Tytuł: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 23, 2011, 14:46:51 prawie z mazowieckiego ( 6km od granic województwa )
http://www.konskie.org.pl/2011/09/skrzyszow-k-gowarczowa-historia.html#more Skrzyszów koło Gowarczowa - od strony zachodniej. To w głębi tych zarośli, około 50 metrów od skraju drogi ugrzązł w bagnie STUH 42. Było to w 1986 lub 1987 roku. Chodziłem ze swym pierwszym wykrywaczem - "lisem" w okolicach Gowarczowa. Trafiało się trochę łusek, a to puszka po masce, no i dużo złomu żelaznego, gdyż mój wykrywacz nie posiadał dyskryminacji. Mimo wszystko grzebałem sobie po polach i łąkach. Przy kolejnym z dołków usłyszałem za plecami zbliżające się kroki. - A co ty tu, min szukasz? - spytał jegomość w czapce uszance i kufajce. Jego różowe policzki i fioletowy nos podpowiedziały mi, że gość za kołnierz nie wylewa. - Nie, min to tu nie ma, szukam sobie takich rzeczy z wojny. Może ma pan jakieś hełmy, albo bagnety? - Hi hi, tutaj to już nic nie ma, a na co ci to? - A tak zbieram, kolekcjonuję. - Kiedyś miałem trochę tych gratów, ale na co mi to. Jeździli za złomem to oddałem, ale jakbyś chciał, to ci powiem, że tu jest gdzieś czołg utopiony w bagnie. - Pewnie zaraz powie, że Tygrys, lecz co najmniej Pantera - pomyślałem. - A co to za czołg? - Nie wiem. Ja się nie znam. Chyba niemiecki. Wiele razy trafiały do mnie informacje o zatopionych lub zasypanych czołgach. Jak do tej pory żadna z informacji nigdy się nie potwierdziła. Dlatego i tym razem bardzo sceptycznie podszedłem do tej rewelacji. Zadałem więc jedno zasadnicze pytanie: - A czy widział pan na własne oczy ten czołg? - Nie. Tylko słyszałem, ale jest na pewno. Minęło kilka lat od tego spotkania. Czasami zaglądałem w okolice Gowarczowa, ale pamiętałem cały czas o tej rozmowie z "fioletowym nosem". W 1992 roku, a więc 6 lat później po raz drugi usłyszałem o zatopionym czołgu w okolicach Gowarczowa. Mianowicie dwóch młodych chłopców odbywających praktyki w mojej firmie, wiedząc, że interesuje się "wykopkami" opowiedzieli mi historię o utopionym w bagnie czołgu. Byli oni mieszkańcami dwóch różnych wiosek w pobliżu Gowarczowa. Dziwne było, że umiejscowili czołg w tym samym rejonie, o którym wspominał mi "fioletowy dziadek". I znów zapytałem czy widzieli osobiście to miejsce? Okazało się, że nie widzieli, ale słyszeli od dziadków. Tym razem także, nie poszedłem za tropem, żeby sprawdzić prawdziwość tych doniesień. Minęło następnych 7 lat, był rok 1999. Niedaleko Gowarczowa we wsi Borowiec wykonując swoją pracę wykopałem na terenie prywatnej posesji: hełm, manierkę i bagnet . Wszystko niemieckie. Starszy pan dla którego wykonywałem usługę powiedział , że było tego tutaj bardzo wiele, że on pamięta jak wycofywali się tędy Niemcy w styczniu 1945 roku, jak zostawiali ciężko rannych żołnierzy w domach i stodołach, których później zabili Rosjanie. Pamięta osobowy samochód w rzece, postrzelany przez radziecki samolot, z którego po wojnie wymontował dużo przydatnych części. Pokazał mi wiele ciekawych przedmiotów z tamtego okresu i od słowa do słowa rozgadaliśmy się na tematy znalezisk, historii i zdarzeń ze stycznia 1945 roku. W pewnym momencie, starszy pan mówi: - A tu niedaleko to i czołg jest utopiony w bagnach. Zapaliła się u mnie czerwona lampka sygnalizacyjna przywołująca poprzednie dwie podobne relacje dotyczące być może tego samego pojazdu. Poprosiłem, aby bardziej szczegółowo opisał historię tego zatopionego czołgu. Zadałem standardowe pytanie: - A czy widział go pan na własne oczy? - No to jak pana widzę - odpowiedział. Serce zaczęło mi gwałtownie bić. Pomyślałem, że wreszcie legenda może okaże się prawdą. - A czy pokaże mi pan to miejsce? - Oczywiście. Tylko musimy pojechać tam samochodem, bo to jest aż na końcu Skrzyszowa. Zostawiłem chłopaków, aby dalej robili instalację, a z właścicielem pojechaliśmy obejrzeć to miejsce. Zatrzymaliśmy samochód za ostatnim domem we wsi Skrzyszów. Dalej znajdował się most pod którym przepływała powoli wąska rzeczka. Trzeba było się przedzierać przez dość spory gąszcz wysokiego zielska i podmokły teren. Gdzie postawiłem nogę to zaraz pojawiała się mała kałuża. Starszy pan prowadził wzdłuż rzeki do takiej mini delty. Powiedział, że tu blisko wypływa źródełko, które dopływa do rzeczki, a to jest właśnie jedna z tych odnóg. Powiedział, że nigdy to źródło nie zamarza i Niemcy myśląc, że teren jest zamarznięty wjechali tam czołgiem, który się zatopił. Próbowali go wyciągać, lecz wpadł pod kątem 45 stopni w jakiś potorfowy dół. Dwa inne pojazdy szarpały go linami, podkładali belki, ale nic z tego - ugrzązł na dobre. Dali za wygraną. Wymontowali co się dało z pojazdu i podłożyli ładunek wybuchowy, który rozsadził pojazd na dwie części. I tak sobie leży do dziś. W latach 50. były próby wyciągnięcia go przez okolicznych chłopów, ale spełzły na niczym. Jedynie co, to wyzbierali wokół wszystkie części po wybuchu i palnikami odcięli część blach wystających z wody. Tak rozmawiając doszliśmy do małej piaszczystej łachy. Wśród bujnej roślinności zauważyłem wystający z wody kawał metalu. Zafascynowany tym widokiem nie zwracałem uwagi, że stoję już po kostki w wodzie. Pomierzyłem taśmą wszystkie widoczne elementy i naszkicowałem wygląd tych części. Wokół unosił się bagienny opar zbutwiałych części roślin, a komary cięły niemiłosiernie po odkrytych częściach ciała.To co wystawało z bagna nie przypominało na razie nic znanego, jedynie grubości blach (w niektórych miejscach około 10 cm) wskazywały, że może to być pojazd pancerny. Wróciłem do swoich zajęć jednocześnie obmyślając co z tym fantem zrobić. Minęło jeszcze kilka tygodni zanim podjąłem decyzję o powiadomieniu specjalistów z zakresu niemieckiej broni pancernej. Powiadomiłem p. Andrzeja Lange, ówczesnego dyrektora Muzeum Orła Białego w Skarżysku-Kamiennej, który poprosił mnie o pełną dyskrecję w tej sprawie, obawiając się że pojazd mógłby zostać wywieziony. Poprosił o wskazanie miejsca i zapewnił, że zostanę powiadomiony o wynikach badań nad wrakiem. Minął jakiś czas, w którym Muzeum Orła Białego uzyskało wszystkie potrzebne zezwolenia, w tym obsługę saperską. Był telefon od p. Andrzeja. Zostałem zaproszony na moment wydobycia pojazdu, który okazał się samobieżną haubicą 105 mm ( Sturmhaubitze STUH 42), tak naprawdę okazało się, że jest to tylko wanna w dodatku wysadzona. Nie mniej jednak jest to rzadki okaz, i być może uda się odzyskać wiele części od miejscowej ludności, oraz to co zostało odrzucone podczas eksplozji. Kwiecień 2000 roku. Jest około 8 rano. Przy moście w Skrzyszowie mnóstwo samochodów i ludzi ubranych w maskujące uniformy. Czułem się trochę nieswojo, ponieważ znałem tylko kilka osób z tej ekipy - dyrektora Muzeum Orła Białego i ekipę Tomka Kołodzieja, ze Skarżyska-Kamiennej. Pojazd został obkopany wkoło. Kilka drzew zostało usuniętych, ktoś przymocował linę do pojazdu. Jakieś 200 metrów dalej, na prywatnej posesji stał samochód z Zakładu Transportu Energetycznego z Radomia i chwilę później operator włączył bęben nawijający linę. - Odsunąć się! Proszę schować się za drzewa - to ludzie z ekipy zabezpieczającej porządkowali teren. Pierwsza próba i trrrrrraach!!!! - lina obsunęła się po jednym z boków STUHA. Druga próba. Powoli odklejają się resztki pojazdu od bagna. Pojazd sunie po ziemi w stronę wyciągarki. Po drodze nabiera na siebie rośliny tworząc szeroką ścieżkę. Okazało się, że sporo części jest jeszcze w "dołku". Pokazała się też uzbrojona amunicja 105mm. Nikt już nie został w tym miejscu oprócz saperów. STUH został zabrany do skarżyskiego muzeum, gdzie stoi wśród innych niemieckich pojazdów. W ciągu tych wszystkich lat uzupełniono sporo braków w pojeździe, ale i tak jeszcze sporo brakuje. Jestem szczęśliwy , że udało mi się po wielu latach trafić na "prawdziwy trop pancernego pojazdu", oraz to, że mogłem wziąć udział w wydobyciu STUHA i poznałem wielu świetnych ludzi - "zapaleńców odkrywania historii" Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pawel888 Wrzesień 23, 2011, 18:52:45 Jedna historia na kilkadziesiąt "bagiennych opowieści" która miała swój szczęśliwy finał. Szczere gratulacje :)
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 26, 2011, 19:42:57 http://www.konskie.org.pl/2011/05/pieko-w-kotle-ruskobrodzkim.html
Pozwoliłem sobie wrzucić artykuł z moich okolic . Ruski Bród koło Przysuchy - szesnastego stycznia 1945 Jest tuż przed świtem. W oddali, od strony Stąporkowa słychać głuche dudnienie dział. Od wczoraj w okolicy Ruskiego Brodu i Kuźnicy zaroiło się od niemieckich patroli zwiadowczych. Żołnierze wypytywali moją matkę, czy nie widziała Rosjan. Jeszcze tu nie dotarli. Wyszedłem za potrzebą i ujrzałem w szarości dnia kilkaset sylwetek ludzkich, idących cicho w stronę Kacprowa. Przy moście stała niemiecka pancerka i dwa motocykle, a w stronę Kuźnicy ustawili dwa karabiny maszynowe. Za krzyżem, blisko studni czterech żołnierzy usiadło i przygotowywało posiłek. Wszystko to odbywało się bardzo cicho. Około godziny 11 ruch się nasilił, jechało coraz więcej samochodów, pancerek i wozów konnych. Słychać też było zgrzyt gąsienic czołgowych w okolicach kościoła. Matka wygoniła mnie abym załatwił jakieś jedzenie od Niemców. Miałem wtedy 14 lat i niewiele do stracenia. Nie bałem się. Podszedłem do żołnierzy jedzących za "krzyżem". Przyglądałem się łakomie jak w mroźnym poranku maczają chleb w gorącej strawie wypełniającej ich menażki. Nad małym ogniskiem wisiał kociołek i coś bardzo ładnie pachniało, a gęsta para unosiła się w powietrze. To byli młodzi chłopcy, może po 17 lub 18 lat. Na twarzach niesamowite zmęczenie i głębokie, wpadnięte oczy. Jeden z nich zagadnął po polsku "chodź, nie bój się, masz" i dał mi do ręki kawał czarnego chleba. "Mam tu jeszcze godzinę czekać, mogę iść do waszej chałupy? Umyłbym się". Nalał w swoją menażkę gorącą zupę i poszliśmy do mego domu. Matka się przeraziła, ale on powiedział "Ja jestem Polak, ze Śląska, siłą wzięli, nie bójta się. Chciałem tylko się umyć i zmienić bieliznę". Matka zaprowadziła go do "komory" i dała gorącej wody. Później opowiadał że musiał iść do wojska, bo zabiliby jego rodzinę. Wychodząc dał nam jeszcze kawałek chleba. Po południu wyszedłem zobaczyć co się dalej dzieje. Poszedłem w okolicę drogi na Boków, a tam tłumy wojska. Na skraju lasu stało działko czterolufowe z obsługą, z drogi leśnej wylewało się wojsko, pieszo, konno, samochodami. Zaraz mnie stamtąd przegonili. Pobiegłem w stronę kościoła, tam na rozdrożu stały dwa czołgi, kilkanaście samochodów, a przed kościelnym placem siedziało bardzo dużo żołnierzy, tylko jakiś dziwnych - mieli skośne oczy i kruczoczarne włosy, nie mówili też po niemiecku. To był jeden z niewielu ładnych dni. Był lekki mróz, śniegu jak na lekarstwo i niebo nie było zachmurzone. W drodze powrotnej zauważyłem jeszcze jedno działko czterolufowe ustawione przy "rowku". Siedemnastego stycznia Nic się nie zmienia. Żołnierzy jakby więcej. Pancerka stoi w tym samym miejscu, a za krzyżem inni coś gotują. Nagle słychać samoloty. Stoję i patrzę jak od strony Długiej Brzeziny nadlatuje kilka samolotów sowieckich. Niemcy rozpierzchają się na wszystkie strony, słychać szybkie komendy. Widzę jak od samolotów odrywają się małe ogniki i równymi ściegami szyją wzdłuż drogi. Przeleciały dalej. Atakują na bokowskiej drodze długą kolumnę niemiecką wijącą się na niezbyt szerokim trakcie. Kilkakrotnie zataczają koła i wreszcie wracają w stronę Huciska. Dopiero teraz poczułem zaciskającą się na mym ramieniu rękę matki, i usłyszałem jej krzyk "do piwnicy!!!, zabiją cię!!!" Uspokajam ją. "Już po wszystkim mamo, odlecieli". Widzę w okolicach mostka kilka nieruchomych postaci, które miały to nieszczęście być na linii ściegu z samolotu. Są i ranni, już opatrywani. Schowaliśmy się do domu. Czołgi i samochody ze skrzyżowania koło kościoła przejechały w stronę Kacprowa. Zabitych i rannych załadowali na wozy konne i ruszyli z nimi w tym samym kierunku. Wydawało mi się, że płynący strumień ludzi nigdy się nie skończy. Widziałem też kilka kobiet jadących na wozach. Chyba to były Niemki. Samoloty w tym dniu już się nie pojawiły, ale miała miejsce dziwna sytuacja. Od strony kościoła nadjechał samochód z czterema czerwonoarmistami. Niemcy zupełnie zgłupieli. Rosjanie wyjechali zza zakrętu prosto na obstawę z pancerki i pod karabiny maszynowe. Zaskoczenie było zupełne; wykorzystali to Sowieci. Jeden z nich zeskoczył do rowu z erkaemem i zaczął siać serie. Kierowca samochodu w samym środku skrzyżowania wykręcił i ruszył z powrotem w stronę kościoła, ale już obsługa MG na wozie bojowym otworzyła ogień. Za chwilę dołączyły do niej dwa inne stanowiska rozwalając samochód i trzech żołnierzy. Co dziwne, czwarty, który zeskoczył wcześniej z wozu uratował się klucząc między domami i wycofując w stronę cmentarza. Można powiedzieć, że był to początek końca wsi. Niemcy rzucili sporo wojska w okolice plebanii i Kościoła, ruszyło też kilka czołgów, wszystkich wypędzono z domów do kopania rowów i okopów. Nie myślałem, że chcą przyjąć bitwę we wsi. Dopiero wiele lat po wojnie zrozumiałem, że jednostki Freiwillige (skośnoocy żołnierze Wehrmachtu) miały zostać i bronić przeprawy jednostek przez ten teren. Wojsko uciekało na zachód w stronę Kupimierza, dalej na Opoczno i za Pilicę. Kopanie było straszne. Z góry była kilkucentymetrowa zmarzlina, a dalej kamień na kamieniu. Ręce bolały od kilofa. Niemiecki oficer kazał nam przesunąć wykopy w stronę “organistówki", w której w czasie okupacji znajdowała się komenda żandarmerii niemieckiej. Tu było o wiele lżej. Rosjan nie było widać, ale było słychać. Dosłownie o jakieś 500 metrów od nas słychać było jakby ciągniki, komendy po rosyjsku i inne hałasy. Na kierunku do Długiej Brzeziny ustawiono działo, a po prawej stronie za kościołem stanął między drzewami czołg. To była pierwsza linia obrony. Nagle od strony cmentarza, ze wzgórza, padły pierwsze salwy z radzieckich dział. Pociski wpadły w sam środek wsi. Rzuciliśmy łopaty i kilofy i pobiegliśmy polami w stronę Kacprowa. Po drodze musiałem przebrnąć przez nie zamarzniętą rzekę. Byłem mokry po pas, ale wcale tego nie czułem. Za nami, przed nami i z boku uderzały pociski wyrzucając w górę fontannę piachu i kamieni. Wszystko było jak w zwolnionym tempie. Nie pobiegłem z innymi do lasu, tylko wzdłuż rzeki do domu. Mieszkaliśmy z matką 30 metrów od rzeki i 100 metrów od mostu (mieszkam tam do dziś). Nie było nikogo. Złapałem tylko jakieś spodnie i wybiegłem na dwór. Strzelało wiele dział, gdyż wybuchy pojawiały się z każdej strony wsi w tym samym momencie. Spojrzałem w stronę mostu gdzie stała pancerka, teraz paląca się, za krzyżem leżało kilku zabitych. Dziwne, ten trójnóg z kociołkiem stał nienaruszony i wydobywała się z niego para. Pobiegłem do lasu, jak najdalej od wybuchów. W Kacprowie mieliśmy rodzinę, ale matki tam nie było. Było za to wielu sąsiadów, którzy uciekli z palącej się wsi. Nareszcie po południu spotkałem się z matką i ruszyliśmy dalej do Eugeniowa. W Kacprowie nie było bezpiecznie, wiele pocisków przenosiło i wybuchało w okolicach wsi. W jednym z domów pocisk wpadł przez dach i wybuchł w kuchni. Przeżyła jedna kobieta i jedno dziecko. Niesamowita tragedia gdyż ona straciła tam dwoje swoich dzieci, a dziecko które się uratowało straciło tam matkę. Dużo ludzi pochowało się w piwnicach na ziemniaki, ale my postanowiliśmy uciekać dalej. Okazało się to niemożliwe. Niemcy wypierani z Ruskiego Brodu uciekali tą samą drogą i strzelali do ludzi tarasujących im drogę. Schowaliśmy się do jednej z piwnic. W nocy trochę się uspokoiło, ale słychać było pojedyncze strzały z broni ręcznej. Osiemnastego stycznia Rano Sowieci przypuścili pierwszy szturm w okolicach kościoła, a więc tam gdzie kopaliśmy okopy. Po kilkugodzinnej walce Rosjanie wycofali się z dużymi stratami. Znana jest historia jak podczas ataku na białą broń, w dymie, dwóch Rosjan zakłuło się nawzajem swoimi bagnetami. Niemcy nawet robili zdjęcia, które później wpadły w ręcę radzieckie. Drugie natarcie poparte było długim przygotowaniem artyleryjskim z dział i moździerzy, które zniszczyło resztę wsi (ocalały tylko cztery domy). Turkmeńcy na pierwszej linii nie wytrzymali naporu radzieckich żołnierzy i cofnęli się do środka wsi gdzie znajdowało się sporo cofającego się wojska. Dosłownie walczono na każdym podwórku i w każdych ruinach spalonych chałup. Jeden z niemieckich oficerów - major, który miał dużą nadwagę schował się do piwnicy na ziemniaki i tam się zastrzelił. Trudno go było później stamtąd wyciągnąć. Tym razem Rosjanie wyparli wroga z okolic mostu i utworzyli tam gniazda ogniowe. Tymczasem na skraju lasu za wsią, w stronę Końskich, Niemcy ustawili kilkanaście moździerzy i dużo ciężkiej broni maszynowej ostrzeliwując dopiero co stracone pozycje. Most został uszkodzony i tylko pieszo można było tamtędy przechodzić. Rosjanie wycofali się spod skutecznego ognia i zajęli pozycje obok plebanii. Za chwilę odezwała się artyleria radziecka bijąc z haubic w las do przedzierających się żołnierzy. Tak było do wieczora. W nocy znów spokojniej. Dowiedzieliśmy się od paru osób o przebiegu bitwy i o tym, że Niemcy odnieśli duże straty na "Bokowskiej drodze". Mieli sporo spalonych samochodów i zniszczonego sprzętu, a także wielu zabitych. Dziewiętnastego stycznia Po raz kolejny Niemcy próbują przebijać się w stronę zbawczego lasu w okolicach zniszczonego mostu. Są to już resztki wojsk, większości udało się przedrzeć w poprzednich dniach. To była istna rzeź. Chyba niewielu przeżyło trzeci szturm fanatycznych, pijanych rosyjskich żołnierzy. Wszyscy Niemcy, którzy się przedarli przez wieś, jeszcze raz wpadli w kocioł pod Orginiowem, gdzie Rosjanie urządzili zasadzkę. Jednak przerwali pierścień okrążenia i ruszyli pod Sulejów. W sumie Ruski Bród kilka razy przechodził z rąk do rąk, a walki trwały prawie cztery dni. Wróciłem żeby zobaczyć co z domem. Zburzony ! Ocalała tylko jedna mała szopka na podwórku. Powybierałem z ruin co tylko można (pościel, koc, ubrania i inne potrzebne rzeczy) i przeniosłem je do szopki . Wokół resztek mostu i drogi leżało mnóstwo zwłok, wręcz całe stosy; jedne na drugich - Niemców i Rosjan. Samochody sowieckie jeździły po tych trupach, które leżały na drodze, był to okropny widok. Na noc wróciłem do piwnicy w Kacprowie. Było coraz mniej żołnierzy, tylko małe grupki przechodziły przez wieś. Dwudziestego stycznia Znowu kanonada, tym razem od strony Kupimierza. Walka trwała bardzo długo. Słychać było wybuchy granatów i serie karabinów maszynowych. Wróciliśmy do Ruskiego Brodu. Po drodze słyszałem wiele podnieconych rozmów na temat co można przynieść z "bitwy". Wielu gospodarzy ostrzyło sobie zęby na konie, których sporo biegało po lesie. W moim umyśle powstał plan, żeby znaleźć sobie pistolet. Było to niebezpieczne, gdyż sowieci kręcili się wciąż po drodze. W wielu miejscach utworzyli posterunki silnie obsadzone rkm-mi. Mocno uzbrojone patrole przeczesywały wieś i okolice w poszukiwaniu niedobitków niemieckich. Widziałem kilkakrotnie jak z różnych dziur wyciągali młodych przerażonych żołnierzy. Dziwne, niektórych ustawiali w kolumnę i prowadzili w stronę kościoła, a innych skośnookich i polskojęzycznych żołnierzy rozstrzeliwali na miejscu. Wieczór pokazał ogniskami, że sporo sąsiadów wróciło na zgliszcza. Rozpaliłem nieduże ognisko przed szopką, w starym garnku ugotowaliśmy kilka ziemniaków i cieszyliśmy się pomimo straty dachu nad głową, że żyjemy. W nocy wykradłem się z szopki i cicho podpełzłem w stronę zniszczonego mostu. W słabym świetle księżyca i dogasających płomieni próbowałem odnaleźć zabitego oficera, od którego mogłem wziąć pistolet. Leżał blisko rowu z wodą, a obok niego kilku innych żołnierzy. Był cały pokrwawiony, białą kurtkę miał czerwoną od krwi. Było mi niedobrze, drżącymi rękoma odpinałem kaburę i zacząłem wyjmować broń. Nagle włosy zjeżyły mi się na karku. Odezwał się do mnie szeptem po polsku: "ratuj mnie, jestem Polakiem, z poznańskiego, siłą wcielony do niemieckiej armii. Leżę tu już wiele godzin między tymi trupami, chyba zamarzam. Proszę cię, przynieś mi jakieś cywilne ubranie, w domu czekają na mnie żona i dzieci. Pistolet dostaniesz i jeszcze coś, tylko mnie nie wydaj. Nigdy nie strzelałem do nikogo, jestem lekarzem, zajmowałem się tylko rannymi i chorymi. Pomóż mi". Bałem się strasznie. Do mojej szopki było jakieś 50-60 metrów, szybko się uwinąłem przynosząc jakiś stary płaszcz, sweter i czapkę. Buty i spodnie zostawił na sobie, resztę zdjął, owinął pasem i włożył powoli do rowu z wodą. "Masz, tylko schowaj bo jak ruscy to u ciebie znajdą to zastrzelą i ciebie i całą rodzinę". Wręczył mi pistolet P-38, który włożyłem za pasek. “A to za ubranie" i wcisnął mi w rękę obrączkę z palca. “Da Bóg jak przeżyję, to cię znajdę“. Prosiłem żeby nie brał broni, niech udaje chłopa, ale on wziął jakąś aktówkę i pm-a . Wyprowadziłem go w ciemnościach w stronę Kacprowa i pokazałem jak ma iść dalej. Serdecznie mi podziękował i ruszył w kierunku na Sołtysy. W Kacprowie nie było jeszcze Rosjan, chociaż byli już w Kupimierzu, który był dalej na zachód. Sowieci nie przeczesywali od razu wszystkich wsi i przysiółków, ale chcieli odciąć drogę ucieczki Niemców jak najdalej przed Pilicą. "Mój" lekarz trafił do samotnej gajówki na krańcach Kacprowa i tam chciał przeczekać najgorsze. Pech chciał, że silny patrol radziecki trafił tam także. Znaleźli go - po butach i spodniach stwierdzili, że Niemiec. Podobno tłumaczył się po polsku, że partyzant, ale sołdat nie słuchał i przestrzelił mu obie nogi. Rodzinie leśniczego zabronili pomagać rannemu, aż się wykrwawi. Lekarz umarł, ruscy odeszli. Pochowali go za stodołą, a w domu został jego m-pi i aktówka. Podobno w latach 70. ktoś kupił to od syna leśniczego. Swój pistolet ukryłem, ale kiedy tylko mogłem to go czyściłem, rozbierałem i smarowałem. Wystrzeliłem tylko jeden raz w życiu w Nowy Rok i za to dostałem trzy lata. Broń zabrano, był proces. Odsiedziałem rok i osiem miesięcy. Do dzisiaj została mi obrączka tego człowieka z wyrytą datą ślubu 10.04.1928 i inicjały HS. Ale najdziwniejsze było pojawienie się w latach 60. "młodego Ślązaka", który mnie poczęstował tamtego pamiętnego dnia gorącą zupą i chlebem. Nie wiedział jak się nazywam, ale pamiętał miejsce. Odwiedził mnie. Pokazałem mu różne miejsca w okolicy związane z "kotłem ruskobrodzkim". Powiedział mi: "to cud, że przeżyłem tyle razy byłem pod ogniem i nawet nie zostałem ranny. Przesiedziałem też po wojnie za to, że na siłę wcielili, a teraz jadę całym szlakiem, którym wtedy uciekałem i patrzę na miejsca, o których nic nie wiedziałem, a one mnie ocaliły. Opowiedziałem mu smutną historię lekarza. Okazało się, że go znał. Był z tej samej jednostki. Lekarz często pomagał żołnierzom polskiego pochodzenia wywinąć się z akcji bojowych symulując choroby. Był to dobry człowiek. Relację, którą tu przytoczyłem usłyszałem z ust pana Józefa. Żyjący do dziś uczestnik tamtych wydarzeń opowiedział mi wiele historii dotyczących tamtego rejonu. Wybrałem tę opowieść, aby przybliżyć ludzką tragedię Polaków, którzy wbrew sobie wcielani byli siłą do hitlerowskiej armii i nierzadko musieli strzelać do swoich rodaków. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: adek Wrzesień 27, 2011, 10:44:14 supert arty Radek, rzadko w necie coś czytam do końca . Mozesz wkleic ich treść na forum?
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 27, 2011, 19:11:04 Nie wiem co znaczy wkleić treść na forum . Są to moje artykuły i są dostępne dla wszystkich . Jeśli chcesz to możesz je wkleić , ja nie bardzo jestem komputerowy człowiek . Uczyłem się pisać na maszynie .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 27, 2011, 20:05:26 Tym razem artykuł Asi , z tej samej stronki - naszej regionalnej .
http://www.konskie.org.pl/2011/04/pamiec-nie-umiera-stanisaw-sekua-1903.html Nie raz myślę, o zbrodni dokonanej na żołnierzach polskich w Katyniu. Najczęściej po obejrzanym programie telewizyjnym, lekcji w szkole czy przeczytanej publikacji na ten temat. Nigdy nie zdawałam sobie jednak sprawy jak olbrzymi był to ładunek tragedii, bezsilności, rozpaczy i lęku. Ciężkie chwile przeżywali nie tylko ci, którzy ginęli od zdradzieckiego strzału od tyłu, oni na pewno woleliby zginąć na polu walki. Tragedie rozgrywały się również w rodzinach pomordowanych. Z początku nikt nie znał losu swych bliskich. Później znienawidzony okupant oznajmił że odnaleziono wiele zbiorowych mogił z polskimi oficerami, a potem była tylko cisza. Druzgocąca cisza... Nie można było o tym rozmawiać. Chociaż większość wiedziała już, gdzie zginęli ich mężowie, synowie, ojcowie, to nie wolno było im o tym mówić, a dzieci uczono regułki - ojciec zaginął podczas działań wojennych. Przyszedł czas kiedy decyduję się, że chcę poznać więcej faktów, zdobyć informacje, ale nie takie książkowe czy telewizyjne - takie prawdziwe, z rozmów z ludźmi. Idealnie byłoby posłuchać relacji na ten temat od osób bezpośrednio zaangażowanych - od członków rodziny. Poprzez moich rodziców i znajomych docieram do Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Baryczy, do pani Basi Janczak - nauczycielki, która od lat interesuje się historią Katynia i wraz z młodzieżą z tamtejszej placówki pielęgnuje pamięć o pomordowanych oficerach. Już po krótkiej rozmowie wiem, że dobrze trafiłam. W gablocie na szkolnym korytarzu widzę zdjęcia, wiele kopii dokumentów dotyczących zamordowanych w Katyniu oficerów. Pani Basia pokazuje mi "Dąb Katyński" - to pierwszy z wielu posadzonych później w okolicach Końskich. Obok kamień z pamiątkową tabliczką i brzozowy krzyż. Dąb własnoręcznie posadziła córka jednego z oficerów zamordowanych w Katyniu pani Barbara Sekuła-Kotas. Oglądam zdjęcia z uroczystości zorganizowanej przez uczniów OSW w Baryczy. Przyglądam się twarzy pogodnej starszej pani trzymającej zielone drzewko. Wtedy rodzi się pomysł aby spotkać się z nią, porozmawiać i uzyskać informacje z "pierwszej ręki". Proszę nauczycielkę o numer telefonu i ewentualną pomoc w zorganizowaniu spotkania. Telefonuję. Serce uderza szybciej z emocji. W słuchawce słyszę miły głos, a ja trajkotam tak szybko, że pani Barbara nic nie rozumie. Powoli. Wreszcie udaje mi się wytłumaczyć w jakiej sprawie dzwonię. Umawiamy się na spotkanie. Jestem trochę spięta, ale już po chwili rozmowy emocje opadają, a opowieść pani Barbary pochłania mnie bez reszty. Jak mam żyć Panie? Gdy każdy dzień jest konaniem, Trzymam w ręku pierścień - obrączkę, mojej rodziny pamiątkę. Daj mi siłę , daj mi wiarę, bym ze Wschodu wrócił Boże, Bym mógł jeszcze trochę pożyć... Te słowa skreślone ołówkiem na kawałku brudnego i zmiętego papieru przykuły mój wzrok podczas gdy opowieść o tamtym czasie nagrywa się na dyktafon. Mój ojciec Stanisław Sekuła urodził się w 1903 roku we wsi Kuczki powiat radomski. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Zakrzewie rozpoczął naukę w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim w Radomiu. Wydarzenia wojenne w 1920 r. uniemożliwiły normalny tok nauki. W dniu 6.08.1920 r. wstąpił jako ochotnik do III Pułku Piechoty Legionów. Po bitwie warszawskiej wraz z oddziałem brał udział w walkach pod Łukowem, Siedlcami i Małkinią. W Białymstoku został przydzielony do 4 Pułku Strzelców Podhalańskich. Uczestniczył w bitwie pod Sokółką i w walkach nad Niemnem w okolicach Grodna. Służył niedługo, bo tylko do 23.11.1920 r. Został ranny, stracił pół serdecznego palca u lewej ręki. Po opatrzeniu został zwolniony ze służby z tą datą. Za swą postawę odznaczony został medalem pamiątkowym za wojnę 1918-1921 - rozkazem z 12.03.1931 r. Wrócił do nauki i w czerwcu 1926 r. ukończył Seminarium Nauczycielskie w Radomiu. Czternastego października 1926 r. został powołany do służby wojskowej, którą odbył w Szkole Podoficerskiej w Zegrzu. Po zakończeniu służby podjął pracę nauczyciela w Pilczycy w powiecie koneckim. W 1929 r. ożenił się z Zofią Gąsiorowską, również nauczycielką. Już w następnym roku rodzice przenieśli się do Sworzyc. Ojciec został kierownikiem Szkoły Podstawowej w Sworzycach, a mama która dotychczas dojeżdżała do pracy do Kielc, objęła etat nauczycielki języka polskiego w tej samej szkole. W 1932 r. wydany został rozkaz aby wszystkich, którzy służyli jako ochotnicy w 1920 r. skierować do "przyspieszonej" podchorążówki w Biedrusku. Dnia 1.09.1932 Ojciec wrócił jako podporucznik rezerwy z wcieleniem do 72 p.p. w Radomiu im. płk. Dionizego Czachowskiego. W tym pułku podczas wakacji odbywał coroczne ćwiczenia wojskowe. W 1935 r. ukończył wstępny kurs instruktorów modelarstwa lotniczego organizowany przez Ligę Obrony Powietrznej. Rok później ukończył wyższy kurs modelarstwa lotniczego, a w 1937 kurs Instruktorów Ligii Morskiej i Kolonialnej w Końskich. Całym sercem zaangażowany był w pracę z młodzieżą. Nie tylko przy normalnej codziennej pracy w szkole. Pracował społecznie organizując szkolenia oraz koła zainteresowań dla dzieci i młodzieży. Chłopcy z koła modelarskiego uczestniczyli z dobrymi wynikami w wielu zawodach na szczeblach okręgowych i ogólnopolskich. W Brześciu nad Bugiem podczas zawodów krajowych sekcja ojca zajęła 6 miejsce w klasie modeli latających. Mama - polonistka pomagała ojcu w społecznikowskiej działalności. Organizowała całe cykle wieczornic poświęconych literaturze, kulturze i sztuce. Recytowano wtedy wiersze, czytano fragmenty klasyki. Sama pisała też wiersze i sztuki teatralne dla dzieci, które były wystawiane w okolicznych miejscowościach. W domu było nas troje. Ja byłam najmłodsza, przyszłam na świat w 1937 r. Najstarsza była siostra - Maria ur. w 1930 r., a brat Przemysław ur. w 1931 r. Tak naszą rodzinkę zastała wojna. Ojciec już w sierpniu 1939 r. zgodnie z rozkazem mobilizacyjnym z 72 Radomskim Pułkiem Piechoty poszedł na front i walczył z Niemcami nad Wartą, pod Widawą i w obronie Milanówka. Niejasne są późniejsze losy ojca. Mama wspominała, że już po wojnie dostała informacje od znajomych, którzy widzieli go jak przekraczał Bug jesienią 1939 r. Ktoś inny opowiedział jak w lesie niedaleko Włodzimierza Wołyńskiego werbował grupki naszych żołnierzy do akcji łączności. Ostatni widział go Władysław Jędrasik pochodzący z Bedlna naczelnik stacji kolejowej w Kiwercach. Opowiedział mamie, że ojciec przyjechał z trzema innymi oficerami bryczką na stację. Pan Jędrasik go poznał. Rozmawiali o sytuacji w której znalazła się Polska. Ojciec opowiedział panu Władysławowi, że cofają się od wschodu, bo tam wyłapują wojsko i oficerów. Jak trafił do niewoli radzieckiej? Tego niestety nie wiemy. Był w obozie w Kozielsku. Dostaliśmy stamtąd dwa listy. Jeden z nich datowany na listopad 1939 r., a drugiej daty mama niestety nie zapamiętała. Oba listy doszły w styczniu 1940 r. Mama opowiadała jak przy czytaniu wiadomości od taty zapadała cisza, a po policzkach Przemka i Marysi płynęły łzy. Tylko mama z trudem powstrzymywała silne wzruszenie. Te dwa listy były jak święte relikwie. Niestety niedługo się nimi cieszyliśmy. Gestapo poszukiwało polskich oficerów. Wysyłano specjalne patrole poszukujące naszych żołnierzy. Do nas, do domu trafił niejaki Kreisschuler Mittman, Niemiec szukający mojego ojca. To właśnie on w 1940 roku zabrał oba listy, włączając je do akt sprawy i ślad po nich zaginął. Nie mogłam pamiętać taty i tamtych wydarzeń, miałam przecież dopiero dwa lata. W naszym domu jednak pamięć o ojcu przetrwała. Mama cały czas opowiadała nam jaki był, czego dokonał, jakim był dobrym człowiekiem. Pamięć o ojcu żołnierzu, który zginął z rąk Sowietów nosiłam w sercu, wiedziałam bowiem, że prawdy o Jego śmierci nie wolno wypowiadać głośno. Mama wpajała nam maksymę - jeśli ktoś obcy spyta o tatę macie mówić: "ojciec zaginął podczas działań wojennych". Zarówno ja, jak i moje rodzeństwo wiedzieliśmy gdzie tak naprawdę zginął nasz tata. Wyszło to na jaw podczas okupacji w 1943 roku, ale wiedzieliśmy doskonale, że wersja o zaginięciu musi obowiązywać - tylko jak długo? Okazało się, że aż do roku 1989. Wtedy też, po raz pierwszy można było głośno mówić o Katyniu, o zamordowanych tam oficerach. Dostaliśmy także pierwsze informacje o losach Stanisława Sekuły. W rozkazie wywiezienia z Kozielska nazwisko mojego ojca znajduje się pod datą 20 kwietnia 1940 r. i numerem 040/32. Podczas ekshumacji zbiorowych mogił w lesie Katyńskim w roku 1943 r. zwłoki mojego ojca zostały zidentyfikowane i zarejestrowane pod numerem AM1999. Byłam tam. W 1990 roku pojechałam do Smoleńska, a później do Katynia i Kozielska. Był tam wtedy tylko krzyż i kamień, upamiętniający zmarłych. Była też msza z apelem poległych. Były to dla mnie niesamowite przeżycia i wielkie wzruszenie. Widzę łzy w oczach mojej rozmówczyni. Kończymy rozmowę. Pakuję notatki i dyktafon. Pani Barbara pokazuje mi sporo zdjęć. Są fotografie z wojska, ze szkoły, z rodzinnego domu i klubu modelarskiego. Oglądam również kolorowe odbitki z zasadzenia "Dębu Katyńskiego" w Baryczy. Jedna z fotografii wywołuje zadumę u pani Barbary. To zdjęcie jest najdroższe i jedyne z ojcem - malutka dziewczynka w białym ubranku siedzi na kolanach taty, a obok stoi mama. MOJEMU OJCU Jaka myśl gdy klęczałeś przeszyła Ci czaszkę Jaki obraz przed oczy gdy chłód lufy w tył głowy. A uczucia, gniew, bezsilność, żal rozpacz w jednym błysku sekundy. Nie ma świadków? A niebo? Przenikliwe i groźne. Drzewa długo szumiały, By wykrzyczeć tę zbrodnię... Alicja Patey-Grabowska Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pni Wrzesień 28, 2011, 11:06:57 Niestety nie działa :(
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 28, 2011, 11:15:40 U mnie chodzi .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: adek Wrzesień 28, 2011, 12:10:31 szacun dla Asi, jak macie jeszcze takie ciekawe artykuły to poprosimy :)
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 28, 2011, 12:47:26 Oczywiście . Proszę bardzo .
http://www.konskie.org.pl/2011/03/opowiesc-pana-jana.html Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kokesh Wrzesień 28, 2011, 15:47:29 <szacun>
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: waldwein Wrzesień 28, 2011, 22:53:06 Wspaniale opisane artykuły Pavelock - moje gratulacje, miałbyś coś jeszcze co mógłbyś zamieścić.
pozdrawiam waldi Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 29, 2011, 05:32:11 Jeden ze starszych artykułów , które pisałem pod pseudo .
Tajemnica cmentarza Zupełnie przypadkiem wpadła mi w ręce pewna stara mapa. Chciałem kupić ją od człowieka, u którego była, niestety nie chciał sprzedać. Była to kolorowa mapa bliskich mi terenów, często odwiedzanych przeze mnie z wykrywaczem. Na szczęście mogłem zrobić ksero mapy. Było na niej sporo adnotacji czerwonym atramentem. Pismo eleganckie i równe wskazywało na wykształconego człowieka. Zaznaczonych było kilka miejsc kółkiem lub strzałką. Studiując mapę na początku nie trafiłem na nic ciekawego. Wszystkie opisy i zaznaczenia miejsc były mi znane. Bywałem tam z wykrywką, ale efekty były mizerne. Mapa była datowana na 1937 rok, a adnotacja na górze brzmiała ''zaadoptowano na potrzeby wojskowe - VIII 1939 roku." Było więcej dopisków nieznanego autora, ale nie miały charakteru ciekawostki, czy jakiejś tajemnicy. Porównałem ją z aktualnymi oraz innymi starymi mapami i tu pojawiły się ciekawostki. Najpierw znalazłem kilkanaście dróg występujących na starej mapie, a w aktualnych tylko lasy w tych miejscach. Później zobaczyłem typowe oznaczenie cmentarza na skraju jednej z miejscowości. Muszę tu jeszcze zaznaczyć, że na tym terenie do 1947 było 14 wsi. Zostały wysiedlone siłą na ziemie zachodnie, a miejsce po nich zalesione. Ten cmentarz mnie zaintrygował, gdyż bywałem nie jeden raz w tamtym rejonie i nigdy nie widziałem aby coś tam było. Pojechałem z kumplem na miejsce. Po wiosce zostało tylko kilka starych, owocowych drzew i jedna studnia, teraz zasypana. W miejscu gdzie według mapy miałby się znajdować cmentarz było tylko las i krzaki. Nic nie znaleźliśmy. Postanowiłem pojechać do pewnej gminnej miejscowości - G., gdzie w strukturach władzy gminy pracował mój przyjaciel. Spytałem go czy pomoże mi odnaleźć kogoś żyjącego jeszcze z tej wioski. Zapalił się do pomysłu i wskazał jednego starszego człowieka - pana Stefana. Starszy pan po wywiezieniu na ziemie zachodnie, postanowił wrócić do swych korzeni i już w 1949 roku osiedlił się nieopodal swojej byłej wsi. Oczywiście jak najszybciej pojechał zobaczyć rodzinne strony, lecz to co zastał wprawiło go w zdumienie. Tereny wysiedlone zajęte były przez wojsko, które miało tam swoje poligony. Wioska została praktycznie rozebrana i zalesiona, aby śladu po niej nie było. Za wsią, przed ścianą pierwotnego lasu znajdował się kiedyś cmentarz, ale nie był to cmentarz wiejski. Parafia i cmentarz gdzie chowano mieszkańców był w G. oddalonym o 6 km. Co to był więc za cmentarz ? -" Proszę pana, to był cmentarz wojskowy, jeszcze z I WŚ. Austriacy wybudowali, piękny kamienny mur, w środku stał mały pomnik z tablicą, a wokół było około 80 - ciu grobów oznaczonych metalowymi krzyżami. Pamiętam, jak moja matka opowiadała, że był tu szpital polowy carskiej armii. Sporo żołnierzy rannych w bitwie ( nie wiadomo o jaką bitwę chodzi i gdzie miała miejsce) zmarło tu z ran. Byłi pochowani tu żołnierze rosyjscy i austriaccy. Wszystkie tabliczki z datą śmierci były datowane na grudzień 1914 r i początek 1915 roku. Cmentarz był zawsze zadbany, ludzie z wioski palili tam świece w dniu wszystkich świętych, pamiętano o mogiłach żołnierzy. Tym bardziej, że było wśród nich wiele polskich nazwisk. Kiedy wróciłem w 1949 roku poszedłem obejrzeć moją wieś. Nie poznałem tego miejsca. Ziemia zaorana, wszędzie wznosił się młody las. Po cmentarzu nawet śladu. Było widać ścianę starego lasu i tabliczki z zakazem wstępu na teren wojskowy. Postanowiłem zaznaczyć miejsce gdzie był cmentarz póki jeszcze dobrze pamiętałem. Na drzewach wyciąłem kilka znaków, a na ziemi poukładałem trochę kamieni - mniej więcej obrys cmentarza. Po 1989 roku kiedy wojsko wyniosło się z tych terenów a wszystko przeszło we władanie Nadleśnictwa, próbowałem zainteresować wielokrotnie ich kierownictwo, aby upamiętnić to miejsce pochówku z 1915 roku. Niestety nie było żadnej odpowiedzi. Jest tak do dzisiaj. Teraz jestem już za stary, aby coś zrobić w tej sprawie, ale może wy... może wam uda się. Umówimy się w przyszłym tygodniu to pokażę wam to miejsce." Pojechaliśmy autem razem z panem Stefanem. Dla niego była to już niezła wyprawa. Ubrany w krótką kurtkę typu battle dres i furażerkę na głowie ruszył powoli z laską w ręku na miejsce dawnego cmentarza. Las był już nie do rozróżnienia, gdzie był pierwotny, a gdzie zalesiony w 1947r. Przez około 1 godzinę szukaliśmy śladów na drzewach i ziemi. Bezskutecznie. Pan Stefan był już zmęczony i nie za bardzo mógł się odnaleźć w tej okolicy. Odwieźliśmy starszego pana do domu i postanowiliśmy sami szukać dalej. Wpadłem na pomysł skorzystania map Nadleśnictwa, gdzie pracował kolega, a który chwalił się kiedyś, że pudełko zapałek odnajdzie według swoich map. I tak spotkaliśmy się z Rafałem, wyjaśniliśmy całą sprawę oczekując natychmiastowej odpowiedzi. " Chwila, chwila, to tak od razu nie będzie. Muszę pojechać w teren. Dopiero na miejscu, po obejrzeniu i zidentyfikowaniu drzew pokażę wam to miejsce." Na miejscu od razu widać było profesjonalizm zawodowy naszego kolegi. Wyznaczył kilka punktów, odnalazł kilka charakterystycznych drzew i pokazał nam na jednym z Grabów wycięty krzyż. " Tu widać, gdzie sięgał stary las, a z tego miejsca było prowadzone nowe sadzenie. Te drzewa mają około 60 lat, a tu wiele jest starszych. " Najważniejsze jednak było odnalezienie znaku na grabie. Bo to oznaczało, że jesteśmy na dobrej drodze w odszukaniu śladów. Później znaleźliśmy jeszcze dwie kupki kamieni usypanych w liniach prostych i pasujących do znaku na drzewie. Według naszych wyliczeń cmentarz mierzył jakieś 40 x 30 metrów, ale nie jest to jeszcze precyzyjne określenie wymiarów. Na razie na tym zakończyliśmy nasze działania w odnalezieniu starego cmentarza. W tym roku planujemy sięgnąć i odnaleźć jakieś dokumenty dotyczące tej tajemnicy. Jeżeli wszystkie dowody wskażą na umiejscowienie w "naszym" rejonie tego cmentarza - zwrócimy się oficjalnie do władz, nie tylko gminnych, o odnowienie miejsca pochówku tych żołnierzy. I jeszcze jedno, pan Stefan powiedział też, że Austriacy wybrali to miejsce, gdyż obok była już stara mogiła, która znalazła się później w obrębie cmentarnego muru. Czyżby pochowani byłi tam Powstańcy Styczniowi ? I z jakiej bitwy pochodzili ranni carscy żołnierze z okresu XII 1914 i I 1915 ? Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: feniks68 Wrzesień 29, 2011, 09:37:13 Super artykuł czyta go się z zapartym tchem <szacun>
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 29, 2011, 17:53:11 Dzięki , przygotuję coś jeszcze .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 30, 2011, 06:10:57 jeden ze starszych artykułów , pisanych pod pseudo .
Dreszcz Tytuł "dreszcz", wziął się głównie z tego czegoś co przeszywa nas podczas odgarniania ziemi i odnalezienia niesamowitego fanta, odkrywania jakiejś tajemnicy, czy wpadnięciu na trop zagadki. To "coś" za czym tęsknimy, czekamy na wiosnę lub dobrą pogodę aby wyruszyć na poszukiwania. W moim życiu poszukiwacza kilka razy przeszył mnie taki "dreszcz" ale jeden raz było to coś wyjątko-wego. Poniżej przedstawię pewną historię. Na początku mojej przygody z poszukiwaniem różnych staroci i gratów spotkało mnie coś dziwnego. Pomagałem przy rozbiórce starego domu w niewielkiej miejscowości niedaleko Przysuchy. Podczas wyrywania starych rur i innych instalacji ze ścian odkryliśmy z kolegami skrytkę pod schodami. Była bardzo sprytnie urządzona. Belki podtrzymujące schody przylegały do ściany, a przy podłodze na wysokości około 70 cm znajdował się schowek na wiadra i inne rupiecie. Od tego miejsca jakiś metr przebiegały stare rury od kanalizacji i wody. Wyrywaliśmy wszystko, aby później sprzedać na złom. Wtedy to jedna z rur wyrwała kawał tynku ze ściany i ostatnią belkę podtrzymującą schody. Okazało się, że ta belka tak naprawdę nic nie podtrzymywała, jedynie maskowała skrytkę wydrążoną w ścianie. Skrytka miała ścianki z blachy, szerokości 20 cm, wysokości 70 cm i głębo-kości 40 cm. Tak, to wtedy po raz pierwszy doznałem tego uczucia, wyobraźnia podsuwała mi przed oczy złote monety i precjoza. W środku znajdowało się sporo dokumentów, kilka gazet, ramka na zdjęcie wykonana z mosiądzu i pistolet Luger P-08. Broń leżała na początku skrytki i niestety miała kontakt z wodą z przerdzewiałej nieopodal rury. Krótko mówiąc był to zardzewiały i uszkodzony złomek, po wyczyszczeniu oddałem go do Izby Pamięci. Jeszcze gorzej sprawa się miała z dokumentami. Wiele było pisanych na maszynie, część po niemiecku, po polsku, po rosyjsku. Gazety okazało się były polskie, wydane w 1947 roku. Niewiele dało się odczytać i uratować, ale można było wywnio-skować z nich, że przez jakiś czas w tym budynku mieścił się posterunek Milicji. Drugi raz coś podobnego przeżyłem kilka lat później. Niedaleko tej samej miejscowości, prowadziłem pewne prace przez 3 miesiące. Jak to miałem w zwyczaju rozpytywałem gospodarzy o jakieś niepotrzebne rzeczy z wojny i inne ciekawe historie. Wkrótce wszyscy wiedzieli o moich zainteresowaniach i przynosili mi fanty lub mówili o jakiś wydarzeniach związanych z ich ziemią, a dotyczących czasów wojny. Był jeden starszy człowiek, naprawdę wiekowy i niewidomy. Dużo z nim rozmawiałem, umysł jasny i wybitna inteligencja biła od tego człowieka. Opowiedział mi o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce podczas I WŚ. Przez tą miejscowość przechodziły wojska austriackie, pobierali zaopatrzenie dla wojska i dla koni. Saperzy naprawiali most i drogę, a tabory i armaty ciągnięte przez konie przeprawiały się przez rzekę w okolicach młyna. I wtedy doszło do wypadku. Jeden z zaprzęgów koni wpadł w szał, czwórka koni ciągnąca armatę, dosłownie staranowała kilka wozów taborowych, poturbowała kilkunastu żołnierzy i pogalopowała do przodu. Niedaleko traktu znajdowało się kilka sporów dołów - szybów po kopalniach rudy żelaza. I właśnie w ten dół wpadła czwórka koni z armatą. Zanim na miejsce wypadku dotarli żołnierze, armata tonęła w głębokim szybie i wciągała za sobą konie. Zaprzęg został odcięty od morderczego ładunku, dwa konie miały połamane nogi, więc zostały zastrzelone. Po wielu wysiłkach w końcu Austriacy porzucili zatopione działo. Nie chciało mi się wierzyć w tę opowieść, ale człowiek nie miał potrzeby okłamywać mnie. Sam był za mały aby to pamiętać, ale jego ojciec najęty był przez żołnierzy do pomocy przy próbie wydobycia działa i dokładnie pokazywał swojemu synowi gdzie to leży zatopiona armata. Nikt nigdy nie próbował jej wyciągnąć, przez lata pamięć ludzi o tym zdarzeniu się zacierała, ale jemu jako dziecku miejsce to utkwiło w pamięci na zawsze. Mimo że zachorował i stracił wzrok, wciąż pamiętał to miejsce. Niezwykle dokładnie je opisał i mimo upływu lat znalazłem ruiny młyna, rzekę i trakt. Nieopodal znajdował się szyb. Miejsce wypełnione było wodą i zarośnięte dość bujnymi krzewami i drzewami. Mój wykrywacz na niewiele się zdał w tej sytuacji, dlatego też zrobiłem coś na kształt długiej dzidy, około 3 m. Nie trafiłem na nic. Po dokręceniu jeszcze 2 metrów uderzałem w coś twardego. Czy był to metal ? Może kamień ? Trzeba było rozkopać i odwodnić szyb. Ponieważ koparkę miałem na miejscu, szyb znajdował się za wsią i raczej nikt nie widział naszej akcji, przystapiliśmy do działania. Najpierw koparka zrobiła dołek na około 2 metry, agregat, pompa i tłoczymy wodę z wykopu na zewnątrz. Łyżka koparki sięgnęła jakieś 3,5 metra w głąb szybu i na tym skończyły się jej możliwości. Jeszcze raz skonstruowaną dzidą wgłebiłem się w lej, ale tym razem wiedziałem, że uderzam o metal. Zrobiliśmy koparką podjazd, tzn. operator wykopał sobie na jakiś metr zagłębienie w które wjechał i mógł sięgnąć do naszej głębokości. Było coraz trudniej kopać, bo i błoto wydobywane z dołu nie było już gdzie wyrzucać. Trach !!! zazgrzytała łyżka po metalu. Adrenalina i dreszcz to były uczucia, które mnie teraz opanowały. Jest, naprawdę jest. W łyżce wyciągniętej z dołu był kawałek metalu. Poczerniały, nie zardzewiały kawałek, wyglądał jak wieczko od skrzynki na amunicję do MG, tylko że było nitowane, wielkość 45 cm długie, 22 cm wysokie i 3 cm grube, przy górze odchodziła jakby rączka. W tym momencie, chociaż słabo było widać co się dzieje w dole, nastąpiło jakby wzdychnięcie i poziom wody podnióśł się do poziomu zero dosłownie w kilka sekund. Prawdopodobnie działo dostało powietrza i poruszyło się w szybie, wcześniej działało jak korek w wannie, a teraz woda przedostała się i zalała z powrotem szyb. Pamiątka została. Ten kawałek metalu mam do dziś. Już nigdy później nie miałem okazji i możliwości zrobić drugie podejście do armaty. Jedynie co udało mi się ustalić to że poziom wód gruntowych, oraz poziom dna rzeki w miejscu gdzie jest szyb wynosi około 2-2,5 metra. Działo ( jeżeli to jest działo ) leży na 4,5-4,8 metra. Ale przecież górnicy jakoś wydobywali rudę żelaza z tego szybu i umieli poradzić sobie z wodą. Mam nadzieję, że kiedyś dorwę jakiegoś sponsora i spróbujemy raz jeszcze dobrać się do austriackiego działa Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: feniks68 Wrzesień 30, 2011, 09:42:03 Szkoda ze nie udało się wydobyć tego austriackiego działa życzę powodzenia ze sponsorem i może kiedyś ujrzy światło dzienne i będziemy mogli ja podziwiać <szacun>
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: stucer Wrzesień 30, 2011, 13:04:58 Arcyciekawe opowiadania, zgłębianie wiedzy o interesujących dla pasjonata historii wydarzeniach <szacun> Któż z nas nie marzy gdzieś tam w duchu, że znajdzie kiedyś np. czołg? Ty masz już to za sobą :)
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 30, 2011, 17:32:05 To działo leży w tym samym miejscu do dzisiaj .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 30, 2011, 18:58:49 kolejny artykulik ...
