać przykład "
Mój rozmówca nie bardzo chciał wracać do wydarzeń wojennych , mówił ogólnie o swojej wsi , o bitwie w 1945 r , o wielu osobach zasłużonych w walce z okupantem . Miałem wrażenie że mnie badał . Po pierwszym spotkaniu , miałem ochotę przyjeżdżać tu częściej . Wpadałem do Pana Stasia na kawkę i rozmowę . Z czasem zacząłem spisywać te relacje . Kiedyś spytałem czy on też był w partyzantce , co robił w czasie okupacji ? Odpowiedział zdawkowo , " a takie tam , panie kochany robiło się różne rzeczy "....Widać było że nie bardzo chce mówić o sobie . Minęło kilka lat , przyzwyczaiłem się do tych wizyt , do naszych rozmów , traktowałem go jak swojego dziadka . 1 września 2007 po wielomiesięcznych staraniach i przepychankach politycznych w Starostwie i Urzędzie Gminy w Przysusze , udało nam się z grupą kilku zapaleńców do postawienia Pomnika Pamięci Żołnierzy Wojska Polskiego . W kamieniu kolega wyrył : " Pamięci Żołnierzy Wojska Polskiego 1939 , żołnierzom Hubala , Batalionów Chłopskich , Zgrupowania Jodły , Oddziałowi Góry - Doliny , Cichociemnym , Pilotom Rafu , Niezłomnym z AK , NSZ, WiN .Posada 1.IX.2007 . Wszyscy wymienieni naprawdę tu walczyli . To takie historyczne miejsce - lasy przysuskie . Okazało się jednak że nie wszystkim odpowiadały niektóre napisy , rzucali takie kłody pod nogi , takie stawiali warunki , że nierzadko chcieliśmy zrezygnować . I wtedy to właśnie , kiedy trzeba było uderzyć pięścią w stół ,wyszło na jaw , że Pan Stanisław to bohater - żołnierz podziemia ps." Boruta ". Walczył pod dowództwem por.Madeja ps."Jerzy" , a po jego zagadkowej śmierci przeszedł pod dowództwo "Szarego" . Okazało się że kapral Boruta był w czasie akcji Zemsta dowódcą drużyny dalekiego rozpoznania , która jak kilka innych została wysłana na zwiad w stronę walczącej Warszawy i ustalenia możliwości przeprawy na pomoc powstańcom . Wróciła drużyna Boruty , zameldował w sztabie że nie ma możliwości przebicia się takimi siłami do Warszawy . Jednostki pancerne wroga skutecznie odcięły wszelkie możliwe przejścia . Była to straszna wiadomość i świadomość , że tylu partyzantów mogłoby wziąć udział w walce , zasilić świeżymi siłami powstańców .
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
pavelock
MFE detektorysci.pl
Pułkownik
Pomógł 51
Offline
Wiadomości: 1425
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
Odp: bagno
Odpowiedz #28 :
Styczeń 02, 2012, 20:16:40
....Zanim by jednak dotarli , skończyła by się amunicja wytracona podczas przebijania przez blokady , nie mówiąc o stratach w ludziach . Druga przeciwność to zakrojona na wielką skalę obława Kałmucka na tym terenie , oraz Niemiecka operacja "Wildekatter" , mająca na celu zniszczenie ugrupowań partyzanckich . Niejednokrotnie trzeba było ratować cywilnych mieszkańców wiosek przed pacyfikacjami .