Epizod z powstania - Ze Starego Pamiętnika - Bliżyński epizod z Powstania Skąd wziąłem ten pamiętnik? Znalazłem go w starej szafie, którą okazyjnie kupiłem od jednego z pijaczków z Bliżyna. Była zaniedbana, brudna i rozchybotana. Powyciągałem szkło z drzwi, sprawdziłem nogi, w środku pod spodnią deską dębową znalazłem kilka fotografii, brulion i listy miłosne pisane pięknym językiem i pismem. Fotografie przedstawiały ludzi nieznanych, listy były piękne, ale najciekawszy był brulion. Było w nim wiele zapisków z różnych okresów, np. ktoś prowadził tam buchalterię jakiejś wytwórni zabawek w okresie międzywojennym, na innych stronach były przepisy kulinarne z początku XX wieku, był także rodzaj pamiętnika patriotycznego, dotyczący miejscowości Bliżyn i Powstania Styczniowego. Poniżej chciałbym przedstawić, chociaż jeden z ciekawych zapisków nieznanego pamiętnikarza. Pisownię pozostawiam oryginalną. 14 Marca 1864. W tym czasie gdy powstańce juże schodzili z pola walki ponosząc klęski, rozegrała się ostatnia bitwa w Sandomierskiem. Rudowski zaatakował w Bliżynie Kulgaczowa i pobił go ze znacznemi straty. W dniu 7 Marca Kulgaczow doszczętnie rozbił oddział Malinowskiego. Postępując dalej, Kulgaczow rusza do Iłży, lecz nigdzie nie spotyka powstańcy. Przeszedł przez Wąchock i lasy samsonowskie. Dowiedziawszy się, że Rudowski - dowódca pułku opoczyńskiego ruszył do Suchedniowa, stanął tam dnia 14 Marca. Z Suchedniowa Kulgaczow pomaszerował do Bliżyna, skąd wysłał rotmistrza von Wahla na podjazd ku Odrowążowi. Wahl w okolicach tego miasteczka wykrył obozowisko Rudowskiego, ale samych powstańcy nie było. Udało się Wahlowi trafić na ślad Rudowskiego, ale zaskoczony dżdżystą i ciemną nocą marcową, zatrzymał się w Odrowążu na nocleg. Rychło też wysłał umyślnego do Kulgaczowa z wiadomością o swoich odkryciach. Ten zamierzał zaraz nazajutrz połączyć się z von Wahlem i ścigać Rudowskiego, gdy tymczasem ten ostatni uprzedził go i napadł w nocy dnia 16 Marca w Bliżynie. Rudowski poprzez swoich zwiadowczych dokładnie orientował się w manewrach wojsk rosyjskich. Dwaj włościanie Jan Jurzyński i Benedykt Przygoda dotarli do Rudowskiego z wieścią, że w Bliżynie zatrzymał się Kulgaczow z dwiema sotniami kozaków. One wieści przekazane były od kierownika fabryki żelaznej w Bliżynie Wincentego Stereckiego. Jedna sotnia zajęła karczmę, druga dwór, z zamiarem spędzenia tam nocy. Rudowski wezwał natychmiast wachmistrza Wojciechowskiego i polecił mu udać się do obozu majora Bezkiszkina, aby ten przed nocą stanął z oddziałem w lesie olszynowym, okalającym staw w Bliżynie. Siły ich wspólne wynosiły około 150 ludzi i 40 kawalerii. Siły rosyjskie były znacznie większe, ale przewagę tę miały równoważyć zaskoczenie i nocna pora. Wspominał mi Wojciechowski - nie wolno było palić, ani rozmów głośnych także surowo zabroniono, tylko spokój i cisza, aby nikt we wsi nie dowiedział się o naszej bytności w olszynach. Męki straszne przechodzilim, z zimna zęby szczękały. Tylko od czasu do czasu trzeba było pić wódkę i zagryzać chlebem z surową słoniną. Po zapadnięciu nocy można było rozpocząć przygotowanie do akcji. Stosownie do rozmieszczenia nieprzyjaciela Rudowski rozmieścił swe siły. Napad na dwór powierzył Bezkiszkinowi, który stanął na czele kompanii kapitana Wacława Ciepłego. W skład kompanii wchodziło 68 strzelców. Sam Rudowski stanął przy Bezkiszkinie, a swą eskortę przydzielił Rząśnickiemu. Wspomina Wojciechowski - przed wielką stajnią dworską stał kozak na warcie, który nas zobaczył jak dojeżdżaliśmy i zawołal ochrypłym głosem - "Kto idiot?". Na co odpowiedzial nasz porucznik Minety doskonałym akcentem - "swój". Kozak przyglądał się, a że byliśmy o krok od niego, więc poznał i wszczął alarm, ale na więcej nie miał czasu, bo Minety jednym ciosem pałasza położył go na miejscu. Wówczas kapitan podzielił swą kompanię na trzy części, dwie rozstawił na szosie, a trzecia kompania otoczyła karczmę, zatarasowała okna i drzwi oraz podpaliła karczmę. Część co trzeźwiejszych Kozaków, przez dach skakali trafiając na nasze bagnety i ginęła, a reszta upiekła się w ogniu. Z koni, które wyprowadziliśmy z karczmy, wiele w popłochu rozleciało się, ale pozostało nam w rękach pięćdziesiąt kilka. Nasza więc wyprawa na karczmę powiodła się. Mniejszy sukces osiągnął Bezkiszkin. Wobec czujniejszych wart i wcześniejszego alarmu, niż w karczmie, udało się kozakom kwaterującym przy pałacu, uratować się ucieczką ze stratą jednego oficera i paru szeregowych. Pomogła im w tym pomyłka strzelców Bezkiszkina, którzy w ciemnościach wzięli własną jazdę za kozaków i ostrzelali. Lecz i tak straty nieprzyjaciela wynosiły około 50 zabitych i spalonych oraz 20 rannych. Powstańce zdobyli nieco broni i 52 konie. W szeregach powstańczych było dwóch poległych i trzech rannych. 24 Maj 1864. Dziś dotarła do mnie straszliwa wieść, oto bowiem Matwiej Bezkiszkin nie żyje. Był to syn Polki i oficera carskiego. Sam w młodości służył w wojsku rosyjskim w stopniu kapitana. Dlaczego przeszedł na stronę powstańców? Nie wiem. Wyszkolił i przekazał Langiewiczowi 300 powstańców. W powstaniu dowodził pierwszym batalionem strzelców w pułku Rudowskiego. Batalion ten walczył pod Suchedniowem i Bliżynem. 27 Kwietnia władze carskie schwytały Matwieja Bezkiszkina, który bronił się strzelając z dwóch rewolwerów. Ujęcie go żywcem uznano za sukces tak wielki, że wystąpiono o najwyższe odznaczenie dla żołnierzy, którzy tego dokonali. W dniu 16 mają 1864 roku sąd polowy w Radomiu skazał majora Bezkiszkina na karę śmierci przez rozstrzelanie. Zapytany dlaczego zdradził swój carski mundur odrzekł: "Zrodzony z matki Polki, czułem się zobowiązany do pomszczenia krzywd jej synów i braci". Zelżony za tę odpowiedź, został spoliczkowany przez prezesa sądu. W odwecie zawisł na szubienicy. Szczegóły procesu przekazał mi w tajnym piśmie nasz człowiek pan Jakimowicz. O Matwieju Bezkiszkinie szumią teraz tylko bliżyńskie lasy. To tylko dwa z bardzo ciekawych zapisków znajdujących się w pożółkłym brulionie. Ale te lokalne historie o zapomnianych bohaterach są najciekawsze. Radosław Nowek Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: Greg Październik 01, 2011, 20:37:54 Fajne historie zwłaszcza ta o powstaniu styczniowym.Pisana językiem takim jak kiedyś używali.No i bardzo fajnie ze zachował się pamiętnik świadczący o tamtych czasach [brawo] A historia z czołgiem tez bardzo ciekawa,jak to małymi krokami można dojść do prawdy historycznej <szacun>
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 01, 2011, 20:49:45 I artik Asi
Śladem Legendy Jak zwykle w wolne wekendy , wybierałam się z tatą i moją przyjaciółką na poszukiwania z wykrywaczami . Tym razem miał to być teren wsi Stefanów . Nie istniejąca dzisiaj wioska była świadkiem wielu zdarzeń z okresu II wojny światowej , między innymi zwycięskiej bitwy partyzanckiej 25 pp AK mjr-a "Leśniaka " z przeważającymi siłami wroga SS i policji . Chcieliśmy znaleźć ślady tamtych wydarzeń . Ja machałam Cibolą , a tata X terrą 50 . Na miejscu okazało się że teren jest dosłownie "zryty" i wygląda jak księżyc z niezasypanymi dziurami po pseudoposzukiwaczach . Mimo wszystko postanowiliśmy spróbować . Po dwóch godzinach mieliśmy parę monetek carskich i trochę łusek . Tata stwierdził , że nic tu po nas i że pojedziemy w nowe miejsce . Studiowaliśmy w domu stare mapy tych rejonów , tak że zawsze mieliśmy jakieś dwie alternatywne miejscówki . Kilka kilometrów dalej , na starej leśnej drodze zatrzymaliśmy samochód , wykrywki w dłoń i w las . Widać było że dawniej stały tu chaty , znaleźliśmy starą studnię , zdziczałe drzewa owocowe i kasztany - olbrzymie , popróchniałe , z wielkimi dziuplami . Nagle Bogna ( moja przyjaciółka ) dziko krzyknęła , a z jednej z dziupli wyleciała duża sowa machając ogromnymi skrzydłami . Zaczęliśmy penetrować teren . Najpierw tata znalazł kilka monet , za chwilę ja mam sygnał i pierwszy bagnet " niemiec " ląduje w plecaku . Po godzinie mamy niezłe wyniki , oprócz bagnetu mam ładownicę niemiecką z zawartością , odznakę za rany srebrną , sporo łusek i nieśmiertelnik cały jednostki artylerii. Tata wygrzebał całą skrzynkę od mg-ty pełną w środku , piękną odznakę NSKOV i klamerkę do pasa . Zrobiliśmy przerwę posilając się co nieco i ruszyliśmy dalej . Poszliśmy wzdłuż rzeki kierując się na niewysokie wzniesienia tuż za lasem . Zaczęły się łąki a przez środek tych łąk wiła się nieduża rzeczka . Pasły się krowy ,to był wspaniały widok . Po drodze wyszedł jeden bagnet - czworokątny "rusek" i kilka guzików . Ja z Bogną skupiłyśmy się na okolicach rzeki , a tata przeszukiwał wzniesienia i drogę polną . No i zaczęło się , najpierw hełm radziecki , resztki mosina , klamry , guziki , monety , o łuskach nie wspomnę . Już nie było gdzie fantów upychać dlatego wszystko składałyśmy w jedno miejsce . Tata nas zawołał ze wzgórza , bo pojawił się jakiś człowiek . Przywitaliśmy sie grzecznie , a gość wkurzony pyta czy wiemy że to jego działka ? My że nie , ale przepraszamy jeżeli coś złego zrobiliśmy . " Panie , jak coś znaleźliście wartościowego to trza się podzielić . Tu Niemcy szli obłowione ze wschodu i pełno złota miały ". Pokazaliśmy mu nasze skarby , na co pokiwał głową , że złomu to on nie chce i powiedział : " jak chceta zbierać takie hełmy i inne to idźta do " Galasa" , ma już 96 lat i wie gdzie co jest , a mieszka tam , na skraju tego lasu ." Jeszcze raz przeprosiliśmy tego jegomościa i ruszyliśmy z fantami do samochodu . Podjechaliśmy pod dom starszego człowieka , który siedział na ławeczce pod drzewem głaszcząc kota trzymanego na kolanach . " Dzień dobry Panu " . " Dzień dobry , państwo do mnie ? " Odezwał się mocnym głosem . " Chcieliśmy z panem porozmawiać trochę o historii tej ziemi , oczywiście jeżeli nie przeszkadzamy " . " Proszę , proszę , rzadko mnie tu kto odwiedza , mają mnie za dziwaka . Przychodzi tylko Zosia , która robi mi zakupy. Siadajcie". Opowiedzieliśmy " dziadkowi " nasze dzisiejsze przygody z poszukiwaniem , a on że trafiliśmy najpierw przy kasztanach na starą leśniczówkę , spaloną przez " Kałmuków" w 1944 , a później przy rzece na miejsce potyczki na białą broń " ruskich " z Niemcami ze stycznia 1945 . Stwierdził że co ciekawsze rzeczy to już inni wyciągnęli , ale on wie jeszcze o wielu innych ciekawych miejscach . "Dziadek Galas " wydawał się szczerym i szlachetnym człowiekiem . To jak opowiadał , sprawiało że słuchałam z otwartymi ustami wyobrażając sobie wszystkie te historie , tak jakbym w nich uczestniczyła . Opowiedział nam dużo ciekawych historyjek związanych z wojną , okresem międzywojennym i o czasach PRL-u . Najbardziej zaciekawiła mnie historia , która wydarzyła się długo przed wojną . Nasz " Dziadek Galas " jako mały chłopaczek pasał krowy na okolicznych łąkach . Nie tylko opiekował się swoimi krowami , ale też innych co bogatszych gospodarzy . Pewnego dnia jak zwykle doglądał krów , gdy nad niewielkim wzgórkiem zauważył coś dziwnego . Na początku myślał , że ktoś zostawił nie dogaszone ognisko , ale ku swojemu przerażeniu zobaczył jakieś tańczące ogniki nad ziemią . Ze strachu , zlany potem , zaczął strasznie krzyczeć i pognał w stronę wsi . Bał sie wrócić nawet po krowy . Dopiero ojciec i matka przyprowadzili zwierzęta . Wiele lat później ( około 40-50 lat ) dowiedział sie o tak zwanej reakcji chemicznej " oczyszczanie się złota " . Próbował odnaleźć to miejsce sprzed lat , i kopał w wielu miejscach , ale wszystko na nic . Teren był dość duży , a we wspomnieniach dziecka wyglądało to wszystko inaczej . Po jakimś czasie dał za wygraną . Zadałam mu pytanie , skąd wiedział że akurat tam było złoto ? "Może bym nie szukał , tylko pokojarzyłem kilka faktów z okresu I Wojny Światowej . Niedaleko stąd , pod Opocznem odbyła się prawdziwa bitwa między Rosjanami i Austryjakami . Na początku "ruskim" szło nieźle ,ale Austryjacy dostali posiłki i kontruderzyli , odrzucając Rosjan aż tutaj . Carscy stracili wielu żołnierzy i sprzętu , a tu ich resztki zostały otoczone i wzięte do niewoli. Ludzie powiadali że zakopali tutaj pieniądze na wypłaty dla wojska , wszystko w srebrze i złocie . Wtedy kiedy widziałem te ogniki to nic o tym nie wiedziałem . Rodzicom też nie powiedziałem , skłamałem żem widział upiora . Niby nic , ot legenda , ale potwierdza ją jeszcze jedno zdarzenie . Otóż w latach 20 - tych przyjechało do wsi dwóch takich cwaniaków , elegancko ubranych . Zatrzymali się w karczmie u Żyda i urzędowali tam kilka dni . Wieczorami w karczmie , przy wódce rozpytywali chłopów o różne rzeczy , a to gdzie się "ruscy " ukrywali przed poddaniem , a to czy mieli wozy z żelaznymi kratami i takie tam . Chłopy przy kieliszku opowiadali chętnie , gdzie , co i jak . Jednego wieczoru Leśniczy siedząc przy innym stoliku i przypatrując się owym " gościom " przeprowadzającym śledztwo , zauważył , że mają rewolwery i lornetki . Po cichu wysłał " umyślnego" konno na posterunek do Przysuchy i podał list do ówczesnego komendanta . Obaj przyjezdni zostali aresztowani , okazało sie w toku śledztwa , że brat jednego z nich , który służył w carskiej armii został wzięty tutaj do niewoli i to on opowiedział bratu o zakopanej kasie pułku . Oczywiście zostało to wzięte za kłamstwa , a ludzi owych oskarżono o szpiegostwo , gdyż mieli przy sobie niemieckie papiery . " Tak i koniec historii . Czy tam co jeszcze jest ? Nie wiem . Mogę wam pokazać gdzie wtedy pasłem te krowy . Dzisiaj to już inaczej wygląda , sporo zarosło , ale łąki są jeszcze regularnie koszone ." Zaprowadził nas niedaleko tego wzgórza na którym spotkaliśmy gościa z krowami . Nie było go teraz . " Galas " machnął ręką wzdłuż i powiedział :" To gdzieś tutaj . Tyle że wtedy to w dole przy rzece była tama wodna po starym Młynie , co się dawno temu spalił ". Rzeczywiście z góry można było dostrzec słabo już widoczne pozostałości wałów spiętrzajacych wodę . " Chcecie to szukajcie , tylko uwaga na właściciela , bardzo goni obcych " . " Wiemy , wiemy już go poznaliśmy . Chce żeby się z nim podzielić jak znajdziemy skarb ". Wróciliśmy do domu i od razu do starych map . Mam taką z 1839 r później z 1914 i z 1915. Porównaliśmy wszystkie i rzeczywiście , był tam kiedyś młyn wodny . Zaznaczone były też rejony zieleni ( lasy i duże drzewa ) . Cały tydzień przygotowywaliśmy się na sobotnią eskapadę . Wyruszamy o 4.00 rano . Jeszcze ciemno , ale jak dojeżdżamy robi się szaro . Kawy łyk i odpalam swoją Cibolkę . Teren przeczesujemy systematycznie , pas za pasem . Małe sygnały zaznaczamy wbitym patykiem , i dalej . Około 8-ej , pojawia się " nasz przyjaciel do podziału łupów " . Witamy się , pokazujemy , że niczego nie kopaliśmy i czekamy z decyzją na właściciela gruntu . " Ano zobaczymy , cośta tam wynaleźli " . Najwięcej było łusek , ale trafiły się monetki , od boratynek po II RP , dwie odznaki szturmowe i trochę guzików . Za każdym razem wpadaliśmy przy nim w zachwyt ze znalezisk , jakie to super i "och" i "ech" . Wreszcie zrezygnował i pozwolił nam grzebać ile chcemy , tylko wszystkie dołki mamy zasypać . UFF, ulga , udało sie pozbyć przybysza , można wrócić do systematycznego przeszukiwania . Mniej więcej , na krawędzi wzniesienia , ustawionych było sporo kamieni , zebranych z pól otoczaków . Przy tych kamieniach są resztki ogniska i sporo kapselków od piwka i wódeczki . To nas jednak nie zraża . Systematycznie oczyszczamy ze "świadków " ziemię . Najpierw u mnie , dość duży i mocny sygnał pod kamieniami . Tata potwierdza to swoim Minelabem . Odrzucamy pryzmę kamieni , składowanych tu przez całe lata . Co jakiś czas machnięcie wykrywką i sygnał jest coraz silniejszy . Ziemia pod kamieniami jest wilgotna , a na jej powierzchni pełza mnóstwo ślimaków . Powoli łopatą odrzucamy ją na bok . Sygnał jest spory , wskazuje obiekt o wymiarach około 60 cm x 40 cm . Czy to jest skrzynka z kasą ? Za chwilę sie tego dowiemy , gdyż sygnał pokazuje że coś jest nie głęboko . Gdzieś na 50-60-ciu centymetrach jest metal . Łukowato wygięta pokrywa grubej , stalowej skrzynki . Na górze pokrywy wzmocnienia ze stalowymi ćwiekami . Wszystko bardzo zardzewiałe . Emocje sięgają zenitu . Jeszcze chwila , jeszcze trochę ziemi i jest odkopana .Nie wyciągamy jej z dziury . Widzę zamknięcie na skobel , teraz otwarte , w pozycji do góry , brak kłódki . Z boku skrzynki dziura prawie na całą wysokość boku , jakieś 50 cm . Widocznie tędy wysypało sie złoto i tutaj się "przeczyszczało" . W środku ziemia , i dno też zniszczone . Nie ma śladu po pułkowym złocie . Siedzimy chwilę nic nie mówiąc . Każdy z naszej trójki myśli - co się stało ze złotem ? Nie ulega wątpliwości że tu coś było . Czy któryś z tych dwóch " szpiegów" wrócił tu i znalazł skrzynię ? Czy może ktoś inny z ukrywająch skrzynkę wrócił i oczyścił skrytkę ? Tego się prawdopodobnie nigdy nie dowiemy . Na koniec pośmialiśmy się trochę z tego wszystkiego i uznaliśmy , że jednak warto było , choćby dla tego dreszczyku emocji . Niewątpliwie była to moja największa przygoda z wykrywaczem , która o mały włos nie skończyła się znalezieniem skarbu . Tak naprawdę to skarbnicą wiedzy okazał się " Dziadek Galas " , mam nadzieję , że na wiosnę zdrowie mu pozwoli na pokazanie mi innych ciekawych miejscówek . "Darz Dół " - Joanna Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: raf65 Październik 03, 2011, 11:41:59 Piękna historia,
Zapewne dziadek już nie żyje :( a takich historii pewnie mógłby powiedzieć jeszcze więcej, które należałoby spisać... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 03, 2011, 19:49:49 Dziadek Galas zmarł w tym roku i to nie dawno , w sierpniu . Na pogrzebie byłem , okazało się że był żołnierzem podziemia i walczył do 1949 roku . Później więzienie , kara śmierci z którą żył wiele lat . Żałuję że nie odwiedzałem go częściej i nie ciągnąłem za język , aby opowiadał te swoje historie .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 07, 2011, 17:24:43 ............................
Depozyt Emila Było późne, lipcowe popołudnie 1995 roku . Upalny dzień dał mi się dzisiaj we znaki i teraz głowa ciąży, a oczy przymykają się powoli. Dźwięk telefonu rozedrgał mi nerwy i rozszerzył szeroko źrenice. - słucham ! Prawie wykrzyczałem. - Cześć, Darek mówi. - Cześć. Dzwonił mój brat cioteczny, z którym mieliśmy wspólne hobby - historię, poszukiwania, rozwiązywanie tajemnic. To on, który był starszy ode mnie o 5 lat, zaraził mnie tym wszystkim. Pierwszy pokazał okopy za stodołą naszej babci, to z nim wyciągałem pierwsze fanty z ziemi - oczywiście bez wykrywacza. - Mam do Ciebie prośbę. Czy możesz pojechać dziś jako kierowca do Piotrkowa ? - A co, masz coś ? - Powiem tylko że warto jechać, wykrywacza nie bierz. - No to kiedy ruszamy - spytałem. - Stoję już pod twoją chatą . Po chwili mknęliśmy audówką przez Modliszewice, Żarnów, Sulejów do Piotrkowa. Jechał z nami jeszcze wspólny przyjaciel i towarzysz niejednej wyprawy "Wyżeł " czyli Zbyszek, z zamiłowania ornitolog. W drodze dowiedziałem się, że jedziemy na zakrapiane spotkanie z pewnym gościem z Australii. Przyjechał na kilka miesięcy odwiedzić rodzinne strony i potrzebuje kogoś obeznanego z terenem. - Ale, kto to jest ? - spytałem - Z pochodzenia jest żydem, mieszkał niedaleko Końskich w Machorach. Podczas okupacji uciekł z getta i był w partyzantce. Wie o wielu sprawach wojennych z tego terenu. Piotrków. Wchodzimy do restauracji, gdzie przy jednym ze stolików w rogu sali, siedzi starszy pan. - Emil, prosze mi mówić na ty - miękko z wyczuwalnym obcym akcentem przedstawił się podając każdemu z nas rękę. - Myślę, że jest to spokojne i odpowiednie miejsce na nasze spotkanie - stwierdził. Rozmowa na początku dotyczy czasów teraźniejszych, padają pytania czym się zajmujemy, gdzie mieszkamy itd. Wyraźnie orzywiła go informacja o miłości " Wyżła " do ptaków. Oczywiście przy rozmowie drinki są w ciągłym ruchu, a przez to rozmowa staje się luźniejsza. W pewnym momencie z ust Emila pada takie zdanie: " wiem, że jestem tu po raz ostatni, mam już 78 lat i niedługo na mnie pora. Chciałbym, o ile to tylko możliwe zabrać coś ze sobą. W czasie wojny, jako żołnierz AK miałem swoją broń, był to VIS. Chcę kupić takiego, najlepiej na chodzie. " Skąd tu wziąć Visa ? I to jeszcze sprawnego. Znamy sporo ludzi ze "środowiska" ale nikt raczej nie chwali sie takimi fantami. - Będzie ciężko - powiedział Darek - raz, że rzadka rzecz, dwa, to ludzie się boją, a trzy to znaczne koszty. - Nie chodzi o pieniądze, chcę mieć tą pamiątkę. Po zapewnieniu, że zrobimy co w naszej mocy, rozmowy zeszły na tematy związane z czasem okupacji. I nie wiadomo kiedy popłynęła taka opowieść. " Był rok 1942, wszystkich żydów z Końskich i okolicznych miejscowości zwożono do getta przy ulicy Małachowskich ( obecna Partyzantów ), gdzie ludzie przebywali na kupie w barakach i magazynach ( po wojnie znajdowały się tam magazyny zbożowe i mączne ). Po około 3-4 tygodniach ludzi ładowano do wagonów towarowych i wywożono w nieznanym kierunku. Rampa ładunkowa znajdowała się 200 metrów od wschodniej bramy getta. Do obozu trafiłem wraz z ojcem i siostrą. Matka zmarła przed wojną. Ponieważ byłem młody, jako jeden z kilkunastu chłopców zostałem porządkowym z żółtą opaska na ramieniu. Na początku Niemcy przekonywali wszystkich o wywożeniu na nowe tereny celem zasiedlania i budowania osiedli żydowskich. W ten sposób nie przeczuwając podstępu wyjechał mój ojciec i siostra oraz wielu znajomych. Zbliżał się koniec lata, coraz szybciej i coraz więcej osób przewalało się przez obóz. Jako porządkowi mogliśmy wychodzić na zewnątrz getta i tam pewnego dnia poznałem młodego polaka Witolda. Sprzątał na rampie kolejowej i peronach przy stacji. Często zachodził w nasze pobliże i zawsze coś przynosił do jedzenia. Dużo rozmawialiśmy. Kiedyś powiedział wprost: "Czy wiesz gdzie was Żydów stąd wywożą ? - No, gdzieś na tereny wschodnie - rzekłem niepewnie. - To nieprawda ! Nie ma żadnych nowych terenów. Wszyscy jadą do obozów śmierci. Tam jesteście okradani i zabijani w komorach gazowych. - Co ty mówisz ? Jak to ? to przecież niemozliwe. - Posłuchaj, spójrz na mnie ! Należę do ruchu oporu, i wiem co sie dzieje z żydami, idziecie po prostu na śmierć ! Powoli zacząłem sobie uświadamiać straszną prawdę. Moja rodzina - zginęła. - Musisz się ratować, obóz będzie jeszcze jakieś 2 miesiące i wszystkich wywiozą. - Ale jak i gdzie mam uciec ? - Pomogę Ci, ruch oporu Ci pomoże. Będziesz walczył, na razie w konspiracji, a później zobaczymy. - Przemyślę twoją propozycję, może jeszcze kogoś namówię. Dziękuję. W nocy opowiedziałem wszystkim o obozach śmierci. Większość nie wierzyła. Wiele jednak osób przyszło do mnie już bardzo późno z pytaniami. - Co dalej, gdzie uciekać, z dziećmi ? Spuściłem tylko głowę, bo nie umiałem odpowiedzieć na ich pytania. - Ty jesteś człowiek godny zaufania i możesz wychodzić na zewnątrz, pomóż nam - poprosił starszy człowiek z malutką dziewczynką na rękach. - Ale jak ? - Chcieliśmy ukryć trochę kosztowności, jesteśmy z jednej gminy Żydowskiej, i nie chcemy aby to wpadło w ręce Niemców. Proszę pomóż. Wszystko jest przygotowane, tu jest spis depozytu i właściciele w kilku egzemplarzach. Proszę wszystko jest w tej skrzynce. Położyli przede mną kuferek obity miedzianą blachą. - Ale jak mam to zrobić ? Sam ? No i gdzie to ukryć ? - To zostawiamy tobie młody człowieku. Wiesz, my mamy nadzieje przeżyć i po to wrócić. Sporządzimy dla każdego zainteresowanego plan, a Alek i Stefan - to moi synowie - pomogą Ci ukryć depozyt. Musiałem działać szybko, aby ukryć wszystko przed świtem. Myślałem gorączkowo gdzie ukryć skarb. Nie mogłem tego zrobić na terenie obozu, gdyż wszystko pewnie zostanie rozebrane. Musi być to gdzieś na zewnątrz, ale na tyle blisko getta, aby nie ryzykować złapania. Niedaleko był Park, ale wzdłuż chodzi niemiecki patrol. Zaświtał mi pomysł. Na rogu ul. Małachowskich i Parkowej stał pomnik Krzyż Powstańców Styczniowych z 1863 r , ogrodzony był metalowym płotkiem i trochę był zarośnięty bluszczem. To będzie dobre miejsce. Nawet jak pomnik zniszcza to jakiś ślad zostanie. Ukradkiem pod osłoną nocy przekradliśmy się za ogrodzenie. Na szczęście budka wartownika była oddalona od krzyża. Mieliśmy jedną łopatę od sprzątania, którą powoli rozpocząłem kopać. Skrzynkę spoczęła na dnie wykopu, około 150 cm głęboko. Kuferek miał jakieś 70 x 30 x 40 cm. Wszystko zasypaliśmy ziemią, a na wierzchu zamaskowałem liśćmi i gałązkami. Zrobiłem mały plan na płótnie i przekazałem go zainteresowanym rodzinom. Zrobili kopie i jeden egzemplarz wręczyli mnie. - Jeden jest dla Ciebie - Ja nie chcę, to wasze rzeczy - Na wszelki wypadek, weź, gdyby nikt z nas nie przeżył, to wszystko twoje - Nie chcę tego Przez kilka nastepnych dni biłem się z myślami, co robić, czy zdecydować sie na ucieczkę. Rodziny które zostawiły depozyt zostały wywiezione. Tajemnica, którą mi powierzyli ciązyła mi jak sztaba żelaza. Zwierzyłem się koledze z pomysłu ucieczki i sprawę depozytu nie wyjawiając szczegółów. Jeszcze tej samej nocy drugi kolega ostrzegł mnie. - Musisz uciekać ! Coś powiedziałeś Tadkowi, a ten chce Cię sprzedać w zamian za wolność. Przeraziła mnie nie tylko myśl o aresztowaniu, ale o tym jak nie można wierzyć nawet przyjacielowi. Musiałem uciekać bez przygotowania. Wydostałem się za ogrodzenie i ukryłem w pobliskich zaroślach. Pomyślałem, że tutaj nie będą szukać, a psów nie mieli. No i będę mógł nawiązać kontakt z Witkiem. Noce były już zimne, więc porządnie zmarzłem, a rano usłyszałem głosy i poruszenie w obozie. Widziałem jak żandarmi bili biednego Tadeusza, który myślał że zdradzając kogoś, uratuje własne życie. Wreszcie jest Witek, zwróciłem jego uwagę i podszedł do mnie. - Co się stało ? - Musiałem uciekać nagle, groziło mi aresztowanie - Bedę mógł przyjść dopiero wieczorem i wtedy Cię zabiorę Odetchnąłem z ulgą, Witek mi pomoże wydostać sie z tej matni. Wieczorem przyszedł z jakiś człowiekiem. Kazali mi zerwac opaskę i udaliśmy się w stronę Pomykowa. Dopiero w lesie opowiedziałem o zdarzeniach w obozie, lecz sprawę depozytu zachowałem," dopiero wy teraz jako pierwsi po wojnie słyszycie tę historię. Dlaczego ? Myślę, że go już nie ma, a zresztą minęło tyle lat ..... mam prawo do własnych decyzji......" Przez las w ciemnościach doszliśmy do Niekłania, tam w domu nauczyciela zostałem nakarmiony i zaopatrzony na drogę. Wszystko odbywało się w zupełnym milczeniu, tak jak na niemym filmie. Z Niekłania juz na furmance dojechałem z przewodnikiem do Majdowa. Z witkiem pożegnałem się w Niekłaniu. Z Majdowa piechotą z nowym przewodnikiem dotarłem do miejsca w lesie zwanego " GUZ". Tam dołączyłem do oddziału, który w owym czasie składał się z 7 ludzi. Byli to przeważnie całkowicie spaleni konspiratorzy. Broni jak na lekarstwo, kilka pistoletów FN, jeden Luger i 2 KB. Do Października sypialiśmy w szałasach w lesie, a jedzenie dostarczał łącznik z Majdowa i Kapturowa. Jak bywało zimno sypialiśmy w stodołach w Ciechostowicach, Rędocinie czy innych wsiach. Na zimę zamelinowaliśmy się w głęboko posadowionych leśniczówkach po dwóch na jedno miejsce. Na wiosnę 1943 roku naszą grupę wchłonął oddział partyzancki "Robota" ze zgrupowania "Ponurego". Cały szlak bojowy przeszedłem z oddziałem i brałem udział w większości akcji bojowych. Poźniej trafiłem na Nowogródczyznę, następnie znów koło Końskich. Po wielu perypetiach dotarłem do Niemiec, obóz przejściowy, a w 1947 roku statkiem do Australii. W miedzyczasie ożeniłem się, a pierwszy syn przyszedł na świat w Niemczech. Żona nie doczekała powrotu do Polski zmarła w 1988 roku, syna to nie interesuje, a ja ...... cóż, chciałem przed śmiercią zobaczyć swoją ojczyznę ." Nie wiem, ale łzy same stanęły w oczach, tym bardziej, że tembr głosu opowiadającego wprowadził nas w stan "opadłych szczęk ", i rozedrganych oczu. Po spotkaniu z Emilem miałem nie przespana noc i mnóstwo kłębiących się pomysłow co do wydobycia depozytu. Najważniejsze pytanie brzmiało: czy to tam jeszcze jest ? No i jak zbadać teren w mieście i przy takiej głębokości, tutaj nie można się pomylić. Darek miał znajomego policjanta, który miał odpowiedni sprzęt i gotów był za niewielką opłatą pożyczyć go. Oczywiście nikomu nie zdradziliśmy tej tajemnicy. Po kilku dniach przygotowań, ćwiczeniach na sprzęcie i wizji lokalnej na miejscu - ruszyliśmy ! Najważniejsze, że w tym rejonie nie przechodziły żadne instalacje podziemne typu wodociąg, kanalizacja czy telefony, była więc szansa znalezienie skrytki. Kilka godzin przeczesywania rejonu pomnika nie przyniosło pożądanych rezultatów. TEJ WIELKOŚCI SKRZYNKI NIE MA TU NA PEWNO. Uszło z nas powietrze. Czyżby Emil poczęstował nas bajeczką ? Myślę że nie, nic by przecież mu to nie dało, a nie wyglądał na gawędziarza. - Mógł przecież ktoś z tamtych przeżyć i po wojnie to wyciągnął. - Fakt. Ale Mogło być jeszcze wiele innych opcji. - Prawdopodobnie ktoś się obłowił - stwierdził Darek. Minął cały rok, a mnie wciąż sprawa depozytu nie dawała spokoju. Spotkałem się z kolegą, który pracował w urzędzie miasta w biurze projektowym. Poprosiłem go aby odbił mi na ksero plan miasta rejonu który mnie interesuje tylko żeby to było z różnych lat. Przyniósł kilka odbitek z lat 1932, 1947, 1957,1963 i 1975. I TU BOMBA, MAM !!! Okazało się, że między 1947, a 1957 rokiem została przbudowana cała ulica Małachowskich łącznie z rozbiórką wschodniej bramy. Jezdnia, która była kocimi łbami została poszerzona o 6 metrów + 1,5 metra na chodnik. A pomnik został przesunięty na północ, aż o 8 metrów. Akcja rozpoczęła się na nowo. Znowu Łódź po wykrywacz i ta noc. 29 VII 1996 godz. - Na cyfrowym wyświetlaczu wykrywacza rysuje się kształt prostokąta o znajomych wymiarach, a napis zmieniający się raz na Cu raz na Au utwierdza nas w przekonaniu, że to depozyt Emila. Całkowita głębokość posadowienia to 170 cm. Zmieniający sie napis to skrzynka obita miedzianą blachą, a w środku złoto. Podsumowując całą przygodę należy stwierdzić: - Udało się potwierdzić niesamowitą historię opowiedzianą przez Emila - Skarb jest niestety niemożliwy w tej chwili do wyciągnięcia. Znajduje się bowiem w środku drogi asfaltowej Końskie - Skarżysko. - Przez kilka następnych lat zastanawiałem się jak wydobyć złoto. Podkop odpada, przecisk także, z góry nie ma mowy. Myślałem tez o powiadomieniu władz samorządowych miasta, ale sprawa by się nagłośniła, w środku jest przecież lista. Może żyją gdzieś spadkobiercy osób składających depozyt. Zrobiłby się szum. Myślę i myślą tak samo moi przyjaciele, że niech sobie jeszcze poleży w ziemi, może kiedyś będzie jeszcze jedna szansa, a może po prostu ludzie ci bronią skutecznie dostępu do depozytu ? Pavelock P.S. Visa Emilowi załatwiliśmy, oczywiście dezaktywowanego . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 02, 2012, 16:47:29 ............
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 02, 2012, 16:58:32 Najważniejsza MIsja !
Spóźniłem się ! Nie zastałem już pana Stanisława wśród żyjących . Chciałem się jeszcze z nim spotkać na kolejnym wywiadzie --spotkaniu . Odszedł w październiku 2009 r. Był to jeden z ostatnich żołnierzy polskiego podziemia . Stanisław Nowakowski ps."Boruta" , żołnierz BCH-AK . Człowiek niezwykle uprzejmy ,podczas rozmowy biło od niego ciepło , był bardzo szanowany przez otoczenie . O swoich przeżyciach z lat wojny nie mówił prawie nigdy , nawet swojej najbliższej rodzinie . Musiał bardzo przeżyć ten czas , kiedy walczył w obronie kraju i później gdy ukrywał się przed "swoimi". Może właśnie dlatego tak długo trzymał swoje tajemnice tylko dla siebie ? Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 02, 2012, 17:37:25 Pana Stanisława poznałem w 2004 roku , podczas wykonywania dla niego usług hydraulicznych . Był to starszy mężczyzna , z równo przystrzyżonym wąsem i laseczką w ręku . Ponad 20 lat pełnił funkcję Sołtysa w Ruskim Brodzie . To także mówi wiele o zaufaniu jakie ludzie pokładali w jego osobie .
Kiedy woda wreszcie popłynęła w kraniku , pan Stanisław zaprosił mnie na kawę i powoli popłynęła opowieść . " Wszyscy zakładali teraz wodę to i ja założę , chociaż woda w mojej studni jest nieprzebyta . Wszędzie brakowało , a u mnie była . Najgorzej to było w czasie wojny , jak przechodziły nasze wojska we wrześniu , to wody w studniach brakło , tutaj była . Później w 1945 r jak wieś się spaliła , to też tylko tutaj wszyscy przychodzili po wodę . MNie to już by starczyła ta studnia , niewiele mi zostało , ale trzeba dać przykład " Mój rozmówca nie bardzo chciał wracać do wydarzeń wojennych , mówił ogólnie o swojej wsi , o bitwie w 1945 r , o wielu osobach zasłużonych w walce z okupantem . Miałem wrażenie że mnie badał . Po pierwszym spotkaniu , miałem ochotę przyjeżdżać tu częściej . Wpadałem do Pana Stasia na kawkę i rozmowę . Z czasem zacząłem spisywać te relacje . Kiedyś spytałem czy on też był w partyzantce , co robił w czasie okupacji ? Odpowiedział zdawkowo , " a takie tam , panie kochany robiło się różne rzeczy "....Widać było że nie bardzo chce mówić o sobie . Minęło kilka lat , przyzwyczaiłem się do tych wizyt , do naszych rozmów , traktowałem go jak swojego dziadka . 1 września 2007 po wielomiesięcznych staraniach i przepychankach politycznych w Starostwie i Urzędzie Gminy w Przysusze , udało nam się z grupą kilku zapaleńców do postawienia Pomnika Pamięci Żołnierzy Wojska Polskiego . W kamieniu kolega wyrył : " Pamięci Żołnierzy Wojska Polskiego 1939 , żołnierzom Hubala , Batalionów Chłopskich , Zgrupowania Jodły , Oddziałowi Góry - Doliny , Cichociemnym , Pilotom Rafu , Niezłomnym z AK , NSZ, WiN .Posada 1.IX.2007 . Wszyscy wymienieni naprawdę tu walczyli . To takie historyczne miejsce - lasy przysuskie . Okazało się jednak że nie wszystkim odpowiadały niektóre napisy , rzucali takie kłody pod nogi , takie stawiali warunki , że nierzadko chcieliśmy zrezygnować . I wtedy to właśnie , kiedy trzeba było uderzyć pięścią w stół ,wyszło na jaw , że Pan Stanisław to bohater - żołnierz podziemia ps." Boruta ". Walczył pod dowództwem por.Madeja ps."Jerzy" , a po jego zagadkowej śmierci przeszedł pod dowództwo "Szarego" . Okazało się że kapral Boruta był w czasie akcji Zemsta dowódcą drużyny dalekiego rozpoznania , która jak kilka innych została wysłana na zwiad w stronę walczącej Warszawy i ustalenia możliwości przeprawy na pomoc powstańcom . Wróciła drużyna Boruty , zameldował w sztabie że nie ma możliwości przebicia się takimi siłami do Warszawy . Jednostki pancerne wroga skutecznie odcięły wszelkie możliwe przejścia . Była to straszna wiadomość i świadomość , że tylu partyzantów mogłoby wziąć udział w walce , zasilić świeżymi siłami powstańców . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 02, 2012, 20:16:40 ....Zanim by jednak dotarli , skończyła by się amunicja wytracona podczas przebijania przez blokady , nie mówiąc o stratach w ludziach . Druga przeciwność to zakrojona na wielką skalę obława Kałmucka na tym terenie , oraz Niemiecka operacja "Wildekatter" , mająca na celu zniszczenie ugrupowań partyzanckich . Niejednokrotnie trzeba było ratować cywilnych mieszkańców wiosek przed pacyfikacjami .
Pan Stanisław tak wspominał tę najważniejszą misję : " Ruszyliśmy o zmierzchu przez las w stronę Borkowic . Nie potrzebowałem przewodnika , byłem u siebie , znałem tu prawie wszystkie dukty i przejścia leśne . Jak na partyzanckie warunki byliśmy nieźle zaopatrzeni i uzbrojeni . Dziewięciu ludzi i każdy miał zapas amunicji , było 6 pistoletów maszynowych m-pi i Ppsz , 1 karabin G-43 i 2 szturmy . Oczywiście zapas granatów , leków i jedzenia . Każdy miał na nogach porządne buty a w plecaku trochę samogonu . Sam wybrałem chłopaków , nie takich co jak zobaczą Niemca , to od razu chcą do niego wygarnąć . Wybrałem niepalących , co nie było łatwe . Musieli mieć doświadczenie bojowe i znający chociaż kilka słów po niemiecku . Na szpicy szedłem ja i strzelec "Łoś" , za nami następni " Laszlo " , " Bruno" , "Jurand" , " Sęp " i "Gienio" , a w straży tylnej "Durlik" i " Szaja" . Do Borkowic doszliśmy od strony Bolęcina , omijając niemieckie patrole na Januchcie i Kuźnicy . Później koło stawu , przeskakiwaliśmy kolejno na drugą stronę ulicy w bliskiej odległości od pałacu i budynku żandarmerii . Ruszyliśmy w stronę Skrzyńska omijając wszystkie drogi bite oraz skupiska chałup , żeby psy swoim szczekaniem nie zdradziły naszych pozycji .Szliśmy do świtu , potem niedaleko Potworowa odpoczynek . Dwóch ludzi stało na warcie , a reszta zapadła w drzemkę na 2, 3 godziny . Gorąci i owady nie dały pospać zmuszając nas do dalszego marszu lasem . Trzymaliśmy się gęstych zarośli i tylko niekiedy wysyłałem patrol w stronę drogi by sprawdzić czy wróg nie zastawia na nas pułapki . Kolejno omijaliśmy szerokim łukiem najpierw Mogielnicę , Bledów , Belsk aż do Tarczyna . Wszędzie tam gdzie moje patrole sprawdzały drogi , skrzyżowania , mosty i brody przeprawowe , tam stały silne zgrupowania nieprzyjaciela . Motocykle , wozy pancerne , działka i plutony wojska . Im bliżej Warszawy tym silniej stzreżone były te newralgiczne punkty . Zrobiłem notatki , szkice i obliczenia , spisałem jednostki wroga . Wszystko po to aby dowództwo miało jak najwięcej informacji wywiadowczej i mogło podjąć odpowiednie decyzje . Przeczekaliśmy w krzakach do wieczora . Podjąłem decyzję o powrocie . Marsz dalej byłby niepotrzebnym ryzykiem kontaktu z wrogiem . Nasiliły się loty zwiadowczych samolotów niemieckich . Musiałem dostarczyć mój raport jak najszybciej . Ludzie też byli zmęczeni po trudnym marszu ,mimo to nie narzekali i raźno pomaszerowali w drogę . Tym razem musieliśmy zmienić trasę , w okolicach Borkowic , Przysuchy aż po Chlewiska trwała obława sił żandarmerii i SS . Moje patrole wykryły wzmożony ruch samochodów i wozów bojowych w tym rejonie . cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: cpt. Nemo Styczeń 03, 2012, 02:11:07 No gratuluje !
Rewelacyjnie sie czyta i sledzi losy tych roznych przygod. Pasjonujace... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 03, 2012, 07:50:55 ......" Zorientowałem się , że chcą okrążyć od północnego wschodu tereny wsi Huta , Majdanki , Antoniów , Rędocin . Chciałem jak najszybciej ostrzec dowództwo , podjąłem ryzyko przeskoczenia drogi w okolicach Gielniowa i przez dawną stanicę Hubalczyków - Gałki , dotrzeć do lasów przysuskich . Celem było osiągnięcie gajówki Piecyki . Brodziliśmy i czołgaliśmy się płytką rzeką . Przeskok pod mostkiem , potem koło figury św, Ładysława i już byliśmy w lesie . Po Gałkach pozostały czarne spalone kikuty kominów . Wieś została spalona w III 1940 r za pomoc oddziałowi Hubala . Rozluźniliśmy się trochę po udanym przeskoku i o mały włos nie zginęli od kul silnego patrolu konnego żandarmerii . Zaskoczenie wykorzystaliśmy pierwsi ." Laszlo" rzucił granat , wybuch spłoszył konie , zaczęła się strzelanina . Wymiana magazynków , opada dym , a Niemców ani jednego . Zwiali . Zdziwiony byłem jedynie że nie trafiliśmy żadnego z nich . Teraz już szybkim truchtem biegniemy w stronę gajówki na Piecykach . Na placówce przy stawach melduje się u mjr-a " Leśniaka" i składam raport ze zwiadu . Okazało się że inne patrole , wysłane różnymi drogami mają podobne relacje , dlatego też dowództwo zgrupowania odwołało akcję Zemsta i nakazało wrócić do akcji "Burza". Zameldowałem również o koncentracji jednostk pacyfikacyjnych w rejonie Przysucha , Szydłowiec i Chlewiska . Tam zostały już skierowane oddziały partyzanckie . Oczywiście musiałem zameldować o zdarzeniu z patrolem w Gałkach , za co mjr,"Leśniak" zbeształ mnie na głos , ale po cichu podziękował za dobrą robotę . Okazało się także że nie wszystkie drużyny patrolowe wróciły w pełnym składzie , no i to że żadna nie doszła tak daleko pod Warszawę . Słowa dowódcy były dla mnie jak order . Pochwaliłem swoich ludzi i zgłosiłem sie po przydział do następnego zadania . Mieliśmy rozkaz zabezpieczyć ewentualny odwrót w okolicach wsi Rozwady . Tam doszła nas wiadomość o śmierci mojego d-cy batalionu por."Jerzego". Wiele było niejasności w jaki sposób zginął , nikt nie widział , nikt nie potrafił powiedzieć jak to się stało . Dzisiaj mogę przypuszczać że ktoś wykonał wyrok . Czy mieliśmy w oddziale zdrajcę , który pociągnął za spust ? Czy porucznik znał jakąś tajemnicę , że musiał zginąć ? Nie wiem . cdn..
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 03, 2012, 16:52:37 ....Po tych jakże fascynujących relacjach człowieka skromnego , który utrzymywał to wszystko w tajemnicy - postanowiłem spisać kilka relacji . Przed odejściem powiedział mi że to zadanie nie było najtrudniejsze ale najważniejsze . Trudniej bowiem było już po wojnie , musiał troszczyć się o rodzinę i kolegów z oddziału . Przez dwa lata jeszcze ukrywał się po lasach , a potem w ramach amnestii złożył broń i ujawnił na posterunku w Przysusze . Wrócił do domu , ale codziennie obawiał się że UB zastuka drzwi .
Wiele naszych rozmów mam naszkicowanych w notatniku , rysunki , hasła i daty . Myślę to kiedyś posegregować . Kiedy 14.12.2009 pojechałem jak zwykle w odwiedziny do Pana Stanisława , dom zastałem zamknięty . Pojechałem więc do córki , gdzie dowiedziałem się że odszedł na wieczną służbę kapral " Boruta" . Wstąpiłem na cmentarz w Ruskim Brodzie pomodlić się przy grobie tego żołnierza , a potem zajrzałem na Posadę na "nasz" pomnik . Kwiaty i wieńce jeszcze się trzymają , wstążki z napisami sterczały wyblakłe , przekręcone o 180 stopni . Czy to wiatr je powykręcał , czy może ktoś przechodzący ? Ta ziemia na tym skrawku jest poświęcona , należy do tych którzy Polskiej Ziemi rzucili swój los na stos i nie pytali co będą z tego mieli . A mieli najczęściej mogiłę w głębokim lesie . koniec Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: adamS Styczeń 03, 2012, 23:29:50 Skąd jesteś?Fajnie piszesz o stronach ktore sa mi bliskie i ludziach ktorzy tam mieszkali i walczyli.W ruskim Brodzie odwiedzam grób ,,Jerzego"
Czasem spotykam się z Leszkiem Madejem ,,Jerzy" był moją rodziną ze strony dziadka Stanisława Madeja /leginisty Piłsudskiego.żolnierza BCh i AK.Znałem podwładnych Madeja.Spotykałem się z Nimi. Opowiadali mi śmierci ,,Jerzego".Według ich wersji zginął od zabłąkanej kuli jadąc bryczką na dalekie rozpoznanie.Ponoć sam sobie taką smierć przepowiadał.Dostał w sam środek czoła.Widziałem to na zdjęciu .,,Jerzy leżał w trumnie z obandażowaną górną częścią głowy.Jestem członkim nadzwyczajnym ŚZŻAK srodowiska Ponury - Nurt.Wprowadzającym był między innymi Zbigniew Lange ojciec Andrzeja.Znam wielu ludzi ludzi z tego środowiska.Wiele wiadomości o ,,Jerzym"zdobyłem spędzając czas wspólnie z dawnymi żołnierzami AK przy ognisku w ogrodzie ,,Bańbury"w Końskich.Bywało to w trakcie ,,Koneckiego Września".Znam wiele historii o dziwnych zabójstwach i losach przekazanych mi przez Nich.Midzy innymi o losach i śmierci księdza Ptaszyńskiego z Ruskiego Brodu.Przy ognisku zawsze towarzyszył nam Cezary Chlebowski.Wspaniały gawędziasz.Historia to moja pasja.Dziś nie mam czasu za bardzo się rozpisywać.Wzywają obowiązki.Latam z moim Minelabem E-trakiem lub Omegą 8000 w rejonach Ruskiego Brodu,Przysuchy,Szydłowca, Borkowic i pobliskich mi miejscowościach. Pozdrawiam. Adam. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 04, 2012, 07:21:53 Witam !
To także moje strony , gdzie lata spędziłem na wydobywaniu z ziemi resztek historii . Lecha Madeja znam , przegadałem z nim wiele godzin . Człowiek ma sporą wiedzę ale i fantazję . Jak co roku spotykam się również z żyjącymi jeszcze żołnierzami na mszy w Ruskim Brodzie . Co do śmierci "Jerzego" , takie wiadomości przekazywali mi między innymi wspomniany "Boruta" , Stefan Bomba i Janek Kowalski ps."Tygrys Lasów Przysuskich" . We wszystkich tych wspomnieniach przewinęła się jedna historia po której zginął porucznik "Jerzy" . Mianowicie , jednej nocy 1944 roku do wsi weszło kilkunastu uzbrojonych ludzi z listą osób wypisaną na kartce . Zaczęli od sołtysa , którego wzięli za przewodnika , aby wskazywał gdzie mieszkają ludzie z listy . Głośno się obnosząc przy tym że są oddziałem NSZ-tu "Wilka" . Dziwne jest to że placówka żandarmerii znajdująca się w organistówce na przeciw Kościoła w Ruskim Brodzie nie wyściubiła nawet nosa podczas całej akcji tego oddziału . Krótko mówiąc osoby z listy były wywoływane i dołączane do kolumny . W jednym przypadku ( nazwisk nie pamiętam ) na wywołanie z domu , człowiek odpowiedział ogniem . Po krótkiej wymianie strzałów człowiek ten wraz z żoną i dzieckiem zostali zabici . Akcja została przerwana . Ponoć ci co zostali zabrani przez oddział zostali zastrzeleni i zakopani w okolicach Długiej Brzeziny . Wyrok ten miał być wykonany za współpracę z ruchem Komunistycznym . Krótko po tych wydarzeniach zginął "Jerzy" . A jego śmierć wiązano z tą prowokacją urządzoną przez kogo ? Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 18, 2012, 07:53:59 http://www.konskie.org.pl/2012/01/wyzwolenie-konskich-16-stycznia-1945.html#more
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 02, 2012, 16:14:09 Część I .
" Bitwa na Piecykach" Druga połowa sierpnia 1944 roku . W Warszawie trwa Powstanie . W okolicach Ruskiego Brodu zbiera się partyzanckie wojsko . Koncentracja ma na celu zebranie jak największej ilości ludzi , sprzętu i ruszyć na pomoc walczącej stolicy . Po powrocie z dalekiego zwiadu , wiadomo było że akcja nie ma szans powodzenia . Dowództwo zgrupowania podjęło decyzję o powrocie jednostek partyzanckich w " swoje " rejony . W lasach przysuskich pozostają 2 oddziały . Piotrkowski 25 pp pod dowództwem mjr-a "Leśniaka" Rudolfa Majewskiego i Radomski 72 pp dowodzony przez mjr-a " Stefana" Wacława Nizińskiego . Oddziały przemieszczają się regularnie w promieniu około 30 km . Korzystają z pomocy okolicznych wiosek . Kilkakrotnie udało im się podjąć zrzut brytyjski z zaopatrzeniem . W okolice Długiej Brzeziny zagląda w tym czasie jeszcze jeden oddział . 2 baon 3 pp leg AK pod dowództwem kpt . " Szarego" Antoniego Hedy . Lasy przysuskie niejednokrotnie przytulały w swoje ramiona partie powstańcze i partyzantów , dając schronienie i pożywienie . Liczące ponad 11 tys. hektarów tereny zielone były dla wroga trudne do zbadania i zlokalizowania niewielkich oddziałów partyzanckich . Dlatego też posuwano się do różnego rodzaju forteli i akcji wywiadowczych , mających na celu infiltrację oddziału , zlokalizowanie miejsca postoju i zniszczenie go . Jeden z agentów policji niemieckiej , w przebraniu mnicha chodził od wsi do wsi i zapisywał do partyzantki . Przypadkiem w Długiej Brzezinie przebywał zwiad od komendanta "Szarego " , który mnicha aresztował i odwiózł na kwaterę dowódcy do Rędocina . Po przesłuchaniu i dokładnej rewizji , znaleziono przy nim pistolet FN , listę osób i pełnomocnictwo komendanta Policji i SS gen.porucznika Fritza Katzmanna . Agent do końca nie wyjawił swojego prawdziwego nazwiska . Prawdopodobnie był to Polak pracujący na usługach policji niemieckiej . Wyrok został wykonany w lesie w pobliżu Kolonii Szczerbackiej . Istniała obawa że agentura rozpracowała miejsce postoju oddziału . Dlatego też "Szary " zdecydował się przejść trochę bardziej na zachód i okrężną drogą dotarł w okolice Tarasów . U schyłku Września Niemcy zgromadzili dość poważne siły , aby raz na zawsze rozprawić się z oddziałami partyzanckimi . Zgodnie z danymi wywiadowczymi siły niemieckie miały zniszczyć 2 oddziały - 25 pp i 72 pp AK , o oddziale "Szarego " nie wiedzieli . Operacja pod kryptonimem " Leśny Kocur " ( Waldkater ) , rozpoczęła się 26 .09.1944 r. W skład sił niemieckich wchodziły : 790 baon ( frontowy ) - dowódca - kpt. Ernecke 692 batalion ( pozostałości ) - dowódca - mjr. Schluter 689 batalion grenadierów ( pozostałości ) - dowódca - mjr. Schluter Policja , SS, żandarmeria ( pododdziały z Radomia , Przysuchy , Szydłowca , Chlewisk , Końskich ) - dowódca - mjr . Klein siły wsparcia 581 Komendy 9 Armii polowej z Radomia - dowódca - płk. Durrstein Pod dowództwem kpt. Erneckego służyli żołnierze pochodzenia Turkmeńskiego w liczbie około 500 ludzi . Major Schluter dysponował dwoma szczątkowymi batalionami w liczbie 250 ludzi . Siły Policji , SS i Żandarmerii liczyły 350 osób , a siły pomocnicze płk. Durrsteina to około 1200 ludzi . Łącznie w I obławie wzięło udział 2100 żołnierzy , przeciwko około 1000 - com partyzantów . Uderzenie okazało się uderzeniem w pustkę . Tam gdzie według informacji wywiadowczych miały znajdować się oddziały , nie było nikogo . Niemcy obstawili w okolicy Wawrzynowa , Januchty , Kuźnicy wszystkie leśne dukty , skrzyżowania , pas drogi około 500 m , oraz most na rzece Radomce w Kuźnicy przy młynie Borkowskich , mostek w Januchcie przy fryszerce Bytnera , most w Ruskim Brodzie koło figurki ( jeden z dwóch mostów umożliwiający przeprawy ciężkiego sprzętu i taborów ) 2 mosty pod lasem przy młynie Stanisława Pająka ( którego Niemcy zastrzelili podczas tej akcji ) . Po pierwszej nieudanej akcji kpt . Ernecke przeprowadził w dniu 02.10.1944 r drugą cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 02, 2012, 19:03:35 II.
część obławy . Tym razem oddziały niemieckie wsparte były jednostką motocyklową szybkiego przemieszczania . I tym razem znowu siły operacyjne trafiły w próżnię , gdyż kilkanaście godzin wcześniej oddział 25 pp przemieścił się w rejon Górek Niemojewskich na Diablą Górę . Na miejscu została tylko kompania ppor."Henryka" ( Henryka Furmańczyka ) oczekująca na angielski zrzut . Żołnierze byli dobrze zamaskowani ( schronili się na bagnach uroczyska Smóg Kaliny ) . W trakcie obławy nie zostali wykryci . Trzeci etap akcji Waldkater rozpoczął się 05.10.1944 r i obejmował północne tereny masywu . Obława przemieszczała się przetrząsając leśne drogi i obstawiając główny gościniec Kozłowiec-Stefanów , Mechlin , Gałki , Bród , Rozwady , Snarki . Skrzyżowania szosy Opoczno-Przysucha , Zawada-Goździków , blokowane były stanowiskami ckm-ów i działek polowych . W drugiej fazie obławy , kompanie Turkmeńskie przeczesywały lasy od leśnych osad : Browarek , Puszcza , Budy i Huta , kierując się w stronę zajętych stanowisk . I tego dnia Niemcy nie osiągnęli zamierzonego celu . Niepowodzenia zmusiły dowództwo operacji do uruchomienia lotnictwa w celu namierzenia naszych oddziałów . W godzinach porannych dnia 06.10.1944r . siły niemieckie w sile 2200 ludzi wyruszyły z pozycji wyjściowych od Przysuchy na Kozłowiec i Puszczę . Z Goździkowa przez Stoczki , Zielonkę , Kluczową , Wygodę , Mechlin , Las Suchodół i Hutę . Z Gielniowa przez Wywóz , Gałki , Browarek . Spore rozciągnięcie linii obławy , po złożeniu , skumulowało Niemców w okolicy jedynej drogi przez bagna Kalinowego Smógu . Aby przejść ze sprzętem tą jedyną wąską dróżką , kolumna marszowa wyciągnęła się na kilka kilometrów . Taki układ w razie walki nie był na rękę Niemcom , ale doskonały dla wojsk partyzanckich . Kolumnę prowadzili chłopi , wzięci siłą na przewodników . Pierwsze trudności dla Niemców rozpoczęły się po zejściu ze wzgórza w dolinę . Trawiaste , bagienne podłoże rozchodziło się pod kopytami koni które ciągnęły jaszcze z amunicją i działkami polowymi . Konie zapadały się po brzuchy , a działka trzeba było wydłubywać z bagna . Buty żołnierzy niejednokrotnie zostawały wciągnięte w maź błotną i trzeba się było nie mało natrudzić , aby je wyrwać . Dodatkowo padający deszcz i ciężka przeprawa skutecznie obniżały morale Niemców . W tym samym czasie niczego nie spodziewający się Polacy podchodzili do miejsca zwanego Piecyki . Na polanie przy głównej grobli stała "rybaczówka" i gajówka z towarzyszącymi budynkami gospodarczymi . Oddział "Szarego " ( a więc nie 25pp czy 72 pp) , przemoczony , zmęczony długim marszem okrążającym przez Kupimierz , dotarł do gajówki na Piecykach . Zarządzono postój i nakazano ugotowanie gorącej strawy dla wojska . Przestał padać deszcz , a kucharze poczęli rozpalać pod kuchnią polową . "Szary " rozesłał ubezpieczenia , a wojsko zajęło się opatrywaniem obolałych nóg , wyciskaniem wody z przemoczonych mundurów . Było około godziny 9.00 gdy powietrze przeszył świst lecącego pocisku armatniego . Na północnej stronie skraju lasu , przy grobli stawu , partyzanci ujrzeli około 40 żołnierzy niemieckich i wycelowane w nich działko polowe 40 mm . Zaskoczenie było ogromne , ale już po chwili dowódca zwołał kilkunastu ludzi i atakiem na wprost , zniszczył obsługę działka , oraz unieszkodliwił obsługę r-kaemu . Zanim jednak "szaracy " tego dokonali , Niemcy zdążyli wystrzelić jeszcze dwa pociski niszcząc wóz taborowy i kuchnię polową . Od strony niemieckiej zaczęła się coraz gęstsza palba z karabinów i peemów . Już kilkudziesięciu żołnierzy przybyło na polanie . Na rozkaz por."Sęka " (Henryk Wojciechowski ) zaczęto zwijać obóz . Tabory , konie juczne i radiostację wyprowadzono za wschodnią groblę . Na polu walki wystąpiła zerowa widoczność za sprawą użytych świec dymnych . Umożliwiło to partyzantom przegrupowanie i zajęcie dogodniejszych pozycji do obrony . Służba kwatermistrzowska i medyczna ukryła się w zagłębieniu za groblami stawów . Przygotowywano i dzielono amunicję i granaty aby w odpowiedniej chwili dostarczyć na linię ognia . Służba medyczna dowodzona przez lekarza Ormianina Muszega Serdakowicza Stiepanina ( uwolniony z obozu w Baryczy ) sanitariuszkami " Iwoną " ( Barbara Kramarz- Kościńska) , " Skarlet" ( Barbara Kaca) , " Wilga" ( Franciszka Sędzińska ) , " Barbara" ( Józefa Brogowska ) , " Elzinoe" ( Izabela Trzaskowska ) . Po pierwszym chaotycznym przebiegu walki , "Szary" nakazał zaminować wszystkie możliwe przejścia , kładki ,mnichy , mostki i północne groble między stawami . cdn... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 02, 2012, 19:19:47 III.
Ustawione zostały stanowiska karabinów maszynowych we wszystkich wrażliwych punktach z których mógł nadejść atak . W tym czasie "Sęk" prowadził ogień do nacierających z karabinów , peemów i kilku kaemów . W początkowej fazie bitwy Niemcy wciąż musieli przeciskać się przez wąskie gardło drogi a naciskająca z tyłu kolumna tylko potęgowała bałagan . Ta sytuacja pozwalała na skuteczny ostrzał pozycji wroga oraz na możliwość wycofania się bez większych strat na wschodnią stronę Piecyków . Do godziny 11.00 Niemcy nie zdołali przebić się na lepsze pozycje , a główne ich siły pozostawały ciągle niewykorzystane daleko w tyle . Zgodnie z rozkazami dowódcy partyzanci prawie wszystkimi siłami przeszły za wschodnie groble i zajęły dogodne stanowiska obronne . Plutony " Orkana " , " Kowalskiego " i " Burzy " obstawiają groble południowe i jedną środkową . Plutony " Palmy" , " Wrzosa " i " Marudy" zabezpieczają pozostałe groble środka . Kompania por."Judyma" ( Marek Wujkiewicz) zajmuje stanowiska z prawej flanki w górę rzeki Radomki . W dyspozycji tej kompanii są plutony : " Grada" , " Błyskawicy " i " Żmii" . Pluton minerski " Janusza" ( Mirosław Starski) minuje możliwe drogi natarcia wroga . Zwiad konny por. " Rawicza " zabezpieczał w tym czasie możliwą drogę odwrotu na wschodnią stronę lasów aż do gajówki w Zapniowie . Służba kwatermistrzowska została przesunięta do gajówki Posada , gdzie kucharze kontynuowali przygotowanie posiłku w zapasowym kotle . Posada znajdowała się w bezpiecznej odległości od Piecyków w dużej gęstwinie leśnej . Na groblach już na dobre rozpoczęła się walka . Niemcy szturmowali . Nasi podpuścili wroga na bliższą odległość i zaczęli strzelać ze wszystkich ck-mów , r-kaemów , rzucano granaty , a pod nacierającymi wybuchały miny . Bitwa mimo dużych strat po niemieckiej stronie , trwała nadal i nabierała coraz większego rozmachu . Obawiając się okrążenia od strony drogi zapniowskiej , "Szary" przezornie wysłał rezerwową drużynę strzelców pod Hutę . W razie zaobserwowania wroga partyzanci mieli związać ich walką . obstawili teren drogi od Zapniowa do Malinowia , Gozdy i gajówki Huta . Do dzisiaj tajemnicą pozostanie fakt nie uruchomienia oskrzydlającego manewru właśnie w tym rejonie . Prawdopodobnie pewni siebie Niemcy nie obejrzeli dokładnie mapy i nie zauważyli tej możliwości . Drugą niejasną sprawę stanowi fakt nie wezwania posiłków z Przysuchy , Końskich czy Radomia , które mogły wejść bezpośrednio do walki z Duktu Czerwińskiego dochodzącego do Posady i Duktu Biała Droga prowadzącego wprost do stawów . Dlatego też zwiad konny bezustannie penetrował zagrożone szlaki . " Rawicz " , " Lot "( Tadeusz Mazurkiewicz) i " Przewrotny" ( Feliks Świercz ) patrolowali północną stronę aż do " Sobaczej Góry ". Druga grupa zwiadu " Antek " , " Zdzich " i " Pogoń" sprawdzali drogę do Posady na południe od wsi Wrony i na wschód od leśniczówki Zapniów . Porucznik "Sęk" dodatkowo wysłał niewielką drużynę na ewentualny kontakt z wrogiem i związania go walką . Bitwa trwała bezustannie , żołnierze coraz bardziej zmęczeni z uporem bronili swoich stanowisk . Niemcy w południowych godzinach wprowadzili do walki pozostałe działka i granatniki . Pomimo ciężkich strat Niemcy kontynuowali natarcie zdobywając po trochu nowe połacie terenu . Po Polskiej stronie również byli zabici i ranni . Zginęli : "Skromny", " Roland " ( Kłosiński ) , " Michał" ( Jerzy Jania ) , " Głos" ( Jan Serba) . Ranni : ppor. " Zew" ( Mieczysław Śliwiński ) i kilkunastu innych partyzantów . Poległych i rannych umieszczono na furmankach i odesłano do wsi Zapniów gdzie rannymi zajęła się służba medyczna . Powoli zapadał zmrok i natarcie niemieckie zaczęło słabnąć , aby po pewnym czasie zupełnie zamilknąć . Na polanie pojawiły się grupy z białymi szmatami i opaskami czerwonego krzyża na rękawach . Polacy widząc zachowanie Niemców przestali strzelać i pozwolili na zabranie rannych z pola walki . Wykorzystując zapadające ciemności i działania niemieckie z rannymi , "Szary " przystąpił do wycofywania batalionu z linii ognia . Na podstawie relacji furmanów wziętych na podwody dla potrzeb obławy ocenia się straty niemieckie na około 40- 45 zabitych i ponad 100 rannych . W Zapniowie właśnie odbywały się poprawiny wesela . Grał zespół muzykantów w składzie : Gębski Stefan - skrzypce , ojciec i dwóch synów Rudnikowie ze wsi Kwas . Słychać było przyśpiewki , tupanie tańczących i ogólną wrzawę biesiadników . W ten weselny nastrój wpadło kilku żołnierzy "Szarego " z " Lotem " i " Rawiczem " na czele . W chałupie było dość jasno , bo dla celów zabawy zapalono trzy duże lampy naftowe , i trzy karbidówki górnicze . Żołnierze przybyli z furmankami na których leżeli zabici i ranni partyzanci . Muzykanci przerwali grę , a tańczący rozeszli się pod ściany chałupy . Na środek wyszedł sołtys i zaprosił "leśnych" do stołu i zabawy . "Potrzeba nam stolarzy i miejsca dla rannych " odpowiedział na to " Rawicz " . Sprowadzono więc Antoniego Dąbrowę i Jana Zamarię z Kuźnicy , Kaczmarka z Zapniowa , którzy w ciągu godziny zbili trzy proste żołnierskie trumny . Deski nie były pomalowane " angielska sadzą" gdyż zabrakło jej w tym czasie . Polegli byli już obmyci z krwi i ułożeni w trumnach . Byli chowani w mundurach i pasach , a czapki z orzełkami zostały ułożone na nogach powyżej butów . Goście weselni przygotowali i upletli na prędce wieńce żałobne , a muzykanci zagrali z cicha żałosną melodię . Kapelan oddziału ks. " Andrzej " namaścił poległych i smutna ceremonia odbyła się na krawędzi lasu Posada . Po złożeniu poległych do wspólnej mogiły "Sęk" rozkazał wystrzelić salwę honorową . Po ceremonii batalion ruszył szybkim krokiem przechodząc w lasy Borkowickie , Chlewiskie . "Szary " zdawał sobie sprawę , że mieli dużo szczęścia i trzeba jak najszybciej oddalić się z zagrożonego terenu . W czasie przeprawy oddział był ubezpieczany przez dalekie patrole wychodzące do kilku kilometrów z tyłu , przodu i boku . Za furmankami z rannymi szła sanitariuszka "Iwona " , opiekująca się rannymi i nucąca po cichu rzewną melodię . Jedynym bezpiecznym miejscem przeprawowym na Radomce był mostek przy stawie w Wawrzynowie . Mostek specjalnie był częściowo rozebrany , żeby nie przyciągał uwagi Niemców . W razie potrzeby był natychmiast uzupełniany deskami i kłodami schowanymi u miejscowych . Zwiad konny dowodzony przez " Cygana" ( Marian Ciura) , wystawił ubezpieczenia i uzupełniał brakujące elementy mostka z pomocą chłopów Antoniego i Piotra Wodniaków , żony Piotra , cieśli Michała Bomby . Po północy oddział miał za sobą rzekę i drogę Konecką , a trzy godziny później oddział osiągnął punkt docelowy - gajówkę Łopata pod Chlewiskami . Przez wiele lat po wojnie , praktycznie do 1991 roku było wiele białych plam i niejasności dotyczących bitwy na Piecykach . W niemieckich dokumentach , w których zaniżono własne straty , za przeciwnika uważano 25 pp AK pod dowództwem mjr-a " Leśniaka". Żołnierz tegoż oddziału por." Henryk " , oczekujący na zrzut słyszał całodzienną palbę i zastanawiał się kto walczy . Wiedział że to nie jego jednostka . " Leśniak " był już bowiem na Diablej Górze oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów na zachód . Oddział " Henryka" , zdezorientowany i ukrywający się w pobliskich bagnach porzucił tabory przygotowane do przejęcia zrzutu . Wozy wpadły w ręce Niemców . " Henryk " zmienił miejsce ukrycia i nie dał w porę umówionego znaku pilotom Rafu . Samoloty brytyjskie nadleciały nad zrzutowisko w rewirze leśnym Mostki Dąbie późnym wieczorem . Zatoczyły koło , nie widząc i nie słysząc sygnałów , odleciały i po drodze wyrzuciły bezcenny ładunek do morza . Wieczorem 07.10.1944 r radiostacja oddziału przekazała meldunek do "Jodły" - " Bitwę na Piecykach z Niemcami wygrałem - " Szary " . Dzięki kronikarzowi oddziału kpr. " Strachowi" , oraz książce napisanej przez Antoniego Hedę i wydanej w 1991 roku pt."Wspomnienia Szarego" , można było poznać szczegóły bitwy na Piecykach . Chciałem podziękować za wszystkie informacje , które przekazali mi w formie ustnych relacji świadkowie tamtych wydarzeń . Ludzie pomagający oddziałom partyzanckim walczącym na terenie Ruskobrodzkim i w lasach przysuskich . Wiele osób , badaczy historii lokalnej swoich miejscowości , również nie poskąpili swojej wiedzy w temacie bitwy na Piecykach . Szczególne podziękowania dla pana Lecha Madeja dysponującego niesamowitą wiedzą na temat jednostek partyzanckich z rejonu Przysuskiego . Panu Stanisławowi Rejmerowi z nadleśnictwa Przysucha za pomoc i udostępnienie rezerwatu Puszcza . Ś.P. Kazimierzowi Bombie żołnierzowi AK za relację z walk . Janowi Kowalskiemu regionalnemu badaczowi historii , za niezapomniane chwile przy ognisku . Andrzejowi Bombie , radnemu z Ruskiego Brodu za wszelką pomoc w docieraniu do ludzi . Czesławowi Zamarii za relację o oddziale .Pani Helenie Dudzie za opowieści o Szarym . Dzięki tym wszystkim ludziom zaangażowanym w program " Ocalić od zapomnienia" , 01.09.2007 roku w miejscu gdzie kiedyś była Posada , udało się postawić pomnik . Pomnik upamiętnia żołnierzy walczących tu w 1939 r , oddział mjr-a Hubala , pilotów Rafu , oddziały partyzanckie Szarego , Góry-Doliny, 25pp , 72 pp , NSZ , BCH , WiN . Koniec : Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: wydra Marzec 02, 2012, 22:37:42 Brawo. <szacun>
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: raf65 Marzec 04, 2012, 13:17:35 Pavelock, gratulacje i szacunek.
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 04, 2012, 14:17:48 Dziękuję .
Na foto wspomniany pomnik . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: Old tiger Marzec 05, 2012, 06:44:08 Dziękuję . Na foto wspomniany pomnik . Fajny pomnik , ta robota kosztowała "przechodzony zawał "ale łyknąć jeszcze potrafię. Dwa kilometry dalej jest tablica z poprzedniej epoki dotycząca bandy Icka Ajzenmana tego m in od masakry w Drzewic y... Pozdrawiam Patriotyczny Dreptaków . W okolicach pomnika jedno z ostatnich MP. KWP Warszyc . Dwadzieścia lat temu obok znaleziono Złoty Krzyż Niepodległości i nieco radomskiej amunicji, jedna sztuka jest w Pomniku... Old tiger Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 05, 2012, 10:22:18 Dzięki Janku za komentarz .
"Old Tiger" to człowiek , który przez wiele tygodni wydłubywał napisy ręcznie i przygotowywał kamień . Ogromny <szacun> Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 18, 2012, 16:22:20 "Sprawa Napoleońska w moim regionie"
Część I - Sytuacja Ogólna Jest rok 1796 . Napoleon na czele armii wkracza do Rzymu , likwiduje Kościelne Państwo i proklamuje Republikę Rzymską . Nie poprzestaje na tym . Papieża najpierw wysyła do Sieny a później do Francji . W roku 1800 armia francuska uderza na Austriaków i po zwycięskiej bitwie pod Marengo zmusza Austrię do kapitulacji . W tym czasie we francuskim wojsku są już Polacy , którzy widzą w Napoleonie nadzieję na odzyskanie suwerenności . Tworzą się Polskie Legiony . Coraz więcej oficerów ucieka z kraju i zgłasza się do dyspozycji Cesarza . Biorą udział w kampanii egipskiej . W 1805 roku Francuzi rozgramiają Austriaków i Rosjan pod Austerlitz , a rok później miażdży armię pruską pod Jeną . Po wejściu do Berlina pada sławetne zdanie " gdy zobaczę 40 tysięcy gotowego żołnierza polskiego , ogłoszę w Warszawie waszą niepodległość " . Nie spodziewał się jednak że tylko z jednego zaboru zbierze się ponad 40 tysięcy żołnierzy . Niestety zamiast dotrzymać słowa i ogłosić Niepodległość Polski , ogranicza się do utworzenia Księstwa Warszawskiego . cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 18, 2012, 19:55:48 .........Drezno 1807 rok . Napoleon ogłasza nową konstytucję , nową sytuację dla naszego kraju . W Tylży powstaje Księstwo Warszawskie , którego władcą jest Fryderyk August , król saski . Faktyczne rządy sprawują Francuzi , finanse i urzędy pozostają w rękach pruskich , tylko my Polacy musimy oddawać krew i pot . Mogliśmy ginąć w Hiszpanii , nad Renem czy na Haiti , wolno nam było walczyć u boku francuskich żołnierzy . Nie wolno nam było jednak myśleć o własnym kraju i wzmacnianiu granic . Pomimo uczucia zawodu , goryczy graniczącej z rozpaczą , z tego właśnie małego skrawka Polski wyrastała nadzieja na odbudowanie ojczyzny .
W dawnym kieleckim i moim miasteczku Końskich rządzą żelazną ręką urzędnicy austriaccy . Granice obstawione silnym kordonem wojsk , skutecznie powstrzymywały próbujących przedrzeć się uciekinierów . A tu tak nie daleko , tuż za Pilicą poczęły pojawiać się blaski wolności . Zima 1808 roku otulała Końskie i okolice powłoką śniegu i mrozu .W pałacu , czy innych domostwach zasiadano przy domowych kominkach , płynęły opowieści o dawnych dobrych czasach . Mówiło się także o tym co przyniesie najbliższy czas . Może już na wiosnę ruszą Francuzi ? Często te myśli i gawędy rozmywały się gdy za oknem słychać było dragonów austriackich , patrolujących drogi i karczmy . Wojna z Austrią . Wojna ta stworzyła sprzyjającą koniunkturę dla Polski . Książę Józef Poniatowski zwraca się do narodu : " Rodacy ! Zaświtała nam nadzieja . Przekonamy Cesarza Napoleona , że jesteśmy godni odziedziczyć tę ziemię i imię " . Książę walczy z Austrią . Fenomenalna odwaga , talent dowódczy , honor i sumienie zajmuje puste miejsce w sercach Polaków po Tadeuszu Kościuszce . 10 kwietnia 1809 roku wojsko austriackie dowodzone przez arcyksięcia Ferdynanda d'Este przechodzi przez Kielce , Końskie , Bliżyn , Radom , kierując się kilkoma trasami na Grójec . Dobrze uzbrojeni i przygotowani do walki mieli wytrącić żołnierzom polskim oręż z ręki . Jakże jednak się srogo zawiodły na swym pewnym sukcesie . Pod Raszynem 14 kwietnia Polacy pod wodzą księcia Poniatowskiego zadały przeciwnikowi poważne straty . Walka była ciężka , ale młode polskie oddziały nie ustąpiły pola . Wszędzie słychać było huk armat . Większe i mniejsze potyczki toczyły się od Wisły i Warty po San i Bug . Wprawdzie Austriacy wkraczają do Warszawy , ale nie na długo . W tym czasie oddziały Dąbrowskiego , Poniatowskiegi i Zajączka wkraczają do Galicji i rosną w siłę . cdn..... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: Greg Kwiecień 18, 2012, 21:00:50 Pavelock jak czytam ta historie która opisujesz, to przenoszę się w tamte czasy dosłownie :) Pisz dalej bo głodny jestem wiedzy ;)
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 20, 2012, 20:02:21 ... Na terenie powiatu koneckiego pojawia się pułkownik Paweł Biernacki . Stoi na czele jazdy Polskiej . Ożeniony z córką hrabiny Ludwiki Potkańskiej - Marianną , z pobliskiego Bliżyna . Pierwsza i zwycięska batalia odważnego pułkownika ma miejsce w Opocznie . Po krótkich , skutecznych działaniach wypiera jednostki wroga z miasta . Następnie z rozpędu wjeżdża do Końskich . Przepędza jazdę austriacką i zajmuje miasto . W drodze na Opatów zajmuje Bliżyn - rodzinną miejscowość swojej żony .
" Drogi powiatu znów tętnią życiem , słychać bębny , tętent koni , skrzypienie kół wozów . Ludzie wychodzą ze swoich domostw , szaleje radość. Wszyscy pędzą w stronę bliżyńskiego dworu by popatrzeć na Wojsko Polskie w pięknych mundurach , z szablami u boku . Karczmy i gospody są pełne. Ludzie świętują , a dziewczęta zalotnym okiem zerka na mundury . " Wiele osób chce się od razu zaciągnąć do Polskiej Kawalerii . Do dziś znane jest tylko jedno nazwisko ochotnika - szlachcic Kozicki Hipolit. Pracujący przy zarządzaniu wielkim piecem Bliżynkim . " Po odpoczynku oddział wyrusza dalej . I znów słychać bębny a po bitej drodze przetacza się wspaniały kordon oficerów i żołnierzy . Bliżyńskie matki kreślą nad nimi znak krzyża prosząc o błogosławieństwo i o ochronę życia . Po wojnie 1809 roku ziemie koneckie włączono do Księstwa Warszawskiego , a samo miasto zostaje siedzibą powiatu wraz z Żarnowem , Przedborzem , Białaczowem i Radoszycami . Końskie wchodzą w skład Departamentu Radomskiego . Dla wsparcia Wojska Polskiego ludność powiatu koneckiego zbiera i przekazuje wielkie zapasy zboża , oliwy i różnych produktów . Przekazano również spore datki na mundury , oporządzenie , konie itd . Wprowadzony zostaje do urzędowania " Kodeks Napoleona" . Prawa w nim zawarte robią z księży katolickich urzędników państwowych stanu cywilnego . Wszystkie zapisy parafialne mają być sporządzone w 2 egzemplarzach - jeden dla parafii , drugi dla departamentu . Księża pozbawieni zostają funduszy i znacznie spadają ich warunki życia . cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 21, 2012, 11:36:13 .....Rząd Księstwa Warszawskiego utworzył Generalną Dyrekcję Dóbr i Lasów Narodowych . Lasy koneckie weszły w skład Ekonomii Samsonowskiej . Poczęto olbrzymie wycinki na potrzeby hutnictwa i górnictwa . Z tego okresu odnalezione zapiski dotyczące wyrębu lasu w okolicy Bliżyna . " Zarządca majątku imć pan Tomasz Beranek odsyła pismo o wstrzymanie wyroku w sprawie kradzieży drzewa do powrotu Dziedziczki , po którą wysłano konie do Warszawy". Aresztowano dwóch drwali w okolicach Góry Dalejowskiej , zabrano im siekiery i podwody . " Jak sprawa się zakończyła ? Niestety nie dowiemy się już chyba nigdy . Wprawdzie w innych zapiskach trafiam na jeszcze inną skargę złożoną przez dziedziczkę przeciw Ekonomii Samsonowskiej o gwałcenie praw własności i nadużycia dokonywane podczas wycinek lasu .
Przyszedł rok 1812 . Żniwa w pełni . Zbiory są bardzo słabe . W okolicy pojawia się wojsko francuskie . Zaczyna się rekwirowanie zapasów dla wykarmienia armii . Na szlakach przemarszu wojsk Napoleońskich trwają ciągłe grabieże i napady . Podczas tej kampanii Polacy walczą z pełną ofiarnością , tracą około 70% stanu polskiego zaciągu . Ta ofiara nie przynosi jednak niepodległości . Z zapisków - " Wincenty Potkański w randze pułkownika staje u boku księcia Józefa podczas wojny z Rosją . Matka Wincentego podchodzi do syna i czyni znak krzyża przed drogą . Matko , póki Ojczyzna w hańbie i niedoli , nie żal mi ni domu , ni szczęścia , ni spokoju . Była z z niego dumna . Patrząc na husarskie zbroje pradziadów spod Wiednia w głównym holu dworu wyszeptała : " Ja wiem synku , ja wiem .. ja wiem .. powtarza coraz ciszej i odprowadza wzrokiem odjeżdżające wojsko . Pułkownik Potkański idzie z wojskiem coraz dalej na wschód .Drogi puste , po bokach gęste bory , co jakiś czas pojawiają si ę wsie , wieże kościołów , folwarki . cdn...... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 22, 2012, 19:15:28 ........Pułkownik bardzo lubił robić rekonesans na czele niewielkiego oddziału , z szablą i krócicą gotową do użycia . Zauważa wtedy że ludność ukrywa przed wojskiem wiele rzeczy . Szczególnie paszę dla koni , żywność , bydło i młode dziewczęta . I im bardziej na wschód tym trudniej bywało zdobyć zaopatrzenie dla armii . Tak nadchodzi straszna , sroga zima . Nie dość było tęgich mrozów to doszły do tego obfite opady śniegu . Z chałup we wsiach widać było tylko kominy z kłębiącym się dymem . Wszystko wokół zawalone głębokim śniegiem wygląda na wymarłe . Żołnierze cierpią , chowają się gdzie popadnie i pilnują ognisk . Pułkownik Potkański wreszcie otrzymuje rozkaz natarcia . Pod Smoleńskiem połączone siły rosyjskie , dla których nie straszne były takie warunki atmosferyczne , zatrzymują a później odrzucają armię Napoleona . Tu ginie pułkownik Wincenty Potkański , osłaniający skutecznie odwrót francuskiego sztabu . Jego żołnierze zabierają ciało dowódcy z pola walki , aby pochować go w spokojniejszej okolicy . Polacy osłaniają odwrót , po drodze natykają się na niezliczone , ośnieżone krzyże przy drogach i polanach leśnych . Na jednej z takich polanek chowają zabitego pułkownika . Nie wiadomo gdzie jest to miejsce , w zapiskach nie zachowała się nazwa miejscowości . W Końskich na łamach gazety radomskiej ukazuje się informacja o strasznym pogromie Napoleona i o śmierci pułkownika Wincentego Potkańskiego . Wiadomość dociera do Bliżyńskiego dworu . Płacz i modlitwa opanowują sale dworskie . Hrabina ma ciągle przed oczami widok wsiadającego na koń syna . Poczęła myśleć o tym co będzie dalej ? Jakie nieszczęścia teraz spadną na kraj ? Czy Austria , Prusy i Rosja skorzystają z klęski Napoleona i uderzą na Polskę ?
Siadywała często w milczeniu przy stole zastanawiając się nad myślami , nad innymi żonami , matkami i córkami , które opłakują swych mężczyzn . Nie dane jej było poznać okoliczności śmierci syna i miejsce jego pochówku . Przez żołnierzy , którzy przetrwali straszny odwrót dowiedziała się tylko , że został pochowany na polance leśnej około 50 km od Smoleńska . Ale jak zginął ? Czy dosięgła go kula z muszkietu ? Czy może został cięty szablą ? Nie wiedziała i nikt nie przekazał jej takich wiadomości . cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 23, 2012, 18:01:53 ........Straszna wieść o cofaniu się w nieładzie wielkiej armii uderzyła jak grom z nieba . Powtarzające się wcześniej słowa " będzie Polska " , zawisły teraz na cienkiej pajęczynie nadziei . Niemal z każdej miejscowości ktoś wyruszył na tę nieszczęsną wyprawę , wrócili nieliczni . Na początku grudnia ludzie ujrzeli na własne oczy wychudzone widma . Kolumny żołnierzy wlokły się ostatkiem sił , obdarte , okaleczone i wycieńczone z głodu cienie . Zdarzyło się zobaczyć w rękach co silniejszych orły bojowe . Wojsko Polskie obeznane z trudniejszym klimatem , zniszczone było najmniej . Pomimo dużych strat spowodowanych zabezpieczaniem odwrotu , trzymali się dzielnie . Przynajmniej ginęli w walce , a nie z głodu i mrozu . Widok naszych żołnierzy przed Zamkiem Królewskim wzruszył księcia Józefa . Wracali spod Moskwy , pobici , ale mieli ze sobą honor i przeświadczenie , że tak trzeba było uczynić . Koniec grudnia 1812 roku . Miasta i wsie , po czarnych dniach smutku znów stanęły przed obliczem niedoli , żałoby i zmagań z losem . W ślad za zrujnowaną armią Napoleona , szedł ze wschodu kolejny huragan . Nowa wojna . Zbierano nowe pospolite ruszenie , formowano oddziały , łatano zdziesiątkowane pułki , zdobywano dla nich chleb , mundury , broń i amunicję . Nowo utworzony korpus opuścił Warszawę i skierował swe kroki na Piotrków , Częstochowę i Kraków . Z tego okresu na dwór konecki trafia list od Hipolita Kozickiego , który opisuje w nim swoje przygody podczas kampanii w Rosji . Nie wiadomo dokładnie co napisał , gdyż list nie przetrwał do dziś . Nowa armia księcia Józefa Poniatowskiego opuściła Polskę i idzie dalej walczyć na obczyźnie . Wódz pociągnął za sobą kwiat młodzieży ucząc ich godności , honoru i miłości do Ojczyzny . Później ci młodzi żołnierze dowiodą swojej wierności podczas bitew . Książę , który został mianowany przez Napoleona marszałkiem Francji , zawsze powtarzał że " pomimo zaszczytów będę nadal dowodził armią polską i chcę zachować mundur Polski " . Napoleon często opowiadał o szacunku dla księcia Józefa , który z uporem upominał się o sprawę własnego kraju i ludzi . W ostatniej dla niego bitwie pod Lipskiem , był zmęczony , obolały i odczuwał rany odniesione w poprzednich bitwach . Cesarz powierzył księciu misję osłaniania odwrotu armii francuskiej . Dlaczego powierzył to zadanie jemu ? Wiedział bowiem że on jeden nie zawiedzie . 19 października 1813 roku poległ wódz naczelny wojsk polskich . Zginął w nurtach rzeki Elstery ze słowami " Bóg mi powierzył honor Polaków i Jemu samemu go zwrócić muszę " .
Koniec . Dziękuję za możliwość skorzystania z notatek i wiadomości księdza Czesława Kasprzyka . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 06, 2012, 12:36:48 Kilka razy podczas wykonywania swojej pracy udało mi się " wpaść " na ciekawy temat . Tym razem było podobnie . W czasie rozmowy o starych żelazkach i szablach na ścianie nad kominkiem , wyszła ciekawa historia .
" Sąd " Relacja z rozmowy z panem Bartłomiejem Kamińskim , synem Sędziego Sądu Specjalnego . Relacja dotyczy procesu z lat 1947-1949 . Opowieść Sędziego Józefa Kamińskiego . " Proces volksdeutscha Stefana Lungego rozpoczął się w 1947 roku w niewielkim miasteczku w powiecie Koneckim . Była to moja pierwsza sprawa . Dwa miesiące wcześniej ukończyłem przyspieszone szkolenie prawnicze ze specjalnością Sędziego Sądu Specjalnego rozpatrującego przede wszystkim sprawy oskarżonych o współpracę z okupantem i tych którzy podpisali volkslistę . Ponieważ przed wojną studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Prawa , zostałem wybrany do tej funkcji jak wiele podobnych mi osób . Jednocześnie z nominacją na Sędziego otrzymałem awans na porucznika Ludowego Wojska Polskiego . Moim głównym zadaniem było wydawać wyroki w sprawie obywateli Polskich , którzy przyjęli volkslistę i w szczególny sposób znęcali się nad ludźmi w czasie okupacji hitlerowskiej . W sprawach tych korzystano z mało znanego Dekretu z 04.08.1944 r - O środkach w stosunku do zdrajców narodu volskdeutschów ." Z dokumentów archiwum w Zespole akt Kancelarii Prezydenta RP i Rady Państwa wynika . iż liczba skazanych za przyjęcie volkslisty na podstawie przytoczonego Dekretu wyygląda następująco : 1944 rok - 29 osób ; 1945 rok - 1205 osób ; 1946 rok - 2238 osób ; 1947 rok - 3690 osób ; 1948 rok - 4683 osoby ; 1949 rok - 4777 osób . Z komentarza do tych akt wynika , że wymiar sprawiedliwości dzielił oskarżonych i skazanych z Dekretu Sierpniowego na 6 grup . I grupa - zbrodniarze wojenni ; II grupa - Granatowa Policja ; III grupa - Członkowie ugrupowań faszystowskich NSZ , AK , ZWZ współpracujący z Gestapo (oryginalne zapisy ) ; IV grupa - konfidenci oraz agenci Gestapo , Szupo , Żandarmerii ; V grupa - obozowi Kapo ; VI grupa - chłopi biorący udział w obławach lub wydający ukrywających się osób pochodzenia żydowskiego oraz uczestników ruchu oporu . CDN.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 06, 2012, 15:18:59 dalszy ciąg relacji sędziego ...
" Stefana Lunge oskarżono o to , iż podczas okupacji podpisał volkslistę , oraz o to że znęcał się nad mieszkańcami kilku okolicznych wiosek . Wyłudzał dobra materialne za pomocą szantażu , a nierzadko wydawał ludzi do Gestapo i żandarmerii . Akt oskarżenia był bardzo długi . Kilka teczek z aktami zawierało zeznania świadków . Na sali rozpraw , oraz na zewnątrz zgromadziło się wiele osób zainteresowanych , pokrzywdzonych i ciekawskich . Ludzie krzyczeli , wyrażali chęć powieszenia oskarżonego . Milicja nie dopuściła do samosądu , usunęli na zewnątrz co bardziej krewkich krzykaczy i sprawa mogła się rozpocząć . Po odczytaniu aktu oskarżenia , prokurator wzywał kolejno świadków . Towarzyszyły temu wielkie emocje i raz po raz musiałem uspokajać zebranych na sali . Większość świadków zeznawała na niekorzyść oskarżonego Lungego . Wykazywano że był brutalny , bił ludzi , szantażował , wymuszał pieniądze lub inne dobra . Panowała w okolicy opinia że to okrutnik i kontaktuje się z Żandarmami . Wszyscy się go bali . W trzecim dniu rozprawy do głosu doszedł obrońca Stefana Lungego i choć nie było ani jednego świadka obrony , mecenas Jerzy Zarzycki poprosił o włączenie do akt sprawy korespondencji oskarżonego . Będące w jego posiadaniu listy adresowane do Żandarmerii , Policji i Gestapo z lat okupacji dopuszczono do procesu . Dwaj milicjanci wprowadzili na salę wózek na którym piętrzył się stos listów . Rozpoczęto wyrywkowe odczytywanie korespondencji . Listy te okazały się być donosami mieszkańców tych wiosek na sąsiadów , rodzinę czy innych ludzi związanych z tym rejonem . Spora część donosów była podpisana nazwiskiem , w celu odebrania ewentualnej nagrody w postaci cukru czy innych potrzebnych towarów . W miarę odczytywania tych fragmentów , na sali robiło się jakby luźniej , a po godzinie zostało tylko około 40 osób z kilkuset przybyłych na rozprawę . Sam Lunge opowiadał jak listy te trafiały do niego przez żandarmerię żeby je tłumaczyć na język niemiecki . Gdzie mógł tam umniejszał wagę donosów i często kończyło się to umorzeniem bądź konfiskatą . Przykładem może być jeden człowiek , który doniósł o ukrytej słoninie przez sąsiada . Inny donosił że brat żony posiada ukrytą broń i kłusuje w lesie . Kolejny o nie oddaniu kontyngentu , itd . Fałszował te donosy opisując błahe wykroczenia . Najgorzej było jednak z poważnymi oskarżeniami , które opisywały pomoc dla ruchu oporu ,a w jednym przypadku o pomocy dla osób pochodzenia żydowskiego . Dwoił się i troił aby te poważne oskarżenia zataić i pomóc osobom zagrożonym . Żandarmi otrzymując tłumaczenia sami mieli wymierzać karę w tych drobnych przestępstwach . Chłosta i zabór żywności w postaci np. gęsi to była najczęściej otrzymywana kara . Nierzadko tymi drobiazgami musiał się zajmować sam Lunge , na rozkaz żandarmów . Cdn...... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 06, 2012, 19:29:46 ........" Po wykonaniu zadania miał składać raport i po pewnym czasie musiał sprawdzać czy sytuacja się nie powtarza . Zdarzyło się kilka razy że "wpadł" na swoim wymierzaniu sprawiedliwości . Zmuszony był w takiej sytuacji " obłaskawić " nadgorliwego żandarma pieniędzmi lub złotem , zależało to od kalibru przestępstwa . Niestety , żeby sprawa nie " poszła" dalej , składał donosicielowi wizytę , podczas której skutecznie przekonywał delikwenta do zrezygnowania z donosów . Krótko mówiąc , stłukł kilku gospodarzy pałką , a gdy to nie pomogło straszył powiadomieniem ruchu oporu o donosicielstwie . Żeby sprawa nie wzbudziła podejrzeń , musiał zbić również gospodarza na którego był donos . Przy tych działaniach żądał całkowitego milczenia , żądał pieniędzy , złota czy innych dóbr ,aby mieć za co opłacać skorumpowanych żandarmów .
Po tych zeznaniach na sali zrobiło się cicho . Kilkadziesiąt osób które zostały na sali rozpraw , nie były podane w wykazie donoszących . Prokurator na moje sugestie chciał wezwać jeszcze raz świadków oskarżenia . Nie było jednak już żadnego z krzykaczy , rozeszli się do swoich gospodarstw . W dalszym toku śledztwa i przewodu sądowego wyszło na jaw że Lunge swoim działaniem uchronił wiele osób od śmierci , czy wywózką do obozu koncentracyjnego . Musiał postępować w ten zakamuflowany sposób , gdyż jawne działanie mogło narazić na zgubę jego i wiele podejrzanych osób . Werdykt mogłem wydać tylko jeden : Stefan Lunge zostaje uwolniony od zarzutów . Człowiek ten wyszedł spokojnie z sali sądowej . Kilka osób podało mu rękę . Wyjechał gdzieś na ziemie odzyskane i tam się osiedlił . Była to moja pierwsza i zarazem tak ciekawa sprawa . Wydawała się z góry być przesądzona wina oskarżonego , a wyrok od 5-7 lat więzienia był pewny . No cóż , wyszło inaczej i cieszę się z tego faktu . Ludzie którzy go oskarżali zostali i muszą żyć w sąsiedztwie innych na których donosili . Nie wiem jak patrzą im w oczy i czy kiedykolwiek ta sprawa zostanie zapomniana . Koniec . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Czerwiec 11, 2012, 21:28:31 " 1794 "
................................ Przeglądając i układając swoje materiały historyczne zauważyłem ciekawy artykuł z gazety "Słowo " z 1929 roku . Artykuł napisał Pan Henryk Zawadzki , mieszkaniec powiatu Koneckiego , hobbysta , miłośnik historii regionu . Postanowiłem wkleić te ciekawostki na nasze forum . Być może komuś przyjdzie jakiś pomysł , tym bardziej że rozpoczęły się właśnie poważne prace związane z budową obwodnicy w rzeczonym rejonie . "W sprawie broni powstańców z 1794 roku zakopanej koło Końskich " W kilku numerach " Słowa " ukazały się wzmianki o rzekomo zakopanej broni powstańców koło Końskich . Pan J. Sykulski w swym artykule traktował o zakopanej broni w 1864 roku , zaś ks.kanonik A.Wyrzykowski podał bardzo ciekawą notatkę , dotyczącą zakopania broni powstańczej w 1794 roku za wsią Sielpia . Istotnie wzmianka ks.kanonika A.Wyrzykowskiego znajduje liczne potwierdzenia w źródłach historycznych i zachowanej tradycji wśród ludu . Niechże tedy mój artykuł będzie tłem historycznym dla wspomnianej notatki . Musimy się cofnąć myślowo do dnia 6 listopada 1794 roku i uprzytomnić sobie bieg wypadków po klęsce maciejowickiej i kapitulacji Warszawy . W dniu 6 listopada 1794 roku generał Tomasz Wawrzecki , dowodzący wojskiem polskim opuszcza mury Warszawy i cofa się na Nowe Miasto , Opoczno , Końskie , Radoszyce . Nie chciał on bowiem kapitulować , postanowił walczyć do ostatka . Szedł tedy Wawrzecki poprzez wymienione miejscowości w stronę Krakowa , z rozprzęgającemi się dywizjami : litewską - Giedroycia i koronną - Poniatowskiego , zabrał też ze sobą generała H.Dąbrowskiego , który zamyślał przebić się przez wrogi kordon wojsk rosyjskich , a następnie przedostać się do Francji . Szli z Wawrzeckim gen.Madaliński , gen. Kazimierz Tański , gen. Franciszek Rymkiewicz , pułkownik J. Kiliński . Stan liczebny połączonych oddziałów wojska polskiego , pod wodzą Wawrzeckiego , wynosił około 30 tysięcy żołnierza i 106 dział .Zdawało się że armja ta zdoła stawić czoło nieprzyjacielowi lub wreszcie zdoła przebić się przez wrogie dywizje i dojdzie do Krakowa ... Niestety ! warunki , w jakich cofało się wojsko polskie , były niesłychanie ciężkie . Z jednej strony zachodzili prusacy , a z drugiej zaś gen. Fersen z wielotysięczną armią rosyjską . Austrjacy zaś pod wodzą gen. Harnoncourta , zajmowali lubelskie i radomskie ....cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Czerwiec 12, 2012, 21:17:06 .......Wyniszczone i spustoszone okolice , przez które przeciągały dywizje polskie , nie mogły wyżywić armji . Zapanował głód - żołnierze odżywiani samą tylko baraniną poczęli masowo chorować . Listopadowe chłody dały się wojsku we znaki , gdyż wielu żołnierzy płaszczów, a nawet butów nie mieli . Żołd od wyruszenia z Warszawy nie był im wypłacony . Kiliński , który szedł z armją , pisze że " kawałka chleba nie można było dostać nawet za pieniądze ". W dodatku deszcze nieustannie padały . 16 listopada miano ruszyć do Małogoszczy , gdzie Bielamowski poszedł przodem i wypędził posterunki pruskie . Tymczasem zjawił się wysłannik króla i Suworowa - niejaki Gorzeński . Suworow nie odstępował od swych warunków , żądał złożenia broni - jedynie zapewniał bezpieczeństwo generałom . Wawrzecki po naradzie z generałami odrzucił te warunki .
W tym samym czasie , kozacy i strzelcy rosyjscy zaatakowali oddział generała Jaźwińskiego , który złożył broń i poddał się . Podczas tej bitwy generał Wawrzecki wysłał oficera do pułkownika Denysowa - dowodzącego oddziałami rosyjskimi stacjonującymi około Końskich - z propozycją zawieszenia broni , powołując się na rozpoczęte pertraktacje z Suworowem . Denysow przyjął propozycję i wojska swe cofnął . ......cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Czerwiec 13, 2012, 20:28:56 ....." Wawrzecki wówczas z resztkami wojska ruszył ku Radoszycom . Po drodze psuto i niszczono broń . Kitowicz twierdzi w swych pamiętnikach , że Madaliński zostawił pod Końskiemi przeszło 100 armat , z których część ukryto , część zagwożdżono , część zaś spalono " słomą lawety podpaliwszy" . Oddziały rozpraszały się po okolicznych lasach . W wojsku było brak dyscypliny , żołnierze byli głodni , obdarci i rozgoryczeni , gdyż nie wypłacono im żołdu . W Radoszycach wreszcie rozbili kasę i podzielili się pieniędzmi między sobą .
Dnia 18 listopada 1794 roku ostatnie szczątki wojska polskiego we wsi Jakimowice oraz w osadzie Radoszyce - złożyły broń i tam podpisano kapitulację . Jedynie generał Tomasz Wawrzecki podpisu odmówił i został ujęty przez Denysowa w dniu 19 listopada 1794 r. Odmówił on i Suworowowi podpisania deklaracji niewalczenia nadal z Rosjanami , przeto uwięziono go i odesłano do twierdzy petropawłowskiej w Petersburgu . W Radoszycach prócz generała Wawrzeckiego byli generałowie : Zakrzewski , Gedroyć , Giełgud i Niesiołowski . Byli to ostatni dowódcy , którzy do końca wytrwali . Dzielnego szewca - pułkownika Kilińskiego kozacy Denysowa pochwycili około Końskich i pod eskortą odesłali do Warszawy . Okoliczne ogromne lasy dały przytulisko powstańcom , którzy przedzierali się częstokroć w przebraniu ( jak generał Rymkiewicz ) bądź do Galicji , bądź do swych domostw . Na tem kończę rys historyczny ostatnich chwil wojska polskiego w 1794 roku . Nie od rzeczy będzie , gdy dołączę opowieść zasłyszaną od starszych ludzi z Wincentowa a dotycząca mogiły powstańczej z 1794 roku Otóż opodal zapomnianej wsi , znajduje się przy szosie wzgórze , obecnie porosłe sosnowym lasem ,a na wzgórzu widnieje duży krzyż dębowy . Ma to być mogiła powstańcza " z czasów Kościuszki " .....cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Czerwiec 14, 2012, 19:37:21 ....." Według wspomnianej wersji , istniały tam dwie karczmy , stojące naprzeciw siebie , po obu stronach traktu . Jedna z nich miała należeć do Małachowskich , drugi zaś - do Grabkowskich ; otóż podczas marszu wojsk polskich do Radoszyc , jakieś oddziały polskie zatrzymały się w tych karczmach na nocleg . Może znużenie , a może nadmiar napitków sprawił , że żołnierze dali się podejść moskalom , którzy prawie wszystkich powstańców , tam będących - w pień wycięli . Powstańców pochowano we wspólnej mogile na wzgórzu gdzie miejscowi ludzie krzyż dębowy wystawili ; krzyż ten już trzykrotnie był zmieniany . Ile jest w tym prawdy , a ile znaleziskoazji - to mogą stwierdzić jedynie poszukiwania , dokonane na opisanem wzgórzu .
Kończąc niniejszy szkic dochodzę do wniosku , że zupełnie możliwem i prawdopodobnem jest iż , na szlaku Końskie - Radoszyce wiele dział i sprzętu wojennego zostało zniszczone , potopione w bagnach , lub zakopane w lasach przydrożnych . Wziąć pod uwagę musimy , że szła tym traktem kilkunastotysięczna armja zasobna w materiał wojenny , że żołnierze byli wyczerpani , obdarci , zgłodniali ,więc zapewne chętnie pozbywali się broni , bądź to zakopując , bądź niszcząc lub ją topiąc , tembardziej , że o zbrojnem spotkaniu z wrogiem już mowy być nie mogło . Nadmienię jeno jeszcze , że do dziś , wśród okolicznego ludu , bardzo żywą jest tradycja o zakopanej broni powstańczej pod Radoszycami , Sielpią , Wincentowem i Jakimowicami " Koniec . Historia niesamowicie ciekawa . Nie ukrywam że sam uległem legendzie i próbowałem analizować trasę przemarszu naszych wojsk . Na razie niestety bez rezultatów . Teren dość spory , około 18 km drogi , która mogła do naszych czasów być zmieniana . Obecnie na całej długości tej drogi prowadzone są prace budowlane . Czekam tylko na informację o znalezionym sprzęcie wojennym . Miejsce gdzie powinna być mogiła powstańcza jest nie oznaczone . Rzeczony dębowy krzyż na wzgórzu - dziś nie istnieje . Może podczas prac odkryje się miejsce pochówku . Dodam że zachowałem oryginalną pisownię z 1929 roku . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 05, 2012, 05:59:04 .......... "Leśne mogiły żołnierskie"
O jednej mogile polskiego żołnierza z września 1939 roku wiedziałem od dawna . Miejsce pochówku pokazał mi leśniczy z leśniczówki "Promień " - nieżyjący już , pan Aleksander Kieszek . Według przekazów zatrudnionych w leśnictwie pracowników , szczątki tego żołnierza ( NN) zostały znalezione na początku lat pięćdziesiątych w wykrocie pod zwalonym , zmurszałym drzewem . Prawdopodobnie ukrył się tam by odpocząć . Musiał być ranny i wykrwawił się . W tej okolicy , około 10 września 1939 r rozformowywały się jednostki Polskie . Jedną z takich jednostek był 23 Pułk Ułanów Grodzieńskich . Pierwszą walkę pułk stoczył w okolicach Lubieni . 5 września otrzymał rozkaz skierowania się w rejon Rudy Malenieckiej - Fałkowa i Przedborza . Dotarł tam 6 września po południu. Po przeprowadzeniu rozpoznania 2 szwadronem okazało się, że jednostki wroga zajęły miasteczko Przedbórz , a wysunięte w stronę Końskich oddziały zmotoryzowane walczą już pod Kazanowem z 36 DP . W tej sytuacji ppłk Miłkowski postanowił powrócić do brygady, która miała znajdować się w marszu na Wschód w rejonie Niewierszyna . Zgodnie z rozkazem pułk znalazł się w nakazanym rejonie przed świtem 7 września. Nie zastając tam własnych oddziałów, przemaszerował do lasów w okolice Opoczna . W czasie przemarszu atakowany był przez lotnictwo nieprzyjaciela, które jednak nie zdołało wyrządzić większych szkód. Kiedy okazało się, że Opoczno zajęte jest przez Niemców ppłk Miłkowski wydał rozkaz przejścia swego zgrupowania do lasów brudzewickich. W nocy z 8 na 9 września pułk skierował się z rejonu wsi Studzianna do lasów pod Przysuchą . W czasie przemarszu doszło do potyczki z niewielkim oddziałem niemieckim w okolicy Gielniowa, który po krótkiej walce został odrzucony, ale tabor pułku podczas tej potyczki uległ rozproszeniu. W nocy z 9 na 10 września oddziały polskie zostały otoczone w lasach w okolicy Przysuchy. Okazało się że w lasach przebywają inne , mniejsze grupki z rozbitych jednostek Polskich . Pułkownik dowiedział się od żołnierzy o zajęciu Końskich przez siły wroga . Podjął decyzję o rozformowaniu oddziału , by zwiększyć szansę wyjścia z okrążenia małymi grupami . Żołnierze 2 baterii 3 dak-u na rozkaz dowódcy zdemontowali i zniszczyli działa w okolicy Kuźnicy i Ruskiego Brodu. Pozostawiono wiele sprzętu wojskowego , który mógłby zawadzać podczas przeprawy . To po ten sprzęt na drugi dzień przyjechał ksiądz Ptaszyński z furmanami . Zabezpieczono sporo broni , amunicji i oporządzenia wojskowego z którego w listopadzie 1939 r skorzystał mjr. Hubal . W celu wydostania się z okrążenia dowódca zarządził otwarcie ognia w wielu punktach przeprawowych . Po udanej akcji pułk miał kierować się w Góry Świętokrzyskie. W nocy z 9 na 10 września doszło do walki z piechotą niemiecką w wielu miejscach jednocześnie . Niemcy myśląc że mają do czynienia z przeważającymi siłami polskimi , ustąpili pola wycofując się w stronę Przysuchy . Po wyrwaniu się z okrążenia okazało się, że szwadrony 3 i 4 zostały rozproszone i odcięte od sił głównych. Znalezione szczątki musiały należeć do żołnierza biorącego udział w wyjściu z okrążenia . Resztki munduru , hełm i inne drobiazgi wskazywały na regulaminowe umundurowanie szeregowego lub młodszego podoficera Wojska Polskiego . Brak było jedynie znaku tożsamości , tak zwanego nieśmiertelnika . Dlaczego szczątki nie zostały pochowane na cmentarzu w Ruskim Brodzie ? Nie wiadomo . Można przypuszczać tylko , że był to okres bardzo napiętej sytuacji politycznej nie tylko w kraju , ale także w tym rejonie . Otóż w tym samym mniej więcej czasie przesiedlono 13 okolicznych wiosek , a teren zajęło wojsko . Po lasach jeszcze tułało się trochę " niezłomnych " żołnierzy podziemia . Szczątki żołnierza przedwojennej armii były więc trochę niewygodne , dlatego też postanowiono o ich pochówku w miejscu odnalezienia . Pracownicy leśniczówki Promień i Zapniów zawsze pamiętali o wymianie drewnianego krzyża i zapaleniu lampki w dniu zmarłych . W latach siedemdziesiątych harcerze zaopiekowali się mogiłą . Postawiono pomnik z lastryka . Co rok odbywały się tam skromne uroczystości upamiętniające wrzesień 1939 r. Minęło kilkadziesiąt lat , jest 2011 rok . Widać że co jakiś czas , ktoś wymienia wianek z jedliny i kwiatów , a w dniu zmarłych pali się kilka zniczy . A las coraz bardziej rozrasta się i zagradza dostęp do mogiły . Bardzo trudno jest znaleźć to miejsce . Byłem tu tyle wielokrotnie , a jednak za każdym razem mam problem z odnalezieniem grobu . Poprosiłem obecnego leśniczego pana Jarosława Widawskiego z leśniczówki Kuźnica - Zapniów o pomoc . Podczas przedzierania się przez las leśniczy wspomniał o innych mogiłach znajdujących się w jego rejonie . Poprosiłem o wskazanie miejsc pochówku . Okazało się że są one rozproszone i oddalone od siebie w odstępach kilometra lub dwóch , a wszystkie są do siebie podobne . Krzyże z kamienia w oblamówce z ciosanego piaskowca . Na środku każdego z krzyży został ślad po czymś coś kiedyś było tam przymocowane . Czy był to krucyfiks ? Czy może tabliczka z nazwiskami ? Tego się chyba nie dowiemy . Mogiły te przypominają trochę styl cmentarzyków Austriackich , budowanych po I Wojnie Światowej przez specjalne grupy inżynierów i budowniczych . Kto jest pochowany w tych zbiorowych mogiłach ? Można przypuszczać że są to szczątki żołnierzy armii Carskiej lub Austriackiej , poległych w 1915 roku . Na tym terenie przegrupowywał się rozbity pod Opocznem i Gielniowem Taurydzki Pułk Grenadierski . Wśród miejscowej ludności z nieodległej Kużnicy , Ruskiego Brodu i Wawrzynowa krąży legenda o ukrytej skrzyni z carską kasą pułkową . Czy to prawda ? Coś w tym jest , bowiem w drugiej połowie lat dwudziestych XX wieku aresztowano dwóch uzbrojonych w rewolwery ludzi szukających miejsc ukrywania się w lasach tegoż pułku . Aresztowanymi byli Polacy służący wcześniej w Carskiej armii . Tyle o legendach i ukrytych skarbach . Ogólnie cieszę się że do dziś ktoś dba o te mogiły . Jak ważna jest pamięć o nieżyjących , pochowanych w leśnych mogiłach , niech każdy sobie na to odpowie . Wszystkie te informacje pochodzą z przekazów ustnych osób prywatnych . Z własnych obserwacji , badań i przemyśleń . Jak było naprawdę ? Nie wiadomo , nie ma bowiem żadnych dokumentów z których można by uzyskać informacje na temat leśnych grobów . Być może ktoś ma takie wiadomości , które mogłyby uzupełnić lub potwierdzić te hipotezy . Serdecznie proszę o kontakt . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 05, 2012, 06:01:42 ........
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 15, 2012, 06:53:28 Dziękuję za głosy i informacje na temat leśnych mogił . Okazało się że mogiły z krzyżami to miejsce pochówku żołnierzy wrześniowych z Armii Prusy ( być może 23 pułk Ułanów Grodzieńskich ) którzy zginęli wyrywając się z okrążenia . Dostałem również informację , że w mogile gdzie przy krzyżach znajduje się figura Matki Boskiej , pochowanych jest 3 żołnierzy Hubala . Zostali pochowani w marcu 1940 r , po rozproszeniu piechoty w bitwie pod Szałasami . Czy jest to rzetelna informacja ? Tego nie uda się niestety sprawdzić .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 15, 2012, 07:02:12 Przy okazji podczas spotkania z miejscową ludnością wskazano mi miejsce pochówku prawdopodobnie powstańca styczniowego . Mogiła znajduje się w lesie nieopodal traktu Modrzewskiego , między wsią Bryzgów a Kuźnicą . Opiekują się grobem okoliczni mieszkańcy , co jakiś czas wymieniany jest krzyż . To że jest to żołnierz z Partii Czachowskiego przekazywane jest ustnie z pokolenia na pokolenia .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 17, 2012, 21:46:50 To opowiadanko powstało w zeszłym roku po wycieczce do GB . Miałem ruszyć na zlot i w tym roku , niestety sprawy służbowe pokrzyżowały mi plany .
"Wielka wyprawa do Krainy Deszczowców" Wprawdzie historia ta nie jest z "naszego podwórka" , ale bohaterami między innymi są osoby z naszego forum Detektorysci . Na początku Marca tego roku dostałem zaproszenie na zlot "Poszukiwania Bez Granic", który miał się odbyć na początku września 2011 roku w Wielkiej Brytanii , w okolicach Luton. Była to dla mnie miła niespodzianka gdyż ilość osób zaproszonych z Polski była ograniczona . Wszystkich zlotowiczów miało być około 70 osób z których zdecydowana większość to Polacy mieszkający na stałe za granicą . Było więc parę osób z Irlandii , Norwegii , Danii , Szwecji , Anglii , Walii , Szkocji , Szwajcarii i Niemczech . Nasza mała grupka z forum "Detektorysci.pl" liczyła 8 osób . 8 września w godzinach rannych wylądowaliśmy na lotnisku w Luton skąd organizatorzy zabrali nas na farmę między Mangrove Green a Cockenhorne . Zostaliśmy zakwaterowani do namiotów , dostaliśmy mapki i jako jedni z pierwszych pomagaliśmy w zorganizowaniu obozu . Rozpoczął się zlot miłośników historii i poszukiwań , który miał na celu zbadanie okolicznych pól należących do farmera Mike"a . Teren poszukiwań obejmował około 30 km2 pól i łąk . Wszystkie aspekty prawne , pozwolenia i nadzór archeologiczny załatwione były przez organizatorów - Klub " Thesaurus " - na długo przed zlotem . Jakież miłe było uczucie swobodnego poszukiwania , bez oglądania się za siebie . Każdy szukał gdzie tylko chciał , oczywiście w obrębie wyznaczonych mapkami miejsc . W Polsce byłoby to niemożliwe . Wstępny rekonesans przeprowadzony przez członków Thesaurusa wskazywał na możliwości odnajdywania monet i artefaktów z czasów okupacji Wielkiej Brytanii przez Rzymian . W czwartek 08.09.2011 równo o godz.12.00 ogłoszono rozpoczęcie poszukiwań . Jako pierwszemu udało mi się trafić monetę brytyjską z lat 50-tych XX wieku i tym znaleziskiem otworzyłem worek z znaleziskoami . Niektórym szczęście sprzyjało i mieli jakie takie efekty . Ja do końca dnia trafiałem jakieś części rolnicze i złom . Ziemia okazała się bardzo ciężka do kopania - twarda glina i kamienie skutecznie wypompowywała z nas siły ,a saperki z Biedronki po prostu powyginały się we wszystkie strony .cdn. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 17, 2012, 21:52:22 Na obozowisku podsumowanie dnia , identyfikowanie znalezisk i planowanie dnia następnego . Drugi dzień zlotu przyniósł lekką zmianę pogody , zrobiło się ciepło i słonecznie . Okazało się również że padły pierwsze srebrne monetki w tym 2 rzymskie i kilka średniowiecznych angielskich z XIII i XIV wieku , ostrogi i elementy fibuli rzymskiej , sporo brytyjskich monetek z XVII,XVIII, XIX i XX wieku .
Wieczorem , przy ognisku popłynęły opowiadania o skarbach , o naszych najlepszych i największych znaleziskach . W ruch poszły katalogi z monetami w celu identyfikacji znajdek. Sobota okazała się szczęśliwa dla wielu poszukiwaczy . Większość przeniosła się na nowe pola bliżej wioski Cockenhorne . Wyszło z ziemi kilkanaście sreberek w tym przepiękny denar Elżbiety I z 1567 roku . I ja miałem szczęście . Przy dokładnym "czesaniu " skrawka pola dostałem silny sygnał i pod cewką trafił się piękny , złoty sygnet masoński z okresu międzywojennego , lub jak twierdzą niektórzy z końca XIX wieku . Myślałem że zostałem "królem polowania" ze swym sygnetem . Okazało się że jeden z kolegów wykopał złotą rzymską monetę i tym samym przebił moje znalezisko . Zgodnie z angielskim prawem , znaleziska od pewnej wartości są katalogowane , wyceniane i znalazca zobowiązany jest zapłacić połowę wartości monety właścicielowi gruntów . Moneta dostaje wtedy tzw. pochodzenie i można legalnie wwieźć ją do kraju . Sygnet na szczęście nie przekroczył progu wartości , dlatego też po sfotografowaniu i skatalogowaniu , mogłem spokojnie zabrać znalezisko do Polski . Prawdę mówiąc założyłem pierścień na palec i po prostu wsiadłem do samolotu . Nie chciałem ryzykować zgłaszania znaleziska . Ostatni dzień zlotu przyniósł jeszcze jedno ciekawe znalezisko. Jeden z poszukiwaczy odnalazł bowiem monetę celtycką z około 1800 roku przed Chrystusem . I tym razem procedura katalogowania była taka sama jak przy "rzymku" . Podsumowując zlot ,mogę stwierdzić że była to wspaniała przygoda . Poznałem wiele ciekawych osób z pasją , mających wspaniałe kolekcje , działających w międzynarodowych stowarzyszeniach , współpracujących z wieloma instytucjami i archeologami . Ci ludzie pomagają pisać historię , pomagają ocalić wiele artefaktów przed zniszczeniem . Nie obywało się także bez zabawnych sytuacji . W drugim dniu zlotu , na skraju pola dostałem silny sygnał na "kolor" . Zaczynam kopać i wołam kolegę do pomocy . Z ziemi wyłania się kształt miecza lub sztyletu w stylu rzymskim . Napięcie rośnie , widać już pełny kształt , brak jest tylko rękojeści i jelca . Delikatnie wyciągam go z dołka i oglądam . Do ostatniej chwili byłem pewny że to biała broń . Tssss.... To sporych rozmiarów pilnik zdzierak. Śmiechu było co niemiara , gdyż połowa ludzi z tego pola pędziła zobaczyć miecz . Druga śmieszna historia z poprzedniego zlotu. Jeden z kolegów trafił rzymską monetę z brązu , podczas oglądania podszedł do niego anglik i wskazując na monetę powiedział : " O Roman Coins !"( o moneta rzymska) , na co nasz kolega wyciągnął rękę do przybysza i odpowiedział :" Miło mi Rysiek Jestem " . I w ten sposób z Ryśka przechrzczony został na Romana . Mam nadzieję że w przyszłym roku uda mi się polecieć na kolejny zlot do Wielkiej Brytanii . Atmosfera , ludzie i cały klimat utrzymujący się podczas zlotu to naprawdę nie zapomniane chwile ( jak śpiewał Ryszard Riedel z zespołu Dżem - w życiu piękne są tylko chwile ) . A przecież o to właśnie chodzi . Myślę że wraz z rodzinką i kolegami godnie reprezentowaliśmy nasze forum . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 19, 2012, 20:12:00 oraz inne pomniejszej wagi popierdółki z GB.