Pan Stanisław tak wspominał tę najważniejszą misję : " Ruszyliśmy o zmierzchu przez las w stronę Borkowic . Nie potrzebowałem przewodnika , byłem u siebie , znałem tu prawie wszystkie dukty i przejścia leśne . Jak na partyzanckie warunki byliśmy nieźle zaopatrzeni i uzbrojeni . Dziewięciu ludzi i każdy miał zapas amunicji , było 6 pistoletów maszynowych m-pi i Ppsz , 1 karabin G-43 i 2 szturmy . Oczywiście zapas granatów , leków i jedzenia . Każdy miał na nogach porządne buty a w plecaku trochę samogonu . Sam wybrałem chłopaków , nie takich co jak zobaczą Niemca , to od razu chcą do niego wygarnąć . Wybrałem niepalących , co nie było łatwe . Musieli mieć doświadczenie bojowe i znający chociaż kilka słów po niemiecku . Na szpicy szedłem ja i strzelec "Łoś" , za nami następni " Laszlo " , " Bruno" , "Jurand" , " Sęp " i "Gienio" , a w straży tylnej "Durlik" i " Szaja" . Do Borkowic doszliśmy od strony Bolęcina , omijając niemieckie patrole na Januchcie i Kuźnicy . Później koło stawu , przeskakiwaliśmy kolejno na drugą stronę ulicy w bliskiej odległości od pałacu i budynku żandarmerii . Ruszyliśmy w stronę Skrzyńska omijając wszystkie drogi bite oraz skupiska chałup , żeby psy swoim szczekaniem nie zdradziły naszych pozycji .Szliśmy do świtu , potem niedaleko Potworowa odpoczynek . Dwóch ludzi stało na warcie , a reszta zapadła w drzemkę na 2, 3 godziny . Gorąci i owady nie dały pospać zmuszając nas do dalszego marszu lasem . Trzymaliśmy się gęstych zarośli i tylko niekiedy wysyłałem patrol w stronę drogi by sprawdzić czy wróg nie zastawia na nas pułapki . Kolejno omijaliśmy szerokim łukiem najpierw Mogielnicę , Bledów , Belsk aż do Tarczyna . Wszędzie tam gdzie moje patrole sprawdzały drogi , skrzyżowania , mosty i brody przeprawowe , tam stały silne zgrupowania nieprzyjaciela . Motocykle , wozy pancerne , działka i plutony wojska . Im bliżej Warszawy tym silniej stzreżone były te newralgiczne punkty . Zrobiłem notatki , szkice i obliczenia , spisałem jednostki wroga . Wszystko po to aby dowództwo miało jak najwięcej informacji wywiadowczej i mogło podjąć odpowiednie decyzje . Przeczekaliśmy w krzakach do wieczora . Podjąłem decyzję o powrocie . Marsz dalej byłby niepotrzebnym ryzykiem kontaktu z wrogiem . Nasiliły się loty zwiadowczych samolotów niemieckich . Musiałem dostarczyć mój raport jak najszybciej . Ludzie też byli zmęczeni po trudnym marszu ,mimo to nie narzekali i raźno pomaszerowali w drogę . Tym razem musieliśmy zmienić trasę , w okolicach Borkowic , Przysuchy aż po Chlewiska trwała obława sił żandarmerii i SS . Moje patrole wykryły wzmożony ruch samochodów i wozów bojowych w tym rejonie . cdn....
Zapisane
prawdziwy patriota zna historię własnego kraju
cpt. Nemo
R.I.P.
Pułkownik
Pomógł 27
Offline
Wiadomości: 1032
Odp: bagno
Odpowiedz #29 :
Styczeń 03, 2012, 02:11:07
No gratuluje !
Rewelacyjnie sie czyta i sledzi losy tych roznych przygod.
Pasjonujace...
Zapisane
R.I.P
Strony:
1
[
2
]
3
4
...
15
Skocz do:
Wybierz cel:
-----------------------------
Kategoria ogólna
-----------------------------
=> Przywitaj się
=> Dla początkujących
===> Rzeczy niebezpieczne, typowe dla obszarów leśnych!
===> Identyfikacja
=> Aktualności
=> Identyfikacja znalezisk
===> Bizuteria Dewocjonalia itp.
===> Medale, wpinki itp
===> Numizmaty
===> Militaria
===> Cywilne
===> Guziki-filobutonistyka
===> Pojazdy i ich elementy
=> Nasze odkrycia
=> (Nie)zapomniani
=> Lokalizmy Mazowsza
=> Nasze incjatywy na Mazowszu
=> Wykrywacze metali
===> Jaki kupic ?
===> GARRETT
===> MINELAB
===> TESORO
===> FISHER
===> RUTUS
===> Testy wykrywaczy metali
=> Osprzęt do prowadzenia poszukiwań
=> Konserwacja znalezisk
=> Spotkania, wspólne wypady
=> Bitwy i potyczki na Mazowszu
=> Ciekawe miejsca, historie
=> Współpraca z Archeo i Konserwatorem Zabytków
=> Konkursy
=> Ogłoszenia
=> Koncert życzeń
=> O forum
=> Kopalnia wiedzy
=> Moje drugie hobby
=> Pogaduszki-o naszym hobby i nie tylko
=> Dołek
Mazowieckie forum poszukiwaczy skarbów.
Firma archeologiczna
Pozycjonowanie z agencją z Warszawy Skuteczni.pl