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: C.K. Dezerter Wrzesień 19, 2012, 22:33:03 Pozazdrościć przygody [brawo]
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 20, 2012, 16:53:30 Nic straconego . Na pewno w przyszłym roku Thesaurus będzie organizował zlot . W tym roku odpuściłem z 2 powodów , jeden to wyjazd służbowy , a drugi to że zlot odbywał się w tym samym miejscu .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 09, 2012, 16:24:58 "Ułan Tereska "
W tym roku mija 70 lat od ostatniego potwierdzonego kontaktu z Marianną Cel pseudonim " Tereska " , żołnierką Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego , pod dowództwem mj-ra Henryka Dobrzańskiego " Hubala " . Osoba Marianny Cel jest pod wieloma względami interesująca i tajemnicza . Urodzona w rodzinnym domu w Cisach 18.01.1918 r .( dzisiaj część wioski Budy ) . Miała jeszcze troje rodzeństwa , dwie siostry i brata . Bardzo wcześnie bo w wieku 3 lat traci ojca , a 3 lata później matkę . Wraz z rodzeństwem przechodzi pod opiekę ciotki , również Marianny Cel i zamieszkuje w wiosce Budy . Uczęszcza do Szkoły Podstawowej w Lipie i po ukończeniu 7 klas wyjeżdża do Łodzi za pracą . Jest rok 1934 . Marianna znajduje zajęcie jako służąca w domach bogatych przedsiębiorców , związanych z branżą włókniarską . Po pewnym czasie trafia do kancelarii prawniczej . Ciekawostką z tego okresu jest to , że ukończyła kurs spadochronowy , co nawet dziś nieczęsto zdarza się wśród kobiet . Oprócz tych skąpych informacji , jeśli chodzi o pobyt w Łodzi wiemy niewiele . Przed wybuchem wojny wraca do rodzinnych już teraz Bud . Wróciła inna Marysia . Ze wspomnień rodziny i mieszkańców wsi Budy można wnioskować że dziewczyna zmieniła się . Stała się pewna siebie , wysportowana , zachowywała się zupełnie inaczej niż rówieśniczki ze wsi . W jednej z relacji mieszkanki wsi Budy pojawia się opis pewnego zdarzenia : " Na skraju wsi , pod lasem kilku chłopców pasło krowy . Na pastwisku rosły 2 wierzby . Do jednej z nich chłopcy rzucali znalezionym w lesie bagnetem austriackim . Po kilkunastu nieudanych rzutach gdzie ostrze odbijało się od drzewa , chcieli zakończyć zabawę . Wszystkiemu przypatrywała się Marianna . Podeszła do chłopców , wzięła bagnet , poważyła w dłoni , spojrzała na drzewo i rzuciła . Ostrze idealnie wbiło się w środek wierzby , a chłopcy aż jęknęli z zachwytu . Później tłumaczyła chłopcom fachowo obliczenia i technikę rzutu , ale czy coś z tego pojęli ? W każdym razie rzucała jeszcze kilkakrotnie bagnetem i za każdym razem ostrze wbijało się w drzewo ." Oprócz tego zdarzenia ludzie zapamiętali że Marianna dość biegle posługiwała się językiem niemieckim w mowie i piśmie , a także dobrze radziła sobie z językiem rosyjskim .Tłumaczyła i pisała kilka listów do Rzeszy w sprawie pracy dla mieszkańców okolicznych wsi . Tak zastaje Mariannę wybuch II Wojny Światowej . Już na samym początku września pokazała się jako rasowy zwiadowca , który posiada ponad przeciętną wiedzę na temat topografii terenu i terenoznawstwa . Przeprowadza rozbite grupy żołnierzy Polskich przez lasy , brody i bagna nie narażając ich na spotkanie z wrogiem . Bezpośrednio po wkroczeniu Niemców na te tereny , kilkakrotnie dokonała aktów sabotażu , przecinając linie telefoniczne . Około 10.X.1939 r przejeżdża w pobliżu spory patrol " Hubalczyków". Dziewczyna od razu nawiązuje kontakt z żołnierzami przekazując im ważne informacje wywiadowcze na temat rozlokowania posterunków Niemieckich . Swoimi sposobami odnajduje miejsce postoju całego oddziału w gajówce Jana Barana w Zychach . W tym samym czasie do gajówki ściągają ochotnicy chcący wstąpić do oddziału . Major rozmawia z każdym przybyłym , ale nie każdego do wojska przyjmuje . Nie było broni ani mundurów , a większość przybyłych była nie przeszkolona wojskowo . Marysia jednak w jakiś sposób przekonała Hubala o swoich umiejętnościach i zaletach przydatnych dla oddziału . Została przyjęta jako łączniczka - sanitariuszka i przyjęła pseudonim "Tereska" . Jej pierwsze zadanie to dostarczenie listu majora do matki mieszkającej w Krakowie . Po powrocie z misji zastaje oddział w Cisowniku . Jest 28.10.1939 r , oddział zostaje zaskoczony przez jednostki policji i żandarmerii niemieckiej . Szczęściem dla naszych , niemiecki dowódca zlekceważył doniesienia o wielkości oddziału i uderzył frontalnie na zabudowania Cisownika . Polacy w czasie odwrotu do lasu utracili tabory z żywnością , amunicją i zapasową bronią . Szczególnie żal było kilku r-kaemów typu WZ 28 . Ponadto utracono większość koni , tylko Alicki zajmujący kwaterę przy samym lesie zdołał wyprowadzić kilka koni ze stodoły , które stanowiły teraz cdn.............. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 10, 2012, 05:40:50 Ciąg dalszy ....
główny transport oddziału . W całym pośpiechu podczas ewakuacji major zostawił swoje rzeczy , mapnik i torbę z dokumentami . Przytomna "Tereska" natychmiast ukryła wszystkie te rzeczy w śmieciach , prawie na oczach żandarmów . Niemcy zagonili wszystkich mieszkańców na kraniec wioski i ustawili karabiny maszynowe . Ludzie myśleli że to koniec. "Tereska" , władająca niemieckim , wraz z sołtysem zaczęli tłumaczyć że zostali zmuszeni siłą do przyjęcia oddziału na kwatery . Narzekali przy tym na żołnierzy , którzy niby to kradli wszystko i " zepsuli" kilka dziewcząt . Oficer nakazał zwinąć karabiny , zabrać wozy i konie Hubalczyków , na odchodnym nakazali powiadamiać policję o każdym polskim bandycie z bronią . "Tereska" dociera do oddziału dopiero w wigilię Bożego Narodzenia w Bielawach . Major wyraźnie jest ucieszony powrotem ułana "Tereski" , tym bardziej że dziewczyna przywozi ze sobą uratowane dokumenty i rzeczy osobiste Dobrzańskiego . Oddział przenosi się do Gałek w okolice Gielniowa . Tam oddział rozrasta się do około 360 żołnierzy . Kadra ćwiczy świeżo przybyłych . Ma w tym swój udział również "Tereska " . Ćwiczy młodych rekrutów w posługiwaniu się pistoletem , karabinem i granatem . Z tego okresu pochodzi relacja od żołnierzy . Podobno "Tereska" zaczepiana była często przez żołnierzy i podoficerów młodszych .Były to zaloty na które nie zwracała uwagi . Jednak kilkakrotnie zdarzyło się że ten czy ów śmielej przystępował do amorów kładąc rękę tam gdzie nie trzeba . Reakcja dziewczyny była natychmiastowa , delikwent lądował na podłodze lub na śniegu . Wyczyny te wskazywały na nabyte umiejętności walki wręcz . Po wizycie Okulickiego w Gałkach 13.III.1940 r , i częściowej demobilizacji oddziału , zostaje z majorem i bierze udział we wszystkich późniejszych potyczkach . Na własną prośbę udaje się na akcję do Chlewisk , przeciw nadgorliwemu komendantowi policji granatowej . Wprawdzie pilnuje tylko koni podczas akcji , ale miejsce koncentracji sił policji jest naprawdę niebezpieczne . Z akcji przywieziono kilka sztuk pistoletów i zamki do karabinów , zabrane policjantom w szkole w Chlewiskach . 30.III.1940 r dochodzi do bitwy oddziału z przeważającymi siłami pościgowymi . Polacy są praktycznie otoczeni , jedynie z kierunku szosy Końskie - Przysucha nadchodzą meldunki o wolnym jeszcze przejściu . Hubal zarządził pełne pogotowie bojowe i rozesłał we wszystkich kierunkach silne patrole wzmocnione r-kaem . Obsadzone zostały newralgiczne punkty obrony. Niemcy ruszyli do frontalnego ataku . Słychać było z każdej strony odgłosy walki . To patrole natknęły się na oskrzydlające siły niemieckie . Nasze prawe skrzydło obrony zaczęło się załamywać . Major rzuca na pomoc 10 żołnierzy wsparcia . Uprzedzając manewr taktyczny wroga wysyła na północny-wschód silny patrol z bronią maszynową , który ostrzeliwuje z bezpośredniej odległości prawe skrzydło tyraliery niemieckiej . Powoduje to załamanie natarcia Niemców w tym rejonie , a tym samym chwilę oddechu dla naszych obrońców . W tym czasie wraca patrol z okolic drogi na Skłoby - Hucisko , przywożąc bardzo ważną informację . Otóż , oprócz kilkunastu samochodów i około 30 żandarmów , teren jest wolny od wroga i nie zabezpieczony gniazdami karabinów maszynowych . Hubal wydaje natychmiast rozkaz zaatakowania wszystkimi dostępnymi siłami kolumny transportowej . Do walki przystąpiło ze strony polskiej zaledwie 14 żołnierzy . W tym samym czasie pod gradem kul "Tereska" przenosi meldunek do Bilskiego i Kisielewskiego o przejściu do kontrataku po usłyszeniu odgłosów walki z rejonu szosy . Poleciały granaty i długie serie z r-km . Na stłoczonych Niemców przy autach spadł deszcz odłamków . Panika ! po chwili panika zaczęła ustępować systematycznemu wycofywaniu się do rowu za samochodami . Widać było że Niemcy są zaprawieni w boju . Ułani nie bacząc na broniących się żandarmów , systematycznie wybijali punktu oporu i palili pojazdy . W tym samym czasie na prawym skrzydle Polacy przeszli do kontrataku . Niemcy jakby na moment stanęli słysząc odgłosy palby za swoimi plecami . Hubalczycy ruszyli na bagnety . Tutaj Tereska odegrała rolę oficera , który zagrzewa żołnierzy do boju raz po raz podrywając wojsko do ataku . Bitwa trwała około 2 godzin . Niemcy stracili około 100 zabitych i rannych , 6 samochodów zniszczonych i wiele innych uszkodzonych . Nie obyło się jednak bez strat , zginęło 11 Polaków , 10 zostało rannych , 2 zaginionych i 1 dezerter . cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 10, 2012, 19:00:52 dalszy ciąg ...........
Po zwycięskiej potyczce major zrozumiał że Niemcy ściągają większe siły aby położyć kres działalności oddziału , który przenosi się w okolice wsi Szałas Stary . To tylko 25km od miejsca walki . Agentura wroga szybko donosi o miejscu postoju Dobrzańskiego i rankiem 01.IV.1940 r Niemcy otaczają okolice Szałasów . Patrole Polskie nawiązuję kontakt ogniowy z każdej strony .Pozostaje się przebić przez pierścień okrążenia . Piechota pod dowództwem ppor."Sępa" Marka Szymańskiego , miała za zadanie powstrzymać ewentualny pościg . Oddział musi się rozdzielić . Ustalono miejsce spotkania i przystąpiono do realizacji planu . Gwałtowne uderzenie Polskiej kawalerii w miejscu najmniej spodziewanym do przebicia się , powoduje zamieszanie w szeregach niemieckich . Zdążyli oddać tylko kilka strzałów w stronę naszej jazdy , myśląc że to większy zwiad rozpoznaje teren przedarcia przez okrążenie . Nie ruszają w pogoń za oddziałem , tym bardziej że słychać jest już kanonadę ze strony , z której spodziewano się Polaków . To piechota przywitała ogniem zwijające się skrzydło okrążenia , dając w ten sposób czas na oddalenie się głównego oddziału . Nie mamy informacji co w czasie tej potyczki robiła "Tereska" . Kawaleria wyszła z okrążenia przecinając szosę Samsonów - Odrowąż . Oddział zapada na odpoczynek we wsi Węgrzyn , a major wysyła dziewczynę na poszukiwanie piechoty . Ta , nie nawiązuje jednak kontaktu z piechotą i próbuje wrócić do oddziału . Nie zastaje jednak nikogo z naszych w Węgrzynie , nie ma też żadnej wiadomości w którą stronę mogli się udać . Dodatkowo przybijają ją wiadomości o pacyfikacjach , rzekomo za pomoc udzieloną oddziałowi . Boi się nawet spytać o naszych żołnierzy . W oczach ludzi , którzy przeżyli gehennę , widzi nienawiść i ból . To Niemiecka propaganda wbiła tym ludziom pogląd o winie Hubalczyków. Jako pierwsza z oddziału dowiaduje się z gazety niemieckiej o śmierci swojego dowódcy . Ci , którzy zostali z nim do końca , chcą prowadzić walkę dalej . Poszukują kogoś na miejsce majora . "Tereska " "łapie " kontakt i spotyka się z ocalałymi żołnierzami w gajówce pod Kluczewskiem 25.VI.1940 r. Po nieudanej propozycji współpracy z umówionym oficerem , oddział zostaje rozwiązany . Tak kończy się piękna karta działalności w oddziale Hubala tej młodej kobiety . Jakie są dalsze losy Marianny Cel " Tereski" ? Po rozwiązaniu oddziału przez pewien czas mieszkała w Rzeczycy , by później przenieść się do podwarszawskich Ząbek do Ludmiły Żero , łączniczki ZSP , ZWZ . Po jakimś czasie przenosi się do Warszawy na ul.Dziką 28 , do siostry Henryka Ossowskiego "Dołęgi", oficera z OWWP Hubala . Na tym momencie kończą się na 100% potwierdzone informacje na temat losów Celówny . Istnieje jednak wiele nie potwierdzonych hipotez dotyczących jej działalności , życia i śmierci . Oto kilka z nich : Relacja I - ciotka "Tereski" , również Marianna Cel . " Pod koniec czerwca 1940 lub 1941 roku mój mąż wstał nad ranem celem codziennego obrządku . Na skraju lasu zobaczył Marysię machającą do niego białą chustką . Podszedł do niej zdziwiony . Nie chciała za nic wejść do domu , obawiając się iż ten jest pod obserwacją .Porozmawiali chwilę ( nie pamiętam o czym rozmawiali (?) po czym pożegnała się i odeszła w las ". Relacja II - Henryk Ossowski "Dołęga" . " Kategorycznie zaprzecza jakoby Tereska należała do ZWZ i pełniła funkcję łączniczki-kurierki . Mieszkała przecież u nas jakiś czas i wiedziała o tym że byliśmy w organizacji , a więc po co miałaby ukrywać swoją działalność w tej samej organizacji ? W Listopadzie 1940 r. oznajmiła że musi nagle wyjechać , ale nie podała przyczyny tej nagłej decyzji ani celu podróży . Przypuszczaliśmy nawet że może dziewczyna spodziewa się dziecka , nie chcąc się z tym zdradzać chciała odbyć poród gdzieś na prowincji . Nie wykluczam jednak możliwości związania się właśnie w tym okresie z jakąś powstającą organizacją podziemia . Mogła zostać wysłana na akcję i zginąć" . Tak wyglądał ostatni kontakt Ossowskich z Tereską . cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 11, 2012, 05:44:30 dalszy ciąg.......
Relacja III - Stefan Bomba - pracownik kolei w 1942 r w Zagnańsku - relacja dla p.Dereckiego z 1978 roku . " Stefan Bomba pracował na kolei w Zagnańsku . Tam właśnie poznał koleżankę swojej dziewczyny , która związana była z konspiracją i nosiła pseudonim "Irka" . Ukrywając się w Zagnańsku starała się mówić jak najmniej o sobie . Chodziły słuchy że jeździ do Lwowa , Wilna jako łączniczka . Posługiwała się 2 kenkartami na nazwiska Irena Sarek i Irena Pasek. W Lipcu lub Sierpniu 1943 r Irka wybrała się w kolejną podróż do Lwowa . W pociągu jadącym przez Kielce została zadenuncjowana . Miała przy sobie broń . Zginęła podczas strzelaniny do której doszło przy próbie aresztowania . Niemcy wyrzucili jej zwłoki z pociągu pomiędzy Zagnańskiem a Łączną . Kazimiera Mazurówna , dziewczyna Stefana Bomby mówiła później że Irka była kiedyś w oddziale Hubala . Czyżby chodziło tutaj o Tereskę ? " Relacja IV - Sylwester Jedynak - lata 70-te . " Ponad 20 lat temu w Lipie mówiło się wśród znajomych Celówny o domniemanym porodzie . Miała urodzić chłopca którego wychowywała w Łodzi . Kiedyś przeprawiając się z Kraju Warty do GG przez Tomaszów Mazowiecki , miała zginąć zastrzelona na moście granicznym na Pilicy . Powodem zatrzymania w Tomaszowie miała być zdrada i posiadanie przez nią broni ." " Otrzymałem informację od pana Witolda Sowińskiego z Radomia że Marianna Cel " Tereska" nazywa się obecnie Maria Szerzputowska lub Sierzputowska . We wrześniu 1982 roku otrzymałem taką informację od Hubalczyka Franciszka Kosowskiego z Radomia . Po rozwiązaniu oddziału pracowała w konspiracji warszawskiej , walczyła w Powstaniu , była więźniem Brzezinki i Buchenwaldu . Po wojnie znalazła się w armii Andersa na terenie Wielkiej Brytanii . Przez pewien czas mieszkała w Londynie . A od kilkunastu lat przebywa w Kanadzie ze swoim mężem rotmistrzem Sierzputowskim ." Relacja V -Ludmiła Żero oraz siostra Marianny Cel - Janina - R. Poradowski " Jest Wrzesień 1940 roku , Tereska przenosi się do Warszawy gdzie przebywa kilka miesięcy . Prawdopodobnie zostaje wówczas kurierką ZWZ na trasie Warszawa -Lwów . Tak twierdzi Ludmiła Żero . Kilkakrotnie przekracza granicę , przewozi tajne meldunki . "Ludce " donosi w liście z Przemyśla , że ma trudności z przekroczeniem granicy . Do siostry Zofii pisze list w którym między wierszami daje do zrozumienia że nadal działa w konspiracji , że u niej wszystko w porządku . " " Po raz ostatni widziałam ją w Boże Narodzenie 1940 roku - mówi Janina Cel . Było to w Warszawie na ul. Dzikiej 28 . Przyjechałam do niej prosto z Cisów . Zjadłyśmy śniadanie , opowiedziałyśmy co się ostatnio zdarzyło a w końcu popłakałyśmy się . Mówiła że dłużej w Warszawie nie może przebywać bo Niemcy depczą jej po piętach , że musi przedostać się na Wschód . Prawdopodobnie jeszcze kilka miesięcy pozostała w stolicy . Tak przynajmniej można sądzić po listach jakie przychodziły do rodziny w Cisach-Budach . Ostatni list nadszedł na Wielkanoc 1941 r . Był to dziwny list - wspomina Janina Cel - od niej , ale nie pisany jej ręką . Była to ostatnia wiadomość od niej . Potem jeszcze Ludmiła Żero otrzymała wiadomość że Tereskę schwytano i osadzono w więzieniu na Brygidkach we Lwowie i tam też rozstrzelano . Sam Rojek ów zdrajca z Cisów , doniósł kiedyś rodzinie , iż Tereska zginęła na moście w Tomaszowie Mazowieckim . " Relacja VI - Sylwester Siemieniec - pracownik Przychodni Rejonowej w Końskich - 1989 r. " Pracując w Przychodni w Końskich przy ul. Zamkowej /Polnej poznałem kobietę , którą mój ówczesny szef lek.stom. Zbigniew Godlewski przedstawił mi jako "Tereskę " z oddziału majora Hubala . W tamtym czasie ( 1968-1969 ) , historia oddziału nie była tak znana i rozpowszechniona jak po emisji filmu w 1973 r. Także nie bardzo wiedziałem o historii oddziału a tym bardziej o kobiecie , która w nim służyła . W czasie rozmowy z tą panią ( nazwiska nie pamiętam ) wyszło na jaw że wróciła w okolice Radoszyc , zmieniła nazwisko i nie ujawnia się . Utrzymuje kontakt tylko z kilkoma osobami z czasów okupacji . Prosi o dyskrecję . W 1942 roku zerwała wszystkie kontakty z rodziną , znajomymi i organizacją . Obawiając się o własne i rodziny życie , zmieniła nie tylko miejsce zamieszkania ale również tożsamość . Więcej szczegółów z tej rozmowy nie zapamiętałem . Widziałem tą osobę jeszcze raz przy kolejnej wizycie . Po pewnym czasie rejonizacja znowu przydzieliła rejon Radoszyc pod Gminę Radoszyce i tam powstała przychodnia . Jeszcze jedno co bardzo utkwiło mi w pamięci . Otóż opowiadała ona że przynajmniej 3 razy próbowano zamachu na jej życie , na przestrzeni od Listopada 1940 r do Kwietnia 1942 r. Podejrzewa że zamachowcami byli ludzie z kręgów organizacji ." Która z relacji jest najbliższa prawdy ? Nie wiadomo . Osobiście odrzuciłbym relację Stefana Bomby i Witolda Sowińskiego . Prawdopodobna jest relacja Ludmiły Żero i Janiny Cel . Relacja ciotki ( czy jak inni wolą macochy ) , H.Ossowskiego potwierdzają i uzupełniają historię Ludmiły i Janiny . Sensacyjna jest relacja p.Siemieńca . Äąąródła : J.Alicki - Wspomnienia żołnierza z oddziału majora Hubala M.Szymański - Oddział majora Hubala B.Kacperski - Końskie i Powiat Konecki M.Derecki - Tropami majora Hubala , Śladami Hubalczyków S.Jedynak - Rogata dusza , Przemiany . R.Poradowski -Tereska od Hubali , Głos Poranny . Z.Kosztyła -Oddział Wydzielony WP majora Hubala . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: Old tiger Listopad 01, 2012, 19:17:11 Znam personalia NN z 2 bat 3 dak pochowanego w Ruskim Brodzie... Pozdrawiam Patriotytcznych Dreptaków.
Old tiger z Kacprowa Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Listopad 01, 2012, 20:39:59 Janek , jak możesz to prześlij mi te nazwiska .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: Old tiger Listopad 02, 2012, 23:49:50 Czołem !
Jeszcze nie potwierdzone - Stanisław Siemoniuk ... . Trzeba odszukać , polegli ,zaginieni , ranni do 13 IX 1939... Niektórzy ranni dokonali żywota w RB i na Kacprowie ,spoczywają jako NN w RB. Blaszki były zdeponowane u ŚP ks Ptaszyńskiego lub u kościelnego :Śieciały"-Sikory.... Paru w tym oficer się wykurowali ,za metalowy żołd kupili ciuchy i odmaszerowali.... Koło z okuciami na mojej ścianie DAKu z miejsca gdzie znajdowaliśmy miedziane resztki pierścieni ze szwabskich pocisków ... Gdzieś obok w bagienkach leżą zamki.... Będę w RB po 11XI... Old tiger z Kacprowa ps. Jakieś łajzy podszywają się pod nasz pomnik ! Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: rafal81 Listopad 10, 2012, 17:37:00 Zainspirowany artykułami Kolegi Pavelock-a, chcę zamieścić artykuł jaki się ukazał 5 września 2012r. w "Dom na Skale" autorstwa dr. Jerzego Prochwicza. Artykuł opisuje bitwę pod Barakiem koło Szydłowca.
Bitwa pod Barakiem cz. I 36. Dywizja Piechoty Rezerwowej ( DPrez.) była jednostką częściowo powstałą na bazie jednostek KOP , biorącą udział w walkach na zachodnim kierunku operacyjnym kampanii polskiej 1939 r. Dywizja dowodzona przez płk Bolesława Ostrowskiego w planach operacyjnych przeznaczona była do odwodu Naczelnego Wodza - armii "Prusy", od 29 sierpnia częściami kierowana przez Lwów, Kraków, Tunel, Kielce i Skarżysko-Kamienną do rejonu Szydłowca . W rejon Szydłowca jednak dotarły jedynie: dowództwo dywizji, 163. Pułk piechoty ( pp) w całości oraz 165. pp bez III. batalionu (łącznie 5 batalionów), a także kompania łączności i w nocy z 4 na 5 września kawaleria dywizyjna. Nie dołączyły, więc do 36. DP. rez. w wyniku poważnych zakłóceń w przewozach transportami kolejowymi, wywołanych niszczeniem torów przez lotnictwo nieprzyjaciela I. i III. dyon 40. Pułku artylerii lekkiej (pal) oraz 164. pp i 46. batalion saperów. Nie było też służb ani taborów dywizyjnych . III. batalion 165. pp mobilizowany przez baon KOP "Kopyczyńce", posiadając znaczne braki w wyposażeniu na skutek znalezienia się na trasie odwrotu armii "Kraków" nie dotarł do pułku. Wyładowany w Tarnowie został podporządkowany 24. DP z armii "Karpaty". I. dyon 40. pal, mobilizowany przez dywizjon artylerii lekkiej KOP "Czortków" w trakcie tran¬sportu kolejowego, wyładował się w rejonie Tarnów-Brzesko gdzie został podporządkowany dowódcy 24. DP , po czym skierowany do obrony Dunajca. Dowódca dywizji płk B. Ostrowski ześrodkował przybyłe siły w lesie na południe od Szydłowca. Dywizja w składzie dwóch pułków piechoty pod koniec dnia 1 września stanowiła jedyny większy oddział na Kielecczyźnie . Nocą z 1 na 2 września dywizja rozpoczęła przegrupowanie do rejonu Opoczna. 2 września dywizja ześrodkowała się w rejonie: Bąków, Zawada, Janów, Przysucha, Brogowa. Przed południem, wkrótce po rozwinięciu stanowiska dowodzenia w Chlewiskach, dywizja otrzymała rozkaz wprost ze sztabu Naczelnego Wodza (L. 1/2/III oper. wydany 2 września o godz. 300), podpisany przez zastępcę szefa Sztabu Naczelnego Wodza do spraw operacyjnych, płk dypl. Józefa Jaklicza. Brzmiał on: "36 DP grupuje się w rejonie m. Przysucha wykorzystując lasy do ukrycia się. Rozkaz poprzedni o przemarszu do rejonu Opoczno zostaje anulowany. 36 DP podlega gen.. Dębowi-Biernackiemu, którego m.p. jest w Skierniewicach, a nie jako poprzednio podane w Tomaszowie Mazowieckim "" . Również w południe 2 września dowódca dywizji otrzymał wiadomość o przerwaniu się w rejonie Częstochowy oddziałów niemieckiej 1. Dywizji pancernej (DPanc.) , które wchodzą na kierunek rejonu koncentracji dywizji . Były to oddziały 1. DPanc., która 2 września rano przerwała się na kierunku Kłobuck - Gidle, a następnie weszła w wolną od sił polskich przestrzeń operacyjną i bez walki opanowała mosty na Warcie pod m. Gidle. Opanowanie mostów i utworzenie przyczółka zagroziło koncentrującej się 36. DP rez. W tej sytuacji dowódca armii "Prusy" gen.dyw. Stefan Dąb-Biernacki zmuszony sytuacją operacyjną nakazał zorganizowanie doraźnej obrony najbardziej zagrożonych kierunków na Radom i Kielce siłami znajdującymi się w tym rejonie. Dlatego też przed południem 3 września dywizja została podporządkowana dowódcy zgrupowania południowego armii "Prusy" gen.bryg. Rudolfowi Dreszerowi . Dywizja miała zorganizować obronę wzdłuż północnego brzegu rzeki Czarnej, aby osłonić wyładowanie z transportów kolejowych pozostałych wojsk południowego zgrupowania.W godzinach wieczornych 3 września, dywizja wykonując rozkaz gen. R. Dreszera rozpoczęła przegrupowanie w rejon południowo - zachodni od Końskich, nad rzeką Czarną . Dywizja rozpoczęła marsz, mając na czele 163. pp rez., który po uciążliwym marszu rankiem 4 września osiągnął rejon Końskich. W ciągu dnia dywizja skoncentrowała się w rejonie na zachód od Końskich, przyjmując jednorzutowe ugrupowanie bojowe z odwodem. Przedni skraj obrony dywizji oparty był na rzece Czarnej w 20 km pasie Malenice - Piekło. Na prawym skrzydle zajął pozycje 163. pp rez. (bez III. batalionu), a na lewym 165. pp rez. (bez II. batalionu). Odwód dywizji stanowił III. batalion 163. pp rez. w rejonie Nowego Kazanowa i II. batalion 165 pp rez. w rejonie lasu Wincentów . 163. pp rez. ppłk Przemysława Nakoniecznikoffa zajmujący pozycje na odcinku Malenice - Wiosna przyjął ugrupowanie dwurzutowe: I. batalion (dowódca mjr Stanisław Ruśkiewicz) zajął odcinek na północnym brzegu rzeki Czarnej, od rozwidlenia dróg Ruda Maleniecka - Wiosna z ubezpieczeniem w rejonie Malenic; II. batalion 163. pp rez. (dowódca mjr Jan Andrychowski) ześrodkował się jako drugi rzut pułku przy drodze Ruda Maleniecka - Sierosławice na północny wschód od Dęby. Tam też ześrodkowały się pozostałe pododdziały pułku. 165. pp rez. ppłk Zygmunta Gromadzkiego zajął pozycje na lewym skrzydle dywizji. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: rafal81 Listopad 10, 2012, 17:40:22 Część II "Bitwa pod Barakiem"
Jego I batalion (dowódca mjr Marian Tinz) zajął pozycje na północnym brzegu Czarnej na wschód od miejscowości Wiosna i Piekło. W nocy z 4 na 5 września przybył w pas obrony dywizji szwadron kawalerii dywizyjnej rtm. Bronisława Riczki, który skierowano do rejonu Żarnowa dla nawiązania łączności z koncentrującą się w Skarżysku Kamiennej 3. DP. 36. DP rez. na zachodnim brzegu Wisły miała więc w swym składzie: dowództwo i sztab dywizji, dywizyjne kompanie łączności i kolarzy, kawalerię dywizyjną, 163. i 165. pp rez. (bez III. batalionu) oraz dwie kolumny taborowe. Ogólny stan osobowy wynosił 213 oficerów i 6388 podoficerów i żołnierzy . Zdolność bojową dywizji poważnie osłabił brak pododdziałów artylerii. Dodatkowo trudną sytuację dywizji pogłębiał fakt istnienia 10-kilometrowej luki między 36. DP rez. a 12. DP od m. Piekło do m. Krasne, którą z powodu braku odwodów dowódca Grupy Operacyjnej (GO) gen.bryg. Stanisław Skwarczyński nie mógł obsadzić. W nocy z 5 na 6 września do dywizji dołączyły oddziały por. Jana Łodzińskiego i por. Michała Chełmickiego (z rozbitego 25. pp 7. DP) z 1. baterią artylerii 1. dywizjonu 7. pal kpt. Stanisława Pruskiego. Dowódca dywizji płk B. Ostrowski po zreorganizowaniu przybyłych oddziałów w zbiorczy batalion 25. pp, ześrodkował go w pobliżu II batalionu 165. pp rez. na południe od Izabelowa. Ostatecznie w skład 36. DP rez. weszło sześć batalionów piechoty i bateria artylerii lekkiej. O świcie 6 września pododdziały niemieckiej 1. Dywizji Lekkiej (DLek.) podeszły do rejonu obrony dywizji, po czym w godzinach popołudniowych nawiązały styczność ogniową z prawoskrzydłowym 163. pp rez. I. batalion 163. pp rez. około godz. 2000 zaatakowany przez Niemców w sile około batalionu piechoty wspartego baterią artylerii, stoczył zaciekłą walkę o utrzymanie rubieży rzeki Czarnej na przeprawie w Rudzie Malenickiej. Batalion odparł atak, odrzucając nacierającego przeciwnika. Walkę tę tak wspomina kpt. Władysław Henzell, "Na karkach uciekającej ludności, jeszcze przed zmrokiem, czołowe oddziały niemieckiej 1 Dlek. chciały z marszu opanować przeprawę przez rzekę Czarną w m. Ruda Maleniecka, bronioną przez 3 kompanię kpt. Stanisława Mroza. Zaskoczenie nie powiodło się. Żołnierze zachęceni osobistym przykładem dowódcy pułku ppłk P. Nakoniecznikoffa i dowódcy baonu mjr S. Ruśkiewicza, stawili Niemcom zacięty opór. Nieprzyjaciel, przywitany ogniem dział ppanc. i broni maszynowej poniósł duże straty" . Mimo utrzymania zajmowanych pozycji przez 163. pp rez. ogólna sytuacja 36. DP rez. stała się krytyczna, wskutek wejścia oddziałów niemieckiej 2. DLek. w lukę między 36. DP rez. a 12. DP w rejonie na południowy zachód od m. Piekło. Powstała groźba odcięcia dywizji od sił głównych grupy rozwijającej się obronnie pod Skarżyskiem Kamienną. Groźba odcięcia dywizji zmusiła płk B. Ostrowskiego do zarządzenia odwrotu w kierunku wschodnim. "Wobec tego, że już nadchodził dzień i nie chciałem narażać oddziałów na straty ze strony lotnictwa nieprzyjaciel¬skiego, postanowiłem odwrót wykonać dopiero nocą z dnia 7 na 8 września, rano zaś tylko przegrupować oddziały i podciągnąć je bliżej m. Końskie" . Decyzja płk B. Ostrowskiego o pozostaniu w dniu 7 września w rejonie m. Końskie, nie mając właściwego rozpoznania sił przeciwnika i sądząc, że ma przed sobą jedynie siły 1 Dlek. była wielce ryzykowna. Pozostawanie w rejonie m. Końskie stanowiło tym większe zagrożenie, że na południe od pozycji obronnych dywizji powstała 20-kilometrowa luka w wyniku wycofania się oddziałów 3. DP na m. Odrowąż . Tym samym dywizja, która walczyła w znacznie uszczuplonym składzie, pozbawiona praktycznie artylerii została wystawiona na uderzenie przeważających sił przeciwnika. W godzinach przedpołudniowych 7 września dywizja przyjęła dwurzutowe ugrupowanie bojowe w rejonie Końskich. W pierwszym rzucie w rej. Kazanowa zajął pozycje 163. pp rez. Obsadził on odcinek na zachód od Modliszewic i południowy zachód od Nowego Kazanowa. II. batalion mjr J. Andrychowskiego zajął pozycje na prawym skrzydle pułku w rej. Modliszewic, na lewym skrzydle pułku zajął pozycje III. batalion mjr Kazimierza Bielawskiego. I. batalion mjr S. Ruśkiewicza stanowiący odwód pułku ześrodkował się w lesie kazanowskim. W drugim rzucie dywizji, na rubieży Rogów - Piła - Kozia Wola, stanął 165. pp rez. wzmocniony zbiorczym batalionem z 25. pp (7. DP). I. batalion mjr M. Tinza stanął na skraju lasu pod Rogowem, II. batalion mjr Stanisława Inglota zajął pozycje w rejonie Koziej Woli, zbiorczy batalion 25. pp zajął pozycje na skraju lasu pod Piłą. Szwadron kawalerii dywizyjnej rtm. B. Riczki jako ubezpieczenie dywizji z kierunku północnego, rozwinął się pod miejscowością Barycz. Artyleria dywizji w składzie 1. baterii z 7. pal pod dowództwem kpt. S. Pruskiego, została przeznaczona do ogólnego wsparcia oddziałów. Dowództwo dywizji stanęło w lesie pod Nieświńskim Młynkiem. W tym położeniu, dążące na Radom pododdziały 1. DLek. uderzyły o godz. 1400 7 września na pozycję obronną 163. pp pod Kazanowem. Walki o pozycję pod Kazanowem trwały do zmroku, ponieważ 163. pp mimo braku wsparcia artylerii stawił zacięty opór. Jedyna bateria artylerii kpt. S. Pru¬skiego natychmiast po otwarciu ognia została zbombardowana i zaprzestała walki. W trakcie zaciętych walk Kazanów dwukrotnie przechodził z rąk do rąk. Pułk poniósł dotkliwe straty w ludziach i sprzęcie, tracąc wielu zabitych i rannych oraz 5 dział przeciwpancernych. Walki 163. pp pod Kazanowem tak opisuje w swoich wspomnieniach kpt. W. Henzell, dowódca 3. kompanii cekaemów III. batalionu: "Po paru godzinach - walka ponownie przybiera na sile. Artyleria npla strzela bez przerwy ogniem kierowanym przez lotnika. Po nasileniu ognia wnioskuję, że npl przygotowuje się do szturmu. Z głębi lasu nadciąga odwód pułku - I baon 163 pp mjr S. Ruśkiewicza, jak również i d-ca pułku ppłk Przemysław Nakoniecznikoff. Baon zapada na skraj lasu w poszyciu leśnym. Składam d-cy pułku krótki meldunek. D-ca pułku obserwuje przez lornetkę pole walki, dzieli się swymi spostrzeżeniami i podrywa I baon 163 pp do przeciwuderzenia. Poszli jak na defiladę, przez chwilę zaniemówiliśmy, patrząc na nich i podziwiając ich postawę. Nasilenie ognia npla gwałtownie wzmogło się. Niemcy wdzierają się do Kazanowa. Przeciwuderzenie wsparte ogniem broni maszynowej i moździerzy, dochodzi do Kazanowa i niknie w opłotkach. Na czele swoich plutonów idą: por. Józef Bukowski, ppor. rez. Stanisław Mederski, ppor. rez. Jan Adrian Zyśko, nauczyciel z Borszczowa, ppor. rez. Władysław Mikołajewicz, nauczyciel z m. Turylcze i por. rez. Marian Walerian Iluczewski. Ponownie dochodzi do walki wręcz, decyduje granat i bagnet. Niemcy powoli wycofują się. Bronią się jeszcze w opłotkach, zaroślach i wgłębieniach terenowych. Poszczególne grupy Niemców stawiających opór, zostały zlikwidowane przez dzielnych polskich żołnierzy" . Mimo poniesionych strat w ludziach i sprzęcie 163. pp utrzymał pozycje obronne do godzin wieczornych, kiedy to oddziały 1DLek. zerwały styczność ogniową i wycofały się za rzekę Czarną. Jednakże wskutek znacznych postępów Niemców na skrzydłach 36. DP rez. utrzymanie pozycji nad rzeką Czarną, stało się niemożliwe. Odwrót dywizji w tej sytuacji z dotychczas zajmowanej pozycji, stał się koniecznością. W godzinach popołudniowych 7 września dowódca dywizji otrzymał rozkaz od dowódcy GO gen. bryg. S. Skwarczyńskiego, nakazujący mu opuszczenie dotychczasowej pozycji z zadaniem "36 DP (przejść) do lasu na wschód od szosy Szydłowiec - Skarżysko, a na zachód od m. Kierz Niedźwiedzi" . Płk B. Ostrowski wykonując rozkaz, postanowił przegrupować dywizję tak, aby przybliżyć ją do 3. i 12. DP. Organizując odwrót z zajmowanej pozycji, dowódca dywizji podzielił ją na dwa zgrupowania, które poruszając się dwiema drogami, miały osiągnąć rejon ześrodkowania. Pierwsze zgrupowanie w składzie: dowódca i sztab dywizji, kompania łączności, kompania sztabowa, szwadron kawalerii dywizyjnej, kolumna taborów i 163. pp, miało poruszać się drogą na kierunku Piasek - Furmanów - Antoniów do leśniczówki Barak. Zgrupowanie drugie w składzie: 165. pp (bez III. batalionu), zbiorczy batalion 25. pp (7. DP), 1. bateria 7. pal, miało poruszać się drogą na kierunku Piła - Kozia Wola - Niekłań - Majdów - Skarżysko Książęce. O zmroku 7 września dywizja rozpoczęła wycofywanie się w kierunku na wschód. W czasie odchodzenia 36. DP rez. sprzed frontu 1. DLek. na drogach marszu podczas formowania kolumny wystąpiło zamieszanie związane z przemie¬szczaniem się batalionów w poszczególnych pułkach. Przegrupowanie tych pododdziałów zajęło dużo czasu i w rezultacie znacznie opóźniło nocny odwrót dywizji. Rano 8 września płk B. Ostrowski wraz ze sztabem, pododdziałami dywizyjnymi i kawalerią dywizyjną, osiągnął rejon leśniczówki Barak, natomiast gros sił dywizji osiągnęło rejon m. Antoniów, gdzie zatrzymano się na odpoczynek. Stanowiący ubezpieczenie dywizji II. batalion 165. pp mjr S. Inglota w trakcie przegrupowywania się spod Koziej Woli do rejonu Niekłania został zaatakowany przez oddział wydzielony 2. DLek. Batalion w krótkiej walce z użyciem broni pancernej został rozbity, a niedobitki batalionu wraz z 6. kompanią dołączyły do sił głównych dywizji. Dowódca dywizji, płk B. Ostrowski pozostający wraz ze sztabem i podod-działami w rejonie leśniczówki Barak nie nawiązał łączności z siłami głównymi dywizji, pozostającymi w rejonie Antoniów - Huta. Przed południem 8 września czołowe pododdziały oddziału wydzielonego 2. DLek. działające ze Skarżyska na Szydłowiec, zaatakowały m.p. dowódcy dywizji rozbijając kompanię sztabową oraz spychając kawalerię ku północy do m. Barak. Płk B. Ostrowski - w zaistniałej sytuacji sądząc, że został odcięty od głównych sił dywizji nakazał resztkom tych pododdziałów wycofanie się na Iłżę, a sam z kwatermistrzem dywizji mjr dypl. Stanisławem Kramerem wyruszył na poszukiwanie dowódcy GO gen.bryg. S. Skwarczyńskiego Decyzja ta pozbawiła płk B. Ostrowskiego wpływu na dowodzenie siłami dywizji, która znalazła się w trudnej sytuacji. Była ona także wyrazem utraty zdolności dowódczych płk B. Ostrowskiego, którego obowiązkiem było zrobić wszystko, co możliwe dla odzyskania dowodzenia siłami dywizji. Kawaleria dywizyjna rtm. B. Riczki wycofująca się w kierunku Iłży napotykając wszędzie na drodze odwrotu Niemców, zawróciła ku północy na Wierzbicę osiągając o świcie 9 września Skaryszew. Po czym w godzinach wieczornych dotarła do Wisły pod Regowem, tracąc bezpowrotnie łączność z 36. DP rez. Siły główne dywizji dotarły w godzinach południowych 8 września do szosy Skarżysko - Szydłowiec, napotykając wszędzie oddziały niemieckie. W tej trudnej sytuacji, dowódca 163. pp ppłk Przemysław Nakoniecznikoff po uzyskaniu informacji o nieobecności dowódcy dywizji w rejonie Baraku przejął dowodzenie nad całością sił dywizji. Uzyskane informacje pozwoliły ppłk P. Nakoniecznikoffowi podjęcie decyzji o wykonaniu uderzenia na poruszające się szosą Skarżysko - Szydłowiec, pododdziały 2. DLek. w celu otwarcia drogi do sił głównych GO gen.bryg. S. Skwarczyńskiego. Należy podkreślić, że wykonanie uderzenia musiała poprzedzić reorganizacja oddziałów dywizji, która w trakcie przemarszu utraciła około 30% stanu osobowego . Ppłk P. Nakoniecznikoff, ugrupował swe siły do uderzenia z następującymi zadaniami: 163. pp rez. wraz z 1. baterią 7. pal miał nacierać w kierunku na południe od Baraku, na Kierz Niedźwiedzi, Trębowiec i Iłżę; przekroczyć szosę szybko i na szerokim odcinku; wykorzystać 1 baterię artylerii na prawym skrzydle do zwalczania czołgów na wprost; 165. pp rez. - ubezpieczać natarcie 163. pp rez. w kierunku Skarżyska-Kamiennej, a w dalszym natarciu osłaniać go przesuwając się w kierunku na północ od Skarżyska Książęcego i Świerczka, zwracając szczególną uwagę na osłonę z Mirca . Około godziny 1600 8 września ruszył do natarcia 163. pp rez . W jego pierwszym rzucie szedł I. batalion mjr S. Ruśkiewicza i II. batalion mjr J. Andrychowskiego wsparty 1. baterią 7 pal, a w drugim III. batalion mjr K. Bie-lawskiego. Na prawym skrzydle dywizji uderzał 165. pp rez. Uderzające pierwszorzutowe bataliony 163. pp rez., napotkały na swojej drodze zmotoryzo¬waną kolumnę z 2. DLek., którą po uporczywej i ciężkiej walce rozbiły, otwierając sobie drogę do działań odwrotowych w kierunku na Iłżę. Po zapadnięciu zmroku siły główne dywizji przekroczyły szosę i ześrodkowały się w lesie koło Kierza Niedźwieckiego, gdzie dokonano ponownej reorganizacji sił. Sformowano 163. i 165. pp rez. po dwa bataliony każdy. Ze względu na brak amunicji zlikwidowano 1. baterię artylerii 7. pal oraz ciężką broń maszynową. Około godziny 2230 163 pp rez. płk P. Nakoniecznikoffa ruszył przez Zbijów, Trębowiec na Iłżę, a 165. pp rez. ppłk Z. Gromadzkiego przez Skarżysko Książęce. Przed południem 9 września 163. pp rez. ześrodkował się w lesie na północ od Jasienia Górnego. Tymczasem 165. pp rez. osiągnął las na zachód od Trębowca Dużego, skąd zaobserwowano poruszające się drogą z Mirca na Wierzbicę zmotoryzowane kolumny niemieckie. Pułki zostały rozdzielone przez przegrupowujące się siły 2. DLek . 36. DP rez. po osiągnięciu rejonu lasów na zachód i wschód od Trębowca Dużego, miała już tylko cztery słabe bataliony. Pozbawiona sztabu, pododdziałów artylerii nie przedstawiała już siły zwiąĂ‚¬zku taktycznego, praktycznie przestała istnieć. Do 163. pp rez. ześrodkowanego w lesie na północ od Jasieńca Górnego dołączyły rozbite oddziały z 3. DP a także rozbitkowie z 12. DP. O zmierzchu 9 września pułk podjął marsz w kierunku Wisły. W nocy w rejonie Piotrowego Pola do pułku dołączył dowódca 52. pp ppłk dypl. Jan Gabryś z batalionem piechoty. 10 września pułk osiągnął lasy między Antoniowem z Zapustą nad rzeką Kamienna, gdzie stwierdzono że wojska niemieckie znajdują się na zachodnim brzegu Wisły, a mosty na Wiśle są zniszczone. W tej sytuacji dowódca 163. pp ppłk P. Nakoniecznikoff zdając sobie sprawę, że droga do Wisły jest odcięta a pułk nie zdoła się przebić, nakazał na odprawie rozwiązać pułk i przedzierać się grupami na wschodni brzeg Wisły. W decyzji o rozwiązaniu pułku podano także miejsce zbiórki, do którego w razie przedzierania się za Wisłę powinni dążyć żołnierze pułku. Miejscem zbiórki wyznaczono Puławy. Również o zmierzchu 9 września 165. pp wyruszył w kierunku Wisły na Wierzbicę, lecz został w nocy zaatakowany pod tą miejscowością przez pododdział piechoty z czołgami 2. DLek. Pułk odparł natarcie, kontynuując marsz, osiągając o świcie 10 września las na północny wschód od Wierzbicy. Miejsce ześrodkowania pułku zostało jednak zlokalizowane przez lotnictwo niemieckie. Wkrótce też wyszło na miejsce ześrodkowania pułku natarcie piechoty wspartej czołgami, które zostało odparte, jednak w trakcie walki pułk praktycznie zużył całą posiadaną amunicję, pozostając bez środków do walki. W tej sytuacji dowódca pułku, ppłk Z. Gromadzki rozformował pułk. Ppłk Z. Gromadzki podzielił żołnierzy na małe grupy, z zadaniem przedzierania się za Wisłę i dojścia do określonych punktów zbornych. Dowódca pułku z grupą żołnierzy przekroczył Wisłę pod Baranowem . Rozwiązanie obu pułków dywizji zakończyło istnienie 36. DP rez., która mimo braku pełnego ukompletowania etatowego pododdziałów, braku artylerii wzięła udział w walkach toczonych przez armię "Prusy". Podkreślić należy że w całokształcie walk dywizji, największą wartość bojową posiadał 163. pp rez. mobilizowany przez brygadę KOP "Podole". 163 pp rez. wykazał się dużą dzielnością bojową i uporczywością w walce. Również dowódca pułku ppłk P. Nakoniecznikoff sprostał zadaniom jakim podczas walk został poddany. Nie można tego samego powiedzieć o dowódcy dywizji płk B. Ostrowskim, który nie zdał egzaminu w dowodzeniu 36 DP rez., opuszczając dywizję w najtrudniejszym momencie - gdy przebijała się przez siły 2 DLek. zagradzające jej drogę do wojsk GO gen.bryg. S. Skwarczyńskiego.Krótki okres istnienia dywizji jest również wynikiem błędów w dowodzeniu siłami GO gen.bryg. S. Skwarczyńskiego, w wyniku, czego dywizja przez cały okres walk walczyła w osamotnieniu. dr Jerzy Prochwicz żródło:http://domnaskale.net.pl/artykul/bitwa-pod-barakiem/ Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Grudzień 07, 2012, 19:51:26 Witam !
Myślę że czas już na kolejną ciekawą historię , którą opowiedział mi 92-letni Pan Józef. " Urodzony po raz drugi " Około połowy sierpnia 2012 roku dostałem telefon z Warszawy , w sprawie poszukiwania śladów poległego w okolicy Bokowa partyzanta z 25 pp AK . Z udzielonych informacji miałem tylko nazwisko , pseudonim oraz to że zginął w listopadzie 1944 roku w lasach przysuskich . Sprawa była trudna ale nie beznadziejna . W swoich zapiskach dotyczących tamtych okolic i wydarzeń z okresu okupacji , znalazłem ślad zabitego partyzanta . Ponieważ jest to bardzo ciekawa historia i wymaga osobnego opracowania ( czekam na zdjęcia i dokumenty z archiwum ) nie będę teraz opisywał tej sprawy . W trakcie poszukiwań spotkałem się z wieloma ludźmi , zbadałem wiele dokumentów , odwiedziłem cmentarze i miejsca pamięci w okolicach Przysuchy , Końskich i Stąporkowa . Jeden ze śladów ( pamiętnik członka oddziału 25pp AK ) prowadził do małej miejscowości Nowinki . Nowinki to przysiółek wsi Kochanów położony 10 km na południe od Borkowic . Na miejscu znalazłem pomnik ku pamięci zamordowanych mieszkańców Bryzgowa , Długiej Brzeziny i Kochanowa w listopadzie 1944 roku . Niemcy zamordowali w Nowinkach 27 mieszkańców tych miejscowości . Byli to: Piotr Skuza, Majewski Wacław, Słoń Władysław, Słoń Stefan, Buchowicz Stanisław , Stachura Władysław , Młodawski Stanisław , Młodawski Jan, Gonciarz Antoni, Stachura Tadeusz, Pietras Jan, Młodawski Wacław , Balcerak Piotr , Chmielewski Kazimierz , Chmielewski Władysław , Dąbrowa Józef, Dąbrowa Adam, Dąbrowa Wacław , Maciejski Marian, Szczepaniak Józef, Matynia Julian , Skuza Stanisław , Stachura Jan ( czterech nazwisk nie udało mi się ustalić ) . Zamordowani spoczęli w zbiorowej mogile na cmentarzu w Borkowicach i w Nadolnej . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Grudzień 07, 2012, 19:55:20 ciąg dalszy ......................
Oczywiście chciałem porozmawiać z najstarszymi mieszkańcami Nowinek , czy pamiętają może pochówek zamordowanych , czy może wśród zabitych byli jacyś obcy ludzie . Jedna z hipotez dotycząca poszukiwania mogiły partyzanta , wskazywała na możliwość pochowanie go razem z zamordowanymi z Nowinek . Tym bardziej było to możliwe że przedział czasowy ( 05.11-06.11 1944 - potyczka pod Bokowem , gdzie zginęło 10 partyzantów w tym wielu rannych spalono żywcem na kwaterze .) zdarzeń obejmował zarówno mord w Bokowie i mord w Nowinkach ( 07.11.1944 , Niemcy pozwolili pochować zabitych dopiero 10.11.1944 r ) . Chciałem więc dopytać czy ktokolwiek z żyjących potwierdzi taką informację . Spotkałem się ze starszym panem , który stwierdził że on to tu się ożenił , nie za dużo wie w tej sprawie , o partyzancie pochowanym w tej okolicy nie słyszał . Natomiast oszołomiła mnie informacja że do dziś żyje człowiek , który przeżył to rozstrzelanie w Nowinkach z 07.11.1944 r , i mieszka w pobliskim Bryzgowie . Natychmiast pojechałem do Bryzgowa . Pierwszy dom po prawej stronie od tablicy z nazwą miejscowości . Przy furtce powitał mnie młody pies radośnie machający ogonem . Wszedłem na podwórko i usłyszałem głosy przy zabudowaniach gospodarskich . Pan Józef Młodawski i jego syn szykowali wiązanki na zbliżające się święto zmarłych . Przedstawiłem się i poprosiłem o rozmowę w sprawie " mojego partyzanta " . Panowie bardzo chętnie chcieli udzielić mi wszelkich informacji , ale nie w tym dniu . Poprosiłem o możliwość rozmowy z seniorem w najbliższym czasie . W trakcie odprowadzania mnie do furtki pan Józef opowiedział co nieco o zdarzeniach i swoich przeżyciach z okresu okupacji . Tak mnie to zafascynowało że czekałem na nasze spotkanie z niecierpliwością . Kolejny raz przyjechałem już po Wszystkich Świętych . W domu zastałem tylko pana Józefa . Zaprosił mnie do środka i poczęstował herbatą . W trakcie rozmowy zadawałem pytania a pan Józef Młodawski starał opisać jak najbardziej rzetelnie swoje przeżycia . R.N. Gdzie i kiedy pan się urodził panie Józefie ? i czym się pan zajmował od lat dziecięcych ? J.M.- "Urodziłem się tutaj , w Bryzgowie 08.02.1921 roku . Jak to na wsi pomagało się rodzicom od najmłodszych lat . Pasałem krowy , nosiłem wodę , drewno i czasem pomagałem przy lżejszych pracach polowych .Było biednie i głodno . Z tego okresu pamiętam też że było ciemno . W domu była tylko lampa naftowa . Uczęszczałem do jednoklasowej szkoły , znajdującej się w prywatnym domu w Bryzgowie , a założonej przez Księdza Wiśniewskiego . Po roku szkołę przeniesiono do Rzucowa . Moja edukacja na tym się skończyła , mając 12 lat zacząłem pracować w lesie . Jako młodociany chodziłem na sadzonki i gałęzie . Nie było źle , choć czasem żeby zarobić parę groszy , trzeba się było napracować ." R.N. Jak pamięta pan czas przed wybuchem wojny ? Jaki był dla pana ten początek wojny ? J.M.- " Pamiętam że na wiosnę , chyba 1939 roku , była wielka heca . Polacy idą na wojnę , na Zaolzie . Wszyscy mówili o tym jak to zwyciężyliśmy zdobywając dla Polski nowe ziemie . Na jesieni , w początkach września o wybuchu wojny z Niemcami dowiedziałem się z krzyczących głośników w Szydłowcu . Głos z tuby krzyczał " Wojna ! Naszą granicę przekroczył wróg !" . Zawiozłem belki do szkoły w Orońsku i wróciłem do Bryzgowa . Na wsi na razie był spokój , nie było widać wojny . Około 8-10 września zostałem najęty do pomocy sąsiadowi w polu . Zaprzągłem konia do wozu i ruszyłem do pracy . Z krzaków wyszedł nasz żołnierz i chciał mi zabrać konia . Ale ja się postawiłem . Na to on że zamieni swojego z moim , bo jego koń jest strasznie zmęczony . Na drugi dzień przyszło więcej wojska i najęto mnie do przewozu amunicji , oraz owsa do Zapniowa . Po drodze widziałem masę naszego wojska ,sprzętu porzucanego w rowach . W okolicy Zapniowa usłyszałem warkot silnika , a potem rozkaz " Lotnik ! Kryj się " . Samolot z czarnymi krzyżami przeleciał strzelając z karabinów na drogę . Za chwilę nadleciał drugi i zrzucił bomby . Było kilku zabitych i rannych żołnierzy . Kazano mi wyrzucić owies do rowu i zabrać rannych na wóz . Droga co rusz była zatarasowana i do Bryzgowa dotarłem dopiero nad ranem . W domu polscy żołnierze . Proszą o ubrania cywilne i coś do jedzenia . Co mieliśmy to się rozdało . Wyszedłem za stodołę i zobaczyłem oparte o odrzwia karabiny , ładownice z pasami i wiele pomniejszego sprzętu . Wziąłem kilka koców i ukryłem w stodole . Innych rzeczy bałem się zabierać , co by wojsko po to nie chciało powrócić . Ludzie z Bryzgowa i okolic brali co popadnie i później handlowali tym towarem . W nocy słychać było z okolic Zapniowa ostrzał i warkot silników . Niemcy przejechali przez wieś nie zatrzymując się . W tym czasie rozbite jednostki naszego wojska przebijały się z okrążenia . Gdzieś w listopadzie pojawił się niewielki oddział Hubali . Żołnierze przyjechali po mundury , amunicję i broń schowaną a porzuconą przez naszych . Major krzyczał że jak znajdzie coś wojskowego w obejściu a nie oddanego , to skórę wygarbuje . Poleciałem wtedy po schowane koce i przekazałem na wóz . Zebrano kilka furmanek dobra , widziałem nawet trąbkę wojskową . Ludzie wiedzieli że oddział stacjonuje gdzieś w okolicach Mechlina i Gałek , spora ilość młodzieży poszła zapisać się do wojska i została przyjęta . Byli wśród nich moi znajomi : Fidos , Skorupa , Szlufik , Słoń i Kasprzyk .Kilka miesięcy później wrócili . Po akcji pacyfikacyjnej i mordzie w Skłobach , Niemcy systematycznie i skutecznie wyszukiwali dawnych żołnierzy Hubali . Musieli uciekać w inne rejony Polski . R.N. Czym pan zajmował się w czasie okupacji ? J.M.- " Trzeba było jakoś żyć . Musiałem pracować dla Niemca . W pobliskim Kochanowie przesiewałem szlakę . Do tej pracy zgłosił się również mój znajomy , Kasprzyk , były żołnierz od Hubali . Policja jednak szybko go aresztowała , gdyż posługiwał się własnymi dokumentami . Bili go strasznie . W drodze od hałdy szlaki do samochodu upadał kilkakrotnie , a oni go kopali i bili kolbami karabinów . Takiego skatowanego przywieźli do matki na okazanie czy to jej syn . Kobiecina nie wytrzymała widoku potwornie zmasakrowanego syna i zmarła na miejscu . Nie wiem co dalej stało się z Kasprzykiem . Mówiono że zabili go w Końskich . W ciągu tych lat okupacyjnych pracowałem na szlace lub w lesie . Miałem wóz z koniem , to czasem coś przewiozłem i jakoś życie szło . Po 1942 r, w okolicy zaczęło się mówić o partyzantach . Pojawiały się niewielkie oddziały we wsi , większość nocą i za żywnością . W 1943 roku odwiedziny partyzanckie nasiliły się , widać było że jest ich coraz więcej .Co to były za oddziały ? Nie wiem . Przy jakichkolwiek pytaniach z jakiego pochodzą oddziału , dostawałem pstryczka i odpowiedź żebym się nie interesował . Bywało że przychodziło kilku partyzantów do chałupy , najpierw nas zwymyślali o szczekającego psa , później prosili o posiłek , a na koniec brali mnie jako podwodę i przewodnika . Od czerwca 1943 do Listopada 1944 wielokrotnie przewoziłem i przeprowadzałem oddziały partyzanckie przez okoliczne lasy . Zdarzyło się jednego wieczora że przybyło do nas trzech umundurowanych i uzbrojonych ludzi . Nie wiem z jakiego byli oddziału . Kazali sobie dać jeść , a jeden z nich popatrzył na moje niedawno wyfasowane u szewca buty i ruchem głowy nakazał mi je ściągać . Nie dam butów , nie mam innych . Oficer powiedział do młodego partyzanta że pozyskają dla niego buty na Niemcach . Zjedli resztki ziemniaków oraz mleka i kazali mi szykować wóz . " Zawieziesz nas do Długiej Brzeziny " . Była ciemna i mokra listopadowa noc . Powoli leśnymi duktami dowiozłem tych trzech partyzantów do wsi . Na skraju lasu kazali mi czekać aż wrócą . Poszli w noc , a po jakimś czasie usłyszałem kilka strzałów i ujadanie psów . Przestraszyłem się że wpadli w zasadzkę i odwróciłem konia aby odjechać . Wypadli biegiem z ciemności i kazali jechać . Z rozmowy jaką prowadzili między sobą wywnioskowałem że wykonali wyrok na zdrajcy . Zawiozłem ich w okolice Huciska ,a tam warty partyzanckie . Widać było że jest to jakiś większy oddział . Usłyszałem że partyzanci przechodzą w okolice Nowinek . W ostatnim czasie pojawiło się w okolicy sporo kawalerii Kałmuckiej i oddziałów zmotoryzowanych żandarmerii niemieckiej . Czasem słychać było palbę ogniową przez kilka godzin . W sobotę wieczorem pojawiło się u nas w domu kilku partyzantów . Szukali towarzystwa dziewczyn i alkoholu . W pobliskim Kochanowie odbywała się sobotnia zabawa w prywatnym domu . Pokazałem im drogę i wróciłem do domu . Było już prawie widno jak obudziły mnie odgłosy wystrzałów . Przez pole od strony Kochanowa biegło czterech ludzi , a za nimi w kilkusetmetrowej odległości pojawiły się baniaste hełmy żandarmów . Partyzanci pod ostrzałem z kaemów wpadli do Bryzgowa . Jedna z kul trafiła uciekającego w brzuch . Koledzy wciągnęli wyjącego rannego w krzaki za stodołą z których po pewnym czasie padł pojedynczy strzał . Niemcy już otaczali wieś . Tamci trzej dopadli do dużego lasu i udało im się uciec . Na drodze pojawiły się budy i motocykle . Wywlekano wszystkich z chałup i ustawiano na drodze . Od strony Długiej Brzeziny nadjechała Kałmucka kawaleria na czele z oficerem w skórzanym , czarnym płaszczu i na siwym koniu . Wydawał rozkazy po rosyjsku i nie był Kałmukiem . Kobiety i dzieci zapędzono do stodoły , skąd słychać było płacz , modlitwy i krzyki -" spalą nas ! spalą o Jezu ratuj ! " . Nas zaprowadzili na koniec wsi i ustawili wzdłuż drogi . Na przeciw ulokowali się żołnierze z karabinem maszynowym . Podjechał oficer na siwym koniu i zakazał strzelać . Poprowadzono nas w stronę lasu . Tam na dość sporej polanie ustawiono nas w dwuszeregu . Żandarmów było kilku , jeden z kałmuków leżał za karabinem maszynowym , w którym włożona była taśma z nabojami . Grupa skośnookich żołnierzy zeszła z koni i stanęła na skraju polany . " R.N. Czy pomyślał pan wtedy że to może być egzekucja , że to już koniec ? J.M.- " Tak , tak wtedy myślałem . Trząsłem się nie tylko z zimna . Ale nagle wszystko się zmieniło . Jeden z mężczyzn , niejaki Matynia podskoczył do leżącego za karabinem żołnierza i z całej siły kopnął go w podbródek , po czym wyrwał z kaemu taśmę z pociskami i pobiegł w las . Niemcy osłupieli . Zaczęli strzelać z pm-ów i karabinów typu mauser , ale Matynia oraz Feliks Herka , który zachował się przytomnie , śmigali między drzewami jak jelenie . Zanim Niemcy zapięli z powrotem taśmę do kaemu , nie było już widać uciekających . Na odgłos strzałów przyjechał na koniu dowódca Kałmuków i po rozpoznaniu sytuacji wydał nowe rozkazy . Popędzili nas w stronę Nowinek . Był 07.11.1944 r , późne godziny popołudniowe , pędzono nas na kraniec wsi . Byłem w pierwszej trójce gdy poprowadzili nas za stodołę , po rozkazie w tył zwrot stałem na samym końcu szeregu . Za plecami miałem stodołę , z boku trochę krzaków a przed nami rozciągały się pola i łąki . Kolejny raz zobaczyłem Skórzany płaszcz na siwym koniu . Podjechał i wydał rozkaz : " wsiech banditów rozstrielać " ! Padła długa seria z karabinu maszynowego . Usłyszałem krzyki , straszny gwałt , " ratunku ! , Jezu ratuj ! I bryzgająca wokoło krew zachlapała mnie całego . Zwalił się na mnie zabity Maciejewski , a drugi wyje i wierzga przytrzymując wnętrzności . Leżę i jednym okiem oceniam sytuację . Przede mną leży z zamkniętymi oczami mój kolega Chmielowski . Nie słychać już strzałów tylko jęki rannych . Niemcy podchodzą i z bliska dobijają z p-emów jęczących ludzi . Krótkie serie , cisza i znów serie . W tym momencie zerwał się z ziemi Chmielowski i popędził w dolinkę za plecy Niemców . Serie z p-emów nie trafiały w uciekającego i dopiero seria z kaemu podcięła uciekiniera . Kałmucy dopadli rannego na łące i bagnetem przeszyli mu szyję . Ja leżałem nieruchomo udając martwego . Słyszałem jak oprawca podchodzi , przeładowuje i trach.... Poczułem jakby piorun uderzył mnie w łokieć , trach.... i znowu szczypiący ból w podudziu , kolejne dwa strzały i straciłem dwa palce u stopy . Krew spływa i kapie z przedramienia , ale nie zwracam na to uwagi . Czuję jak wyciągają moją kenkartę z kieszeni a inni ściągają mi buty . Ból mnie oszałamia i chyba na chwilę straciłem przytomność . Jest już całkiem ciemno i pada deszcz ze śniegiem . Próbuję powoli wczołgać się pod zabitego , bo trzęsę się cały z zimna i szoku , a nie chcę zdradzić się że żyję . Bezwładne ciało i moja słabość nie pozwala mi schować się pod ciało . Bardzo powoli przesuwam się w stronę zarośli po lewej stronie stodoły . Zajęło mi to około godzinę , a Kałmucy wciąż kręcili się w pobliżu . Zacząłem czołgać się w stronę zabudowań , a nie w stronę lasu . W ogrodzie jednego z domów natknąłem się na leżącego człowieka . To pan Buchowicz , który przyszedł za synem . Spytał mnie czy nie wiem gdzie leży jego zabity syn . Widziałem go jak zginął . Buchowicz pomógł mi iść podtrzymując na swoim ramieniu . Po jakimś czasie starszy człowiek nie ma już siły i muszę radzić sobie sam . Bólu dużego nie czułem , gorzej bo było mi zimno i od wczoraj nic nie jadłem . Tak człapiąc podeszliśmy pod Bryzgów . Pokazała się struga . Nie mając sił poprosiłem Buchowicza aby przyprowadził kogoś żeby mnie zabrali . Struga prowadziła do studni na środku wsi ,i tą drogą poszedł Buchowicz po pomoc . Po drodze , przy stogu siana natknął się na śpiącego żandarma i tak się przestraszył , że zaczął uciekać z powrotem . Rozległy się głosy , tupot butów i światła samochodów . Jakbym nic nie czuł , zerwałem się i pobiegłem wzdłuż strugi w stronę lasu . W pewnym momencie trafiam na przepływającą rzeczkę . Chcę ją przeskoczyć i wpadam do wody . Nie mam siły wybrnąć z torfowego mułu . Nie wiem czy straciłem przytomność , czy zimna woda obudziła i zmusiła mnie do jeszcze jednego wysiłku . Wyczołgałem się jakoś z płytkiej rzeczki i zaszyłem w pozostawiony w pobliżu skopek siana . Do dzisiaj nie wiem ile czasu leżałem zagrzebany w siano . Ciepło spowodowało że zasypiałem i budziłem się . Głód jednak tak mi doskwierał że postanowiłem dojść do Nowinek i nawet jakby byli tam Niemcy to zgłosić się . Byłem tak zmęczony i wycieńczony że było mi już wszystko jedno . Zapukałem w pierwsze okno gdzie blask lampy naftowej odbijał się w szybie . Mieszkańcy wciągnęli mnie do środka , umyli , nakarmili i przebrali . Podobno spałem kilka dni , po których zabrano mnie na wóz i wieczorem zawieziono do Bryzgowa do domu . Wiedziałem że nie mogę narażać rodziny i sąsiadów , Niemcy mieli przecież moją kenkartę i nie znaleźli mnie wśród zabitych . Wykopano dla mnie bunkier w pobliżu wsi , wyściełano słomą i dbano o to bym nie był głodny . Tak ukrywałem się do 18.01.1945 roku . Rozpoczęła się bitwa w Ruskim Brodzie a w terenie zaczęli pojawiać się Sowieci ." R.N. To wszystko jest niesamowite . Historia pańskiego rozstrzelania i to jak było ciężko żyć , jak trzeba było walczyć żeby przeżyć . Panu się to udało . J.M. - " Tak , wtedy nie zdawałem sobie ze wszystkiego sprawy , ale po latach zrozumiałem , że wtedy urodziłem się po raz drugi " . R.N. Cieszę się że pana poznałem , dziękuję za rozmowę i życzę zdrowia . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Grudzień 10, 2012, 06:57:27 W uzupełnieniu relacji pana Józefa Młodawskiego wklejam opracowanie pana Mariana Głucha na temat wydarzeń z tego okresu .
" Bitwa Pod Nowinkami " Od połowy lipca 1944 roku w ramach Planu "Burza" w lasach położonych na zachód od Przysuchy stacjonował partyzancki obóz warowny - zgrupowanie "Lasy Przysuskie". W skład zgrupowania wchodziły 25 pułk piechoty Armii Krajowej pod dowództwem majora Rudolfa Majewskiego, pseudonim "Roman Leśniak", w sile ok. 850 ludzi oraz 72 pułk piechoty Armii Krajowej, którym dowodził Wacław Niziński "Stefan" liczący 250 partyzantów. Zgrupowanie w lasach przysuskich było najliczniejszym, liczącym ok. 1100 żołnierzy zgrupowaniem partyzantów, w tym okresie na ziemi radomskiej. Niemcy nie mogli pozwolić, by na zapleczu frontu (Armia Sowiecka dotarła już do Wisły) działało duże zgrupowanie partyzanckie, które napadałoby na niemieckie posterunki, niszczyło szlaki komunikacyjne, którymi dowożono zaopatrzenie dla armii III Rzeszy i likwidowało małe oddziały wroga. Zgrupowanie AK "Lasy Przysuskie" w okresie prawie czteromiesięcznego istnienia stoczyło dziesiątki, a może setki bitew i potyczek, ja chcę przytoczyć jedną z nich - bitwę, czy jak niektórzy nazywają owe starcie, potyczkę pod Nowinkami. W listopadzie 1944 roku Niemcy przeprowadzili obławę przeciwko omawianemu zgrupowaniu AK. Doszło do walki z Niemcami pod wsią Huta, leżącą na zachód od Przysuchy. Partyzanci zostali otoczeni przez oddział Wehrmachtu, które zablokowały wszystkie drogi. Dowódca zgrupowania partyzanckiego postanowił wyrwać się z okrążenia i skierował oddział w kierunku południowym. Nocny marsz kolumny ubezpieczała licząca 80 żołnierzy grupa porucznika "Sędziwoja". Rankiem 5 listopada główna kolumna zgrupowania dotarła do wsi Boków, obstawionej przez Niemców. Doszło do walki, w której partyzanci ponieśli znaczne straty, a wieś została spalona. W nocnych ciemnościach kolumna ubezpieczeniowa porucznika "Sędziwoja" utraciła kontakt z kolumną marszową głównego zgrupowania i do Bokowa nie dotarła. Porucznik "Sędziwoj" postanowił przeczekać dzień 5 listopada w lesie. Nocą z 5 na 6 listopada dotarł z oddziałem do wsi Nowinki i tu postanowił zatrzymać się, by poszukać kontaktu z głównym zgrupowaniem partyzanckim. Oto jeden z opisów Eugeniusza Wawrzyniaka zawarty w pracy: "O Panie, skrusz ten miecz": "Wstał zaszroniony świt 7 listopada 1944 roku. Wieś budziła się porykiwaniem głodnego bydła. Dzień ten miał na zawsze pozostać w pamięci tych, którzy go przeżyli. Zbliżało się południe. Drogą biegnącą od Bryzgowa na Kochanów sunęła konna kolumna około 300 ludzi stanowiąca dywizjon renegackiej formacji Kalmuken Verband nazywaną przez miejscową ludność "kałmucką kawalerią", która cieszyła się bardzo złą sławę wśród okolicznych społeczności. Dowódcą dywizjonu był Szandzi Mukiebanow, kruczowłosy krępy mężczyzna, znany sadysta wyżywający się na schwytanych jeńcach i w akcjach odwetowych na cywilnej ludności. Tego dnia po przeczesaniu lasów borkowickich zdążał do wsi Skłoby. Towarzyszył mu Indrzyjew Bodma vel Chodrzigarow, równie słynny z okrucieństwa oraz Normajew Mandrzi - specjalista od "dobijania rannych". Około godziny 13.30 czoło kolumny osiągnęło Kochanów. Napotkanego tam przypadkowo szmuglera zapytali o najkrótszą drogę na Skłoby. Ten wska zał trakt prowadzący przez Nowinki, nie wiedząc, że kwaterują tam partyzanci. Oddział Mukiebanowa ostro skręcił we wskazanym kierunku. Dochodziła godzina 14-ta, gdy partyzanckie posterunki spostrzegły podchodzące pod wieś ubezpieczenie wroga. Padły pierwsze strzały, kilka domostw stanęło w płomieniach. W całej wsi wśród mieszkańców zapanowała atmosfera ogólnej trwogi. Sznur kolumny nieprzyjaciela rozciągniętej od Kochanowa aż po Rusinów długości około kilometra, natychmiast rozsypał się w tyralierę i szeroką ławą, wprost z marszu atakował wieś." Grupa Sędziwoja - około 80 ludzi - miała stawić czoło świetnie uzbrojonemu dywizjonowi liczącemu ponad 300 rozbestwionych żołdaków. Porucznik Sędziwoj rozdzielił swój oddział na dwie grupy i nakazał przebijać się w dwu przeciwnych kierunkach. Nad jedną z nich sam objął osobiste dowodzenie. Drugą zaś powierzył podporucznikowi "Gardzie". Gdy grupa podporucznika "Gardy" przebijała się przez pierścień obławy, ludzie porucznika "Sędziwoja", ubezpieczając się od czoła bronią maszynową, ruszyła ostrożnie w kierunku południowo-zachodnim czołgając się na skraj zagajnika przy drodze biegnącej do Niekłania w pobliżu zabudowań gajowego Stopy. Nagle wpadli w morderczy ogień ukrytego w zagajniku wroga. W starciu z Mongołami poległ porucznik "Sędziwoj" i kilku jego żołnierzy, między innymi Stefan Białowiejski "Jeremi", Adam Oko "Jeleń", Hubert Słupek "Wir" i nieznany z nazwiska "Pchełka". Po stronie przeciwnej zginęło około 20 Mongołów, wielu zaś zostało rannych . W odwecie za śmierć swoich żołnierzy Mukiebanow zamordował 27 mężczyzn - mieszkańców Bryzgowa i okolic. Miejscem mordu był plac na skraju wsi Nowinki, gdzie obecnie stoi pomnik pomordowanych. Na dzień 7 listopada 1944 roku przepadała 27 rocznica rewolucji październikowej - stąd moim zdaniem - nie przypadkiem, lecz dla uczczenia tego jubileuszu Mukiebanow wybrał właśnie taką liczbę osób do zamordowania. Ponadto zatrzymanyc zostało 20 mieszkańców Nowinek, którzy mieli być zamordowani, lecz w ostatniej chwili przybył goniec z rozkazem przerwania egzekucji. Grupę tych mężczyzn z Nowinek przeprowadzono na plebanię w Nadolnej. Następnego dnia cześć z nich została zwolniona, pozostali zaś zostali wywiezieni na roboty do Rzeszy. Chcę przytoczyć wspomnienia mojego imiennika - Mariana Głucha, mieszkańca Stefankowa, które zawarł w niezwykle cennej książce, którą współtworzył, zatytułowanej "Stefanków - nasza mała ojczyzna": "Latem i jesienią 1944 roku Niemcy robili umocnienia obronne wzdłuż drogi między Chlewiskami a Rzucowem. Do prac przy kopaniu okopów zmuszali miejscową ludność. Każdego dnia sołtysi wyznaczali osoby, które miały iść do kopania. Uchylanie się od tego nakazu mogło skutkować wywiezieniem do obozu koncentracyjnego. 7 listopada wielu mieszkańców pobliskich wsi było przy pracach na okopach. Przed wieczorem powracali oni do swoich domów. Kałmucy zatrzymywali młode kobiety, które następnie gwałcili. Jedną z nich była Anna Młodawska z domu Madej, mieszkanka Kochanowa, która gwałcona wielokrotnie zmarła. W prowadzonej do Ruskiego Brodu grupie mieszkańców Nowinek był Wincenty Moczek, który z powodu przepukliny nie mógł iść. Kałmucy posadzili go na konia, a gdy spadł z niego, Mongoł zastrzelił go. Stało się to na drodze Nadolna-Stefanków, tu gdzie obecnie jest przystanek autobusowy". W kilka lat po wojnie (na początku lat pięćdziesiątych) do gminy Chlewiska przybyli przedstawiciele okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich z Kielc celem zebrania dowodów ludobójstwa dokonanego na ludności przez Kałmucki Korpus Kawaleryjski". Okazało się, że Szandzi Mukiebanow przeżył wojnę i jest obywatelem Związku Radzieckiego pod zmienionym nazwiskiem. Myślę, że spotkała go zasłużona kara, tak jak i jego żołnierzy, którzy dostali się do niewoli. Poległych w dniu 7 listopada żołnierzy 25 Pułk Piechoty Armii Krajowej, z inicjatywy księdza Czesława Dąbrowskiego - ówczesnego proboszcza parafii Nadolana - wiosną roku 1945 ekshumowano na podległy mu cmentarz parafialny. Ich prochy spoczywają we wspólnej kwaterze z poległymi 8 września 1939 roku w lesie rzucowskim żołnierzami południowego zgrupowania Armii "Prusy". Tam również leży pochowany hubalczyk Stanisław Dziedzic, który poległ w boju z Niemcami pod Huciskiem. W miesiąc po bitwie zgrupowania partyzanckiego z Kałmukami - 8 grudnia 1944 roku - Niemcy przeprowadzili ostatnią obławę na Stefanków, Skłoby i Nadolną, szukając do pracy w Rzeszy młodych mężczyzn. Zbliżał się styczeń 1945 roku, który przyniósł wyzwolenie naszych ziem spod okupacji. Na naszym terenie rozegrało się wówczas jedno z większych starć - bitwa pod Ruskim Brodem. Marian Głuch [zacytowałem obszerne fragmenty opracowania Mariana Głucha zawarte w biuletynie informacyjnym Urzędu Gminy w Borkowicach: Wieści Spod Krakowej Góry, nr 21 i 23, 2010. Fotografie pochodzą również z tego opracowania] Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Grudzień 21, 2012, 09:05:50 Razem z Pavelockiem , jesteśmy w trakcie poszukiwania na zlecenie rodziny , miejsca pochówku dwóch partyzantów , którzy zginęli podczas tej akcji . Wiadomo że ciała zostały przewiezione przez okolicznych chłopów z miejsca bitwy i ukryte na jednym z okolicznych cmentarzy . Jest już ślad , kilka relacji świadków i być może jeszcze do końca roku uda się nam zlokalizować groby .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 15, 2013, 17:26:56 W końcu udało się ustalić miejsce spoczynku partyzanta . W obecnej chwili opracowuję artykuł z tej sprawy . Mam nadzieję że niedługo tu zagości
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 24, 2013, 15:02:40 Część I.
"Poszukiwanie Brzozowego Krzyża" Charakter mojej pracy polega na częstych wyjazdach w teren oraz na bezpośrednim kontakcie z mieszkańcami miasteczek , osiedli i wiosek . Czasem po wygranym kontrakcie przebywam w takich miejscach przez wiele miesięcy . Poznaję wiele osób , zyskuję wielu przyjaciół a przyjaźnie te trwają długie lata . Oczywiście przy takich okazjach wypytuję miejscowych o historię , zdarzenia , legendy i ciekawostki związane z tym rejonem . Opowieści jest wiele , dużo ciekawych , więcej kolorowych , ale zdarzają się naprawdę perełki . Spisuję prawie wszystkie relacje , ale najbardziej lubię te , opowiedziane przez bezpośrednich uczestników zdarzeń . Zbieram te materiały i przechowuję na wypadek sięgnięcia do nich kiedy zajdzie potrzeba . W większości , świadkowie historycznych relacji spisanych przeze mnie w latach 80-tych i 90-tych , już odeszli . To co pozostało spisane jest w tym wypadku bardziej cenne . Moje małe archiwum okazało się przydatne w połowie roku 2012 . Koordynator programu "Korzenie" przy Fundacji Kronenbergów pan Łukasz Wiliński z Gdańska zadzwonił do mnie z pytaniem czy nie podjąłbym się odszukania miejsca pochówku pewnego partyzanta ? Z ważnych wiadomości na temat tego człowieka wiadomo było tylko że nazywał się Wojciech Leopold Kronenberg , zginął w okolicach lasów przysuskich w listopadzie 1944 r. jako żołnierz partyzantki o pseudonimie "Kicki" . Pomimo niewielu szczegółów podanych mi przez pana Wilińskiego , zdecydowałem się że spróbuję . Z informacji , które otrzymałem od pana Wilińskiego wynikało również , że w miejscu śmierci "Kickiego" i jego przyjaciela "Zeusa" stoją dwa brzozowe krzyże . Informacje takie uzyskał kilkanaście lat temu od jednego z weteranów . Krzyże miały stać w okolicach Bokowa i miały być w nienajlepszym stanie .Wówczas nikt się tym nie interesował . Postanowiłem odszukać te brzozowe krzyże . Zacząłem jak zawsze od sprawdzenia swojego archiwum . Data śmierci i okolice zdarzenia nasunęły przypuszczenia że "Kicki" zginął w "Wielkiej Obławie Kałmuckiej " lub późniejszej operacji "Leśny Kocur ". Obie niemieckie akcje przeprowadzone zostały jedna po drugiej i dotyczyła terenów lasów przysuskich . Podczas tych operacji w miejscu zdarzeń działało kilka jednostek partyzanckich . 72 pp AK Ziemi Radomskiej pod dowództwem mjr-a Wacława Wyzińskiego " Stefan" , 25 pp AK Ziemi Piotrkowskiej pod dowództwem mjr-a Rudolfa Majewskiego " Leśniak" , 3 pp leg.AK pod dowództwem kapitana Antoniego Hedy " Szary" . Przeglądając składy osobowe tych oddziałów odnalazłem strzelca Wojciecha Kronenberga ps."Kicki" w 25 pp AK . W międzyczasie próbowałem ustalić coś więcej na temat " mojego " partyzanta . Przeglądałem strony internetowe , książki i rozpytywałem ludzi zajmujących się zagadnieniami historycznymi regionu . Pan Robert Fidos - wójt Gminy Borkowice , Lech Madej z Ruskiego Brodu , Marian Głuch - regionalista , to ludzie z którymi współpracowałem podczas tej sprawy . Okazało się że Wojciech Kronenberg to potomek sławnego rodu Kronenbergów , finansistów i wielkich patriotów Polskich . Pradziadek Wojciecha , Leopold Stanisław Kronenberg był pochodzenia żydowskiego , przechrzcił się na wiarę protestancką wyznania ewangelicko-reformowanego w połowie XIX wieku . Był wielkim finansistą i bankierem został wpisany na listę kupców warszawskich. Zakres jego działalności gospodarczej obejmował wiele dziedzin. Doprowadził do inwestowania w Polsce kapitału francuskiego . Założył Bank Handlowy z siedzibą w Warszawie i jako firma kredytował inwestycje w przemyśle i rolnictwie. Otworzył w Warszawie wielką fabrykę tytoniu, zatrudniającą 700 robotników , otworzył Szkołę Handlową , inwestował w transport kolejowy finansując budowę Kolei Nadwiślańskiej . Był członkiem Komisji Umorzenia Długu Krajowego, Rady Przemysłowej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych Królestwa Polskiego. Wydawał również Gazetę Codzienną z zatrudnionym redaktorem naczelnym Józefem Ignacym Kraszewskim . Leopold Kronenberg zbudował w latach 1868-1871 w Warszawie przy pl. Ewangelickim (obecny pl. Małachowskiego) Pałac Kronenbergów , który spłonął we wrześniu 1939 i został rozebrany w latach sześćdziesiątych XX wieku. Działalność polityczna Leopolda Kronenberga nie kończyła się na obserwacji i przytakiwaniu ówczesnemu okupantowi carskiemu . Był zwolennikiem mediacji , a gdy te zawiodły i wybuchło Powstanie Styczniowe , nie odwrócił się od Polski , finansując działania Powstańców . Po upadku powstania zrezygnował z aktywniejszych form działalności politycznej.( z wiadomości Wikipedii). Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 24, 2013, 21:32:21 cz.II
Czy mając takiego przodka w rodzie młody Kronenberg mógł czekać na rozwój wypadków ? Nie czekał , wstąpił do organizacji podziemnej , prawdopodobnie do Armii Krajowej . Nie znany jest przebieg służby ani w jaki sposób dostał się do 25 pp AK Ziemi Piotrkowskiej . Pomimo moich usilnych zabiegów , nie udało mi się ustalić za wiele z życia Wojciecha . Urodził się w 1920 roku . W czasie okupacji ukończył Wyższą Szkołę Agrarną na Tajnych kompletach . Przed wojną brał udział w zawodach hippicznych ( fotografia z Ciechocinka z 1938 r , nie dostępna do publikacji ) . W partyzantce walczył jako amunicyjny-taśmowy w kompanii c-km p.por. "Bohuna" -Bolesława Turkiewicza . W pamiętnikach Eugeniusza Wawrzyniaka " O Panie skrusz ten miecz " znajduje się informacja że "Kicki" walczył w kompanii nr.2 Wichury . Nie ma to potwierdzenia w innych przekazach . W książce Andrzeja Żora " Kronenberg-Dzieje Fortuny , autor podaje że młody Kronenberg walczył pod pseudonimem "Lotek" - ta informacja również nie ma potwierdzenia w innych publikacjach . Ojciec Wojciecha , Leopold Jan Kronenberg - rotmistrz rezerwy kawalerii , pracował w konspiracji w Delegaturze Rządu na kraj - Państwowy Korpus Bezpieczeństwa miasta stołecznego Warszawy , Okręg Warszawski Armii Krajowej - Kwatermistrzostwo - Centralny Zapas Koni . Matka , Wanda de Montalto zginęła w pierwszych dniach wojny po zbombardowaniu kamienicy przy ul.Moniuszki 2 . Siostra , również Wanda ur.1922 roku została zatrzymana przez oddział powstańców z dokumentami Gestapo Warszawskiego i po wyroku sądu wojennego rozstrzelana . Okoliczności jej zatrzymania i śmierci nie końca są jasne . W pamiętnikach partyzanta Konrada Leśniewskiego st.strz. " Orlika " ,znalazłem uwagę iż Wanda pracowała dla kontrwywiadu AK i mogła mieć przy sobie dokumenty z Gestapo . Niestety w warunkach Powstania nie było możliwe ustalenie takich faktów i dziewczyna zginęła z rąk "swoich" . Agnieszka Rybak w artykule z 27.02.2010 w Rzeczpospolitej pt." Trzeźwy bankier , pijany rechot historii" cytuje stwierdzenie Kazimierza Leskiego z książki " Życie niewłaściwie urozmaicone" - " Współpraca Wandy Kronenberg z Niemcami w Warszawie była wtedy tajemnicą poliszynela . AK wydała na dziewczynę wyrok śmierci . Pierwsza próba była nieudana . Wanda zorientowała się co jej grozi , i uniknęła zasadzki . Żyła jeszcze kilka miesięcy . Wyrok wykonano w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego . Młoda kobieta pomagająca przy wynoszeniu rannych z budynku komendy straży ogniowej wzbudziła podejrzenie , bo na pytanie z jakiego jest oddziału , wymigiwała się od odpowiedzi . W jej torebce znaleziono legitymację agenta Gestapo na nazwisko " Wanda von Kronenberg " . Zastrzelił ją Władysław Abramowicz , dowódca II rejonu Obwodu Śródmieście AK. Autor udowadnia swoją tezę publikując relacje Adama Steinborna , podwójnego agenta , pracującego dla Polskiego kontrwywiadu . Nawiązał on kontakt z oficerem SS dr.Ernestem Kahem w celu zdobycia ważnych informacji wywiadowczych dla AK . Podczas jednego ze spotkań , Kah zwrócił się do Steinborna z dziwną prośbą o zabranie z jego mieszkania koperty zawierającej informacje , które nie powinny znaleźć się w nie powołanych rękach . Steinborn przejął i sfotografował te dokumenty . W kopercie znajdowała się korespondencja z wiedeńską hrabiną , oraz meldunki Wandy Kronenberg dla doktora Kaha . W meldunkach Kronenbergówny znajdowały się bardzo ogólnikowe informacje na temat zgrupowań partyzanckich , miejscach ukrycia broni , itd. Po sprawdzeniu tych wiadomości przez wywiad AK stwierdzono że nie pokrywały się z rzeczywistością . W kopercie znajdowały się również potwierdzenia korzyści majątkowych jakie uzyskiwał doktor Kah od " wiedeńskiej Hrabiny " . Według Leskiego cała ta historia pachniała prowokacją i była mocno podejrzana . Coś za ładnie wszystko się układało, a współpraca Wandy z Niemcami , nie wiadomo na czym polegała i jaki miała sens . fot:Na zdjęciu ojciec Wojciecha Leopold Jan Kronenberg . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 25, 2013, 18:10:36 cz.III .
Nigdy nie ustalono szczegółów tej współpracy . Może była to zorganizowana przez Niemców akcja drążenia podziemia Polskiego . Niemcy mieli rozbudowaną siatkę agenturalną w różnych kręgach AK , byli to ludzie świadomi i nieświadomi współpracy z wrogiem . Przez prowokację z Wandą chcieli przekonać się gdzie odezwie się echo całej sprawy . Steinborn dostał polecenie sondowania sprawy Wandy , równocześnie prowadzić dalej grę wywiadowczą z Kahem . W pewnym momencie Steiborn zagrał w otwarte karty z dr.Kahem . Spytał w jakiej roli występuje tutaj Wanda ? I dlaczego Kah przyjmuje spreparowane przez Podziemie Polskie materiały . Nie udało się uzyskać odpowiedzi na te pytania gdyż dr.Kah został przeniesiony służbowo do Wrocławia . Wszelkie kontakty z dr. Kanem zostały przerwane. W innej relacji pani Heleny Kowalik w publikacji " Dorobkiewicz fortuny i uznania " można znaleźć informacje : " Dramatyczny , jak z greckiej tragedii los dotknął 21-letnią Wandę , córkę Leopolda Jana . Podczas okupacji pracowała jako urzędniczka w Gestapo w Alei Szucha , jednocześnie będąc zaprzysiężoną łączniczką AK. W siedzibie Gestapo zobaczył Wandę jeden z więźniów i zapamiętał tę ładną twarz . Gdy ponownie natknął się na Wandę w Powstaniu , był przekonany że ma przed sobą wroga w przebraniu . Bez chwili zastanowienia zastrzelił ją . " W relacji autorka nie podaje pseudonimu i nazwiska tego człowieka . Czy była agentką ? Dla kogo tak naprawdę pracowała ? . Do końca nie wiadomo . W Documents from the State Archive of New Records regarding the Warsaw Ghetto - Wanda określona została jednoznacznie jako agent Gestapo . A Wojciech ? Kiedy wstąpił do AK ? Jak dostał się do partyzantki ? Nie mam na ten temat żadnych wiadomości . Mogę przypuszczać tylko że wydostał się z płonącej Warszawy i dotarł do Kampinosu do oddziału por. Adolfa Pilcha "Góra ", "Dolina". Z Puszczy Kampinoskiej dotarł do Górek Niemojewskich . Mógł również dotrzeć do oddziału z grupą wachmistrza "Wira" , lub podchorążego "Kłosa" , którym udało się przedostać w ten rejon pod koniec października 1944 roku i dołączyć do 25 pp AK . Wracając do poszukiwań , trafiłem na pamiętnik st.strzelca "Orlika " , Konrada Leśniewskiego ( którego przytaczałem wcześniej ) , w którym to pamiętniku znalazłem kilka słów wzmianki o Wojciechu Kronenbergu - cytat z pamiętnika : " W bitwie, którą opisuję brało też udział trzech jego kolegów żydów. Jeden z nich miał pseudonim "Zeus", drugi "Znicz" a trzeci "Kicki". Ten trzeci był wnukiem przechrzty, barona Leopolda Kronenberga, wielkiego polskiego patrioty . Dlaczego o tym piszę? Z ostatniej mojej rozmowy z panem Libermanem, wynika, że wyznaje on pogląd, iż Polacy na Kresach żydów wspierali zaś w centralnej Polsce byli źle do nich nastawieni i w czasie wojny zdarzało się , że ich zabijali. Wspomniał mi o przypadkach zabijania żydów nawet podczas powstania warszawskiego. Odpowiem na to słowami Konrada Leśniewskiego, który twierdzi, że po wojnie dowiedział się, iż siostra Kronenberga "Kickiego", która rzekomo w czasie wojny miała uciec przez Szwajcarię do USA (tak im mówił sam Wojciech Kronenberg) została złapana podczas powstania warszawskiego z papierami agentki niemieckiej i na podstawie wyroku Sądu polowego rozstrzelana. Dla Konrada i jego kolegów była to wieść straszliwa, przygnębiająca. Część chłopaków, jak mówi Konrad, przyjęła ją z niedowierzaniem. A jak tam naprawdę było po co ona miała te papiery i czy to w ogóle jest prawda - Konrad do dziś nie wie. Pan Konrad Leśniewski, mówi, że gdy po wielu latach odwiedził wieś Nowinki koło Końskich ze zdziwieniem zauważył na cmentarzu katolickim grób Wojciecha Kronenberga i "Zeusa" - Polacy jakoś zorientowali się, że byli oni przyjaciółmi i uznali, że należy pochować ich razem. Zginęli w akcji pod Bokowem. Chociaż Wojciech Kronenberg był wnukiem przechrzty i miał dwie ojczyzny, to jednak bardziej uważał się za żyda niż Polaka." Foto: Leopold Jan Kronenberg - ostatni z rodu - zdjęcie z lat 60-tych w USA.( foto z publikacji Dzieje fortuny ) Foto: Kaplica grobowa rodziny Kronenbergów ( album rodzinny -publikacja Citi bank) Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: xen Luty 25, 2013, 23:01:53 ^^
Nic tylko <szacun> ^^ Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 26, 2013, 06:45:45 cz.IV
Pan Leśniewski nie do końca wyciągnął słuszne wnioski z zasłyszanych wiadomości . Wojciech nie miał dwóch ojczyzn , nie uważał się bardziej za żyda niż Polaka . Mylne wnioski mogli wyciągnąć ci którzy wiedzieli o jego wyznaniu - ewangelicko-reformowanym. Pewnie ciężko mu było składać przysięgę skonstruowaną dla Katolików wyznania Rzymskokatolickiego . Uznawany za innowiercę zaprzyjaźnił się z pchor. "Zeusem" ( H.Wojarski ) , pochodzenia żydowskiego -zginął pod Bokowem 05.11.1944, oraz z kpr. "Zniczem" ( nie ustalono nazwiska ) , pochodzenia żydowskiego - zginął 26.09.1944 r pod Stefanowem. Wracam do poszukiwań mogiły . " Orlik " w swoich pamiętnikach pisze o cmentarzu w Nowinkach i zdziwieniu że partyzanci żydowskiego pochodzenia leżą na katolickim cmentarzu . Otóż sprawdziłem osobiście wszystkie miejsca , wydarzenia , księgi parafialne w Borkowicach , Nadolnej , Ruskim Brodzie . Żadnego śladu . Cmentarz w Nowinkach nigdy nie istniał i nie ma tam żadnej mogiły . Owszem jest pomnik zamordowanych podczas akcji pacyfikacyjnej 27 mieszkańców okolicznych wsi . Ale zostali oni pochowani w Borkowicach i Nadolnej . Ludzie ci zginęli 07.11.1944 r, a więc 2 dni po tragedii Bokowskiej . Pierwsza myśl to taka iż chłopi przewieźli wozem ciała dwóch zabitych partyzantów i pochowali ich w zbiorowej mogile z zamordowanymi w Nowinkach . Niestety to był fałszywy ślad . I znowu wszystko od początku . Wiedziałem już że zginął pod Bokowem 05.11.1944 r , według relacji mieszkanki wsi Zychy pani Marianny Pałki : " W gajówce proszę pana leżały ciężej ranne partyzanty , jak Niemce zaczęły strzelać to widziałam jak jedna dziewczyna pomaga rannemu w głowę ( opatrunek ) uciekać do lasu . Za nimi wlókł się jeszcze jeden też z białą chustą na głowie . Ale nie zdążyły do tego lasu , ino ten z tyłu przewrócił się do przodu , a dziewczyna i ten pierwszy upadły na skraju lasu . Gajówka już się paliła , a oni tam w środku spalone panie żywcem ". Czy mógł to być " Kicki " i " Zeus " ? Według innej relacji świadka zdarzenia ( z książki Dzieje 25 pp AK ) : " Niebawem we wsi pozostała tylko kompania "Bohuna" . Trzeba przyznać , że dowódca nie stracił głowy i nadzwyczaj zręcznie wycofał się ze wsi , mimo że jego kompania miała co dźwigać i ostrzeliwując się dotarła do lasu . Przypłaciła to jednak dwoma zabitymi -"Kicki" Wojciech Kronenberg i jeden żołnierz NN. Kilku rannymi jak "Zeus" -Henryk Wojarski, "Piast" J.Marzecki . " "Zeus " prawdopodobnie zmarł od ran . Kolejny fragment relacji - Henryk Woźniak "Bystry" 4 komp."Groma" . "Po pewnym czasie znowu zapadłem w sen - omdlenie . Gdy odzyskałem przytomność stwierdziłem , że jestem w dość obszernej piwnicy z kilkoma ciężko rannymi kolegami . Nad nami czuwały dwie sanitariuszki "Roma " i moja sympatia "Maryla" , która zmieniła mi opatrunek , a przede wszystkim zmyła zakrzepłą krew . Poczułem się lepiej . Niedługo potem usłyszeliśmy dobiegające wystrzały . Stawały się one coraz bliższe . Wtedy "Maryla" przykucnęła przy mnie i cicho powiedziała : Niemcy zaatakowali Boków , zaczynają nas otaczać , musimy stąd natychmiast uciekać . A inni ? - pytam . Ich nie zdążymy już ewakuować , oni nie mogą chodzić , a ty możesz . Zresztą zostaje przy nich "Roma". Poszeptała z nią jeszcze i dźwignęła mnie pod ramiona , a potem wytaszczyła przed gajówkę , która usytuowana była w pobliżu lasu za wsią Boków . Tuż przed skrajem lasu , za którym przegrupowywały się nasze plutony , poczułem w łydce piekący ból . Zostałem znowu ranny . "Maryla" jęknęła : - O Boże ! Jeszcze tego brakowało ! Wyciągnęła prowizoryczny opatrunek , zatamowała krew i opatrzyła ranę . Ruszyliśmy dalej , czołgając się do swoich ." Prawdopodobnie to uciekającego "Bystrego" i "Marylę" widziała pani Marianna . fot.przedstawia 14 -letniego Wojciecha Kronenberga - ( z ksiażki dzieje Fortuny ) cdn.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 26, 2013, 21:50:20 cz.V
Wracam do poszukiwań mogiły . Dotychczasowe badania , wysłuchanie wielu hipotez dotyczących miejsca pochowania "mojego" partyzanta , nie przyniosły rezultatów . Przy okazji służbowej wizyty w Urzędzie Gminy Borkowice , spotkałem się z Wójtem panem Robertem Fidosem . Okazało się że łączy nas wspólna pasja - historia . Przedstawiłem mu obraz sytuacji dotyczący poszukiwań grobu Kronenberga . Podczas dyskusji narodził się pewien pomysł , aby rozszerzyć teren poszukiwań o inne parafie w których znajdują się cmentarze . Kilka prób spełzło na niczym , sprawdziłem Parafie w Gielniowie , Mroczkowie Gościnnym , Smogorzowie , Gowarczowie i trafiłem ".. w parafii pod wezwaniem Św.Wawrzyńca w Niekłaniu Wielkim . Jeszcze jedna relacja świadka z Bokowa z 05.11.1944 - Jerzy Marzecki "Piast" 1 kompania ckm "Bohuna" . "Nie zdążyliśmy nawet opuścić swoich stanowisk , gdy od strony lasu z kierunku wschodniego runęła lawina ognia . Nacierały duże niemieckie siły rażąc nas ogniem ukrytych w zaroślach i krzakach karabinów maszynowych , granatników itp. W chwilę potem zobaczyliśmy rozwijającą się tyralierę niemiecką . Dostaliśmy rozkaz otworzenia ognia. Amunicji mieliśmy dość , ale mimo wszystko strzelaliśmy z umiarem . Wkrótce dotarła do nas wiadomość po linii od ppor."Bohuna" , że prawie cały pułk wycofał się ze wsi do lasu , a z tej strony wsi pozostaliśmy tylko my , z nacierającymi teraz na nas z dwóch stron Niemcami - od strony północnej i południowej . Ppor" Bohun" podjął szybko dość ryzykowną , ale jedynie możliwą decyzję , żebyśmy skokami wycofywali się ze wsi w kierunku zachodnim do oddalonego o kilkadziesiąt metrów lasu . Przebycie tego odcinka wolnej przestrzeni , skokami z ckm-mami , których waga z podstawą wynosiła 49 kg i jednocześnie utrzymywaniem ognia osłonowego , było bardzo trudne , wydawało się wręcz niemożliwe . Przebywając tę drogę mieliśmy wrażenie , że czas stanął , że nigdy nie osiągniemy skraju lasu .W połowie drogi , w czasie wykonywania skoku , padł zabity ( jak byliśmy przekonani ) mój taśmowy " Kicki" ( Wojciech Kronenberg ) , ja zaś zostałem ranny w głowę , ale jakoś grupa dobrnęła do lasu . Jeszcze było trochę strzelania w kierunku Niemców i dostaliśmy rozkaz do wycofania się z linii na tyły . Zostałem wraz innymi chłopakami opatrzony i następnie ruszyliśmy w drogę do wsi Jan Dziadek ( dziś wieś nosi nazwę Modrzewina) . Jak się później okazało , choć głęboko byliśmy przekonani , że Wojtek zginął na miejscu , on był tylko ciężko ranny i zginął dobity przez Kałmuków . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 26, 2013, 21:54:02 cz.VI ostatnia
Wracając do poszukiwań , zgłosiłem się do proboszcza ks. kan. Józefa Wodzinowskiego o pomoc w odnalezieniu mogiły , na tutejszym cmentarzu . Niestety nie dane nam było spotkać się osobiście z księdzem ( rozmowy telefoniczne ) , coś ciągle wypadało albo jemu albo mnie . W końcu listopada 2012 roku , przejeżdżając w okolicy Niekłania postanowiłem zajrzeć na cmentarz i poszukać we własnym zakresie grobu . Nie spodziewałem się że cmentarz w Niekłaniu jest taki duży . Przy wejściu spotkałem 3 starsze panie i spytałem czy wiedzą gdzie znajduje się mogiła Partyzancka . Jedna z pań po chwili wahania oznajmiła że mnie zaprowadzi na miejsce . Przy okazji pani opowiedziała o dziejach mogiły . Otóż do końca lat 60 - tych na mogile znajdowały się 2 brzozowe krzyże na których zawieszone były Polskie hełmy WZ Salamandra , obok stał krzyż metalowy z przytwierdzoną tabliczką z wypisanymi danymi poległych partyzantów . Potem wymieniono krzyże na dwa metalowe z Chrystusem Ukrzyżowanym i dwoma tabliczkami . A jakieś 20 lat temu z czyjejś ( nie wiadomo ) inicjatywy postawiono w tym miejscu kamień-tablicę z obecnymi napisami . Ze starych krzyży zostały dwie figury Jezusa . Mogiła 2 żołnierzy wrześniowych posłużyła jako miejsce spoczynku poległych pod Bokowem . W taki to sposób udało się odnaleźć miejsce spoczynku młodego żołnierza , potomka sławnego rodu Kronenbergów . Przy okazji poszukiwań wyszły na jaw niezwykle ciekawe historie członków jego rodziny , a także mroczna strona życia i śmierci jego siostry Wandy . Brzozowych krzyży nie zastałem , jest teraz kamienna tablica . Najważniejsze , że ktoś pamięta , co jakiś czas zapala znicz i kładzie kwiaty . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 10, 2013, 10:23:35 Pozwalam sobie wstawić niezwykle ciekawy artykuł dotyczący Powstania Styczniowego . Miejsce działań wojennych to rejony w których działam od lat .
http://www.konskie.org.pl/2013/03/ze-wspomnien-powstanca-1863.html#more Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: rafal81 Marzec 10, 2013, 13:13:37 Ciekawa strona z indeksem miejscowości związanych z Powstaniem Styczniowym.
Tutaj pomnik D. Czachowskiego ufundowany przez Ks. J. Wiśniewskiego http://powstanie1863.zsi.kielce.pl/index.php?id=g16 Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: cpt. Nemo Marzec 10, 2013, 23:28:53 Pozwalam sobie wstawić niezwykle ciekawy artykuł dotyczący Powstania Styczniowego . Miejsce działań wojennych to rejony w których działam od lat . http://www.konskie.org.pl/2013/03/ze-wspomnien-powstanca-1863.html#more Z tym ze akurat juz na wstepie sa bzdury :) " Ostro z nami car poczynał: dzieciom po polsku mówić w szkole zabronił, za polską książkę i naukę starszych do więzienia czy na Sybir skazywał, w wojsku carskim długo, bo aż 25 lat Polacy ciężko służyć musieli. Ucisk i prześladowanie biednego narodu było straszne. Wreszcie ... Dość tego! - powiedzieli najlepsi synowie ojczyzny - organizujemy przeciw caratowi powstanie, Polsce wolność wrócimy!" To co powyzej to i owszem prawda ale byla to nie przyczyna a "nagroda" za Powstanie 1863r. To powstanie spowodowalo praktyczna likwidacje autonomii ziem polskich. http://www.studentprawa.com.pl/represje-ustrojowo-polityczne-wobec-krolestwa-polskiego-po-upadku-powstania-styczniowego.html http://www.instytuthistoryczny.pl/m0120-zabor-rosyjski/zr-represje-po-powstaniu-styczniowym/52-dalsze-dzialania-represyjne http://www.historia.azv.pl/represje-carskie-po-upadku-powstania-styczniowego.html Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 11, 2013, 06:43:24 Zgadzam się Nemo , ale to tylko wspomnienia i punkt widzenia człowieka .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 12, 2013, 15:57:49 Nazywali ją "Feluś" Urodzona 20 września 1925 roku w Końskich, podczas okupacji niemieckiej służyła w oddziale Narodowych Sił Zbrojnych Armii Krajowej kapitana Józefa Wyrwy "Starego", który wchodził w skład 25 Pułku Piechoty Armii Krajowej, była łączniczką dowódcy 25 pułku majora Rudolfa Majewskiego "Leśniaka". Po zakończeniu wojny pozostała w konspiracji. Tuż przed Wielkanocą 1946 roku została uprowadzona w Skotnikach i zamordowana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w Końskich. Stefania Firkowska, 29.10.1944, Końskie - okolice. Ze zdjęcia pozowanego z m.p. widać, że była osobą o dużej energii, odwadze i sprycie. Józef Wyrwa "Stary" w Pamiętnikach partyzanta wydanych w Londynie w 1991 roku tak ją charakteryzuje: "Młoda szatynka z zadartym noskiem i trochę łobuzerskim wyrazem twarzy. Można ją było zaliczyć do tego rodzaju kobiet, o których się mówi, że gdzie diabeł nie może, tam babę wyśle - właśnie taką babę jak Felek. Można ją było posłać naprawdę wszędzie czy dać udział w akcji. Potrafiła przemawiać takim tonem, że jej się nikt nie sprzeciwił. Choć była ubrana po kobiecemu, polecenia jej były zawsze wykonywane, mimo że nie posługiwała się "spluwą", którą zawsze ukrytą nosiła". fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 12, 2013, 16:07:20 ciąg dalszy ....
Zatrzymało go jej spojrzenie, bezczelne, trochę zalotne. Pasowało do pseudonimu wziętego z przedwojennego szlagieru o Felusiu Zdankiewiczu, chłopaku morowym, kozaku z warszawskiej Pragi. Ona też wyglądała na niezłego kozaka - w wojskowych spodniach wpuszczonych w oficerki, bluzie ściągniętej pasem i czapce nasuniętej zawadiacko na czoło. Przez ramię przewiesiła bojowo pistolet maszynowy, za pas zatknęła granat. Ktoś, pewnie dla draki przytroczył jej do paska niemiecki oficerski sztylet. Jeszcze bardziej zaintrygował go podpis pod zdjęciem: starszy strzelec Stefania Józefa Firkowska, pseudonim "Felek", żołnierz Armii Krajowej kapitana Józefa Wyrwy "Starego". Przecież to mój pułk przemknęło Darkowi Kunderze, żołnierzowi VI Brygady Powietrzno-Desantowej, prywatnie pasjonatowi historii II wojny światowej i instruktorowi w kieleckim Stowarzyszeniu Orląt Armii Krajowej. Dziwne, bo nikt z żyjących jeszcze partyzantów z 25 Pułku Piechoty Armii Krajowej nie wspominał mu o dziewczynie w stopniu starszego strzelca, a przecież takie nieprzeciętne postaci się pamięta. W oddziałach partyzanckich stopnie wojskowe nadawano kobietom prowadzącym komórki konspiracyjne, łączniczki zazwyczaj pełniły funkcje cywilne. Nie spodziewał się, że dotknął historii, która czeka na zakończenie od ponad 60 lat. U Wyrwy Niespełna 11-letni Irek Górski sadził za ciotką wielkimi krokami. Miała sprężysty, wytrenowany chód piechura, mocno ściskała w dłoni jego drobną rękę. Zmierzali do "pryjutu" - tak warszawiacy nazywali budynek w pobliżu dworca Wschodniego, gdzie w klitkach oddzielonych od siebie przepierzeniami z desek i szmat mieszkała cała "wojenna nędza" - wysiedleńcy, ludzie którzy w jednej chwili stracili dach nad głową. Ilekroć ciotka przyjeżdżała do Warszawy brała mnie ze sobą na przykrywkę, bo kobieta z dzieckiem budziła mniej podejrzeń. Chodziłem z nią na meliny, gdzie dostarczała meldunki. Miała kontakty z kwaterą główną Armii Krajowej, ale mnie zabierała tylko w takie miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc - opowiada Ireneusz Górski, dziś emerytowany budowlaniec. fot:Partyzanci Narodowych Sił Zbrojnych oddziału Józefa Wyrwy ps. "Stary" - na zdjęciu stoi w środku nad żołnierzem w hełmie, obok niego z prawej - Stefania Firkowska ps. "Felek", "Feluś", za nią podporucznik Tadeusz Bartosiak ps. "Tadeusz" (po wyzwoleniu "Wilk"). fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Partyzanci Narodowych Sił Zbrojnych oddziału Józefa Wyrwy ps. "Stary" - na zdjęciu stoi w środku nad żołnierzem w hełmie, obok niego z prawej - Stefania Firkowska ps. "Felek", "Feluś", za nią podporucznik Tadeusz Bartosiak ps. "Tadeusz" (po wyzwoleniu "Wilk"). fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 12, 2013, 19:46:16 ciąg dalszy....
Najdłużej w oddziale przebywała "Felek", gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Łączniczka, ...również w akcji nigdy nie nawaliła, umiała przemawiać takim tonem, że nie sposób był sprzeciwić się jej, kiedy pełniła podoficerską służbę, wysyłana do sołtysa po podwody, dogadywała się nie używając pistoletu, choć broń zawsze nosiła ze sobą... pisał o niej kapitan Józef Wyrwa "Stary", hubalczyk, dowódca oddziału wchodzącego w skład 25 Pułku Piechoty Armii Krajowej, działającego w okręgu kielecko-radomskim, w wydanych w 1991 roku w Londynie Pamiętnikach partyzanta. Wyrwa wspominał też o akcji na komendanta junaków w Opocznie, w której brała udział "Feluś". Mieli zdobyć broń i ubrania niemieckie. Nie wszystko poszło jak należy, wywiązała się strzelanina. "Felek" nie straciła zimnej krwi, wpadła do mieszkania, zapakowała niemieckie ciuchy do walizki, pistolet okręciła w koc i jak zwykła wiejska baba w zapasce, chustce na głowie, wymknęła się i przeszła z tobołem przez posterunki żandarmerii. fot:Partyzanci Narodowych Sił Zbrojnych oddziału Józefa Wyrwy ps. "Stary", omawianie meldunku przy szałasie, stoją od lewej: podporucznik Tadeusz Bartosiak ps. "Tadeusz" (po wyzwoleniu "Wilk"), Stefania Firkowska ps. "Felek", "Feluś" i osoba nieznana. 1944, Końskie - okolice fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Do oddziału Wyrwy trafiła za braćmi. Najstarszy z dziewięciorga rodzeństwa Firkowskich, Stefan był komendantem straży pożarnej w Rudzie Malenieckiej koło Końskich, skąd pochodziła cała rodzina. Założona przez niego jednostka miała swoje drugie życie - jako oddział stacjonarny Armii Ludowej. Niemcy aresztowali Stefana jesienią 1943 roku, zakatowali na posterunku gestapo w Radoszycach, jeszcze żywego zakopali w lesie za wsią. Stefania widziała to wszystko. Kilkanaście miesięcy później najęła furmankę, wykopała ciało brata i przeniosła do rodzinnego grobu. Drugi z braci - Jan - wstąpił do oddziału Narodowych Sił Zbrojnych, był w grupie likwidacyjnej, wykonującej wyroki na konfidentach niemieckich, zginął w zasadzce w lesie pod Fałkowem. Najmłodszy, Józef, został zamordowany w Sztuthoffie. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 12, 2013, 20:59:57 Ciąg dalszy.........
fot 1: Partyzanci Narodowych Sił Zbrojnych oddziału Józefa Wyrwy ps. "Stary", na zdjęciu wykonanym w miejscu postoju oddziału klęczy po środku Stefania Firkowska ps. "Felek", "Feluś". fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Stenia zostaw te partyzantkę, wszystkich mi was pozabijają - płakała nieraz mama. Stefa się tylko śmiała: Mamo, mnie nic nie będzie, ja mam szczęście - zapamiętała jej starsza siostra Kazimierz Cieślak, jedyna żyjąca dziś z rodzeństwa Firkowskich. Była niesamowicie odważna. Nie wiem, czy to się nie brało z brawury, czy naprawdę wierzyła, że nic się jej nie stanie - zastanawia się Ireneusz Górski, który całe życie bada historię ciotki, w swoim warszawskim mieszkaniu zgromadził już pokaźne archiwum. Jego matkę Lucynę uratowała z łapanki. Jechały pociągiem do Warszawy. Stefa wiozła dokumenty. Lucyna, jej siostra - szmugiel - pięciokilowy blok z masła z rozbitej przez partyzantów mleczarni. W nocy pod Skierniewicami Niemcy zatrzymali pociąg, wygarnęli wszystkich z wagonów na peron. Stój w cieniu, koło mnie, rób co każę - przykazała Stefa Lucynie. Kiedy pociąg ruszał, wepchnęła siostrę do wagonu i wskoczyła za nią. Tylko one dwie z całego składu dojechały do Warszawy. fot 2: Partyzanci Narodowych Sił Zbrojnych oddziału Józefa Wyrwy ps. "Stary", zdjęcie pozowane w miejscu postoju, siedzi Stefania Firkowska ps. "Felek", "Feluś". 1944, Końskie - okolice. fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Ireneusz Górski pamięta też, że ciotka dostarczała broń do oddziału: Potrafiła przewieźć ze Skarżyska na furze karabin maszynowy, przykryty derką. Ostatni raz widział ją zaraz po zakończeniu wojny. Przyjechała do Warszawy za swoim narzeczonym z oddziału - podporucznikiem Tadeuszem Bartosiakiem "Wilkiem" na zjazd byłych oficerów partyzanckich. Była u nas na obiedzie, mama mówiła, że by pryskali z Tadeuszem, bo zaczyna się czystka... Fot 3 : Nazwiska Stefanii Firkowskiej i Tadeusza Bartosiaka zapisane w księdze zapowiedzi ślubnych z kościoła w Końskich. Odszukanie tego dokumentu w kancelarii parafialnej na początku marca 2011 roku zajęło Ryszardowi Cichońskiemu około 4 godzin. Bliski rezygnacji, jako ostatnią wziął do ręki poszukiwaną księgę zapowiedzi z 1946 roku. Wcześniej, kilkanaście lat temu, oglądał zapis wraz z ks. Józefem Barańskim. Księga zapowiedzi ślubnych z 1946 r., Kolegiata pw. św. Mikołaja w Końskich, fot. KW Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 13, 2013, 06:47:55 Ciąg dalszy .....
Umarła wieś Dlaczego nikt jej nie szukał po wojnie, przecież byli żołnierzami Armii Krajowej, odgrzebywali dawne kontakty - zastanawiał się Darek Kundera "Orlik". Trop pojawił się w Stefanowie. Nie znajdzie się dziś tej wioski na mapie. Kiedy stały tu domy na porządnej podmurówce, była brukowana ulica, stawiane z kamienia piwnice, sady owocowe. We wrześniu 1944 roku kwaterował w Stefanowie 25 Pułk Piechoty Armii Krajowej z okręgu "Jodła", była strefa zrzutów alianckich. 26 września Niemcy przystąpili do operacji. Mimo, że dysponowali ponad 1200 żołnierzami obława skończyła się fiaskiem, stracili blisko 140 ludzi, tyle samo było rannych, po stronie polskiej poległo 15 partyzantów. Wieś została jednak częściowo spalona, mieszkańcy wycofali się z partyzantami do lasów przysuskich. Wrócili kilka miesięcy później, w 1945 roku odbudowali wieś. Władze komunistyczne nie darowały im niewłaściwych sympatii politycznych - w 1950 roku teren Stefanowa został włączony do poligonu Barycz. "Przyjechało wojsko i przez kilka dni wysiedlano wioski puszczańskie: Stefanów, Budy, Zapniów, Eugeniów. Ludzie rozpaczali, płakali, musiano ich siłą wyciągać z domów i ładować do samochodów. Przesiedleni zostali na "ziemie odzyskane" i zupełnie rozrzuceni, głównie po Pomorzu. Traktorami i czołgami rozwalano świeżo odbudowane domostwa, a teren zrównano - wspominał zmarły 10 listopada w Kielcach generał Kazimierz Załęski "Bończa", jeden z dowódców w 25 Pułku Armii Krajowej podczas bitwy Stefanowskiej. W stanie wojennym nazwa Stefanów ostatecznie znikła z map. W 1999 roku w umarłej wsi pojawili się młodzi ludzie ze Stowarzyszenia Orląt Armii Krajowej, zarośniętą drogę w lesie pokazał im generał Załęski "Bończa", honorowy prezes i opiekun stowarzyszenia. We wrześniu 2000 roku zorganizowali pierwszą uroczystość w rocznicę powstania Państwa Podziemnego, postawili tabliczkę: W tym miejscu była wieś Stefanów, zaprosili byłych żołnierzy 25 pułku i mieszkańców okolicznych wsi. Od tamtej pory spotykaliśmy się co rok. Któregoś razu, przy ognisku jeden z partyzantów przypomniał sobie o "Felusiu", padła nazwa Skotniki - opowiada Andrzej Karyś "Pomian" komendant Orląt. Fot : Stefania Firkowska, 29.10.1944, Końskie. Urodzona 20.09.1925 r. w Końskich, córka Jana i Marianny. Żołnierz oddziału Narodowych Sił Zbrojnych - AK Kpt. Józefa Wyrwy ps. "Stary" oraz łączniczka z dowództwem NSZ w Warszawie. Zamordowana przez Urząd Bezpieczeństwa przed Wielkanocą 1946 roku w okolicy Paradyża. Według zeznań naocznego świadka wyprowadzona z mieszkania sołtysa w Skotnikach przez grupę operacyjną UB z Końskich, kierowaną przez Stanisława Stonogę, i zgładzona w okolicach Wielkiej Wsi. Fot. Zakład Fotograficzny “Musielak", Końskie ul. Małachowskich 32. fot. udostępnił Ireneusz Górski i Ryszard Cichoński Porwanie Otwierać, bo wyłamiemy drzwi - w środku nocy ktoś załomotał pięściami do leśniczówki Bronisława Przymusa w Skotnikach. Czego chcecie, męża nie ma w domu, jestem sama z dziećmi - przerażona leśniczyna rozglądała się po izbie. Kilka tygodni wcześniej Przymusa i kwaterującego u nich Tadeusza Bartosiaka "Wilka" aresztował Urząd Bezpieczeństwa. Wtedy w leśniczówce zamelinowała się "Feluś". W styczniu 1945 roku jej oddział został rozbrojony w okolicach Radoszyc przez Armię Czerwoną. Kapitan Józef Wyrwa został aresztowany przez Rosjan, siedział w więzieniu kieleckim. "Feluś", którą ominęła konfrontacja z bolszewikami, pozostała w konspiracji. Prawdopodobnie dołączyła do organizacji Wolność i Niezawisłość. Po aresztowaniu Przymusa i "Wilka" przygotowywała ucieczkę narzeczonego z więzienia w Opocznie. W Wielkim tygodniu przed Wielkanocą 1946 roku wytropił ją Urząd Bezpieczeństwa. Mama otworzyła drzwi, do środka weszło dwóch mężczyzn po cywilnemu z pistoletami maszynowymi, trzech uzbrojonych zostało na zewnątrz. Złapali Stefę za ręce, stawiała opór, ale obezwładnili ją i wyprowadzili z domu. Poprowadzili w stronę drogi na Sulejów - zeznała później w śledztwie prowadzonym przez Instytut Pamięci Narodowej Teresa Nowak, córka Bronisława Przymusa, która była świadkiem uprowadzenia "Felusia". Wśród napastników rozpoznała funkcjonariusza Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Końskich. Ty wiesz, Stefa mi się dzisiaj śniła - przybiegła z samego rana do Kazimiery Cieślak jej siostra Marianna Cichońska. - No, mówię ci, śniła mi się jak tu stoję, powiedziała, że ją zabili i leży w ziemi za komórką i ustępem. Marianna pojechała do Końskich do Urzędu Bezpieczeństwa. Skierowano ją do rozpoznanego funkcjonariusza, ten powiedział jej o zabójstwie, którego dokonali... nieznani sprawcy. Marysia z mężem wsiedli na rowery i pojechali do Skotnik, rozpytywali ludzi, ale nikt nic nie wiedział. W końcu ktoś im powiedział za plecami, żeby lepiej wracali do domu, bo jeszcze i oni będą leżeć w ziemi jak Stefa - opowiada Kazimiera Cieślak. Próbowali załatwić sprawę urzędowo, matka "Felusia" pisała do Kancelarii Premiera. Dostała odpowiedź: Obywatel Firkowska, 17.09.1946. Proszę o powiadomienie jak została załatwiona sprawa ekshumacji zwłok córki w Ministerstwie Bezpieczeństwa. Jeżeli sprawy nie załatwiono i są trudności, proszę o nadesłanie jeszcze raz podania na imię Premiera - podpisał Michał Pankiewicz, szef sekretariatu premiera. Rok później z biura Prezydium Rady Ministrów przyszło pismo, w którym obywatelce Marii Firkowskiej zakomunikowano, że "jej córka Stefania, według otrzymanych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej wyjaśnień, nie była aresztowana przez organa Bezpieczeństwa Publicznego, lecz około Wielkanocy 1946 roku zabrana została przez niewykrytych czterech uzbrojonych osobników z mieszkania obywatela Przymusa w Skotnikach i odtąd ślad po niej zaginął. Przeprowadzone dochodzenie nie dostarczyło dowodów, aby podejrzany funkcjonariusz z Końskich brał udział w uprowadzeniu Firkowskiej Stefanii". - A tam nie brał, przecież ludzie widzieli go w nocy, przed leśniczówką. Mamusia chodziła, prosiła, panie, my nie chcemy zemsty, niech nam pan tylko odda ciało Stefy. Obraził się - Ja nic nie zrobiłem, ja jestem uczciwy człowiek. - O, żebyś ty był taki uczciwy - zaciska poskręcane reumatyzmem palce Kazimiera Cieślak. Śledztwo W 2002 roku Ireneusz Górski zwrócił się do Instytutu Pamięci narodowej z wnioskiem o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie zamordowania Stefanii Firkowskiej. Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej nie zdążyli już do podejrzanego funkcjonariusza "bezpieki", zmarł przed rozpoczęciem śledztwa. Jego syn zeznał, że ojciec dowiedział się od żony o uprowadzeniu "Felusia". Ponoć napad miał tło rabunkowe, bo Firkowska mogła mieć pieniądze przekazywane przez rząd londyński na działalność podziemia. Podał też wersję, że "Feluś" przekupiła kogoś w "bezpiece" w Opocznie, żeby załatwić ucieczkę więźniów, a ten bojąc się zdemaskowania, zabił ją - ucieczka z opoczyńskiego więzienia udała się następnego dnia. Prokuratorzy przekopali wszystkie dostępne archiwa w Łodzi, Kielcach, Warszawie, Krakowie. Nigdzie nie znaleziono żadnych akt w sprawie Stefanii Firkowskiej. Gdyby nie pisma z Kancelarii Premiera, nie mielibyśmy żadnego dowodu, że zbrodnia w ogóle się wydarzyła - mówi Ireneusz Górski. Bywają takie historie. Ta była szczególnie ciekawa i tajemnicza. No i ta dziewczyna, bardzo ładna - prokurator Jacek Kozłowski z oddziałowej Komisji Badania zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu przy Instytucie Pamięci Narodowej w Łodzi dobrze pamięta sprawę "Felusia". W toku śledztwa pojawiło się wiele wątków, między innymi, że Firkowska doniosła komuś wysoko postawionemu w Warszawie o metodach przesłuchań stosowanych wobec więzionych w opoczyńskim areszcie. Ubecy mieli mieć przez to kłopoty i w odwecie zemścili się na niej. Niestety, nie zachowały się żadne akta, zresztą, jeśli to był odwet, nie mogło być żadnych dokumentów. Ludzie, którzy mogliby mieć związek z tą sprawą już nie żyją. Uznałem, że była to zbrodnia komunistyczna, choć pewnie nigdy nie ustalimy, jaką rolę odegrał w niej podejrzany funkcjonariusz z Końskich i z kim działał. Górski niezależnie od śledztwa, szukał na własną rękę, jeździł do Skotnik, zostawił u proboszcza ogłoszenie z prośbą o pomoc w ustaleniu miejsca, gdzie zakopano ciało Stefanii, wypytywał ludzi w okolicznych wsiach. Nic, kamień w wodę. Udało mi się ustalić, że prawdopodobnie zastrzelono ją gdzieś pod Wielką Wolą w okolicach Paradyża. Ale kto ją tam znajdzie... mówi zrezygnowany. Dał zdjęcia "Felusia" z jej krótkim biogramem do Ośrodka KARTA. Niech chociaż będzie w książce - pocieszał się. Znalazły się wydanym w 2002 roku albumie Żołnierze wyklęci. Tam wypatrzył je "Orlik" Darek Kundera. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 13, 2013, 12:40:58 Ciąg dalszy .....
Rozpoznanie Pojechaliśmy do Skotnik na rozpoznanie - opowiada Andrzej Karyś "Pomian". Podczas letnich obozów "Orlęta" prowadzą kwerendę historyczną, pytają mieszkańców o wojnę, partyzantkę. Pracujemy w mundurach, żeby uniknąć anonimowości. Zresztą mundur i naszywka Armia Krajowa działa na starszych ludzi jak klucz do wspomnień zagrzebanych głęboko w pamięci. Idźcie do babci Lewinówki, jej ojciec był "narodowcem" - pokierował ich miejscowy kościelny. Władysława Kowalska, z domu Lewin, z początku bardzo ostrożnie opowiadała o wojnie, w pewnym momencie wyrwał się jej "Feluś". No była taka dziewczyna, miała narzeczonego "narodowca" - przypomniało się babci. Umówili się, że wrócą za parę dni. Starszym ludziom trzeba dać czas na odświeżenie wspomnień - tłumaczy "Pomian". Do wielu przeżyć nie wracali od kilkudziesięciu lat, my rzucamy hasło, a oni próbują w sobie odnaleźć odpowiedź. Za drugim razem babcia pamiętała lepiej: "Feluś" i ten jej narzeczony "Wilk" nie ujawnili się po wyzwoleniu, walczyli z komuną. Ją zabrali w nocy UB-owcy z leśniczówki w Skotnikach, wywieźli czarnym samochodem w stronę Dąbrowy nad Czarną. Sprzedała ją jedna rodzina. On też zginął kilka tygodni po niej. "Bezpieka" osaczyła go w okolicach Przedborza. Fot1: Skotniki nad Pilicą, 27.09.2009. Część rodziny Stefanii Firkowskiej przy odsłoniętej tablicy ku jej czci w 70 rocznicę powstania Podziemnego Państwa Polskiego. Jest to jedyne miejsce upamiętniające osobę "Felusia", żołnierza podziemia, której ciała nigdy nie odnaleziono. fot. udostępnił Ireneusz Firkowski Andrzej Karyś odszukał rodzinę "Felusia", poprosił o zgodę na dopisanie zakończenia jej historii. 21 września [2010 roku] w centrum Skotnik stanął pod okazałą lipą kamień podarowany przez jednego z mieszkańców wsi, gmina Aleksandrów dała samochód do transportu głazu, dyrektor miejscowej szkoły udostępnił salę na spotkanie. "Orlęta" ufundowały tablicę z marmuru. Z Końskich, Warszawy i Skarżyska-Kamiennej przyjechała rodzina Stefanii Firkowskiej. Kazimiera Cieślak, jedyna żyjąca siostra "Felusia", chwiejnym krokiem podeszła do kamienia. Łzy płynęły jej po twarzy. Ja nawet na czworakach bym poszła do grobu Stefy - mówi. Nie ma dla niej znaczenia, że grób siostry jest symboliczny. Teraz na Wszystkich Świętych będę miała gdzie postawić świeczkę, Stefa już będzie wiedziała, że to ode mnie. Ireneusz Górski wreszcie ma poczucie spokoju. Więcej chyba nie da się zrobić. "Orlęta" bardzo nam pomogły, sami nie bylibyśmy w stanie zorganizować takiego miejsca pamięci - przyznaje. Dopóki będę żył, będę przyjeżdżał do Skotnik na rocznicę Państwa Podziemnego. Czy pomnik "Felusia" nie przeszkadza nikomu w Skotnikach? A dlaczego miałby przeszkadzać? - dziwi się Andrzej Wołoszyn, dyrektor tutejszej szkoły. Przecież to dla ludzi lekcja historii. Takie sprawy trzeba pokazywać. My też palimy tam lampki. Fot 2: Skotniki nad Pilicą, 27.09.2009. W 70 rocznicę powstania Podziemnego Państwa Polskiego została odsłonięta tablica pamiątkowa poświęcona pamięci Stefanii Firkowskiej. Grupa inicjatywna: Stowarzyszenie Orląt Armii Krajowej z Kielc, kierowane przez pułkownika Andrzeja Karysia ps. "Pomian", Urząd Gminy w Aleksandrowie, społeczność, dyrekcja szkoły i młodzież ze Skotnik. fot. udostępnił Ireneusz Firkowski Kiedyś ludzie tłukli na tym kamieniu orzechy. Teraz mają kawałek prawdziwej historii o niezwykłej dziewczynie - Andrzej Karyś "Pomian" ma powód do satysfakcji. Dla "Orlika" Darka Kundery, który zagrzebał się w historii "Felusia", to niezwykła walka z czasem. Każdy ma w życiu coś do zrobienia. Po co szukać papierowych autorytetów, kiedy są prawdziwi ludzie, tylko trzeba ich pokazać. Kiedyś przeczytałem takie zdanie, że naród, który nie szanuje swojej historii nie różni się niczym od zwierząt. Koniec . Iza Bednarz [tekst ukazał się w Echo Dnia, Kielce] Temat: Hubalowym szlakiem Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 22, 2013, 20:07:14 Znalazłem dzisiaj w szpargałach pracę córki z lat szkolnych ..........
Znaczenie archeologii w badaniach nad dziejami i kulturą Celtów. Archeologia jest to stosunkowo młoda nauka, jej rozwój przypada na połowę XVIII w. (wykopaliska w Pompejach, Herkulanum). Jednym z pierwszych znanych archeologów nowożytnego świata był Johan, Joachim Winckelmann, który na podstawie własnych badań wydał dzieło '' O sztuce dawnych''. Drugim z bardziej znanych badaczy przeszłości był archeolog - amator Heinrich Schliemann (odkrywca Troi). Opierając się na wynikach badań archeologicznych możemy ustalić dzieje człowieka, który nas poprzedzał, jego działalność , środowisko w którym żył , jego myśli , określony sposób życia, podejście do problemu wiary,sztuki, architektury i śmierci. Możemy zadać sobie pytanie czy nauka ta nie pozwala nam tak naprawdę poznać siebie samych? Wiele jeszcze jest nieodkrytych zagadek, nierozwiązanych tajemnic i pytań bez odpowiedzi. Dlatego też archeologia jest tak fascynująca. Trudno powiedzieć w którym momencie i skąd pojawili się Celtowie. Można przyjąć, że źródłem ich ekspansji był obszar górnego Renu i Dunaju skąd lud ten rozprzestrzenił się po całej Europie. Celtowie zajęli dzisiejsze Niemcy, Francję , Belgię , Holandię, Luksemburg, Szwajcarię, Hiszpanię, Irlandię, Austrię , Czechy, Słowację, Węgry, Rumunię, Polskę, a nawet pewne obszary Rosji. Badania nad dziejami Celtów pozwalają nam twierdzić iż lud ten zajmował się nie tylko prowadzeniem wojen i poszerzaniem własnych terytoriów, lecz byli to też zdolni kupcy. Potwierdzają to znaleziska z rejonów zamieszkałych przez Celtów np. cyna, żelazo, złoto ,srebro , broń oraz wiele innych przedmiotów pochodzących z cywilizacji śródziemnomorskich, które musiały być importowane. Około 250r.p.n.e potęga tego ludu doszła do szczytu,ale już wkrótce Rzym złamał potęgę Gallów ( jeden z ludów Celtyckich). Powoli ,ale systematycznie rozpoczyna się romanizacja Celtów, tracą oni własny język przejmują od Rzymian łacinę , ich kulturę i obyczaje. Do dziś tylko na Wyspach Brytyjskich można usłyszeć ludzi mówiących odmianą języka celtyckiego . Dlatego też , tak wielkie znaczenie mają badania nad dziejami i kulturą Celtów , szczególnie w Europie Środkowej . Wyniki można porównać z poznawaną kulturą tego ludu na Wyspach Brytyjskich . Kolejnym ważnym aspektem w badaniach jest odnajdywanie śladów sztuki , architektury, rzemiosła. Podstawową umiejętnością Celtów był wytop żelaza i wydobycie soli. Wiedza metalurgiczna dawała olbrzymie możliwości w produkcji np. broni , narzędzi, ozdób , a tym samym możliwość handlu wymiennego. Wydobycie soli również miała duże znaczenie , gdyż sól w tam tym okresie uznawana była jako środek płatniczy. Możemy przypuszczać ,że kontakty handlowe pozwalały na rozwijanie się , kultury Celtów , zajmowanie nowych obszarów Europy, a także mieszanie z innymi grupami etnicznymi. Badania wykopaliskowe mówią nam o tym jak mieszkali Celtowie. O możliwościach ich technik budowlanych , architekturze i wiedzy jaką musieli posiadać do budowania swoich domostw. Najczęściej zamieszkiwali otwarte osady usytuowane na wzgórzach. W późniejszym okresie były to rozległe , umocnione warownie chronione wałami ziemno - drewnianymi lub kamienno- drewnianymi. Kilka takich warowi zostało odkrytych w Niemczech i w Czechach, w Szkocji i Irlandii ich nie odkryto. Celtyckie domy zazwyczaj budowano z drewna i były w kształcie prostokąta. Natomiast w Wielkiej Brytanii na wyspach Brytyjskich większość była budowana na planie koła. Świątynie budowano z kamienia wokół których budowany był wał ziemny na planie czworoboku. Przedmioty odnajdywane podczas badań związane ze sztuką i rzemiosłem to najczęściej rzeźby, naczynia gliniane , okucia tarcz mieczy i pochew,hełmy, uprząż,ozdoby. Rzeźby to najczęściej wyobrażenia ludzi o wyraźnie zarysowanej głowie. Odnaleziono też wiele form przedstawiające zwierzęta np. dziki, jelenie, byki i niedźwiedzie, występujące w mitologii celtyckiej. Wykonane rzeźby były najczęściej z drewna i z kamienia. Jeżeli chodzi o naczynia były one wielobarwnie dekorowane inkrustracją z koralu lub czerwonej emaili o motywach kół, spiral i wolut. Znajdywano również biżuterię, zapinki ( tzw fibule) pasy, naszyjniki, bransolety wykonane z pozłacanego brązu, złota lub z żelaza. Trzeba więc odpowiedzieć sobie na takie pytanie: Czy kultura Celtów i ich działalność polityczna miała wpływ na obraz dzisiejszej Europy ? Na to pytanie można odpowiedzieć częściowo poprzez badania archeologiczne . Na pewno Celtowie dali przykład późniejszym ludom germańskim , słowiańskim . Chciałabym przybliżyć trochę temat historii Celtów w Polsce i badań związanych z ich życiem na obecnym terenie naszego kraju. W Polsce podobnie jak i na świecie zaobserwować możemy coraz większe zainteresowanie owym ludem. Wynika to z pojawiających się od czasu do czasu informacji w mediach o odkryciach wykopaliskowych dotyczących Celtów. Wyniki badań zaowocowały stwierdzeniem wielu znanych archeologów stwierdza ,że Celtowie zainteresowani byli kontrolowaniem bursztynowych szlaków, dlatego też skolonizowali pewne obszary między Sudetami i Karpatami , a wybrzeżem Bałtyku. Przeniknęli z południa na obszar dzisiejszej Polski. Wpływ wysoko rozwiniętej cywilizacji Celtów na naszych ziemiach jest bardzo wyraźny w materiałach archeologicznych. Miejscowe plemiona starały się sąsiadować z przybyszami , wykazują chęć naśladowania wyrobów ( możemy zaobserwować to w naczyniach i ozdobach). To Celtowie przynieśli na ziemie polskie umiejętność pozyskiwania i obróbki żelaza, stosowali koło garncarskie, produkowali szkło, mieli własną monetę. Jednym z najbardziej znanych miejsc na terenie Polski, gdzie odkryto pracownie obróbki bursztynu to Wrocław - Partynice. Odkryto tam podczas wykopalisk półtorej tony bursztynu z okresu I w. p. n. e. Widać więc jak byli zorganizowani i jak korzystali ze szlaków komunikacyjnych. Szlaki tych wędrówek można zrekonstruować na podstawie badań archeologicznych miejsc i znalezisk , które pozostawili Celtowie na tych szlakach. Najczęściej są to ozdoby, złote i srebrne monety. Początki metalurgii żelaza na naszych ziemiach to II -I w .p. n. e. i należy go wiązać z oddziaływaniem Celtów . Przyczynili się oni do powstania dużego ośrodka hutniczego w Górach Świętokrzyskich i Brwiniowie. Na tych terenach znajdywano niekiedy elementy uzbrojenia. Jednym z ważniejszych znalezisk był hełm wojownika celtyckiego, żelazny nuż , miecz, grot włóczni , okucie tarczy , zapinkę i ceramikę znalezionych podczas badań wykopaliskowych w Siemiechowie w województwie Sieradzkim. Pozostałości osadnictwa potwierdzają też wykopaliska w rejonie Góry Ślęży -szczyt tej Góry otoczony jest kamiennym wałem, tworzącym nieregularny okrąg. Na zboczach Góry odnaleźć można szereg wykutych w skale ukośnych krzyży - Celtycki symbol słoneczny. Największymi pozostałościami sanktuarium na Ślęży są kamienne rzeźby przedstawiające dziki oraz tzw. panna z rybą , mnich i grzyb. Innymi miejscami jest Płaskowyż Głubczycki , Małopolska ( okolice Krakowa) , Kalisz i niektóre tereny Kujaw. Dzięki wykopaliskom na tych terenach możemy poznać nie tylko kulturę i sztukę dawnych Celtów ,ale także różne umiejętności którymi posługiwali się w codziennym życiu. Wytwarzanie i obróbka metali przyczyniła się do ich sukcesów militarnych , a także na zreformowanie rolnictwa ( używanie żelaznych radeł, żarna obrotowe),używane przez Celtów narzędzia kowalskie pozostały w niezmienionej formie po dziś dzień. Po za tym na Śląsku odnaleziono pozostałości osady rzemieślniczej i dużą liczbę grobów celtyckich w Nowej Cerekwii. I tu ciekawostka ponieważ w tym miejscu były prowadzone kilka razy wykopaliska. Najpierw Niemcy przed II wojną światową , a później Polacy między 1957, a 1973 rokiem prowadzili tam badania. Podczas tych wcześniejszych badań odnaleziono w sumie 3 monety oraz liczne przedmioty codziennego użytku, biżuterię i pozostałości półziemianek. Myślano ,że osada celtycka w Nowej Cerekwii nie ma już żadnych tajemnic. Niewiarygodne było więc odkrycie skarbu monet celtyckich. Odkryto 69 monet w tym 17 złotych. To największy odkryty do tej pory zbiór monet na terenie naszego kraju. Na terenie Małopolski również znajdowano ślady osad celtyckich. Niektórzy archeolodzy wskazują na istnienie oppidów celtyckich na tych terenach , np. grodzisko w Tyńcu, dwa grodziska w Podegrodziu, w Poznachowicach Wielkich i Maszkowicach. Jednak są to tylko hipotezy nie poparte dowodami. Po za tym ślady bytności Celtów na ziemiach polskich można dostrzec w folklorze , w legendach i podaniach historycznych. Dziedzictwo archeologiczne jest nieodnawialnym bogactwem kulturowym pozostawionym nam przez ludy zamieszkujące niegdyś naszą ziemię. Jednym z głównych zadań archeologii jest odszukiwanie, badanie i zabezpieczanie stanowisk archeologicznych przed zniszczeniem . Jednym z zagrożeń dla stanowisk są amatorzy skarbów , rabusie, którzy z chęci zysku rozkopują te stanowiska i niszczą bezpowrotnie ważne odcinki badań. Najgorszym jest to ,że niszczą oni kontekst kulturowy wybierając z ziemi jedynie cenne w ich mniemaniu, pozbawiając nas wielu cennych informacji o życiu ludzi przed tysiącami lat. Ogólnie można nazwać to już plagą i naprawdę trzeba zacząć przeciwdziałać takiemu postępowaniu wprowadzając zmiany w prawodawstwie polskim. Podsumowując tę pracę chce podkreślić ,że znaczenie badań nad dziejami Celtów jest bardzo ważne szczególnie w naszym kraju. Osobiście interesuje się tymi zagadnieniami i miałam zaszczyt brać w zabezpieczaniu wczesnośredniowiecznego stanowiska archeologicznego jako pomocnik - amator. Być może nie ujęłam wielu ważnych aspektów dotyczących życia dawnych Celtów , ale chodziło mi głównie o odpowiedź na najważniejsze pytanie. Czy te badania mają sens , czy warto je wspierać i co należy zrobić , aby chronić nasze dziedzictwo kulturowe. Kiedyś chciałabym pracować jako archeolog . Dziś patrząc na to co się dzieje w tym środowisku , pozostanę przy mojej pasji . Joana20 Bibliografia: Bahn Paul - Archeologia Corradini Nathalie - Encyklopedia Odkrycia Młodych . Zeszyt numer 12. Cunliffe Barry - Starożytni Celtowie Gąssowski Jerzy - Mitologia Celtów Hensel Witold - Archeologia żywa Kobielska Barbara - Cenne, bezcenne, utracone , numer 2,kwiecień 2002. Kozłowski Januszu i Stefan - Człowiek i środowisko w pradziejach. Magazyn historyczny mówią wieki. Schlette Friedrich - Celtowie Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 05, 2013, 06:17:39 Bardzo fajny artykuł pana Nawrockiego , wspominający ślady Napoleona w moich najbliższych stronach...
Adamów k. Żarnowa, "kapliczka napoleońska" Tuż obok południowej granicy powiatu opoczyńskiego i gminy Żarnów, w lesie znajdującym się niedaleko wsi Adamów i rzeki Czarnej - znajduje się taka oryginalna kapliczka, wykonana z polnych kamieni, które wieńczy krzyż. Według miejscowej tradycji, została ona wzniesiona na początku XIX wieku w miejscu pochówku żołnierzy napoleońskich. Według lokalnych przekazów, francuscy żołnierze wracający wycieńczeni z przegranej kampanii rosyjskiej, postanowili tutaj odpocząć i usnęli. W nocy chwycił siarczysty mróz, który spowodował zamarznięcie śpiących żołnierzy i doprowadził wszystkich do śmierci. Na pamiątkę tego wydarzenia, wzniesiono ową kapliczkę, którą przed laty opiekował się miejscowy nauczyciel i społecznik Tadeusz Niemira. Od tamtego czasu miejsce określane jest przez miejscowych nazwą "Francuzy". fot:1-Adamów koło Żarnowa "kapliczka napoleońska". Według miejscowej tradycji, została ona wzniesiona na początku XIX wieku w miejscu pochówku żołnierzy napoleońskich. Informację o kapliczce odszukałem w listopadowym (2008 r.) numerze Nicolausa - kwartalnika parafii św. Mikołaja w Żarnowie. Sama kapliczka jest dość trudna do odnalezienia. Spotkałem ją na szlaku z Marcinkowa do Adamowa - leśnej utwardzonej drodze, tuż przed Adamowem, po prawej stronie drogi. ...Powszechnie znany związek Napoleona z Marią Walewską spowodował, że na tutejszych ziemiach głośno było o rzekomych, regularnych przyjazdach cesarza Napoleona Bonaparte do pałacu [sic! dworu w Trojanowicach]. Mało tego, nawet zabytkowa kamienna ławka stojąca w zdewastowanym (niestety) choć bardzo urokliwym parku podworskim, przez miejscowych określana jest mianem "ławki Napoleona". Mimo upływu prawie dwóch wieków, zachowany został układ "romantycznych alejek", stawów oraz fragmenty zabytkowego drzewostanu. W parku podziwiać jeszcze można aleję wysadzaną bukami i grabami. Mimo iż prawdopodobnie pogłoski o pobycie Napoleona stanowiły czystą fantazję, jednak budzą one pozytywne emocje w lokalnej społeczności żarnowskiej. Związane jest to również z zapomnianymi, a obecnie trudnymi do zlokalizowania mogiłami żołnierzy francuskich, znajdującymi się w okolicach Marcinkowa. Francuzów pochowano w 1813 roku podczas odwrotu przegranej wojny przeciwko Rosji. W 1963 roku w 150. lat owych wydarzeń żołnierskie groby odwiedził ambasador francuski w Polsce. Ponadto w okolicach Żarnowa (miedzy innymi w Adamowie) znajduje się kilka kapliczek przydrożnych, których powstanie datuje się na I połowę XIX wieku. Noszą one nazwę napoleońskich. Prawdpodobnie powstały jako wyraz nadziei włościan na odzyskanie niepodległości (między innymi przy pomocy wojsk Napoleona) i uwolnienia Polski spod okupacji państw zaborczych... Krzysztof Nawrocki, Żarnów wczoraj i dziś, Końskie 1999 fot:1-Adamów koło Żarnowa "kapliczka napoleońska". Według miejscowej tradycji, została ona wzniesiona na początku XIX wieku w miejscu pochówku żołnierzy napoleońskich. fot:2-Adamów koło Żarnowa - na szlaku z Marcinkowa do Adamowa - leśnej utwardzonej drodze, tuż przed Adamowem, po prawej stronie drogi znajduje się kamienny słup zwieńczony niegdyś krzyżem z 1918 roku. Dużo więcej winni wiedzieć “leśni ludzie" - jak spotkam ich na szlaku zapewne dowiem się więcej. fot:3-4-Trojanowice koło Żarnowa. Park z I połowy XIX wieku - zachowane fragmenty ścian dawnych zabudowań (dworu lub oficyny) Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 21, 2013, 19:37:43 Nasze muzeum w Końskich. Drejdel z ulicy Krakowskiej W związku z charakterem mojej pracy, często mam do czynienia z różnymi pracami ziemnymi, wykopami, przewiertami i rozbiórkami. Zdarza się, że podczas wykonywania np. przyłącza wody lub kanalizacji, pod łyżką koparki czy łopatą ukaże się kawałek historii. Często są to rzeczy zardzewiałe i zniszczone, ale z duszą. Przecież ktoś kiedyś używał tego sprzętu, nosił kurtkę z tym guzikiem. Po odkryciu takich starych przedmiotów, dotykam prawdziwej historii. Czasem zdarzy się odnaleźć naprawdę ciekawe przedmioty. Wszystkie zgromadzone rzeczy zostały częściowo przekazane już do Muzeum w Markach, Muzeum Orła Białego w Skarżysku, sporo przedmiotów czeka na skatalogowanie i przekazanie do Muzeum Koneckiego, które obecnie znajduje się w piwnicach, garażach i domach pasjonatów. Tak, nie ma naszego muzeum, nie ma na razie miejsca. Pamiątki by się znalazły, myślę że i chętnych do obejrzenia zbiorów było by wiele. Musimy jeszcze poczekać. W ostatnim czasie wykonywałem prace przy budowie kanalizacji w okolicy ul. Krakowskiej przy budowanym rondzie Gimnazjalna - Kielecka - Krakowska. Podczas prac ziemnych zostało odnalezione kilka przedmiotów z minionych okresów, a związanych z naszym miastem. Założyciel i twórca strony www.konskie.org.pl poprosił o pokazanie na stronie fotografii z opisem znalezionych przedmiotów. Pogoda była okropna , padał deszcz ze śniegiem i wiał zimny wiatr. Opatulony w ciepłą kurtkę obserwowałem ruchy koparki, grzebiącej na ponad cztery metry głębokości. Po wykonaniu wykopu chodziłem wokół hałdy ziemi i wypatrywałem nienaturalnych przebarwień gruntu. Znalazłem kilka grudek ziemi a w nich przedmioty metalowe. Fotografia przedstawia znaleziony bączek żydowski - drejdel. Drejdel (w jidysz, po hebrajsku: sewiwon), to czteroboczny bączek z pojedynczą literą hebrajską po każdej stronie. Gra w drejdel jest tradycyjną rozrywką w święto Chanuka w kręgu rodziny i znajomych. Przed powstaniem państwa Izrael w roku 1948 na wszystkich drejdlach znajdowały się litery: nun, gimel, hej i szin, które są pierwszymi literami słów w zdaniu: nes gadol haja szam (wielki cud stał się tam). Dziś w Izraelu na drejdlu znajdują się litery: nun, gimel, hej, pej, które są pierwszymi literami słów w zdaniu: nes gadol haja po (wielki cud stał się tu). Drejdel jest słowem języka jidysz pochodzącym od niemieckiego słowa: drehen (wymawianego: drejen), które oznacza obracać.\ fo.1:Końskie, ul. Krakowska (okolice budowanego ronda ul. Kielecka - Krakowska - Spacerowa - Gimnazjalna) Taka piękna chałupa (pochodząca zapewne z początku XX w.) ujawniła się przy ul. Krakowskiej podczas budowy ronda. Proszę zwrócić uwagę na konstrukcję wieńcową (na zrąb - tu bez ostatków). Fot KW. fot2:Drejdel znaleziony w Końskich, ul. Krakowska, 2013 rok. Wykonany z białego, miękkiego metalu, wysokość całkowita ok. 31 mm. Fot KW. Radosław Nowek Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Kwiecień 22, 2013, 05:49:11 Szkoda tylko że władze powiatowe i gminne nie myślą o lokalu na Muzeum Koneckie . Jakieś trzy lata temu dali pozwolenie na wyburzenie XVIII wiecznej kamienicy , gdzie znajdowało się część eksponatów . Teraz te eksponaty popakowane są w worki i leżą po garażach i piwnicach .
Oj nie ma gospodarza .......... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: xen Kwiecień 22, 2013, 20:33:49 Nie czuć pieniądza to i gospodarza nie ma... :/
Taki kraj [skrzynia] Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 25, 2013, 06:42:21 ' Carska Górka " W 2007 roku w okolicach Fałkowa , dokładnie między Zbójnem a Wyszyną Fałkowską prowadziłem prace związane z przyłączeniem wody do mieszkania . Jak zwykle porozmawiałem z właścicielami na tematy związane z historią okolicy . Okazało się że dziadek pana Wiesława ( pan Wiesław lat 72 ) opowiadał o obozie i małym szpitaliku polowym na pobliskiej "górce" w którym stacjonowali żołnierze Rosyjscy . Podobno było tam trochę Polaków . Od lutego 1915 r do lipca tego samego roku szpitalik i zaplecze medyczne funkcjonowały w spokoju . Patrole konne i piesze , a także stanowiska ogniowe przypominały o wojnie , poza tym panował spokój . Niektórzy ranni umierali i chowani byli na cmentarzu w Fałkowie . Podobno przez ten mały obóz na tyłach frontu przewinęło się wiele wojska . Zaopatrywano się tu w amunicję , żywność i doraźnie leczono . Po tych rewelacyjnych wiadomościach , poszedłem obejrzeć miejsce zwane "carską górką " . Ukształtowanie i ślady w terenie rzeczywiście wskazywało na możliwość istnienia tutaj obozu wojskowego . Użyłem detektora metalu z nadzieją że znajdę jakiś guzik pułkowy . I rzeczywiście , po kilku łuskach typu mosin z biciami 1905 rok , trafiłem na guzik grenadierski , bez oznaczenia pułku . Po kolejnym sygnale spod saperki wyjrzało coś żółtego . Była to metalowa taśma do obszywania pagonów w zadziwiająco dobrym stanie . Ale to nie wszystko , obok wyszły resztki całego pagonu z pięknym monogramem i koroną . Dalej pokazał się tak zwany " licznyj znak " , czyli nieśmiertelnik wojskowy oznaczający numer żołnierza i jednostkę . Ponieważ znam kilku naprawdę dobrych specjalistów w dziedzinie armii carskiej , szybko przesłałem zdjęcia w celu identyfikacji jednostki wojskowej . Odpowiedź dostałem bardzo szybko i co mnie zdziwiło z Białorusi . "Monogram z pagonu wskazuje na 6 Taurydzki Pułk Grenadierów Generała-Feldmarszałka Wielkiego Księcia Michaiła Mikołajewicza " . Licznyj znak potwierdza że to ten sam pułk 6 rota ( kompania) Taurydzkiego Pułku Grenadierów . Najdziwniejsze jednak było to że kolega z Białorusi żywcem chciał pozyskać ode mnie te pamiątki . O żadnej sprzedaży nie mogło być mowy , gdyż wszystkie znaleziska trafiają do depozytu muzealnego . Jednak ten człowiek nie odpuszczał . Zaciekawiony tym spytałem wprost dlaczego tak mu zależy na zdobyciu tych kilku rzeczy ? Napisał że jego przodek walczył w tymże pułku w bitwie Łódzkiej na przełomie 1914-1915 roku , a z tej jednostki przeżyło tylko 15 ludzi i wszyscy byli ranni . Nie wiadomo czy te drobiazgi należały do niego , ale to byłaby jedyna pamiątka po przodku . Okazało się że pan Igor jest lekarzem , zajmuje się hobbystycznie historią armii carskiej . Przemyślałem temat i postanowiłem przekazać te rzeczy Białorusinowi . Chciałem wysłać pocztą , ale Igor kategorycznie zaprzeczył i zapowiedział przyjazd . Rzeczywiście po jakimś tygodniu pojawił się i odebrał znaleziska . Spotkaliśmy się tylko w przelocie w Kielcach . Pan Igor przybył tu służbowo ,a ja po prostu podjechałem . Szkoda że nie było okazji dłużej porozmawiać . W zamian za drobiazgi dostałem prezent i po kilkunastu minutach musieliśmy się pożegnać . Ciekawy wiedzy tego człowieka i historii opowiedzianej o przodku , napisałem do Igora wiadomość . Napisałem jedną , drugą i jeszcze kilka . Niestety nie otrzymałem odpowiedzi . Nazwiska nie znałem gdyż posługiwaliśmy się nickami z sieci . Zadawałem sobie pytanie , czy zostałem oszukany ? czy te drobny rzeczy miały jakąś wartość ? A może Igor po prostu nie chciał się kontaktować . Żałuję tylko jednego , że nie zrobiłem lepszych zdjęć tych znalezisk . Dysponuję tylko kilkoma fotkami z telefonu . Mimo wszystko dość ciekawa i tajemnicza historia . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Maj 09, 2013, 10:00:52 Wczoraj dowiedziałem się że bohater artykułu " urodziłem się drugi raz " , pan Józef Młodawski zmarł miesiąc po naszej rozmowie .
Zdałem sobie sprawę że coraz więcej ludzi pamiętających czasy II WŚ , odchodzi . Cieszę się że z Pavelockiem zdążyliśmy jeszcze porozmawiać z tym ciekawym człowiekiem . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Czerwiec 02, 2013, 13:20:12 Produkcja orzełków 1943, 1944. Kornica k. Końskich Fot1. Orzełek do czapki żołnierza Batalionów Chłopskich z kieleckiego. Orzełek został wykonany w czerwcu 1943 r. w warsztacie kowalskim Ludwika Piwowarczyka w Korytnicy [sic! - Kornicy] pow. konecki, woj. kieleckie przez Ignacego Grochulskiego- członka plutonu BCh w Korytnicy [sic! - Kornicy]. Ignacy Grochulski wykonał około 400 tych orzełków, które rozprowadzono wśród członków Batalionów Chłopskich. Orzełek wykonany z blachy aluminiowej przedstawia orła pod korona z rozpostartymi skrzydłami umieszczonego na zwieńczeniu tarczy obronnej. Orzełek wykonany według wzoru orzełków używanych w WP wg wzoru 1927 roku. Opis z karty katalogowej Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Nietypową formą działalności podziemnej była w późniejszych latach okupacji, produkcja orzełków do czapek dla oddziałów AK i BCh. Prowizoryczna odlewnia znajdowała się w kuźni u Ludwika Piwowarczyka ps. "Oracz". Produkcją zajmowali się: Stanisław Piwowarczyk ps. "Muchomor", Józef Słowiński ps. "Błysk" i Ignacy Grochulski. Produkcja orzełków trwała od marca do sierpnia 1944r. W sumie wykonano kilkaset odlewów. Niezbędny sprzęt odlewniczy i odpowiednie materiały z fabryki Herzfeld-Victorius, dostarczył Mieczysław Szczygieł ps. "Klon", mieszkaniec Końskich. Złom cynkowy jako materiał odlewniczy był pozyskiwany ze składowisk niemieckich naczyń. Jeden z nielicznych zachowanych egzemplarzy znajduje się obecnie w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Fot 2 Stanisław Piwowarczyk. ps. "Muchomor". Józef Słowiński ps. "Błysk". Ludwik Piwowarczyk (rozstrzelany w Baryczy 23 września 1943). Fot. zamieszczone w książce Marka Piwowarczyka, Kornica. Fotografie zamieszczone w książce Marka Piwowarczyka, Kornica. Również w tej samej kuźni i w tym samym czasie, uruchomiono produkcję tzw. kolczatek, które rozrzucane na drogach powodowały przebicie opon samochodowych. Wyprodukowano także kilkaset butelek zapalających z benzyną. Marek Piwowarczyk [w: Marek Piwowarczyk, Kornica, Końskie 2000] Fot.3- Kornica k. Końskich. Zabudowania gospodarcze kowala Ludwika Piwowarczyka. Po prawej stronie znajdowało się zadaszenie kuźni. Fot. KW Poszedłem tropem informacji, którą podał Marek Piwowarczyk. Zapytałem pracowników w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie o fotografię przekazanego orzełka. Odwiedziłem miejsce, w którym orzełki wykonywano. Rozmawiałem z paniami: Teresą Nowak córką Ludwika Piwowarczyka i Józefą Słowińską z domu Piwowarczyk (95 lat). Staruszka pomimo wieku ma dobrą pamięć; nie jest natomiast możliwe doprecyzowanie szczegółów wykonywania orzełków. [Pani Józefa wspomniała nazwisko kowala Łabędzkiego, który orzełki odlewał]. Fot.4- Zaświadczenie o przekazaniu do MWP w Warszawie orzełka wyprodukowanego na terenie Kornicy. Fot. zamieszczona w książce Marka Piwowarczyka, Kornica. Fot 5-. Karta katalogowa znajdująca się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Informacje z muzealnej karty katalogowej różnią się nieco od przekazanych w książce. Zakładam, że produkowano orzełki do czapek aluminiowe i cynkowe, w zależności od posiadanego materiału. A może czytelnicy strony podadzą więcej szczegółów, może odnajdą orzełki cynkowe? KW Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 03, 2013, 17:42:11 „Werlasowa Opowieść „
W Bieszczady trafiłem pierwszy raz w początku lat 80-tych z wycieczką szkolną . Mało tak naprawdę pamiętam z tamtej wizyty , gdyż był to czas popijania piwka czy innego napitku , oraz podrywanie dziewcząt . Wtedy tak przeżywało się wycieczki . Po wielu latach , w roku 2009 , zjawiłem się w Bieszczadach już ze swoją rodziną . Zamieszkaliśmy w Wołkowyi , skąd można było wyruszyć w każdy ciekawy rejon Bieszczad . Wykrywacz oczywiście miałem ze sobą , ale pomimo pewnych wiadomości , map i prób rozeznania w terenie , Bieszczady zdawały się niedostępne . Przy końcu urlopu dogadałem się z moim gospodarzem w sprawie wyjazdu na poranne safari fotograficzne i od słowa do słowa weszliśmy na tematy historyczne . Popytałem o miejsca potyczek i bitew . Okazało się że pan Hubert jest myśliwym i przewodnikiem turystycznym przy wypadach autami terenowymi w trudne rejony gór . Opowiedział mi o kilku miejscach gdzie kiedyś były wsie , po wojnie wysiedlone lub spalone w walkach z UPA . Opowiedział mi również o miejscu niedaleko Bukowca , w trudno dostępnym terenie , gdzie tropiąc zwierzę natrafił na porzucony sprzęt wojskowy . Było tego bardzo dużo . Oprócz amunicji karabinowej i łusek większego kalibru , widział sporo długiej broni , austriackiej i rosyjskiej , a także kilka bagnetów . Część sprzętu leżała w potoku , część wystawała spod ściółki i liści . To co wystawało na wierzch porośnięte było grubą warstwą mchu . Spytałem , jak dawno temu odkrył to zrzutowisko ? Okazało się że jakieś trzy lata temu . Była więc spora szansa że nikt nie trafił na to miejsce , tym bardziej że leżało to tam ponad 90 lat . Pomimo kończącego się urlopu postanowiłem dotrzeć do tego miejsca . Umówiłem się z p.Hubertem i czekałem niecierpliwie na wyjazd . Pech chciał że zaczął padać deszcz , i to deszcz tak rzęsisty , iż nie pozwalał na eskapadę w góry . Czas pobytu dobiegł końca . Umówiłem się z gospodarzem na wyprawę za rok i pożegnałem Bieszczady z nadzieją na spore odkrycia w kolejnym sezonie . Minęła zima 2009/2010 . Zadzwoniłem do p. Huberta i telefonicznie zarezerwowałem pokój na drugą połowę czerwca . Po drodze , w długi majowy wekend wyskoczyłem na kilkudniowy zlot poszukiwaczy do Gorlic . Bardzo fajna impreza , ludzie z całej Polski i wieczory pełne opowieści o odkrytych i nieodkrytych skarbach . Po którejś tam kiełbasce z ogniska i piwku , z moich ust popłynęła opowieść o przyszłym odkryciu zrzutowiska w Bieszczadach . Przyszedł czas i znów zawitałem w Wołkowyi . Po serdecznym przywitaniu z gospodarzem , od razu chciałem umówić się na wyprawę w góry . Pan Hubert zmroził mnie jednak stwierdzeniem , że nie ma już po co tam jechać -” Przecież pańscy koledzy przyjechali tu pod koniec maja , trafili do mnie i poprosili o pokazanie miejsca . Nie umawialiśmy się że ma to być tajemnica . Kilka dni tam jeździli wypożyczonym samochodem terenowym . Byli bardzo zadowoleni . Ja się tym zbytnio nie interesowałem , gdyż przygotowywałem pokoje do zbliżającego się sezonu . Wiem tylko że znaleźli sporo bagnetów , odznaczeń i klamer , bo o tym mówili cały czas . „ Tak to właśnie długi język pozbawił mnie przeżycia silnych emocji . Szkoda , ale życie idzie dalej , postanowiłem nie odpuszczać i szukać dalej . Pan Hubert zajęty był organizowaniem safari dla turystów , dlatego też postanowiłem sam pogmerać w różnych rejonach Bieszczad . W jednej z knajpek zagadując miejscowego typka o jakieś okopy czy inne informacje dotyczące I Wojny Światowej , dowiedziałem się od ludzi lasu , że w pobliskiej miejscowości Rajskie , podczas pracy spychacza trafiono na nieoznakowaną mogiłę . Wyrwano z ziemi szczątki rosyjskich żołnierzy . Jeden z pracowników wziął sobie na pamiątkę klamrę i orła . Po kilku dniach i nieprzespanych podobno nocach przywiózł te pamiątki z powrotem i zakopał w miejscu nowej mogiły . Reszta oczywiście śmiała się z delikwenta i z faktu że go straszyło . Droga dla leśnictwa robiona była w 2008 roku . Miałem jednak nadzieję , że w pobliżu odnalezionej mogiły była jakaś potyczka i będę mógł pochodzić z wykrywaczem . Na drugi dzień pojechałem do Rajskiego i próbowałem c.d.n...................... Fot.1. Wołkowyja z gospodarzem p.Hubertem ( z lewej ) Fot.2 . Miejsce w okolicy Bukowca , przeszukane przez kolegów z Gorlic Fot.3. Okolice Rajskiego Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 04, 2013, 17:53:00 ciąg dalszy .....
znaleźć miejsce według narysowanej mapki w knajpce . Nie mogłem znaleźć tego miejsca , dlatego postanowiłem poszukać leśniczego . W biurach leśnictwa Rajskie zastałem podleśniczego , z którym zamieniłem kilka zdań na interesujący mnie temat . Oczywiście potwierdził opowieść z knajpki i pokierował mnie dokładnie na miejsce . Na moje pytania dotyczące możliwości poszukiwania z detektorem w okolicy , stwierdził , że w razie czego to on nic nie wie , nie może mi wydać żadnego pozwolenia , a leśniczy obecnie jest na urlopie . Zaopatrzony w takie decyzje i wiadomości ruszyłem w kierunku wyznaczonego miejsca . Duży grab , po lewej stronie krzyż otoczony metrowym płotkiem z oskurowanych balików . Chwila zadumy przy mogile . Rozejrzałem się wokół i zacząłem szukać miejsca gdzie ewentualnie mogła rozegrać się potyczka . Dookoła las , gęste krzewy i wysokie trawy . Po drugiej stronie leśnego duktu niewielka polana i ostro wychodzące ku górze zarośnięte drzewami zbocze . Słyszę auto , więc pomny na słowa podleśniczego chowam sprzęt w trawie i przyglądam się na mogiłę . Samochód zatrzymuje się przy mnie i wysiada z niego czterech gości . „ Pan Podleśniczy dzwonił co jakby my wracali to mamy zajrzeć żeby panu pokazać to miejsce . Ale panie , jak my te trupy tu wyorali , to się naokoło rozeszło . Przyjechały z Sanoka i Przemyśla z wyszukiwaczami ( używam oryginalnych słów) i łazili tu tydzień a może i dłużej . Po prostu kopali wszystko , ale było tylko trochę łusek i guzików . Podobno ktoś znalazł szablę i trochę monet .” Rozczarowany świeżymi wiadomościami o przerytym stanowisku , postanowiłem nie odpalać sprzętu i wróciłem do pokoju . Okazało się że dobrze zrobiłem , gdyż leśniczy dość wrogo nastawiony był do poszukiwaczy . Podobno ktoś w nocy chciał rozkopać oznaczoną mogiłę i to przeważyło szalę niechęci . I tak kolejny urlop dobiegł końca , a ja znów na „czysto” . Jednak w trakcie mojej eskapady po Bieszczadach , trafiłem do miejscowości Werlas . Niewielka wioska położona na półwyspie rozdzielającym dwie główne odnogi Zalewu Solińskiego , licząca obecnie około 100 mieszkańców . Miejscowość jest trochę rozwleczona , ale widoki rozciągające się z najwyższych wzniesień , lasy obfitujące w grzyby i plaże jeziora odcisnęły na mnie niezapomniane wrażenia . Postanowiłem kolejny urlop spędzić właśnie na cyplu Werlas . Aby zorientować się w możliwościach wynajmu domku jak najbliżej wody , pojechałem do jedynego sklepu w wiosce . Okazało się że dobrze trafiłem . Pani Alina , właścicielka sklepu okazała się bardzo sympatyczną i kontaktową osobą . Dała mi sporo kontaktów , poinformowała kiedy , gdzie i na co najlepiej połowić ryby w jeziorze . Tak nam się miło gawędziło że rozmowa zeszła na interesujące mnie tematy historyczne . I tu zaskoczenie , bowiem pani Alina sporo wiedziała na temat historii Werlasu . Okazało się że to osoba zaangażowana w życie wioski , jest radną i naprawdę działa w interesie ludzi z okolicy . Obiecała mi spotkanie z najstarszym mieszkańcem Werlasu , panem Mieczysławem , który w 2010 roku miał 102 lata . Na drugi dzień pojawiłem się w sklepie zaraz po otwarciu . Starszy człowiek siedział na ławeczce pod parasolem . Niewysoki , schludnie ubrany nie wyglądał na ponad stulatka . Przedstawiłem się i poprosiłem o informacje dotyczące zdarzeń z czasów I Wojny Światowej . Pan Mieczysław lekko drżącym głosem zaczął opowiadać o tym jaka była straszna bieda , z lat dziecinnych pamiętał jedynie głód . Pamiętał jednak ciepło rodzinnego domu , opiekę matki nad nim i jego rodzeństwem , pamiętał również swoją babcię , która mieszkała razem z nimi . Z rodzeństwa przeżył tylko on . Były to ciężkie czasy , cokolwiek udało się wydrzeć ziemi , lasom i wodom , często zabierane było przez przechodzące wojska . Raz było to wojsko Austriackie , innym razem Rosyjskie , ale najgorzej było jak wpadli Madziarzy . Mieli obsesje na punkcie szpiegów i szukali dowodów na pomoc Rosjanom . Wielu chłopów zginęło w ten sposób , rozstrzelanych lub powieszonych za to iż posiadali jakieś rzeczy pochodzenia rosyjskiego . Pan Mieczysław osobiście nie pamięta tych czasów , ale babcia która opiekowała się nim , kiedy rodzice pracowali w polu , opowiadała mu o tych ciężkich czasach . Opowiedziała mu również o wielkiej bitwie w pobliżu ich domu , o tym jak w śniegu uciekała z nim , małym dzieckiem do kaplicy . Kule świszczały nad ..........c.d.n.... Fotografie z okolic Rajskiego , cmentarz I wojenny w okolicy Paloty Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 04, 2013, 18:39:11 ciąg dalszy.
....głowami , ale nie oglądała się za siebie , przez las , w śniegu po pas przedarła się do sąsiadów i razem z nimi schronili się w kaplicy . Zainteresowany tą bitwą spytałem czy zna jakieś szczegóły tej sprawy . „ Tak , widzi pan , tam jest mogiła . Nie ma krzyża ani tablicy , ale jest taki wzgórek gdzie te ruskie zostały pochowane , a ja i moja rodzina zawsze na wszystkich świętych palimy tam świeczki . Mnie babcia tak nakazała , żeby pamiętać i nie dawać tam nic budować , bo przecie rodzina nie wie gdzie zginęli i leżą pochowani . A w zeszłym roku chcieli zrobić w tym miejscu zawracanie dla aut , ale się nie zgodziłem , bo jak to tak żeby po grobie jeździć . A co do bitwy , to Madziary schowały się na wzgórzach i szczycie jaru , kiedy drogą w dolinie przejeżdżali Kozacy , zaczęli do nich strzelać . Nikt nie przeżył , rannych podobno dobijali bagnetami . Konie i broń zabrali a zabitych miejscowi chłopi musieli zakopać na pobliskiej łące .” Poprosiłem o pokazanie tego miejsca . Rzeczywiście droga na miejsce była bardzo wąska i po kilkuset metrach kończył się asfalt , a zaczynała droga polna . Wrażenie było niesamowite . Droga w dolinie , z lewej strony wzniesienia , z prawej niewielka łąka i za nią kolejne wzniesienia . Wszystko to wyglądało jak z opowiadania o zasadzce Węgrów . Za ostatnią chałupą rozciągała się spora łąka a przy jej skraju znajdował się wspomniany wzgórek , z kilkoma wypalonymi zniczami . Podziękowałem za rozmowę i wróciłem do Wołkowyi . Postanowiłem odszukać jakiekolwiek informacje na temat potyczki pod Werlasem , przewertowałem internet , dotarłem do księgarni w Baligrodzie , przeszukałem w różnych pozycjach książkowych cokolwiek na temat Werlasu . Jedyne co udało mi się znaleźć to niewielka notatka w Przewodniku dla prawdziwego turysty „ Bieszczady” , Werlas strona 385 „ Zimą 1914/15 r . pod Werlasem wpadł w austriacką zasadzkę i został rozbity pułk kawalerii rosyjskiej . Poległych pogrzebano we wspólnej mogile w lesie . „ Tyle z informacji ogólnie dostępnych . Postanowiłem pobadać trochę tę sprawę i wróciłem do domku pana Mieczysława . Chciałem poprosić o możliwość pochodzenia z Wykrywaczem na terenach należących do rodziny starszego pana . Na miejscu było jakoś sporo osób , wyglądało że co najmniej połowa wsi stoi pod domem tej rodziny . Okazało się że prawnuk pana Mieczysława utopił się rano na rybach . Wypadł z łódki i do tej pory ratownicy szukają ciała . Pan Mieczysław stał ze swoją wnuczką , matką chłopaka i łkał bezgłośnie . Poczułem że jestem nie na miejscu i wycofałem się z tego terenu . Tak ciekawie się zapowiadało a tu takie nieszczęście tych ludzi . Wróciłem z urlopu planując już na kolejny rok wypad do Werlasu . Los jednak tak wszystkim pokręcił , że w Bieszczady wróciłem dopiero w 2013 r. Tym razem wynajęliśmy z rodzinką domek na cyplu Werlaskim . Zaraz po przybyciu zajrzałem do sklepu pani Aliny , przypomniałem się i poprosiłem o pomoc w odnowieniu kontaktu z panem Mieczysławem . Okazało się że zmarł kilka miesięcy po swoim prawnuku ,a w domku została tylko jego wnuczka i jej drugi syn Marek . Ta wiadomość mnie zasmuciła , ale postanowiłem spotkać się z obecną właścicielką pola i łąki na której miała miejsce walka . Spotkałem się z tą panią następnego dnia , złożyłem wyrazy współczucia z powodu śmierci syna i dziadka , opowiedziałem jej o naszym spotkaniu dwa lata wcześniej i o planach poszukiwawczych na jej terenach . Pani w niezbyt przyjemny sposób dała mi do zrozumienia , że nie ma możliwości prowadzenia jakichkolwiek badań na jej prywatnym terenie . Nie życzy sobie żadnego kopania , bo zacznie ją straszyć . No cóż , odpuściłem , grzecznie dziękując za rozmowę i poświęcony mi czas , nie zamykając sobie drogi na przyszłość . W sklepie opowiedziałem pani Alince o całej sprawie . Załatwiła mi za to możliwość poszukiwań na wyższych łąkach , na przeciwko terenów wnuczki pana Mieczysława . Silne upały w drugiej połowie czerwca uniemożliwiały wyjście w teren , dopiero 22 czerwca o poranku pojawiłem się z wykrywaczem na łące . Było dosyć stromo , zastanawiałem się jak ludzie uprawiają tu ziemię . Włączyłem wykrywacz , szybkie ustawienie do gruntu , potencjometr dyskryminacji ustawiłem najniżej , na iron , mając w głowie wizje znajdywanych guzików , klamer czy odznak pułkowych . Po przejściu kilkudziesięciu metrów moje wizje zaczęły się rozjeżdżać i zaczynała mi świtać myśl o c.d.n.. Fot .1 2010 rok Okolice Bukowca ( droga do Pustelnika ) Fot.2 2010 rok drogowskazy w górach fot .3 . 2013 okolice Werlasu Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 04, 2013, 21:03:14 Ciąg dalszy
.......znalezieniu dokładnie niczego . Pierwszy sygnał zadźwięczał w słuchawkach , wzrok skupiłem na wyświetlaczu gdzie pojawiła się cyfra 56 . To coś z mosiądzu . Odkopuję , jest łuska , to manlicher z datą na kryzie 1908 . Idąc dalej tym torem mam sygnał za sygnałem . To znowu łuski i wszystkie austriackie , zaczynam mieć ich po trochu dosyć , tym bardziej że słońce znów dopieka jak diabli . Łuski są w słabym stanie , pozieleniałe i rozkawałkowane . Kolejny sygnał jest inny , numer to 89-95 , jest moneta , to grosz SAP w fatalnym stanie . Po czterech godzinach kopania łusek , dałem za wygraną i zszedłem na skraj pola przy drodze . Odnalezione setki łusek potwierdzały wersję o zasadzce na przejeżdżających Kozaków . Węgrzy ukrycie na szczycie wąwozu mogli skutecznie razić przeciwnika na drodze , sami nie będąc narażeni na ostrzał . Postanowiłem zakończyć tę mękę z łuskami i wrócić do domku , a potem na rybki , przeskakując przez rów zauważyłem coś błyszczącego . Schyliłem się i podniosłem kolejną łuskę , tym razem od Werndla , ale była to jakaś dziwna łuska , błyszcząca jak ze stali nierdzewnej i dziwnie powycinana . Nie wiem czy miał to być gwizdek czy jakaś inna forma twórczości żołnierskiej . Podsumowując tę przygodę Bieszczadzką , potwierdzam że jest tam potencjał , trzeba tylko mieć szczęście trafić na niezbadaną miejscówkę . Nie znalazłem nic szczególnego uwagi , ale spotkania z ludźmi , ich relacje , przyroda i emocje zostawiły we mnie silny ślad . Będę wracał w Bieszczady jak tylko będę miał możliwości . Pavelock Na fotografiach pola na Werlasie . oraz dziwna łuska od Werndla Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: motylanoga Lipiec 05, 2013, 16:05:44 Bardzo lubie czytać ten wątek. Nie ukrywam, że ostatnia opowieść czytałem z zapartym tchem gdyż dotyczy Bieszczad, które kocham i które są od jakiegoś czasu moim kompleksem…
Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy panu Hubertowi nie chodziło o nas (koledzy z Gorlic…) bo przecież podczas ostatniego pobytu (przełom września i października 2011) zwróciliśmy się do niego powołując na znajomość z Tobą. Natomiast naszym zdaniem jego pomoc w namierzeniu jakiegokolwiek miejsca związanego z historią Wielkiej Wojny była, że tak powiem – mocno wątpliwa. Pan Hubert przewiózł nas po bliskiej okolicy, inkasując stawkę rynkową i… tyle. W wskazanych miejscach nie było zupełnie nic i wróciliśmy jak niepyszni na kwatery do Cisnej… Auto ma fajne, nie powiem. Trudno mi się natomiast oprzeć wrażeniu, że fantazję ma jeszcze bujniejszą i tak naprawdę każdy, kto do niego trafia poznaje podobną opowieść. A o samych Bieszczadach i ich pierwszowojennej legendzie można by książki pisać. Dla nas okazały się zupełnie niełaskawe. W ciągu 4-dniowej wyprawy prócz łusek i amunicji, jednego bączka AW oraz 4 „cip” nie znaleźliśmy nic. Pozostałości po wojnie jest dużo, na każdym kroku. Pozostałości po poszukiwaczach niestety też. Szklanki, czasem zapalniki to norma. Odwiedziliśmy zarówno bardziej znane tereny (Chryszczata, Maguryczne) jak i te mniej rozpoznane. Z podobnymi efektami. Opowieści o walających się pod każdym krzakiem klamrach i manierkach niestety zdeaktualizowały się ze 20 lat temu… Natomiast sama eksploracja wymaga nie lada kondycji. Ale piękno przyrody, widoki i świadomość pożogi, jaka przetoczyła się przez te tereny będzie jeszcze długo gnała w te tereny poszukiwaczy przygód. Jestem pewny, że ja też tam wrócę… Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 05, 2013, 17:04:23 Myślę Grzesiu że było coś w tym z prawdy . Chłopcy z Gorlic trafili tam pod koniec maja , a wy z Emesem jak kojarzę byliście we wrześniu . Nawet nie pomyślałem o was . Zresztą i tak dałem wam namiar na tego gościa . Podejrzewam że Hubert zaczął wykorzystywać zainteresowanie poszukiwaniami po tych sytuacjach z Bukowca . Krótko mówiąc dodał sobie legendę do swojej działalności aby mieć więcej klientów . Wierzę że zrzutowisko pod Bukowcem istniało , tym bardziej że byłem w tym miejscu i znać było że chłopcy działali . Na marginesie , nawiązałem kontakt z jeszcze jednym leśnym człowiekiem , który obiecał zaprowadzić mnie do miejsc -cytat " jeszcze dziś w tych miejscach włosy stają na głowie " .
W tym roku w związku z dużą ilością pracy nie dam rady , ale za rok spróbuję dostać się w te miejsca . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Lipiec 08, 2013, 17:45:26 Oj tak, Biesy uczą pokory...ale klimat jest super, teren rozległy i myślę, że jeszcze niejedno da się tam trafić...
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 21, 2013, 14:16:17 „ W ludzkiej Pamięci pozostali , choć bezimienni „
Z panem Markiem Lesiakiem poznałem się kilka lat temu przy okazji zakupu karpi . Stawy znajdują się w Jeżowie i muszę przyznać , że ryba z jego stawów smakuje mi wyśmienicie . Los zetknął nas znowu w lipcu 2013 roku , podczas wykonywania usług instalacyjnych w domu pana Marka . Na podwórku pod wiatą zauważyłem stare żelazka , koła od wozów , narzędzia i sprzęt używany w dawnych czasach na wsi . Zaczęliśmy rozmawiać na ten temat a dyskusja nasza zahaczała o coraz to dawniejsze czasy i historie związane z Jeżowem . Po pewnym czasie dołączył do nas ojciec pana Marka , Zdzisław Lesiak , dziś 84 - letni człowiek . Okazało się że pan Zdzisław ma fenomenalną pamięć i zna wiele ciekawych epizodów związanych z wioską , w szczególności z II Wojną Światową . Kiedy wybucha wojna ma 10 lat , ale to właśnie w tym wieku zapamiętuje się najbardziej sytuacje , które przeżywa w swoim umyśle . Już pod koniec 1939 roku jest świadkiem pobicia kolbą i lufą karabinu , niedosłyszącego sąsiada , który nie zrozumiał nakazu oddania zapasów Niemcom . Człowiek ten zmarł po kilku tygodniach . Jednak najbardziej wstrząsające zdarzenie miało miejsce w 1942 roku , tuż przed Świętami Wielkanocnymi . Kiedy pan Zdzisław opowiadał mi tą historię kilka razy musiał przerywać , gdyż łzy wzruszenia , nie pozwoliły mu mówić . Relacja pana Zdzisława Lesiaka : „ W dzień przed tragedią , do wioski przyjechali Cyganie . Wozy obite płótnem pozostawili pod lasem między Jeżowem a Gracuchem , nad drogą Sendowską . Przyszli do wioski z dziećmi prosząc o jedzenie , proponując handel wymienny . Rozmawiałem z jednym , pytałem gdzie jadą dalej i czy Niemcy nie zabierają im koni . Chudziutkie to były szkapiny , a ludzie też tak jakoś nędznie i głodno wyglądali . Wrócili do taboru i zostali pod lasem na noc . Późnym popołudniem do sołtysa Feliksa Kotasa podjechał samochód z dwoma oficerami SS i eskortą . Potem pojechali do gajowego Wasika ( imienia nie pamiętam ) . Wszystkim wiadomo było że lubił się z Niemcami . Uprzykrzał życie mieszkańcom różnymi sposobami , a to doniósł do żandarmerii na zastawiającego wnyki sąsiada , a to próbował pozyskać ziemię od innego w nielegalny sposób . W pierwszym przypadku sprawa zakończyła się batami dla nieszczęśnika , w drugim przypadku nic nie wskórał . Wasik obiecał SS-manom polowanie na cietrzewie , a że na tokowisko trzeba udać się skoro świt , umówił się z nimi nazajutrz . Na drugi dzień obudziły mnie wystrzały z dubeltówki . Niemcy polowali na cietrzewie w miejscu wskazanym przez gajowego Wasika , który również był na tym polowaniu . Nieopodal czekał z końmi zaprzęgniętymi do bryczki żołnierz . Niemcy wracając zauważyli smużki dymu od strony drogi na Sędów . Zainteresowani spytali Wasika co tam się dzieje . Ponoć opowiedział im że stacjonują tam Cyganie , którzy chodzili wczoraj po wsi . Oficerowie zostawili upolowane ptactwo w bryczce , nakazali żołnierzowi wezwać posiłki , a sami udali się pieszo w stronę taboru Romów . Oczywiście prowadził Wasik . Zanim Niemcy dotarli na miejsce , do wsi przyjechał gazik z kilkoma żołnierzami . Zabrali z domu sołtysa żeby pokazał im drogę do miejsca gdzie byli Cyganie . W tym czasie w obozie obudzonym strzałami na polowaniu , szykowano się do odjazdu w stronę Sobienia . Jedna z kobiet tknięta złym przeczuciem przebrała najmłodszego synka w dziewczęce ubrania . Głośne Halt ! Halt ! przerwało krzątaninę przy koniach . Nadjechał samochód i reszta żołnierzy wzięła na cel biednych Romów . Wasik przetłumaczył żeby wszyscy mężczyźni poszli przez pole do domu sołtysa na przesłuchanie , kobiety mają tu zostać . Było sześciu mężczyzn ( w tym przebrany pięcio lub sześcioletni chłopiec ) , w eskorcie przez łąki poszło pięciu dorosłych . W domu sołtysa odbyło się okazanie i przesłuchanie tych ludzi . Po krótkiej naradzie SS-mani wydają wyrok śmierci do wykonania zaraz , za stodołą Feliksa Kotasa . Sołtys prosi żeby tu nie strzelać , że za blisko , żeby nie za jego stodołą . Niemcy zwracają się do Wasika , aby wskazał cdn..... Fot 1 . Pan Zdzisław Lesiak z synem Markiem . Fot.2 . Pan Dariusz Kucharski pokazuje mogiłę . Fot.3. Mogiła Romów Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 21, 2013, 14:20:19 ............lepsze miejsce na egzekucję . Miałem wtedy 13 lat i rozumiałem już pewne sprawy . Obserwowałem wszystko zza płotu i pilnowałem żeby nie zauważył mnie żaden z żołnierzy . To co się działo w polu i w domu sołtysa wiem z jego opowiadania . Nagle otwierają się drzwi . Wychodzą z rękami splecionymi z tyłu głowy , a za nimi SS-mani i eskorta . Widzę jak Wasik pokazuje ręką na las . Kolumna ruszyła w stronę niewysokiej górki w pobliskim lesie , na wprost domu Kotasów . Powoli aby mnie nikt nie zauważył ruszyłem za nimi do lasu . Roślinność jeszcze nie była rozwinięta po zimie , dlatego wykorzystywałem młodnik sosnowy . W drodze trzeba było przejść przez rów , teraz zalany częściowo wodą . Nagle słyszę podniesione głosy , strzały i cisza . Widzę że kawalkada ruszyła dalej . Później dowiedziałem się że jeden z Cyganów rzucił się do ucieczki tym rowem , wykorzystując moment nieuwagi Niemców przy przekraczaniu tej przeszkody . Strzelili do niego kilka razy ale bez powodzenia , podobno uciekł . Na miejsce dotarło czterech nieszczęśników . Zza grubej białej brzozy widziałem jak żołnierz strzela w tył głowy każdemu z osobna . Dla mnie to był szok , nie mogłem się ruszyć ze strachu i tego czego byłem świadkiem . Kątem oka widziałem wymiotującego Wasika i śmiejących się z tego powodu SS-manów . Niemcy wrócili do samochodu , a Wasik został na miejscu kaźni . Po niedługim czasie dotarły tu Cyganki . Rzucały się na ciała pomordowanych , a rozpacz tych kobiet była tak straszna , że szlochałem razem z nimi ukryty w młodniku sosnowym . Ale to nie koniec . Wasik jakby dostał szału i zaczął okładać kobiety kijem , odganiając je od zabitych . Po odjeździe Niemców do Końskich , sołtys przyprowadził kilku mężczyzn z łopatami , żeby wykopać grób zabitym . Oprócz sołtysa Feliksa Kotasa , obecni byli Lis Adam , Kania Józef i jeszcze dwóch innych , których nie pamiętam . Wasika przy zabitych już nie było . Mężczyźni głośno mówili o przyczynieniu się Wasika do tej tragedii . Miejsce zostało oznaczone brzozowym krzyżem . Cyganki nie pojawiły się , a i na miejscu pod lasem było pusto . Nikt nie widział kiedy kobiety z dziećmi wyniosły się z Jeżowa . Niedługi czas potem , może kilkanaście miesięcy przyszli partyzanci do gajowego Wasika i przeczytali mu wyrok . Został rozstrzelany za wysługiwanie się Niemcom i prześladowanie mieszkańców wsi Jeżów . Nie wiadomo gdzie został pochowany . „ Ponieważ dramatyczna historia zamordowania Romów zainteresowała mnie bardzo , poprosiłem o wskazanie miejsca pochówku . Pan Zdzisław , zaproponował że to miejsce pokaże mi pan Dariusz Kucharski , który pamięta i sprząta mogiłę przed 1 listopada . Teraz wszystko zarosło , samochodem nawet do drogi leśnej się nie dojedzie . Stajemy autem za dawnym klubem wiejskim i idziemy przez łąkę do lasu . Wysoka trawa , ledwo widoczna ścieżka doprowadza nas do rowu przecinającego pola . Czyżby tą samą drogą przechodzili skazańcy ? Uroszeni dochodzimy do leśnego duktu . Pan Darek chwilę się zastanawia i wskazuje kierunek na północny wschód . Jeszcze kilkaset metrów i widzę wśród drzew wyrastający wzniesienie , a nieopodal brzozowy pal z dwoma figurami Chrystusa Ukrzyżowanego . W latach 50-tych na to miejsce zaczęli przyjeżdżać Romowie . Przyjeżdżał z nimi ocalały chłopiec , już jako dorosły mężczyzna . Cyganie śpiewali pieśni , piekli nad ogniskiem mięso i popijali trunki , wylewając jeden kieliszek na grób zabitych . Odbywało się tak co roku , aż do 2005 roku . Od tamtej pory żaden z Romów nie pojawił się przy grobie . Mimo tego mieszkańcy pamiętają . Zastanawia mnie jednak coś innego . Nikt nigdy nie powiedział jak nazywali się zabici , nie zostawili żadnej tabliczki z imionami . Do dziś leżą tam czterej bezimienni Cyganie . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 02, 2013, 15:36:26 Wklejam uzupełniony artykuł o Wojciechu Kronenbergu . Doszło kilka nowych zdjęć .
http://www.konskie.org.pl/2013/08/poszukiwanie-brzozowego-krzyza-wojciech.html#more Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 22, 2013, 21:42:54 „ Zasobnik „
Na ślad historii o ukrytym zasobniku ze zrzutu , trafiłem we wczesnych latach 90 – tych . Pewien człowiek dowiedział się jakie mam hobby , wspomniał historię o ukrytym w pobliskim Nieświniu zasobniku zrzutowym z Anglii , z czasów II Wojny Światowej . Podobno w marcu 1943 roku , ciemną nocą , nadleciał w okolice Końskich brytyjski samolot transportowy Halifax . Zrzut odbył się na polanie w lasach między Piłą a Starą Kuźnicą . Na spadochronach wylądowało kilku skoczków tzw.”cichociemnych „ , oraz kilka pojemników z materiałami , amunicją i bronią dla miejscowych oddziałów partyzanckich . Operacja ta nosiła kryptonim „ Brick „ , a oficerami skaczącymi z 13 na 14 III. 1943 r byli : W marcu 1943 przerzucony na spadochronie do Polski, ląduje w pobliżu Końskich .Otrzymał przydział do Wywiadu Komendy Głównej AK w wileńskim ośrodku wywiadowczym. 8 listopada 1943 zatrzymany przez Gestapo, załamał się w śledztwie, ale 13 listopada 1943 zdołał uciec. Następnie służył w partyzantce. 19 marca 1944 objął dowództwo 6 Wileńskiej Brygady AK, którą dowodził w Operacji Ostra Brama . 17 lipca 1945 został aresztowany przez NKWD, 18 miesięcy więziony w Wilnie, następnie w obozach w Ostaszkowie i Murszańsku w ZSRR. Do Polski powrócił 26 lipca 1948. Zmarł w 1967 w Zerzniu koło Warszawy Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 23, 2013, 05:57:16 ppor. Longin Jurkiewicz "Mysz”
został 13 marca 1943 r. zrzucony na teren Polski. Od lipca do listopada 1943 r. kierował techniką Ośrodka Wileńskiego Wywiadu Dalekosiężnego Komendy Głównej AK. Ośrodek obejmował swą działalnością Łotwę, Litwę, Białoruś i Wileńszczyznę . Longin Jurkiewicz był podporucznikiem, używał oryginalnego pseudonimu “Mysz”. W listopadzie 1943 r. został aresztowany przez wileńskie gestapo. Przesłuchiwany przez Niemców i ich litewskich pomocników w gmachu o ponurej sławie, przy ulicy Ofiarnej, został zakatowany, nie zdradziwszy przedtem żadnych tajemnic organizacji. fot. ppor Jurkiewicz w środku . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 23, 2013, 17:01:42 ppor. Wojciech Lipiński "Lawina"
Urodził się 12 listopada 1921 r. w Bliżynie. Od roku 1925 zamieszkał w Skarżysku Zachodnim. Nie może pogodzić się z tragedią Września 1939 r. przedostaje się do Budapesztu , później przez Jugosławię i Włochy trafia do Francji . Wstępuje do Brygady Strzelców Podhalańskich , a w maju 1940 roku walczy o Narvik . W Norwegii zostaje ranny , przetransportowany do Szkocji , gdzie uhonorowano go Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari z rąk gen. Sikorskiego . W Szkocji Lipiński ukończył Szkołę Podchorążych i wkrótce został awansowany na oficerski stopień podporucznika .Nocą 13/14 marca 1943 r. w ramach operacji pod kryptonimem „Brick”, Lipiński „Lawina” z trzema innymi „cichociemnymi” skoczył w pobliżu Końskich. „Lawina” i „Bekas” wkrótce po skoku zostali zatrzymani i osadzeni w więzieniu gestapo, które na szczęście nie rozpoznało ich jako cichociemnych. Okrutnie torturowanych przetrzymywano w brudnych , zawszonych celach. Konspiracja ruszyła z pomocą. Więzionych udało się po kilkunastu dniach wykupić, w czym dopomogło im zachorowanie na tyfus, którego Niemcy panicznie się obawiali (konspiracyjnie do celi dostarczono im wszy zarażone prątkami). Działał na Wileńszczyźnie , gdzie zasłynął akcją przeciwko Szaulisom mordującym przerzucanych Polaków do Szwecji .Wiosną 1944 r. po zajęciu wschodnich terenów Polski przez radziecką armię, „Lawina” został odwołany do Warszawy, gdzie otrzymał nominację na z-cę kierownika komórki bezpieczeństwa w centrali Armii Krajowej .Po wojnie ujawnił się służbom bezpieczeństwa .Zmarł 5 lipca 2004 roku. Pochowany w Panteonie Żołnierzy Polski Walczącej cmentarza wojskowego w Warszawie przy udziale kompanii honorowej WP., delegacji kapituły Kawalerów Krzyża VM, pocztu sztandarowego jednostki Grom . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 23, 2013, 17:08:42 ppor. Janusz Messing "Bekas"
Tak jak „ Lawina „ , Janusz Messing trafia do tworzącego Wojska Polskiego we Francji , walczy w Norwegii gdzie zostaje ranny . Trafia tym samym statkiem do Szkocji , zostaje odznaczony , a później trafia na kurs cichociemnych . W nocy z 13/14 III.1943 ląduje na spadochronie w okolicy Końskich .Zostaje zatrzymany razem z „Lawiną „ w pociągu do Tomaszowa . Trafia do więzienia , ale dzięki organizacji zostaje wydostany i wyleczony z tyfusu na melinie . W AK zajmuje się wywiadem . Walczy w Powstaniu , trafia do niewoli , a później do obozu . Po wyzwoleniu obozu przez wojsko Amerykańskie próbuje dostać się do Polski . W drodze jednak zmienia zdanie i przedostaje się do Anglii .Zmarł 04.01.2010 r. Lądowanie przebiegło bezpiecznie , w oznaczonym czasie i miejscu . Oficerowie mieli ze sobą tak zwane „ złote pasy „ , które musieli ukryć zgodnie z instrukcją . Informacje dotyczące miejsca ukrycia pasów przekazano miejscowej placówce AK . Grupa ochraniająca przybycie skoczków , zabezpieczyła również zasobniki . Większość zrzuconych pojemników przewieziono do magazynów leśnych . Okazało się że wszystkie nie wejdą na podwody i kilka trzeba ukryć na miejscu w lesie . Po kilku dniach partyzanci po wyprawieniu gości z Anglii w wyznaczone im rejony , wrócili na miejsce ukrycia „ złotych pasów „ i zasobników . Podjęto parciane pasy w których zaszyte były złote monety i dolary . Po przekazaniu depozytu do sztabu , okazało się że jeden z nich jest naruszony i brak jest pliku banknotów 20 dolarowych . Pierwsze podejrzenia padły na członków ruchu oporu biorących udział w przyjęciu zrzutu , oraz podjęciu i przekazaniu pasów do centrali . Żołnierze wzięli sobie za punkt honoru odnalezienie brakujących pieniędzy . Wywiad nakazał pilnować przeróżnych transakcji na bazarze , melinach i na czarnym rynku gdzie mogłyby pojawić się dolary . ( Podobną sytuację mogliśmy oglądać w serialu Czas Honoru , prawdopodobnie scenarzysta skorzystał z prawdziwej historii z okolic Końskich ) . Wróćmy jeszcze do zasobników , ukrytych w lesie po zrzucie . Otóż zakopano 4 pojemniki , a podjęto kilka dni później tylko 3 . Znać było ślady czyjejś ingerencji w skrytce . Ślady dwóch ludzi i bruzda wyorana przez ciągnięty ciężar prowadziły do skraju lasu , gdzie ślady kończyły się na drodze . Prawdopodobnie zasobnik został włożony na wóz konny . Próby odnalezienia skradzionego pojemnika spełzły na niczym . Nie znaleziono żadnego śladu , mimo zakrojonego na szeroką skalę śledztwa . Ale ważniejsze były skradzione dolary , chodziło przecież o prestiż i honor żołnierzy podziemia . Po kilkunastu dniach na czarnym rynku pojawia się 20 dolarowy banknot . Ktoś zapłacił nim za niedostępne nigdzie indziej lekarstwa . Odzyskano ten banknot i uzyskano informację o człowieku , który nim płacił . Człowiek ten został zatrzymany i poddany śledztwu . W trakcie przesłuchania wyszło że pozyskał on kilka banknotów od chłopa z okolicznej wioski , u którego zaopatrywał się w mięso . Zaopatrzeni w niezbędne informacje dotyczące zamieszkania „ dolarowego chłopa „ , ruszyli pod wskazany adres . W chacie widać było wszędobylską biedę , na kuchni gotowały się ziemniaki , a gromadka dzieciaków ciekawie przyglądała się partyzantom . Żona gospodarza spoglądała z niepokojem na przybyłych . Chłop na początku nie przyznawał się do znajomości z człowiekiem z bazaru , ale po kilku przypominających razach , przypomniał sobie o handlu wymiennym z tym człowiekiem . Chłop organizował i sprzedawał lub wymieniał mięso na inne towary z mieszkańcami miasta . Po pytaniu o dolary , zaciął się w sobie i nie odpowiadał na żadne pytania . Nie pomogły kuksańce i groźby . Dopiero przerzucony przez belkę pod sufitem sznur z pętlą , płacz dzieci i błaganie żony ,złamało nieszczęśnika i wskazał miejsce ukrycia dolarów . Skrytka znajdowała się w dolnej części glinianego pieca , w wydrążonym otworze zamaskowanym kawałkiem pomalowanej na biało wysuszonej gliny . Brakowało 3 banknotów 20 dolarowych , które odzyskano od człowieka z bazaru . Chłop oberwał wyciorem po gołym tyłku i dostał ostrzeżenie . Pieniądze odzyskano i przekazano do sztabu . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 23, 2013, 21:04:41 ciąg dalszy " Zasobnik"
Ale co z zasobnikiem ? Prowadzona sprawa nie przyniosła rezultatu . Chłop nie wiedział nawet o co go pytają . Nie widział nic i nikogo . Opowiedział że wracając z pozyskanym mięsem przez las w nocy z 13/14 III , zobaczył wozy i żołnierzy kierujących się w stronę Niekłania . Poczekał aż przejdą i ruszył tam skąd wyjechali partyzanci . Odnalazł miejsce po ogniskach i domyślił się że był zrzut . Poczekał do rana i zaczął szukać śladów . Widać było próby maskowania bytności skoczków i partyzantów , ale bystry chłop , wychowany w lesie , wiedział jak znaleźć wskazówki i ślady . Znalazł w pewnym miejscu kilka niedopałków papierosów i trochę śladów butów . Nienaturalne wydało mu się niewielkie wzniesienie z posadzonym jakby krzakiem rokity . Odnalazł ukryte pasy , ale odpruł tylko jedną kieszeń i wziął zwitek banknotów . To wszystko jednak go przeraziło i przerosło , resztę zostawił jak było i z powrotem zamaskował skrytkę . W domu żona nakazała odnieść dolary na miejsce , ale chłop się zastanawiał , a kiedy zdecydował się odnieść skradzione pieniądze , było już za późno . Sprawa zaginionego zasobnika nigdy nie została wyjaśniona . W roku 1991 trafiłem do szpitala na rutynowe badania , które miały potrwać kilka dni . Leżałem na sali z dwoma innymi pacjentami . W chwilach między badaniami czytałem książki o charakterze historycznym , którymi również żywo interesował się jeden z chorych . Po trochu , nasze rozmowy przeradzały się w ciekawe dyskusje na temat lokalnej historii . Jeden temat zainteresował mnie szczególnie , a dotyczył lądowania cichociemnych wiosną 1943 r oraz zrzutowego pojemnika . Pacjent ( prosił o anonimowość ) opowiedział ciekawą historię na temat tego zrzutu . Tę historię usłyszałem od dziadka w latach 60-tych , kiedy miałem 10-12 lat , bardzo dobrze zapamiętałem szczegóły .W nocy z 13/14 III do domu jego dziadków ktoś łomotał zawzięcie domagając się otwarcia drzwi . W pierwszej chwili dziadek pomyślał że to żandarmi , ale ktoś mówił w języku polskim . Okazało się że to „leśni „ żołnierze szukali podwody . Przy okazji wpadli do kuchni szukając czegoś do jedzenia , po domu rozszedł się zapach dymu z ogniska . Dziadek zaprzągł konia do wozu i ruszył w stronę Czystej razem z grupą partyzantów . Był zaprzysiężony i wcześniej wiele razy pomagał podziemiu w różny sposób . Czekał na zrzut razem z placówką Niekłańską , później załadowany wóz poprowadził w stronę Smarkowa . Tam kazano mu czekać , a wóz z ładunkiem zabrano w nieznanym kierunku . Dziadek opowiedział , że nie zabrano wszystkich pojemników z polany , że dwa zostały zakopane w piaszczystym młodniku . Było już rano gdy odprowadzono konia dziadkowi , kazano czekać kilka dni na reakcję Niemców czy jej brak w sprawie zrzutu . Dwa kolejne zasobniki miały zostać podjęte najpóźniej za trzy , cztery dni . Ponieważ było już dobrze widno , dziadek ze względów bezpieczeństwa musiał przesiedzieć w lesie i czekać do zmierzchu . Było to konieczne , gdyż jeden z sąsiadów na wsi współpracował z żandarmerią i na pewno by się zainteresował gdzie to był wozem po nocy . Dziadek postanowił zaczekać niedaleko miejsca nocnego zrzutu , zaszył się w młodniku i czekał . Najgorszy był brak papierosów , te które dostał od żołnierzy wypalił po drodze . Nagle usłyszał turkot kół i rozmowę dwóch ludzi , którzy zatrzymali się jakieś 100 m od jego kryjówki . Przy drodze leżał „ suszek „ , uschnięte powalone drzewo miało paść łupem dwóch mężczyzn . Pocięli piłą drzewo na mniejsze kawałki , wrzucili na wóz i rozglądali się po okolicy za jeszcze jakimś drzewem na opał . Dziadek zorientował się , że obracają się bardzo blisko młodnika w którym ukryte zostały dwa zasobniki . Nie znał tych ludzi , przyjrzał się dokładnie koniowi z wozem , gdyż był on bardzo charakterystyczny . Dyszel zrobiony był jakby ze starego szlabanu w biało-czerwone pasy . Po pewnym czasie nie słyszał łamania gałęzi , tylko podniesione i zaraz przyciszone głosy tych ludzi . Musieli trafić na skrytkę . Załadowali pojemnik na wóz i przykryli gałęziami , po czym odjechali w stronę skąd przybyli . Dziadek odczekał trochę i jak mógł najciszej zaczął skradać się za mężczyznami . Doszedł za nimi do rozwidlenia dróg leśnych , a oni udali się w stronę Nieświnia . Dziadek pomyślał , że tak „oznakowany” wóz będzie łatwo odnaleźć i zawrócił do pozostawionego w młodniku konia . W ciągu kilku dni spodziewał się wizyty leśnych w sprawie pobrania zasobników , ale nikt się nie pojawił , nie zdobył również informacji na temat ludzi i wozu , którzy zabrali jeden z pojemników . Dopiero po dwóch tygodniach został zabrany na przesłuchanie , które odbyło się na plebanii w Niekłaniu . Pomimo dokładnie przekazanych informacji w sprawie , oficer jakby zlekceważył te doniesienia i wręcz sugerował czy aby nie dziadek pobrał sobie jednego.........cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 24, 2013, 05:24:27 Ciąg dalszy " Zasobnika"
............z zasobników . Nikt nie słyszał i nie widział wozu z biało - czerwonym dyszlem . Partyzanci jednak nie odpuszczali i szukali zguby – bezskutecznie . Wojna dobiegła końca , byli już inni „leśni „ , sprawa zaginionego zasobnika tkwiła jak cierń na honorze dziadka . Rozpoczął pracę w leśnictwie , wywożąc drewno z lasu już innym koniem . Poprzedniego zabrali uciekający Niemcy . Nowego dziadek pozyskał z bitwy pod Eugeniowem w styczniu 1945 roku . Kilka koni błąkało się po lesie , wziął jednego i ukrywał do zakończenia działań wojennych . Mijały lata , któregoś dnia w 1951 roku został wysłany po jabłka dla pracowników leśnictwa do Ruszkowic . Trafił do magazynów i przechowalni owoców . Osłupiał . Na podwórku , między skrzynkami stało kilka wozów ,w tym jeden z dyszlem biało-czerwonym . Wóz rozpoznał od razu i zaraz zaczął rozpytywać czyj on jest . Okazało się że należy do jednego z mieszkańców Bryzgowa . Dziadek czekał specjalnie , aby zobaczyć człowieka do którego należał wóz , miał nadzieję że rozpozna w nim jednego z dwóch mężczyzn którzy zabrali pojemnik . Okazało się , że to nie może być żaden z nich , zupełnie inna sylwetka , wzrost i ruchy . Zagadnął go grzecznie o ten charakterystyczny dyszel i zaczęli rozmawiać . Wreszcie powiedział że już raz widział ten wóz w czasie wojny , tylko w okolicach Rogowa . Właściciel odpowiedział , że całkiem możliwe , gdyż zdarzyło mu się pożyczyć zaprzęg szwagrowi , który mieszkał w Nieświniu . Po opisie , dziadek wiedział już że szwagier był jednym z tych ludzi . Zdobył adres szwagra i pod pozorem sprzedaży jabłek podjechał pod wskazany adres . To był on , wielki nieprzyjemny typ , cuchnący wódką . Na podwórzu bałagan , zaniedbany rozsypujący płot , wszędobylskie śmiecie , zdradzały charakter tego człowieka . Przez wiele kolejnych lat dziadek myślał w jaki sposób dowiedzieć się czegokolwiek w sprawie zasobnika . Czy otworzyli go z drugim mężczyzną niedługo po wydobyciu ? czy może później , po zakończonej akcji poszukiwawczej partyzantów ? W 1958 lub 1959 r. człowiek ten zmarł , a dziadek dalej nie wiedział nic w sprawie . Wiele prób podejścia go , spełzło na niczym , ten typ był chamski i nie chciał o tej sprawie rozmawiać . Przed jego śmiercią dziadek powiedział wprost , że widział go i jeszcze drugiego człowieka jak wykradają zasobnik . Pokłócili się strasznie i więcej się nie zobaczyli . Po jakimś czasie spróbował podejść żonę zmarłego . Na początku kobieta udawała że nic nie wie na ten temat , ale na sugestie dziadka , że w zasobniku mogą być pieniądze lub złoto odpowiedziała , że pojemnik mąż zakopał gdzieś w obejściu . Nie wiedziała gdzie , gdyż podczas ukrywania towarzyszył mężowi tylko jego przyjaciel . Ten drugi człowiek został zabity podczas akcji pacyfikacyjnej przeprowadzanej przez Kałmuków . Wiedział już że zasobnik był , a może jeszcze jest na terenie posesji zmarłego . W połowie lat 60-tych kobieta sprzedała dom i wyjechała w okolice Wrocławia . Dziadek udał się do nowego właściciela i opowiedział mu całą historię . Zaprzyjaźnili się nawet i razem szukali miejsca zakopania pojemnika . Pomimo wielu prób nie udało się ustalić miejsca ukrycia . Dziadek zmarł w 1974 roku , nie udało mu się rozwiązać zagadki zasobnika . Nowy właściciel zmarł na początku lat 80-tych , a schedę po nim przejął syn . Ja nie próbowałem nigdy zagadnąć go na ten temat , zresztą nie mam z nim kontaktu od lat . Ale może pan spróbuje ? Uzbrojony w taką wiedzę o historii zaginionego zasobnika zrzutowego udałem się do obecnego właściciela działki i powiedziałem że znam tę historię i jeżeli wyrazi zgodę to możemy spróbować odszukać depozyt za pomocą wykrywacza metali . Na początku gość zainteresował się bardzo , zaczął wypytywać ile kosztuje taki sprzęt i do jakiej głębokości działa . Po wyczerpujących informacjach z mojej strony na temat detektorów metali , pan stwierdził że sobie kupi i sam poszuka , a jeszcze żebym tu więcej nie przychodził . Zniesmaczony takim podejściem , zrezygnowałem z dalszej rozmowy i prób poszukiwań . Jednak jak to w życiu bywa , musiało upłynąć jeszcze trochę czasu , żeby sprawa dojrzała . Przyszedł 2012 rok , zgłosił się do mnie syn tego „miłego” pana z zamówieniem usługi wykonania przyłącza wodociągowego do nowo budowanego domu . Pojechałem na miejsce obejrzeć teren i wycenić roboty . Okazało się że w niedalekiej odległości od starego , buduje się nowy dom . Uzgodniliśmy cenę i termin wykonania usługi . Myślałem czy powiedzieć mu o całej sprawie , spytać czy jego nieżyjący ojciec szukał z wykrywaczem metali ? Przyszedł termin roboty . Sprzęt w razie czego wożę zawsze w samochodzie . Podczas prac zagadnąłem tego młodego człowieka o sprawę , i spytałem czy mogę spróbować poszukać sprzętem . O dziwo chłopak pozwolił , a sam pojechał do miasta załatwiać jakieś materiały do budowy .cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: Cezary22 Sierpień 24, 2013, 11:02:01 <szacun> czekamy na ciąg dalszy z niecierpliwością [brawo]
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 24, 2013, 16:01:50 ciąg dalszy "Zasobnik"
Dokładnie obejrzałem podwórko , przypominałem sobie czy zmieniło się coś od lat 90-tych . Potem zastanawiałem się gdzie ja bym ukrył taki spory przedmiot . Koparka kopała powoli pod przyłącze , a ja chodziłem na all metalu po całej działce . W międzyczasie przyjechał inwestor i opowiedział jak jego ojciec poszukiwał skrytki wbijając w ziemię stalowy pręt . Nigdy nie kupił i używał wykrywacza metali . Na strychu w starym domu , podczas naprawy dachu znalazł jakieś elementy spadochronu , które później sprzedał . Na fotce element spadochronu ( zdjęcie z odkrywcy- kiepskie ) pozyskany z okolic Końskich od chłopa . Nie wykluczone że właśnie z tego podwórka . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 24, 2013, 16:12:35 To był wyraźny znak , że jesteśmy blisko zasobnika , a przynajmniej wiedziałem już że historia jest prawdziwa i pojemnik przynajmniej tu kiedyś był . Pojawił się wyraźny sygnał , który określał , że przedmiot w ziemi jest sporych rozmiarów . Kopiemy na zmianę z kolegą , nie chcę odrywać koparki od pracy , zresztą to coś nie jest głęboko pod ziemią , najwyżej 1m . Saperka uderza o metal . Jest prawie płaska powierzchnia , szukam krawędzi lub końca obiektu . Krawędzie są lekko zaokrąglone , ale nie jest to żadne cygaro , bardziej przypomina lekko skwadratowiałą beczkę 200 L . Powoli , ale skutecznie odkopujemy obiekt . Ma około 1,30 m długości , a średnica około 0,4 m . Jest bardzo zassany w ziemi i aby go wyciągnąć muszę skorzystać z minikoparki . Podkopujemy się pod obiektem i przerzucamy pas transportowy . Pojemnik jest bardzo ciężki i kopareczka ciężko sobie radzi z wyciągnięciem . Ale jest już na wierzchu .
Co było w środku ? Ano nic po prostu ziemia . Myślę , że nie był to zasobnik zrzucony w pamiętną noc 1943 r. Po prostu był to jakiś pojemnik nie wiadomego przeznaczenia , który został zakopany w tym miejscu nie wiadomo po co . Czy kiedyś uda się wyciągnąć pozostałości zasobnika , czy ta tajemnica zostanie odkryta ? Nie wiem . Obecny właściciel udostępnił mi teren do czasu ukończenia budowy domu . Mimo wielokrotnych prób szukania ( nawet z ramą ) nie udało się namierzyć nic większego od wiaderka . Być może pojemnik został opróżniony i porzucony jeszcze w czasie wojny . Na fotce odkopywany pojemnik na działce w Nieświniu . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 01, 2013, 19:51:39 Wrzucam link do filmiku z wydobycia niemieckiego działa samobieżnego Stuh 42 . Filmik dotyczy artykułu 1 pt " Bagno "
http://www.youtube.com/watch?v=67-6yBz1u7g Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 05, 2013, 05:50:42 „ Pancerniak od Maczka „
Nigdy bym nie uwierzył , że poznam tak ciekawego człowieka . Tym bardziej , iż niewielu żołnierzy walczących na Zachodzie , wróciło po wojnie do kraju . Ci co wrócili byli prześladowani a do dnia dzisiejszego zostało ich już niewielu . Pana Stanisława Brzezińskiego poznałem w pierwszych dniach września tego roku . Wykonując prace instalacyjne w pobliskiej Koczwarze dowiedziałem się o sędziwym mieszkańcu tej wioski , 90 -letnim , byłym żołnierzu Dywizji Pancernej gen. Maczka . Pan Stanisław okazał się być człowiekiem komunikatywnym , bardzo miłym i nie wyglądającym na swoje lata . Wiedząc o przeszłości pana Brzezińskiego , poprosiłem go o rozmowę na ten temat . Usiedliśmy na ławeczce za domem ,na stoliku pojawiła się kawa i ciasteczka , a z ust „ pancerniaka „ popłynęła opowieść . „ Urodziłem się 20.11.1923 roku w Grzybowie . Jako dziecko uczęszczałem do Szkoły w Końskich , pamiętam że dyrektorem był pan Proskurnicki . Po lekcjach pomagałem rodzicom w obejściu . W tym czasie chodziłem również na naukę gry na skrzypcach do pana Jana Stoińskiego , późniejszego komendanta koneckiego ruchu oporu . Dużo rozmawialiśmy o sprawach patriotycznych , historycznych , to on zasiał we mnie takie ziarno Polskości . Kiedy wybuchła wojna , byłem za młody aby wziąć udział w walkach w obronie kraju . W roku 1940 inżynier z Końskich ( nazwiska nie pamiętam ) , który znał moją mamę , wziął mnie do pracy przy budowie drogi . Moim obowiązkiem było wbijanie palików , posługiwanie się miarą i noszenie przyrządów mierniczych . Firmą budującą drogę był Stuag z Austrii , a konecki inżynier był kierownikiem robót . Miałem tam dobrze , dużo się nauczyłem , a kontakty z niemieckimi pracownikami zaowocowały poznawaniem tego języka . Pewnego dnia „mój” znajomy inżynier nie pojawił się w pracy , a jego miejsce zajął wiedeńczyk Józef Liphert . Moje dotychczasowe obowiązki nie zmieniły się , tylko teraz częściej posługiwałem się przyrządami mierniczymi pod okiem Lipherta . Był dla mnie dobry , uczył mnie niemieckiego , a wkrótce nieźle mówiłem , pisałem i czytałem w tym języku . Skończyłem 18 lat i dostałem powołanie do Junaków Pracy . Był 1942 rok , trafiłem do Radomia pod skrzydła niemieckiego inżyniera w stopniu porucznika ( nie pamiętam jego nazwiska ) , który prowadził budowę dróg w tych okolicach . Wraz z innymi mieszkałem na budowie w barakach , ale znając język niemiecki i mając doświadczenie jako pomocnik inżyniera budowy dróg , trafiłem bezpośrednio do tego porucznika . Oprócz zwyczajnych , codziennych obowiązków Niemiec nakazał mi obsługę magazynu . Ufał mi , dał klucze do magazynu i swojego biura . Miałem tam sprzątać i palić w piecu . Oficer codziennie wieczorem wychodził z biura i wracał na drugi dzień około godziny 9-10 . Pewnego wieczora powiedział do mnie , że wróci dopiero następnego dnia późnym popołudniem . Zostawił dyspozycje na ten dzień i odjechał . Postanowiłem zostać w biurze na noc . Sprzątając zajrzałem machinalnie do szuflady biurka , taka moja ciekawość . W środku znajdowała się kabura , w niej pistolet P-08 Luger Parabellum i 2 magazynki z amunicją . W mojej młodej głowie , nagle pojawił się szalony pomysł , aby przywłaszczyć broń . Pistolet schowałem za pasek , kaburę zostawiłem w szufladzie , a uzbrojony również w przepustkę stałą wsiadłem do pociągu . W wagonie siedziałem z żołnierzami niemieckimi , ubrany byłem w uniform Junaka Pracy i nikt mnie nie niepokoił .Dojeżdżając jednak w pobliże domu , zdecydowałem się wysiąść w Wąsoszy , bałem się ewentualnej rewizji przez Banschutzów . Fot.1 Młody Stanisław Brzeziński Fot.2 pieniądze okupacyjne Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 05, 2013, 15:59:32 Ciąg dalszy....
Rodzice mieszkali już w Koczwarze , gdzie pieszo dotarłem w nocy . Kiedy wszyscy już usnęli ukryłem pistolet w kuchni . Przy podłodze , obok komina była poluzowana deseczka . Wyjąłem drewno i w suchym piasku ukryłem broń , którą zabezpieczyłem natłuszczonym pergaminem i szmatami . Wiedziałem , że oficer będzie mnie szukał , dlatego postanowiłem uciekać do partyzantki . Wcześniej już będą na przepustce w domu chciałem wstąpić do oddziału przez mojego kolegę . Niestety mój przydział do lasu został odroczony z powodu młodego wieku i braku broni . Powiedziano mi że jak będę miał broń , przyjmą mnie od razu . Mając pistolet , miałem nadzieję na przyjęcie , niestety nie mogłem złapać kontaktu , a podobno oddział działał teraz w innym rejonie . Na razie spałem u różnych kolegów i po rodzinie . W tym czasie do domu przyjechali żandarmi i rozpytywali o mnie . Mama powiedziała , że jak pojechałem do Radomia do Junaków , tak jeszcze nie pojawiłem się w domu . Dziś , tak sobie myślę , że mój porucznik musiał mieć 2 pistolety , jeden nosił w kaburze przy pasie , a drugi miał w szufladzie . Myślę , że nie przyznał się policji o zaginięciu tej broni , ale robił wszystko aby mnie odnaleźć . Pomimo tego zaaresztowano mojego tatę , mówiąc że jak się zgłoszę to on zostanie zwolniony . Postanowiłem uciekać na Zachód , najdalej jak się da .Przyjechałem do Częstochowy i jakimś cudem udało mi się dostać na transport pracowników jadących do Rzeszy . Tak dojechałem do Kolonii .Na miejscu wyczytywano ludzi z list i kierowano do gospodarzy lub zakładów . Na placu zostałem sam , bez papierów i w niezłym strachu . Zawołałem po niemiecku , że ja też chcę pracować , ale zgubiłem dokumenty . Gauleiter w brązowym mundurze zapytał czy umiem czytać i podstawił mi pod nos paczkę z wypisanym adresem . Przeczytałem adres i zostałem zatrudniony przy segregacji paczek . Tam pracowałem przez 9 miesięcy , aż do dnia kiedy żandarm zatrzasnął mi kajdanki na jednej ręce a drugą zamknął na swojej . Trafiłem do Gestapo , a tam rozpoczęto śledztwo . Oficerowie , którzy mnie przesłuchiwali , nie chcieli uwierzyć w moją wersję ucieczki od Junaków i chęcią wyjazdu do pracy w Rzeszy . Po 3 miesiącach w Kassel zostałem przewieziony do obozu w Buhenwaldzie , a tam skierowany zostałem do pracy w zakładach Dora . Po wojnie dowiedziałem się że w tych zakładach produkowano części do rakiet V1 ,V2 . W 1944 roku kiedy było już gorąco i zachodziła obawa zbombardowania zakładu , zostaliśmy przetransportowani za Ren . Tam doczekałem się wyzwolenia przez Brytyjczyków . Poprosiłem Anglików o możliwość wstąpienia do wojska . Zawieźli mnie do strefy gdzie stacjonowała Polska Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Maczka . Zostałem wcielony do 2 pułku i jako szeregowy służyłem w czołgu typu Sherman M4 . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Wrzesień 05, 2013, 16:33:28 Bardzo ciekawa historia, sądząc po zdjęciu, to gdyby nie wojna to bohater Twojej opowieści mógłby grac role amantów w filmach ;). Nasz (motyla i mój) dziadek tez był żołnierzem Maczka, słuzył w 10 BK od 39 r, mam sentyment do tej jednostki, coraz mniej żyjących maczkowców...
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 05, 2013, 17:34:23 Ciąg dalszy....
Swój chrzest bojowy przeszedłem w Belgii podczas odbijania Tielt , a później Ruysselede .Walka trwała naokoło , obok w maszynach ginęli chłopcy atakowani panzerfaustami . Prawda jest taka , że niemieccy żołnierze byli zaprawieni w boju , odwagą dorównywali nam Polakom ,no i mieli skuteczną broń przeciwko naszym czołgom . Wystarczył jeden człowiek z panzerfaustem lub panzershreckiem i czołg stawał w płomieniach . Oprócz tego , saperzy rozmieszczali wszędzie przeróżne zmyślne pułapki , które mogły uszkodzić nasze pojazdy . To wszystko działo się tak szybko i tak szybko posuwaliśmy się do przodu , że tak naprawdę mało pamiętam z tego okresu . Hałas , dym , wybuchy i ogień , to wszystko co utkwiło w mojej pamięci .Wiem na pewno że moja załoga zniszczyła kilka samochodów pancernych oraz kilkanaście umocnionych stanowisk karabinów maszynowych i działek małego kalibru . Z walk w Holandii pamiętam niszczone przez Niemców kanały . Woda przelewała się na torfową ziemię , co skutecznie hamowało nasze rajdy . Czołg który wjechał na taką ślizgawkę grzązł i nie mógł wyjechać . Pamiętam jeszcze radość i entuzjazm ludzi . Tego nie da się opisać , byliśmy niejako czczeni , dziewczyny rozdawały całusy raz po raz , a inni ściskali nas serdecznie . Z rozkazu dowództwa ruszyliśmy w stronę Niemiec , przekroczyliśmy granicę pod Goch i uderzyliśmy na przeprawę Kuersten . Pomimo dużej przewagi długo trwało zanim przełamaliśmy opór Niemców , dopiero wsparcie z powietrza złamało ich wolę walki .Na terenie Rzeszy wyzwoliliśmy obóz kobiet żołnierzy AK w miejscowości Oberlangen . Na teren obozu przybył nasz dowódca podpułkownik Stanisław Koszutski i wygłosił takie małe , ale jak wyraziste przemówienie :- „Żołnierze Armii Krajowej i Towarzysze Broni, to historyczny moment spotkania na ziemi niemieckiej dwóch Polskich Sił Zbrojnych. Dzień 18 kwietnia niech zostanie na zawsze w Waszej Pamięci jako ukoronowanie dążeń i trudów. Niech żyje Polska!”. Mój pułk zakończył walki na zdobyciu bazy Kriegsmarine w Wilhelmshaven gdzie w przeddzień natarcia , które mieliśmy wykonać razem z Kanadyjczykami , twierdza poddała się . Kapitulację przyjął płk.dypl. Antoni Grudziński , wzięliśmy do niewoli wysokich oficerów marynarki , zdobyliśmy 3 statki wojenne , oraz duże zapasy żywności .Później była stagnacja i nuda . Przez kolejne 2 lata pełniliśmy tutaj funkcję okupacyjną . W czerwcu 1947 roku Dywizja została rozwiązana .Większość żołnierzy wyjechało do Wielkiej Brytanii , a kilka procent , w tym ja zostało w Niemczech . Wyjechałem do Hamburga gdzie mieszkałem przy rodzinie niemieckiej .Głupio się czułem u nich , miałem wrażenie że w pewien sposób wykorzystuję tę rodzinę . Źle się tam czułem . Wałęsałem się po mieście , nie wiedząc co ze sobą zrobić .W pewnym momencie przyszedł mi do głowy kolejny szalony pomysł i postanowiłem wrócić do kraju , choć słyszało się o niezbyt dobrej sytuacji w Polsce . Dostałem się na granicę z innymi , którzy postanowili wracać . Po drodze pozbyłem się dokumentów wojskowych i z dowodem obozu koncentracyjnego przekroczyłem granicę .Wróciłem do domu ale nie przyznawałem się do swojej przynależności do wojska na Zachodzie . Przez długi czas nawet żona i dzieci o tym nie wiedziały . Dopiero w latach 80-tych dostałem wiadomość z Niemiec o spotkaniach byłych pancerniaków Maczka . Po jakimś czasie zacząłem jeździć na zloty żołnierzy . Do dziś żałuję pochopnego zniszczenia wielu pamiątek z wojska , zdjęć i dokumentów , dziś są nie do odtworzenia .Bałem się że mogę być rewidowany , a wiele się słyszało o represjach w stosunku do żołnierzy powracających z Zachodu .Pod koniec lat 80-tych dostałem zaproszenie do Niemiec na wywiad do telewizji . Otrzymałem bilet i pojechałem na wywiad . Było bardzo miło . W Polsce nigdy nie wyemitowano tego materiału . Od pewnego momentu już nie wyjeżdżam na zloty pancerniaków , nie mam już sił a i niewielu z nas zostało . R.N.- A co się stało z tym pistoletem , który pan ukrył w rodzinnym domu ? W pewnym momencie przypomniałem sobie o nim i na początku lat 90-tych , próbowałem odszukać to parabellum , które schowałem w skrytce pod podłogą . Niestety bezskutecznie , brat mój kilka lat wcześniej zrobił remont domu po rodzicach i wtedy prawdopodobnie broń została odnaleziona przez fachowców „. R.N - Uważam że mam trochę szczęścia w poznawaniu ciekawych osób . Cieszę się że poznałem pana Stanisława Brzezińskiego - kawalerzystę pancernego od Maczka . Takie życiorysy i historie zostają na długo w pamięci . Fot.1i2 - zdjęcia z Niemiec rok 1947 Fot.3 Odznaczenie Krzyż Wolności Fot 4 Pan Stanisław - dzień dzisiejszy Fot 5 zdjęcie z obozu koncentracyjnego Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 26, 2013, 06:11:17 Historia filmowa z 5 Zlotu Bez Granic w Wielkiej Brytanii , nakręcona przez Boba Budowniczego .
https://www.youtube.com/watch?v=gNnW5vmMjhY Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Październik 10, 2013, 06:02:38 Kurcze , na drugi rok jadę z wami do Anglii . Już zaczynam zbierać kaskę .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Październik 10, 2013, 20:47:31 wystarczy Tomek, że szlugi rzucisz i już masz kaskę ;D
Tytuł: Odp: bagno"zasobnik" Wiele lat temu rozmawiąłem na ten temat z pilotem RAF z dyw Wiadomość wysłana przez: Old tiger Październik 12, 2013, 22:54:28 „ Zasobnik „ 301, 138, 1586. Sprawa była raczej bardziej skomplikowana ... Przynajmniej tak to pamiętam. Jestem w RB od 15 bm .Pozdrawiam historycznych dreptaków Old tiger.Na ślad historii o ukrytym zasobniku ze zrzutu , trafiłem we wczesnych latach 90 – tych . Pewien człowiek dowiedział się jakie mam hobby , wspomniał historię o ukrytym w pobliskim Nieświniu zasobniku zrzutowym z Anglii , z czasów II Wojny Światowej . Podobno w marcu 1943 roku , ciemną nocą , nadleciał w okolice Końskich brytyjski samolot transportowy Halifax . Zrzut odbył się na polanie w lasach między Piłą a Starą Kuźnicą . Na spadochronach wylądowało kilku skoczków tzw.”cichociemnych „ , oraz kilka pojemników z materiałami , amunicją i bronią dla miejscowych oddziałów partyzanckich . Operacja ta nosiła kryptonim „ Brick „ , a oficerami skaczącymi z 13 na 14 III. 1943 r byli : W marcu 1943 przerzucony na spadochronie do Polski, ląduje w pobliżu Końskich .Otrzymał przydział do Wywiadu Komendy Głównej AK w wileńskim ośrodku wywiadowczym. 8 listopada 1943 zatrzymany przez Gestapo, załamał się w śledztwie, ale 13 listopada 1943 zdołał uciec. Następnie służył w partyzantce. 19 marca 1944 objął dowództwo 6 Wileńskiej Brygady AK, którą dowodził w Operacji Ostra Brama . 17 lipca 1945 został aresztowany przez NKWD, 18 miesięcy więziony w Wilnie, następnie w obozach w Ostaszkowie i Murszańsku w ZSRR. Do Polski powrócił 26 lipca 1948. Zmarł w 1967 w Zerzniu koło Warszawy Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 27, 2013, 16:12:06 Trochę uzupełniony artykuł o zasobniku :
http://www.konskie.org.pl/2013/10/zrzut-cichociemnych-13-na-14-marca-1943.html Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Październik 27, 2013, 20:37:28 Pasjonujące...no i masz robotę - marzenie każdego poszukiwacza stary! ;)
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Listopad 25, 2013, 21:56:48 W związku z artykułem o zrzucie cichociemnych , dostałem informacje od kilku osób uzupełniające moje badania w tym temacie . Oczywiście na razie będą weryfikowane , ale jeden pan przysłał mi taką oto ulotkę agitacyjną , podobno często występującą przy zrzutach . Czy ktoś z kolegów spotkał się z takim typem ulotki ?
W MWP nie mieli na jej temat żadnych wiadomości . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Grudzień 13, 2013, 06:54:06 Wrzucam odświeżony trochę i uzupełniony w zdjęcia artykuł , w pierwotnej wersji tytuł " Depozyt Emila "
http://www.konskie.org.pl/2013/12/depozyt-gdyby-kamienie-umiay-mowic.html Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 06, 2014, 09:09:13 Część I .
Stary Grzybów – Krzyż z historią Powstania Styczniowego w tle Zawsze kiedy pracuję w terenie dłużej niż tydzień , staram się nawiązać kontakt z osobami mającymi informacje na temat wydarzeń z historii w ich najbliższym otoczeniu . Szukam legend , opowiadań i relacji świadków . Tak było w Starym Grzybowie w 2011 roku , podczas robót przy budowie nowego wodociągu . Tym razem starsza pani sama do mnie podeszła i poprosiła o dokładne wyznaczenie trasy nowego wodociągu , który łączył się na jej podwórku ze starą instalacją . Po wyznaczeniu trasy instalacji , okazało się że tylko kilka metrów wykopu przechodzić będzie przez jej podwórko . Widać było , że pani odetchnęła z ulgą , po czym opowiedziała mi taką historię : Relacja dziadka pani Jadwigi Nowak – Michała Talera . „ Za oknem wiatr gwizdał i przeszywał gałęzie drzew , strącając przy tym okruszki śniegu . Zamieć zdawała się co rusz przybierać na sile . Chuchaliśmy z siostrą w małe okienko w kuchni by zobaczyć cokolwiek na zewnątrz , ale robiło się już ciemno i tylko kontury drzew przebijały przez tumany wznoszącego się śnieżnego pyłu . W izbie było przyjemnie i ciepło , tatuś siedział na ławce paląc fajeczkę , a mama cerowała naszą bieliznę . Brutus – nasz pies leżał w pobliżu pieca , grzejąc stare już kości . Na co dzień jest na dworze , ale tata zabrał go do środka , gdyż na zewnątrz była zawierucha śnieżna . Lubiłem takie chwile , kiedy rodzina była razem . W tym sielskim nastroju , przy odgłosie strzelających gałęzi w piecu , pojawiło się w wychuchanej szparce okna migocące światełko . Raz ginęło , raz się pojawiało , zdawało się iż zbliża się coraz bardziej ku domowi . Brutus podniósł łeb nasłuchując , zdawało się że wyłapuje jakieś obce odgłosy wśród wyjącego wiatru . Zerwał się i podbiegł do drzwi ze złowrogim gulgotem w gardle . „Ktoś jest na zewnątrz ! widziałem światło „- powiedziałem do rodziców . Tatuś podkręcił płomień lampy naftowej , mama przerwała swe robótki , a pies zaczął na dobre ujadać . W tym samym czasie usłyszeliśmy wszyscy łomot i głosy ludzkie : „Otwórzcie ! Dobrzy ludzie , otwórzcie . My chrześcijanie , mamy rannego „ . Tata nakazał gestem ręki schować się za piecem , a sam zwolnił skobel , otwierając drzwi . Powiało chłodem , do izby wszedł mężczyzna z latarenką w ręku , a za nim weszło jeszcze dwóch niosących pod ramionami rannego . Widać było że są zmarznięci i zmęczeni . Twarze czerwone od mrozu , a na kołnierzach kożuszków i futrzanych czapach odłożyła się warstwa śniegu . Przy boku mieli krótkie szable , za pasem pistolety , a przez plecy przewieszone dwururki . -” Proszę się nie bać , jesteśmy od powstańców , nasz oddział stoczył tu niedaleko bitwę . Kozacy rozbili naszą kawalerię i odcięli nas od głównych sił . Nasz dowódca spadł z konia cięty szablą w nogę . Niesiemy go już od wczoraj . Bliżyn zajęty , w Odrowążu duże siły Kozaków , a wszystkie wioski obsadzone dragonami i piechotą . Odpoczniemy trochę , opatrzymy naszego oficera i ruszamy do Końskich , tam jest lekarz i zaprzyjaźniony dom . Czy widzieliście w pobliżu wojsko ? „ - „ Ani Rosjan , ani naszych nie widziałem „ - odparł ojciec . Mama szybko uprzątnęła ze stołu , tata zapalił drugą lampę , a przybyli ułożyli rannego na podłodze . Z wysokiego buta oficera wylała się krew , nad straszliwą raną sięgającą prawie od pasa do kolana zawiązana była szarfa . Widziałem strasznie bladą twarz , pokrytą kropelkami potu , gorączkował . Miał półprzymknięte oczy i ciężko oddychał . Wojskowi zdjęli kożuchy , usiedli na ławie i jedli podany im gorący barszcz . Byli tak zmęczeni , że zaraz posnęli na siedząco . Potem rodzice zajęli się rannym . Mama porozcinała grube sukienne spodnie rannego , aby przemyć i zaopatrzyć ranę , z której sączyła się krew i ropa . Buta nie udało się zdjąć , a wszelkie próby sprawiały straszny ból . Tata obmył okolice rany i przewiązał bandażami , uzyskanymi z naszych płóciennych koszul . Ranny oficer poprosił słabym głosem o wodę . Ledwie mógł dźwignąć głowę przy piciu , potem usnął . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 06, 2014, 19:30:47 Część II
Nie spaliśmy do rana , gdyż zmęczeni żołnierze chrapali głośno , a ranny majaczył w gorączce . Rodzice czuwali nad oficerem całą noc . Zamieć praktycznie się zakończyła . Tata wypuścił Brutusa na zewnątrz , aby w razie potrzeby zaalarmował szczekaniem zbliżanie się obcych . Powstańcy wstali i po krótkiej modlitwie napili się po trochu gorącego mleka . Chcieli zaraz ruszać do jakiegoś majątku w pobliżu Końskich aby tam zapewnić swojemu dowódcy opiekę i ochronę . Tatuś stanowczo zabronił ruszania rannego . Rana na nodze przez noc zastygła , a każdy niepotrzebny ruch spowoduje kolejne otwarcie i krwotok , którego może już nie przeżyć . Żołnierze nie chcieli narażać naszej rodziny na kłopoty ze strony carskich żołnierzy . Obiecali jak najszybciej przybyć z lekarzem i zabrać rannego w bezpieczne miejsce . Tata się nie bał , wiedział że przy takiej pogodzie i dość dalekim oddaleniu od miejsca potyczki , nikt nie będzie tutaj szukał powstańców . Wyruszyli leśnymi duktami , przez wysoki śnieg , skierowali się w stronę Końskich . Rodzice byli przekonani , że jeszcze tego samego dnia , a najpóźniej w nocy dotrą sanie po rannego . Tak się jednak nie stało . Tata chodził zdenerwowany po izbie i martwił się czy powstańcy nie wpadli w zasadzkę i po torturach nie wskażą miejsca gdzie przebywa ich dowódca . Stan rannego jakby się nieco poprawił , poprosił o coś do jedzenia . Był jednak tak osłabiony , że po kilku łyżkach zupy , zasnął . Żeby go nie męczyć , został na podłodze na kożuchu . Toaletę i przemywanie rany rodzice robili , wcześniej wysyłając mnie i siostrę do obory . Minęły kolejne dwa dni , a żołnierzy ani śladu . Oficer raz czuł się lepiej , raz gorzej . Po kolejnym wyjściu do obory i wejściu ponownie do izby poczułem nieprzyjemny fetor popsutego mięsa . Będąc cały czas w pomieszczeniu nie czuliśmy tego przykrego zapachu . Tej nocy wzmógł się wiatr i zaczął padać deszcz . Nadchodziła odwilż . Ranny znowu zaczął gorączkować i majaczyć . Tata zaczął przykrywać ranioną nogę oficera swoją starą burką . Rano za namową rodziców wziąłem moją siostrę Zosię i poszliśmy za rzekę do ciotki , do Grzybowa . Tam opowiedziałem wszystko cioci Jadzi , która bardzo się zdenerwowała . Mówiła o głupocie ze strony swojego brata i narażaniu dzieci . Chciała nawet iść z nami z powrotem i nakłonić tatusia , aby się zgłosił do strażnicy i mówił że został zmuszony do zajęcia się rannym . Zostaliśmy u ciotki na noc , co było uzgodnione z rodzicami Po powrocie do domu , zobaczyłem że oficera nie ma w izbie . Miałem tylko 12 lat , ale zrozumiałem że albo został zabrany , albo umarł . Spytałem tatusia o rannego , zaprowadził mnie do obory gdzie na czystym sianie leżał zmarły . Miał zawiązaną chustę pod brodą i splecione dłonie . Tata opowiedział mi , że umarł w nocy od zgorzeli w nodze . Ziemia była jeszcze zmarznięta . Choć śnieg topniał w oczach to kilof nie łatwo było wbić w zmarzlinę . W rogu podwórza stał stóg z sianem przykryty gałęziami jedliny . Przenieśliśmy całe siano w inne miejsce a tam gdzie stał stóg , wykopaliśmy głęboki grób i tam złożyliśmy ciało zmarłego . Tata wcześniej przeszukał ubranie i kieszenie zmarłego , aby znaleźć drobiazgi , które można by było później oddać rodzinie . W kieszeniach znalazł kilkanaście srebrnych monet , srebrną dewizkę z łańcuszkiem przy kamizeli , na piersiach krzyżyk , pistolet i krótką rosyjską szablę . Tata obciął też wszystkie guziki od kurty i kamizeli , był na nich jakiś herb . Wszystkie te drobiazgi zostały zapakowane w gliniany gar , oczywiście prócz szabli i pistoletu , które tata ukrył nad strzechą obory . Garnek został ukryty w domu lub blisko domu .Tego niestety nie pamiętam . Nie znaleźliśmy przy zmarłym żadnych informacji na temat jego nazwiska czy też skąd pochodził . Tata żałował iż nie spytał żołnierzy o to , kim się zajmuje . Minął ponad rok od śmierci oficera , nikt się nie zgłosił , nikt nie zapytał w jego sprawie . Powstanie upadło późną wiosną tego samego roku ,kiedy zmarł ranny oficer . Zrobiło się bezpieczniej i spokojniej . Tata postanowił postawić krzyż w miejscu mogiły . W pewnym momencie mojego życia wyjechałem z domu i pracowałem w majątku ziemskim na Litwie . Tam doszedł mnie list od Zofii , mojej siostry , która prosiła mnie o szybki powrót do domu . Napisała że tatuś jest na łożu śmierci . Wróciłem , jednak nie zdążyłem pożegnać się z tatą . Mama była schorowana , siostra nie była zamężna , postanowiłem zostać i gospodarzyć w rodzinnym domu . Zosia przekazała mi ostatnie słowa Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 07, 2014, 17:01:21 Część III - ostatnia
..............taty : „ pamiętajcie o mogile powstańca , niech Michał zrobi nowy krzyż – dębowy „ . Zrobiłem tak jak tata sobie życzył i wystrugałem dębowy krzyż . Tym razem był większy od poprzednich . Po latach , kiedy założyłem własną rodzinę i miałem dzieci , przekazałem im tę historię z zaznaczeniem o tym , aby zawsze pamiętać o tym bohaterze , który pochowany jest na naszym podwórku . Obejście zmieniało się z biegiem lat , powstały nowe zabudowania , stare zostały obalone . Podczas rozbiórki spod strzechy nad oborą , wypadło zawiniątko . Znalazłem schowany przez tatę pistolet i szablę zmarłego oficera . Lata wilgoci zrobiły swoje i znaleziska były tak zardzewiałe , że wyrzuciłem je do dołu . Przypomniałem sobie o glinianym garnku w którym były monety i guziki , ale nie wiedziałem gdzie tego szukać . Najpierw mama , później Zosia zmarły . One mogły wiedzieć coś o ukrytych drobiazgach , ja nie byłem z tatą w chwili ukrywania garnka . Odłożyłem temat na inny czas . Przyszedł nowy XX wiek , a z nim wiele zmian u nas w rodzinie . Syn najstarszy zaciągnął się do wojska , córka wyszła za mąż , a przy nas został najmłodszy - Jan . Zawsze przypominałem swoim dzieciom o tradycji zmiany krzyża i zmarłym oficerze . Krzyż był już tak duży , że kobiety z okolicznych domostw zaczęły przychodzić od pewnego roku na „ majówki „ . Ktoś zaczął przynosić figurkę , kobiety siadały na taborecikach i śpiewały ku czci Matki Boskiej . Nikt nie wiedział o pochowanym tu człowieku . W 1913 roku zmieniłem z Janem kolejny raz krzyż na mogile . „ ( Relacja wydarzeń opowiedziana przez dziadka pani Jadwigi Nowak , przekazana jej przez ojca Jana Talera . ) To bardzo ciekawe , co było dalej ? czy pani dziadek lub ojciec odnalazł gliniany gar z drobiazgami po powstańcu ? „ Ja mojego dziadka nigdy nie poznałam , zmarł zaraz po tym jak dowiedział się o śmierci Kazimierza , swojego syna . Kazik , służył w wojsku carskim , zginął na froncie w 1915 roku , gdzieś pod Łodzią . Babcia poszła za mężem kilka lat później . Na gospodarstwie został mój tatuś . Przypomina mi się jak opowiadał raz , że wracając z „kawalerki” pod wieczór , pod krzyżem ujrzał postać kobiety , klęczącej i gładzącej ręką krzyż . Pomyślał że to może ktoś z sąsiadów . Tata ożenił się , a ja przyszłam na świat w niedługim czasie . Tata często opowiadał mi o dziadku , o powstańcu i podtrzymywał we mnie pamięć o mogile .Opowiedział również o widzianej kilkakrotnie postaci klęczącej kobiety . Myślał nawet , że rodzina wreszcie odnalazła szczątki swojego przodka . Jednak widział tę postać zawsze z daleka , a kiedy chciał podejść , przy krzyżu nie było już nikogo . Wybuchła wojna . Okupacja trwała do stycznia 1945 roku , pamiętam jak Niemcy brali Tatusia jako podwodę z wozem i koniem . Byli wycieńczeni , brudni i przerażeni . Kilka dni później wyszło z pobliskiego lasu kilku żołnierzy , którzy zostali za frontem . Rosjanie rozstrzelali wszystkich przy krzyżu i kazali zakopać zwłoki u sąsiada na podwórku w okopie . Leżą tam do dziś , ale nie mają nawet krzyża . Nigdy nie zapomniałam o wymianie krzyża . Dziś , zajmuje się tym mąż mojej wnuczki . Sam własnoręcznie wyciosał ramię krzyża i wymienił je . Garnka nie udało się znaleźć , a przecież dom i obory były całkiem rozebrane . Ja nie pamiętam kiedy było to rozebrane , urodziłam się już w nowym domu . Teraz w gospodarstwie stoi mój domek i nowy mojej wnuczki . „ Czy coś zmieniło się od 1864 roku ? mam na myśli lokalizację mogiły i krzyża . „ Tak , krzyż został przeniesiony bliżej drogi i bardziej w stronę Stąporkowa . To dlatego , że kopali tutaj kabel telefoniczny , a potem wodociąg . Na planach wychodziło że będą kopać bardzo blisko mogiły , dlatego też postanowiliśmy przesunąć krzyż , aby wykopy poszły jak najdalej od grobu . Wnuczka z zięciem wiedzą o wszystkim , wiedzą że kiedyś trzeba będzie znowu wymienić krzyż . Znają dokładną lokalizację grobu , oczywiście mają przekazać tę tradycję swoim dzieciom „ . Czy mogło być tak , jak opowiedziała mi to pani Jadwiga ? Może było trochę inaczej ? Nie dowiemy się tego już nigdy . Szkoda że nie znamy nazwiska pochowanego tam oficera . Próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej na temat jednostek powstańczych , oddziału Rudowskiego i ich szlaku bojowego . Możliwe są tylko dwie potyczki , które stoczył oddział na początku 1864 r. Pierwsza potyczka około 16-19.II.1864 w Bliżynie , oddział rozbił spore siły rosyjskie . Była to zwycięska bitwa . Możliwe jednak że powstańcy , którzy zostali na straży tylnej , zostali zaatakowani przez nadciągające posiłki Kozackie . Druga akcja miała miejsce w Odrowążu , w marcu 1864 r. powstańcy zaatakowali dwie sotnie kawalerii , zdobywając sporo sprzętu , ale i tracąc przy tym ludzi . W trakcie walki doszło do nieszczęśliwej wymiany ognia . Atakująca piechota ostrzelała własną konnicę , tym samym stworzyła możliwość przegrupowania sił wroga . Rosjanie po pierwszym ataku , ochłonęli i poczęli skutecznie razić ogniem nacierających . Podczas odwrotu sił Polskich , okazało się , że kilku żołnierzy zaginęło . Czy mogli to być bohaterowie tej relacji ? W całej historii nie pasuje jeszcze jedno , gdyby nasz bohater był oficerem wysokiej rangi ( jak kilkakrotnie zaznaczała to pani Jadwiga ) , fakt jego zaginięcia , czy śmierci , na pewno by odnotowano . Próbowałem powiązać jakieś nazwisko do opowieści o rannym oficerze . Nie udało się . Kim był zmarły ? Czy był oficerem , czy tylko żołnierzem ? Te pytania na razie pozostaną bez odpowiedzi . Mam nadzieję że ktoś kiedyś ustali personalia tego człowieka , byłoby to wyjątkowe wydarzenie . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 19, 2014, 16:57:34 Wklejam link do uzupełnionego o foto artykułu o akcji Burza http://www.konskie.org.pl/2014/02/stanisaw-nowakowski-ps-boruta-i-jego.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Marzec 05, 2014, 14:28:28 Jeśli wszystko się uda z papierologią , to niedługo spróbujemy podjąć depozyt ukryty przez " Borutę" .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Marzec 18, 2014, 14:19:53 I jak idzie z ustaleniami właściciela gruntu ?
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 20, 2014, 21:32:36 Przyjedź do mnie , w sobotę mam spotkanie z właścicielami gruntów . Zobaczymy jak pójdą rozmowy .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 29, 2014, 06:07:57 http://www.konskie.org.pl/2014/03/stary-grzybow-k-staporkowa-drewniany.html
Materiał Uzupełniony o rysunki . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 26, 2014, 05:40:45 http://www.konskie.org.pl/2014/05/stanisaw-brzezinski-z-koczwary.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: markus128 Maj 26, 2014, 08:54:32 Dzięki za linki. Bardzo przyjemnie się je czyta i dużo można się dowiedzieć o naszej historii.
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 26, 2014, 16:40:07 Najbardziej lubię opisywać bezpośrednie relacje świadków i uczestników wydarzeń , niestety coraz mniej ich zostało .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 04, 2014, 19:20:42 „Ślady minionych lat - badania na terenie Nadleśnictwa Barycz”
Od co najmniej kilkunastu lat miałem pomysł i ochotę na poszukiwania w rejonie dawnych koszar wojskowych w miejscowości Barycz . Wiadomo było o carskich „czasach” , późniejszym poligonie Barycz w II Rzeczypospolitej , okrytym złą sławą „ Ostlegionie Własowców i powojennej jednostce LWP . Na tak stosunkowo nie dużym obszarze musiało się dziać wiele przez te wszystkie lata , tym bardziej , że przeszło kilka zawieruch wojenno-politycznych . Od pomysłu do prac w terenie upłynęło wiele lat . Zawsze coś było na rzeczy , a to nie wolno , a to brak chęci udostępnienia zamkniętego terenu i wiele , wiele innych drobnych przeszkód . Sytuacja taka trwała aż do 2013 roku . Postanowiłem razem z grupką zapaleńców takich jak ja , oraz pod patronatem naszej redakcji www.konskie.org.pl , wystąpić z oficjalnym pismem do władz Nadleśnictwa Barycz o udostępnienie do poszukiwań terenu dawnych koszar wojskowych . Spotkaliśmy się z Nadleśniczym panem Janem Dąbrowskim w celu omówienia współpracy podczas badań terenowych . Nasza grupka , została bardzo mile przyjęta a sam pomysł wydał się leśnikom ciekawy . W statucie swojej działalności mamy zamiar pozyskiwanie informacji na tematy historyczne , zbieranie i uzupełnianie artefaktami nasze Muzeum Koneckie . Chociaż istnieje ono na razie po garażach , piwnicach i domach miłośników historii , to warto magazynować ciekawe przedmioty i czekać na ruch naszych władz lokalnych . Naszym bezpośrednim opiekunem z ramienia Nadleśnictwa został leśniczy , pan Zdzisław Dąbroś . Teren do przeszukania wyznaczyliśmy podpierając naszą wiedzę mapą z 1915 roku , na której wyraźnie zaznaczone były budynki koszar i plac ćwiczebny . Pierwszy wypad w teren , w 7 chłopa wypadł na koniec lutego 2014 , a badania trwały do końca marca 2014 . Ogółem pracowaliśmy przez 16 dni , średnio po 3-4 godziny i udało się przeszukać dwa wyznaczone cele . O ile w pierwszym polu , najbliżej zabudowań Nadleśnictwa i mieszkań pracowników , coś niecoś udało nam się znaleźć . To w drugim i kolejnych celu , ktoś nas uprzedził . Niestety widać było nie zasypane dziury w ziemi sprzed kilku lat , kilku miesięcy i kilku tygodni . Widać było , że ktoś systematycznie przeszukuje teren , ale nie potrafi po sobie posprzątać . Mam nadzieję , że pozyskane rzeczy trafiły do prywatnych kolekcji gdzie są pielęgnowane , oczyszczone i opisane . Po pierwszych znaleziskach byliśmy zaskoczeni wymieszaniem artefaktów z różnych epok . Od czasów carskich , przez II RP , II WŚ do PRL . Smutnym widokiem było sporo śmieci z epoki III RP . Staraliśmy się jak najmniej inwazyjnie wykonywać wykopy i oczyszczać teren ze śmieci , a także zasypywać dołki po pseudoposzukiwaczach . W większości znajdowaliśmy guziki , sporo było guzik carskich ogólno wojskowych , trafił się jeden pułkowy z nr18 . Kilka uszkodzonych klamer piechoty , pierścionek wykonany z monety 10 kopiejek , monety obiegowe carskie , zawieszka od szabli lub bebuta i kilka bibelotów .Ciekawostką mogą być kawałki nieśmiertelników ( blaszek identyfikacyjnych ), dziś nie możliwych do rozszyfrowania . Znajdowaliśmy również masę wystrzelonych pocisków ( czubek naboju ) wzoru mosin , oraz łusek rosyjskich . Z czasów II RP trafiliśmy dwa piękne orły . Jeden malutki furażerkowy , być może legionowy , drugi z czapki – lata 1927-1933 . Znalazło się sporo guzików WZ 17 , WZ 19 i WZ 23 , oraz ciekawa połowa tabliczki znamionowej wyrobów Polskiej Fabryki . Pomimo wielu wysiłków nie udało się odnaleźć informacji na temat tego zakładu . Pod adresem widniejącym na tabliczce znajduje się kamienica i kilka drobnych firm . Prawdopodobnie w okresie międzywojennym w tej kamienicy znajdowało się biuro zakładu produkującego specjalne płoty ( zasieki ?) dla wojska . Oprócz tego znaleźliśmy sporo łusek z biciami Polskimi od karabinów typu Mauser 7,92 mm . Najmniej znaleźliśmy z okresu II WŚ , tylko 3 guziki od munduru tak zwane groszki . Z okresu PRL , wyszło kilka elementów orłów bez koron , sporo guzików , łusek od ppsz , TT i mosin . Z historii spisanej w kilku lub kilkunastu publikacjach możemy się dowiedzieć sporo na temat poligonu i obozu ćwiczeń w Baryczy . Jedną z ciekawych pozycji , napisaną przez Tadeusza Banaszka jest „Obóz Ćwiczeń Barycz” , wydaną przez Bibliotekę Publiczną Miasta I Gminy Końskie z serii „Końskie Szkice Historyczne”. Autor opisuje historię powstania poligonu od czasów zaborcy Rosyjskiego około 1879 do czasów likwidacji Obozu Ćwiczeń w wyniku redukcji Wojska Polskiego w 1957 roku . Ciekawy artykuł o wykorzystywaniu przez wojska Carskie obozu w Baryczy napisał Michał -"Bjar" - pasjonata historii Powiatu Koneckiego http://www.konskie.org.pl/2010/10/barycz-oboz-wojskowy-okres-carski.html . Kolejny ciekawy artykuł dotyczący Baryczy napisany przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego http://www.konskie.org.pl/2011/06/barycz-i-zydowscy-haluce.html Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: kudłaty Lipiec 09, 2014, 08:11:37 Aleś mi fotę wrzucił , prawie mnie nie widać z haszczy
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:03:19 Nie wiem dlaczego zniknęły foty z poprzedniego postu , wrzucam jeszcze raz
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:05:58 c.d...
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:12:08 c.d....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:14:20 c.d.....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:19:29 c.d....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:29:30 c.d....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:33:57 c.d....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:37:56 c.d....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:44:08 c.d.....
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 16, 2014, 21:48:46 c.d.
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Lipiec 16, 2014, 23:11:02 ech Radek - jak zwykle cuda w Twoim wykonaniu, aż ślina cieknie...
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 17, 2014, 05:34:39 Fotografie przedstawiają większość znalezionych rzeczy w okolicy Poligonu Barycz w ostatnich 8-10 latach . Masa zdjęć gdzieś przepadła , a sporo znalezisk trafiła do miejscowych izb pamięci .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: mariani13 Lipiec 17, 2014, 12:24:44 Bardzo ładne wszystkie znajdki a w szczególności bardzo dobrze zakonserwowane [brawo].
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 18, 2014, 06:03:37 i jeszcze kilka fotek , znalezionych na jakimś pendrive .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 26, 2014, 18:58:23 http://www.konskie.org.pl/2014/08/w-gakach-szum-drzew-historie-przypomina.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: mariani13 Sierpień 26, 2014, 21:40:28 To dopiero nazywa się bohaterstwo .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Sierpień 31, 2014, 21:46:23 http://www.konskie.org.pl/2014/08/smierc-kapitana-stoinskiego-dla-ciebie.html#more
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 22, 2014, 06:27:49 http://www.konskie.org.pl/2014/09/cmentarz-zonierzy-niemieckich-w.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Listopad 02, 2014, 19:43:47 http://www.konskie.org.pl/2014/10/smierc-tadeusza-jencza-allana-w-rogowie.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 17, 2015, 15:04:03 „ Skwerek „
Spacerując po Końskich , nie sposób nie „ zahaczyć „ o skwerek . Miejsce przed Kolegiatą Św. Mikołaja , otoczone przez sędziwe kasztanowce . Przy alejkach stoją ławeczki , a na nich siedzą ludzie . Jakby się zastanowić , to prawie nic się nie zmieniło przez 40 lat . Owszem , ławeczki trochę nowsze , twarze ludzkie podobne do tych sprzed lat . Gawędzą emeryci o lepszych czasach , w innym rejonie ławeczkę okupuje grupka „ czerwonych nosów „ , dyskutująca nad sposobami zdobycia kilku złotych na alkohol . Na jeszcze innej ławce siedzi chłopak z dziewczyną , zapatrzeni w siebie , uśmiechnięci i szczęśliwi . Przypomniałem sobie , że sam kiedyś umawiałem się na randki w okolicach skwerku . Wróciłem pamięcią jeszcze dalej i wspominałem te świetne czasy dzieciństwa , kiedy przychodziłem tu z moim tatą . Jesienią zbieraliśmy kasztany i liście , latem siadaliśmy na ławeczce zajadając lody z pobliskiej lodziarni państwa Janiszewskich przy ulicy Łaziennej . Jak to dziecko wypytywałem o wszystko , a to kto tak wysoko posadził Tadeusza Kościuszkę na koniu , a po co tam się schodzi po schodkach ( szalet miejski ) , a to o stacyjkę benzynową . Wtedy to pierwszy raz dowiedziałem się o tym , że w tym miejscu , podczas II Wojny Światowej znajdował się cmentarz żołnierzy niemieckich . Spytałem , gdzie jest teraz bo nie widać krzyży . Dowiedziałem się , że spora część mogił została przeniesiona na cmentarz przy ulicy Browarnej , ale nie wszystkie . To , że nie wszystkie mogiły zostały przeniesione , okazało się podczas robót – wykopów przy budowie kanału ciepłowniczego w latach 1969-1974 . Pracownicy mówili o resztkach trumien i szczątkach ludzkich wykopywanych podczas prac . Przytoczę tutaj rozmowę z panem Zdzisławem Kobyłeckim , ówczesnym Przewodniczącym Rady Miasta . Pan Zdzisław zajmował się pośrednio budową ciepłociągu , ustalając z projektantami i wykonawcami trasę przebiegu rurociągu . Było to bardzo trudne zadanie , tym bardziej , że po drodze był Kościół i dość gęsta zabudowa centrum miasta . Trzeba było uzyskać zgodę ówczesnego proboszcza ks. Kozińskiego na przejście rurociągiem przez plac Kościelny . Proboszcz wydał zgodę przy pewnych warunkach . W zamian za to wykonane zostało przyłącze rurociągu ciepłowniczego , do Kościoła i starej plebanii . Ruszyła budowa i zaczęły się problemy . Nikt nie wiedział , że zaraz po wojnie , podczas ekshumacji niemieckiego cmentarza , część mogił została , a zabrane zostały tylko nagrobki – krzyże . Niewielka część szczątków wróciła do Niemiec zabrana przez rodziny , a reszta trafiła na cmentarz przy Kościele św. Anny w Końskich . Nie wiadomo jednak do dziś gdzie zostały pochowane . W tamtym okresie obawiano się profanacji niemieckich mogił i możliwe jest , że szczątki ze skweru spoczęły bez tablic przy mogiłach żołnierskich z I WŚ. Podczas wykopów , w północno-wschodniej części skweru natrafiono na 3 rozpadające się trumny ze szczątkami niemieckich żołnierzy . Szczątki zostały przełożone do nowych trumien i w asyście ks. Kozińskiego oraz pracowników Gospodarki Komunalnej pochowane na cmentarzu przy ulicy Browarnej . Nie znane jest miejsce tego pochówku , nie ma zapisów w księgach kościelnych czy urzędowych . Pan Zdzisław nie był obecny podczas pochówku żołnierzy , a ludzie , którzy się tym zajmowali , nie pamiętają , nie chcą pamiętać a część już nie żyje . Szukając śladów i informacji na temat tego cmentarza , słyszałem wiele głosów , często krytycznych w tym temacie . „ Najlepiej nie ruszać tego tematu „ ,” a po co to dziś komu „ , „a kto to wie jak to było naprawdę „ . Ale czy my mamy świadomość , że mogiły wojenne , nieważne czyje zasługują na pamięć , na szacunek ? Czy wiemy , że nasi żołnierze walczący na frontach całego świata , polegli w walce , leżą w różnych miejscach ? Czy chcielibyśmy aby władze tych państw zachowywały się w sposób „ nie widzę , nie słyszę , nic nie robię „ ? Wiemy jak wygląda ten problem na dawnych wschodnich terenach Polski . Fot.1 mogiły niemieckich żołnierzy na skwerku koneckim Fot.2i3 - żydzi biorący udział w kopaniu grobów dla poległych Niemców na skwerku . Fot.4 - zastrzeleni żydzi zaraz po kopaniu mogił . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 17, 2015, 15:09:14 ciąg dalszy....
Dwa lata temu podczas prac przy rewitalizacji miasta i przebudowy kanału ciepłowniczego , dostałem telefon od proszącego o anonimowość człowieka . Poinformował mnie o odnalezieniu kilku kości ludzkich na skwerku . Pracownicy wykonujący komorę kompensacyjną instalacji ciepłowniczej natrafili na szczątki i resztki munduru . Szybciutko zasypali widoczne kości . Na interwencję świadka , kierownik robót stwierdził , że nie będzie powiadamiać nikogo o tym fakcie , a poza tym jest spóźniony z terminami wykonawczymi . Podsumowując temat , nasuwa się pewna , nie dla wszystkich wygodna myśl - „ skwerek Konecki „ to miejsce odpoczynku dla mieszkańców i nie tylko , to miejsce gdzie w okresie Świąt Bożego Narodzenia , palą się lampki i wiszą ozdoby . Ludzie chodzą po alejkach , siadają na ławeczkach , to takie „ oczko „ miasta . Czy byłoby nietaktem powiesić tabliczkę informacyjną z napisem : „ W tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej znajdował się cmentarz żołnierzy niemieckich „ ….............. Chciałbym gorąco podziękować za udzielenie informacji panu Zdzisławowi Kobyłeckiemu , Jarosławowi Dudzie , Czesławowi Młodawskiemu , oraz panu Marianowi Chochowskiemu za udostępnienie fotografii . Pozostałe fotografie pochodzą z netu . Fot.1i2 pogrzeb poległych żołnierzy niemieckich . Fot.3 Mogiła na skwerku P.S. I. W trakcie poszukiwań informacji na temat cmentarza niemieckiego na skwerku , dowiedziałem się o kolejnych ciekawych tajemnicach dotyczących naszego regionu . Pierwsza z ciekawostek dotyczy dni wyzwolenia z 1945 roku . Niemcy nie byli przygotowani do obrony Końskich , mieli za zadanie jak najbardziej opóźnić pochód Sowietów , a tym samym umożliwić nieprzerwany przepływ transportowy z południa na Zachód w okolicy Paradyża . Dysponowali tylko kilkoma stanowiskami karabinów maszynowych i dwoma bunkrami betonowymi wybudowanymi przy rozwidleniu dróg Wąsosz – Izabelów ( dzisiaj znajduje się w tym miejscu nasyp ziemny ) . Podczas wycofywania się żołnierzy z folwarku Browary , kilku Niemców poległo w chaotycznej walce , gdzie strzelali nawet do siebie . Uciekający kierowali się w stronę bunkrów , gdzie były zapasy jedzenia i amunicji . Zabitych żołnierzy Rosjanie wrzucili do bunkrów , wrzucono także sprzęt i zniszczoną broń . Na wiosnę w okolicy bunkrów nie dało się przejść , zapadła więc decyzja o ich zasypaniu i jednocześnie przebudowie wąskiej gardzieli drogi na Wąsosz . Podniesiono znacznie teren a bunkry zostały zakryte nasypem . Można przypuszczać , że szczątki około 6 żołnierzy leżą w zasypanych bunkrach do dziś , są bardzo blisko cmentarza , ale dokładna lokalizacja nie jest znana . II. Kolejnym ciekawym tematem jest tajemnica zaginięcia szczątków wysokiego rangą oficera niemieckiego. Generalmajor SS Wilhelm Fritz von Roettig , pełniący funkcję Generalnego Inspektora Żandarmerii , zginął 10.IX.1939 roku w okolicy Opoczna . Próbując dowiedzieć się więcej szczegółów dotyczących okoliczności śmierci generała , trafiłem na wiele wersji c.d.n.... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Styczeń 17, 2015, 15:58:50 Ciekawe rzeczy się tam u Ciebie działy, a zdjecia rozstrzelanych Żydów wstrząsajaće...
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 18, 2015, 09:10:05 ciąg dalszy....
Kolejnym ciekawym tematem jest tajemnica zaginięcia szczątków wysokiego rangą oficera niemieckiego. Generalmajor SS Wilhelm Fritz von Roettig , pełniący funkcję Generalnego Inspektora Żandarmerii , zginął 10.IX.1939 roku w okolicy Opoczna . Próbując dowiedzieć się więcej szczegółów dotyczących okoliczności śmierci generała , trafiłem na wiele wersji tego zdarzenia . Wersja zdarzeń według relacji kpr.pchor. Leonarda Sawonia - „ 10.IX.1939 r.na skrzyżowaniu dróg Opoczno-Inowłódz , zgrupowanie ppłka Krukla – Śmigli osłaniała czata 1 komp.ckm 77 pp Strzelców Kowieńskich z Lidy pod dowództwem kpr.pchor. Władysława Dawgierta . Około godziny 14.00 na szosie od strony Opoczna pojawiła się limuzyna w kolorze ciemno wiśniowym lub bordo . Jednostka Polska ostrzelała niemiecki samochód kilkoma seriami z r-km . Niemcy wyskoczyli z wozu i odpowiedzieli ogniem z pistoletów maszynowych MP-38 i MP -28 . Stanowisko Polskiego ckm było na skraju zagajnika z lewej strony bliżej szosy i miało doskonałe pole ostrzału całego łuku szosy. Celowniczym ckm był żołnierz służby czynnej st. strzelec Bronisław Sołtysiak, celowniczym rkm Żyd Wesler. Ponieważ nasza strzelanina nie dawała efektów, nasz dowódca dał rozkaz obejścia Niemców z boku i obrzucenie granatami . W tym celu wyszliśmy z zagajnika i skokami staraliśmy się przedostać na lewą stronę szosy. Zaskoczeni tym manewrem Niemcy, podnieśli ręce do góry. Przerwaliśmy ogień. W chwili gdy pchor. Dawgiert z karabinem w ręku zbliżył się jako pierwszy do samochodu, zza pleców stojących Niemców padł strzał, trafiając Władka w samo serce. Polacy natychmiast odpowiedzieli ogniem - generał został zabity podobnie jak jeden z towarzyszących mu oficerów, drugiemu udało się uciec. Wcześniej w samochodzie zginął kierowca samochodu. Zobaczyłem , że po drugiej stronie szosy , zaraz za skarpą , leżał w rozpiętym mundurze generał . Obok leżała jego siodłata czapka ze złotym sznurem . Na rękawie munduru miał przyszytą owalną , obramowaną odznakę . Lewa dłoń w zamszowej rękawiczce koloru mysiego zaciskała prawą rękawiczkę . W prawej – pistolet . Miał włosy blond , rzadkie , krótko ostrzyżone . Twarz i głowa podłużne . Trafiony został serią ckm-u w potylicę tak , że głowa się ledwo trzymała . W lewej górnej kieszeni miał legitymację służbową . Żołnierze odcięli naramienniki i patki z munduru . Kiedy sięgałem do lewej kieszeni , któryś z żołnierzy zabrał mu pistolet , na który miałem chęć . Następnie żołnierze chwycili zwłoki za kołnierz munduru i przywlekli na stanowisko placówki . Wykopali na skraju zagajnika dół na wysokość żołnierskiej łopatki i zakopali w nim generała . Po 20 - 30 minut od zdarzenia , od strony Opoczna zauważono auto ciężarowe (lub jak mówią inne relacje transporter opancerzony z żołnierzami jakiejś jednostki art. p.lot.). Krótka seria z ckm zatrzymała auto. W dalszym ciągu strzelano w skrzynię. Szofer zdążył wyskoczyć i rowem wycofać się. Siedzący obok niego Niemiec wyskoczył również, lecz padł w rowie. Przybiegłem do auta z podch. Grabowskim R. W aucie leżało 7 zabitych . Przy zabitym generale znaleziono dokumenty i mapy z naniesionymi pozycjami niemieckich jednostek. Ze względu na wagę zdobytych informacji zdecydowano się wysłać w przebraniu sierż. Webera, aby dostarczył dokumenty do dowództwa w Warszawie - nie ma jednak żadnych informacji czy wykonał on swoją misję. Kpr. podch. Władysław Dawgiert został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznym, a jego zwłoki spoczęły na cmentarzu parafialnym w Kraśnicy. Potyczka stoczona 10 września była jedynie drobnym epizodem walk, ale w znacznym stopniu podniosła ona nadszarpnięte odwrotem morale żołnierzy. Wieść o niej dotarła bardzo szybko do wszystkich żołnierzy zgrupowania ppłk. Jana Kruk-Śmigli. Wersja zdarzeń zaczerpnięta z forum historycznego : „Działo się to pod niewielką wsią Dęborzeczką, położoną na drodze Opoczno-Inowłódz. Po pierwszym tygodniu kampanii wrześniowej 1939 Wojsko Polskie znajdowało się w defensywie, a duża część jego wielkich jednostek (dywizji i brygad) była już mocno skrwawiona , a nawet zdezorganizowane. Tak też było i z Północnym Zgrupowaniem Armii "Prusy", dowodzonej przez gen. Stefana Dąb-Biernackiego. Po ciężkich walkach pod Piotrkowem Trybunalskim i Tomaszowem Mazowieckim, zgrupowanie to utraciło zdolność bojową jako zorganizowana grupa operacyjna. 19 DP, do 5 IX 1939 r dowodzona przez gen. Kwaciszewskiego (dostał się on przypadkiem do niewoli jadąc swoim samochodem ze sztabu do jednostek walczących na linii frontu) również uległa dezorganizacji, a poszczególne jej elementy przedzierały się samodzielnie w stronę Wisły. W dniu 7 września pod Antoniowem zebrały sie bataliony zbiorcze 77. i 85. pułków piechoty oraz 19. pułku artylerii lekkiej, a dowodzenie nad nimi przejął ppłk Jan Kruk-Śmigla. Okoliczne kompleksy leśne pozwoliły polskim żołnierzom na 2 dni wytchnienia i przeorganizowania. Ppłk Kruk-Śmigla planował ze swymi oddziałami przebijać się do rejonu zgrupowania większych sił polskich, lub przeczekać na polską ofensywę - skoordynowaną z zaczepnymi działaniami Francji i Wielkiej Brytanii. Oba mocarstwa były w stanie wojny z III Rzeszą już od 3.IX , jednak zachodnioeuropejski Sitzkrieg pokazał, jak bardzo byli zdeterminowani do udzielenia sojuszniczej pomocy... 10 .IX w godzinach przedpołudniowych na wysuniętą placówkę obserwacyjną przy drodze Opoczno-Inowłódz wyruszyli żołnierze z drużyny kpr. podch. Dowgierta. Dowódca batalionu rozkazał ubezpieczać miejsce kwaterowanie innych oddziałów od strony tej ruchliwej w tym czasie drogi. Front w owym czasie przesunął się już daleko na wschód , a tereny te znajdowały się w pasie działania niemieckiej 10 Armii. Na tyłach Wehrmachtu działały grupy pacyfikacyjno-bojowe SS, mające czyścić teren z pomniejszych polskich oddziałów oraz dławić wszelkie próby walki z...... Fot.1-4 pochodzą z netu - przedstawiają spalony samochód generała . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Styczeń 18, 2015, 09:25:36 ciąg dalszy......okupantem. Dowództwo nad nimi od 6 września z rozkazu Hitlera sprawował generał major SS Wilhelm Fritz von Roettig - "Kat Śląska" - który w pierwsyzm tygodniu wojny prowadził bezwzględne akcje eksterminacyjne Polaków na terenie Śląska zajętego przez Niemcy. Około godziny 14.00 na zakolu drogi pojawiła się wiśniowa limuzyna, w której podróżował "Kat" w towarzystwie dwóch oficerów i jednego podoficera-kierowcy. Polacy i Niemcy spostrzegli się niemal w tym samym momencie. Pierwsza seria z polskiego rkm-u zatrzymała samochód. Odgłosy walki zaalarmowały polski batalion, stacjonujący w zagajniku o kilometr od miejsca zdarzenia. Jego dowódca wysłał pluton piechoty na patrol bojowy.
W tym samym czasie strzelanina przybierała na sile. Niemcy schronili się za samochodem w przydrożnym rowie i ostrzeliwali z posiadanych pistoletów maszynowych. Widok nadciągających posiłków i atak Polaków spowodował, że Hitlerowcy poddali się. Kiedy kpr. Dowgiert podszedł, aby ich wziąć do niewoli - padł zdradziecki strzał. Kula raziła kaprala niemal prosto w serce. Polski żołnierz zginął na miejscu. W chwilę po tym Polacy zasypali pozycje niemieckie gradem kul z posiadanych 2 karabinów maszynowych i broni indywidualnej. Dwaj oficerowie niemieccy zbiegli mimo ran , a po kilku godzinach dotarli do Opoczna, gdzie zaalarmowali Komendę Żandarmerii. Kierowca i generał zginęli na samym początku walki - niemal od pierwszych kul. Polacy zabrali ciało "Kata", a w czasie rewizji odkryli ważne mapy wojskowe i dokumenty osobiste. Generała pochowano w płytkim dole w niedalekim zagajniku. Zwęglone zwłoki kierowcy (samochód zapalił się od granatów) Niemcy uznali za zwłoki generała i pochowali w Niemczech z wojskowymi honorami.” Tutaj chciałbym zaznaczyć początek interesujących zdarzeń . Według Władysława Naruszewicza , Niemcy nie znaleźli płytkiego pochówku generała , a spalone zwłoki st.wachmistrza Poppe , kierowcy limuzyny , wzięli za szczątki ich obu . Dwóch oficerów , towarzyszących generałowi , którym udało się uciec to : kpt.żand. Erich Radtke , kpt.policji ochronnej Max Sadowski . 11.IX. Niemcy przewieźli wydobyte ze spalonego samochodu szczątki do Końskich . Trumnę ze zwęglonymi zwłokami Poppego ustawiono na katafalku w Kościele i wyznaczono wartę honorową . Następnego dnia trumnę przewieziono do Kielc do Sztabu Armii Południe . Wyznaczono specjalną grupę do zbadania okoliczności śmierci generała pod bezpośrednim dowództwem płk. Gaudewela . Z raportu Gaudewela - „ Resztki zwłok będą dzisiaj , 13.IX.1939 r. złożone do trumny i przewiezione do Wrocławia . Wypalony stalowy hełm generała oraz inne drobne przedmioty osobiste zostaną przekazane wdowie . „ W innym raporcie Gaudewela jest wzmianka o pogrzebie : „ W dniu 14.IX we Wrocławiu nad trumną generała Roettiga i st.wach. Poppego przemawiali gen. SS von dem Bach -Żelewski i generał policji Riege . Następnie oficerowie SS wynieśli trumnę na swych barkach do karawanu , który ruszył do Berlina . W stolicy III Rzeszy po uroczystościach pogrzebowych , dokonano kremacji a urnę przewieziono do rodzinnego miasta Gera i złożono w rodzinnym grobowcu Roettigów . Po jakimś miesiącu , Niemcy dostali informację o mogile generała w niedalekim od zdarzenia młodniku . Prawdopodobnie , któryś z żołnierzy wziętych do niewoli przekazał informację o mogile Roettiga . Użyto tresowanych psów oraz grupę śledczą do zbadania i ewentualnego zatuszowania poważnej pomyłki . Przecież rodzina już pochowała swojego generała . Według relacji miejscowej ludności , mogiła została odnaleziona , a szczątki przewiezione i dyskretnie pochowane w Niemczech . Gdzie ? Nie ma na ten temat informacji . Jest jeszcze druga strona tych wydarzeń . Policja i SS , uznała , że za śmiercią generała stoją cywilni partyzanci . W związku z tym zaaresztowano 5000 mężczyzn z terenu Powiatu Koneckiego i osadzono na tak zwanej budowie . Po rewizjach i odnalezionych niemieckich pieniądzach oraz innych drobiazgach z żołnierskiego oporządzenia , rozstrzelano około 140 osób . Resztę zwolniono na wyraźny rozkaz gen. Blaskowitza , który po zapoznaniu się z raportem zdarzenia , uznał śmierć generała Roettiga podczas działań wojennych . Sprawa pomyłki pochowania szczątków Poppego zamiast Roettiga , musiała jednak jakoś się wydać . Wdowa po generale nie wiedziała , gdzie znajdują się szczątki jej męża . Być może ta informacja została specjalnie ukryta lub zginęli ci , którzy o niej wiedzieli . W każdym razie , na początku lat 50-tych wdowa po generale , przybyła z pełnomocnictwami i pozwoleniami na ekshumację generała z cmentarza wojennego w Końskich . Czyżby miała jakieś informacje na ten temat ? Czy Niemcy mogli tutaj pochować zabitego oficera ? Żona generała posiadała plan cmentarza z zaznaczonym miejscem ewentualnego pochówku męża . W miejscu wyznaczonym nie znaleziono żadnych szczątków . Pavelock Fot,1 mogiła żołnierzy niemieckich z okolic wydarzeń - prawdopodobnie grupy idącej na odsiecz generałowi . Fot,2 resztki spalonego samochodu - prawdopodobnie z grupy idącej na odsiecz generałowi . Fot,3 - Grób podch. Dowgierta Fotografie pochodzą z netu Tytuł: Odp: bagno Leśnamogiła. Wiadomość wysłana przez: jacek0846 Luty 01, 2015, 12:31:46 .......... "Leśne mogiły żołnierskie" ,,Leśna mogiła''O jednej mogile polskiego żołnierza z września 1939 roku wiedziałem od dawna . Miejsce pochówku pokazał mi leśniczy z leśniczówki "Promień " - nieżyjący już , pan Aleksander Kieszek . Według przekazów zatrudnionych w leśnictwie pracowników , szczątki tego żołnierza ( NN) zostały znalezione na początku lat pięćdziesiątych w wykrocie pod zwalonym , zmurszałym drzewem . Prawdopodobnie ukrył się tam by odpocząć . Musiał być ranny i wykrwawił się . W tej okolicy , około 10 września 1939 r rozformowywały się jednostki Polskie . Jedną z takich jednostek był 23 Pułk Ułanów Grodzieńskich . Pierwszą walkę pułk stoczył w okolicach Lubieni . 5 września otrzymał rozkaz skierowania się w rejon Rudy Malenieckiej - Fałkowa i Przedborza . Dotarł tam 6 września po południu. Po przeprowadzeniu rozpoznania 2 szwadronem okazało się, że jednostki wroga zajęły miasteczko Przedbórz , a wysunięte w stronę Końskich oddziały zmotoryzowane walczą już pod Kazanowem z 36 DP . W tej sytuacji ppłk Miłkowski postanowił powrócić do brygady, która miała znajdować się w marszu na Wschód w rejonie Niewierszyna . Zgodnie z rozkazem pułk znalazł się w nakazanym rejonie przed świtem 7 września. Nie zastając tam własnych oddziałów, przemaszerował do lasów w okolice Opoczna . W czasie przemarszu atakowany był przez lotnictwo nieprzyjaciela, które jednak nie zdołało wyrządzić większych szkód. Kiedy okazało się, że Opoczno zajęte jest przez Niemców ppłk Miłkowski wydał rozkaz przejścia swego zgrupowania do lasów brudzewickich. W nocy z 8 na 9 września pułk skierował się z rejonu wsi Studzianna do lasów pod Przysuchą . W czasie przemarszu doszło do potyczki z niewielkim oddziałem niemieckim w okolicy Gielniowa, który po krótkiej walce został odrzucony, ale tabor pułku podczas tej potyczki uległ rozproszeniu. W nocy z 9 na 10 września oddziały polskie zostały otoczone w lasach w okolicy Przysuchy. Okazało się że w lasach przebywają inne , mniejsze grupki z rozbitych jednostek Polskich . Pułkownik dowiedział się od żołnierzy o zajęciu Końskich przez siły wroga . Podjął decyzję o rozformowaniu oddziału , by zwiększyć szansę wyjścia z okrążenia małymi grupami . Żołnierze 2 baterii 3 dak-u na rozkaz dowódcy zdemontowali i zniszczyli działa w okolicy Kuźnicy i Ruskiego Brodu. Pozostawiono wiele sprzętu wojskowego , który mógłby zawadzać podczas przeprawy . To po ten sprzęt na drugi dzień przyjechał ksiądz Ptaszyński z furmanami . Zabezpieczono sporo broni , amunicji i oporządzenia wojskowego z którego w listopadzie 1939 r skorzystał mjr. Hubal . W celu wydostania się z okrążenia dowódca zarządził otwarcie ognia w wielu punktach przeprawowych . Po udanej akcji pułk miał kierować się w Góry Świętokrzyskie. W nocy z 9 na 10 września doszło do walki z piechotą niemiecką w wielu miejscach jednocześnie . Niemcy myśląc że mają do czynienia z przeważającymi siłami polskimi , ustąpili pola wycofując się w stronę Przysuchy . Po wyrwaniu się z okrążenia okazało się, że szwadrony 3 i 4 zostały rozproszone i odcięte od sił głównych. Znalezione szczątki musiały należeć do żołnierza biorącego udział w wyjściu z okrążenia . Resztki munduru , hełm i inne drobiazgi wskazywały na regulaminowe umundurowanie szeregowego lub młodszego podoficera Wojska Polskiego . Brak było jedynie znaku tożsamości , tak zwanego nieśmiertelnika . Dlaczego szczątki nie zostały pochowane na cmentarzu w Ruskim Brodzie ? Nie wiadomo . Można przypuszczać tylko , że był to okres bardzo napiętej sytuacji politycznej nie tylko w kraju , ale także w tym rejonie . Otóż w tym samym mniej więcej czasie przesiedlono 13 okolicznych wiosek , a teren zajęło wojsko . Po lasach jeszcze tułało się trochę " niezłomnych " żołnierzy podziemia . Szczątki żołnierza przedwojennej armii były więc trochę niewygodne , dlatego też postanowiono o ich pochówku w miejscu odnalezienia . Pracownicy leśniczówki Promień i Zapniów zawsze pamiętali o wymianie drewnianego krzyża i zapaleniu lampki w dniu zmarłych . W latach siedemdziesiątych harcerze zaopiekowali się mogiłą . Postawiono pomnik z lastryka . Co rok odbywały się tam skromne uroczystości upamiętniające wrzesień 1939 r. Minęło kilkadziesiąt lat , jest 2011 rok . Widać że co jakiś czas , ktoś wymienia wianek z jedliny i kwiatów , a w dniu zmarłych pali się kilka zniczy . A las coraz bardziej rozrasta się i zagradza dostęp do mogiły . Bardzo trudno jest znaleźć to miejsce . Byłem tu tyle wielokrotnie , a jednak za każdym razem mam problem z odnalezieniem grobu . Poprosiłem obecnego leśniczego pana Jarosława Widawskiego z leśniczówki Kuźnica - Zapniów o pomoc . Podczas przedzierania się przez las leśniczy wspomniał o innych mogiłach znajdujących się w jego rejonie . Poprosiłem o wskazanie miejsc pochówku . Okazało się że są one rozproszone i oddalone od siebie w odstępach kilometra lub dwóch , a wszystkie są do siebie podobne . Krzyże z kamienia w oblamówce z ciosanego piaskowca . Na środku każdego z krzyży został ślad po czymś coś kiedyś było tam przymocowane . Czy był to krucyfiks ? Czy może tabliczka z nazwiskami ? Tego się chyba nie dowiemy . Mogiły te przypominają trochę styl cmentarzyków Austriackich , budowanych po I Wojnie Światowej przez specjalne grupy inżynierów i budowniczych . Kto jest pochowany w tych zbiorowych mogiłach ? Można przypuszczać że są to szczątki żołnierzy armii Carskiej lub Austriackiej , poległych w 1915 roku . Na tym terenie przegrupowywał się rozbity pod Opocznem i Gielniowem Taurydzki Pułk Grenadierski . Wśród miejscowej ludności z nieodległej Kużnicy , Ruskiego Brodu i Wawrzynowa krąży legenda o ukrytej skrzyni z carską kasą pułkową . Czy to prawda ? Coś w tym jest , bowiem w drugiej połowie lat dwudziestych XX wieku aresztowano dwóch uzbrojonych w rewolwery ludzi szukających miejsc ukrywania się w lasach tegoż pułku . Aresztowanymi byli Polacy służący wcześniej w Carskiej armii . Tyle o legendach i ukrytych skarbach . Ogólnie cieszę się że do dziś ktoś dba o te mogiły . Jak ważna jest pamięć o nieżyjących , pochowanych w leśnych mogiłach , niech każdy sobie na to odpowie . Wszystkie te informacje pochodzą z przekazów ustnych osób prywatnych . Z własnych obserwacji , badań i przemyśleń . Jak było naprawdę ? Nie wiadomo , nie ma bowiem żadnych dokumentów z których można by uzyskać informacje na temat leśnych grobów . Być może ktoś ma takie wiadomości , które mogłyby uzupełnić lub potwierdzić te hipotezy . Serdecznie proszę o kontakt . Witam. Jestem nowicjuszem na tym forum. Czytam z zaciekawieniem wszystkie wpisy. Chcę się podzielić spostrzeżeniem o tej samotnej mogile i o następnych które widziałem na zdjęciach.Ta mogił z pojedynczym krzyżem znajduje się w lesie obok miejscowości Kuźnica. Pochowany jest w niej żołnierz,który zginął w czasie ostrzału alteryjskiego ale nie on sam jeden bo zginęła też kobieta nazwisku Połeć a syn którego miała na ręku został ranny w nogi.. Tam pod lasem były dwa domy mieszkalne rodziny Połciów oraz Cieślikowskich. Żołnierze z rozbitej armii ,,Prusy'' pojawili się w pobliżu tych domów a Niemcy lornetkami penetrowali ten teren i gdy ujrzeli żołnierzy otworzyli ogień z armat z okolic Ruskiego Brodu .Domy zostały spalone zabity żołnierz , Połciowa i ranny jej syn. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: jacek0846 Luty 01, 2015, 12:50:35 Dziękuję za głosy i informacje na temat leśnych mogił . Okazało się że mogiły z krzyżami to miejsce pochówku żołnierzy wrześniowych z Armii Prusy ( być może 23 pułk Ułanów Grodzieńskich ) którzy zginęli wyrywając się z okrążenia . Dostałem również informację , że w mogile gdzie przy krzyżach znajduje się figura Matki Boskiej , pochowanych jest 3 żołnierzy Hubala . Zostali pochowani w marcu 1940 r , po rozproszeniu piechoty w bitwie pod Szałasami . Czy jest to rzetelna informacja ? Tego nie uda się niestety sprawdzić . Witam. Chcę się wypowiedzieć na temat tych mogił. Pochodzę z Janowa. Mogiły na zdjęciach to mogiły żołnierzy armii ,,Prusy'' Ta z dwoma krzyżami na tak zwanych ,,Górach'' kryła zwłoki kapr. podchorążego oraz jednego szeregowego.Pamiętam że po ekshsumacji na cmentarz do Przysuchy na grobie został hełm podobny do strażackiego z włosami w środku. Zakopałem ten hełm w tej mogile ale czy jest tam do dziś ,nie wiem. Następna mogiła w tak zwanej ,,Starej Górze'' .W niej było pochowanych dwunastu żołnierzy, też zabranych na cmentarz do Przysuchy. Następna mogiła z figurką ,, Matki Boskiej '' tam pochowanych było sześciu żołnierzy, też zabrano ich na cmentarz w Przysusze. Wśród zabitych byli i ułani Grodzieńscy i zwykli żołnierze. Pojedynczy krzyż to żołnierz który zginął w okolicy wioski Kuźnica.Razem z nim zginęła kobieta o nazwisku Połeć a jej syn ranny był w nogi. Tam pod lasem były dwa domy.Połciów i Cieślikowskich. Przebywających w pobliżu tych domów żołnierzy Polskich zlornetowali Niemcy i ostrzelali ogniem artylerii. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 01, 2015, 13:20:43 Super , że można jeszcze uzupełniać w ważne informacje takie relacje . Jeśli posiadasz jakieś informacje dotyczące rejonu Przususkiego , a w szczególności okolic RB i masz ochotę się podzielić nimi - zapraszam na priv .
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 02, 2015, 06:53:24 Końskie 1831 - zamówienia dla formującego się 7 Pułku Strzelców Pieszych
Z opowiadań moich rodziców i starszych mieszkańców Końskich wiedziałem, że w latach 1910-17 wielkim powodzeniem cieszyły się amatorskie przedstawienia… (nieczytelne). Grano sztuki patriotyczne, komedie oraz ustawiano tak zwane „żywe obrazy”. Produkcja muzyczna [raczej: oprawa muzyczna] pp. Ziembińscy, … Zdjęcia i dekoracje Roch Baranowski. Fragment wspomnień Henryka Seweryna Zawadzkiego. Fotografia z drugiej dekady XX wieku pochodząca ze zbiorów wielce zasłużonej dla Końskich rodziny Kaplów. Fotografię udostępniła p. Agnieszka Byczkowska. Dalej kontynuuję tematykę powstania listopadowego. Muszę też przyznać, że okres poprzedzający w historii miasta Końskie jest bardzo ciekawy - epizod napoleoński (ciekawa legenda ławeczki „napoleońskiej” w pobliskiej miejscowości), miejsca potyczek, kirasjerzy - jedyny w dziejach Polski pułk jazdy kirasjerskiej powstał w dobrach pułkownika Stanisława Małachowskiego w Końskich. Dużo zatem przed nami. A tak przy okazji poruszę temat przedstawionej fotografii. Pokazuję jedną z nich; jest jeszcze kilka (z innego zbioru), ale tu prośba do czytelników - trzeba opisać mundury, uzbrojenie i odpowiedzieć na pytanie z jakim okresem Księstwa Warszawskiego są związane (fotografie powstały oczywiście później, w atelier Rocha Baranowskiego w Końskich) - dla chętnych czytelników prześlę skany. Marzę o odnalezieniu i pokazaniu na stronie orła z czapki żołnierza 7 pułku. Byłby to kolejny „konecki orzeł” (pierwszy opisany to orzełek z Kornicy - artykuł z 2 czerwca 2013). A w kolejce czeka jeszcze wiele innych. W Księdze aktów notarialnych z 1831 roku, notariusza Michała Krassowskiego można odnaleźć ciekawe zamówienia dla formującego się w Końskich 7 Pułku Strzelców Pieszych. KW Pistolet skałkowy manufaktury zbrojeniowej w Końskich. Pistolet skałkowy (bateryjny) - typ pistoletu pojedynkowego, stanowił własność Stanisława Małachowskiego. Wykonany w manufakturze zbrojeniowej w Końskich w 1831 r. Pistolet wykonany w czasie powstania listopadowego w manufakturze zbrojeniowej w Końskich. Manufaktura ta, została utworzona w początkach 1831 r. w dobrach Stanisława Małachowskiego i działała do sierpnia tego roku, kiedy to została zniszczona przez korpus rosyjski gen. Rüdigera. Broń została wykonana jako prezent dla właściciela, a zarazem regimentarza czterech województw lewobrzeżnej Wisły. Z tego powodu na lufie wygrawerowany został napis: Fabryka Polska Naczelnemu Wodzowi, który początkowo interpretowano jako dedykację dla generała Skrzyneckiego. Przeczą temu jednak wyryte na głowicy słowa: Stanisław Małachowski. Sprawa ta nie została do dziś jednak rozstrzygnięta. W okresie międzywojennym pistolet trafił do kolekcji marszałka E. Rydza-Śmigłego. Wraz z nią został ukryty w 1939 roku w leśniczówce Czemiernikach koło Lubartowa. Odnaleziony po wojnie, w 1947 roku został przekazany przez Zarząd Lasów Państwowych do zbiorów Muzeum Wojska Polskiego. Broń posiada ciekawą konstrukcję: zamek skałkowy zaopatrzony jest w specjalną rolkę współpracującą z pokrywą panewki, łańcuszek sprężyny głównej oraz osłonę przeciw deszczową. Lufa jest gwintowana na całej długości precyzyjnym gwintem włoskowym typowym dla pistoletów pojedynkowych. Na płycie głównej wyryto nazwisko miejscowego rusznikarza: Gepart w Końskich. Mimo, że kurek jest dorobiony, ogólne cechy charakterystyczne wskazują na wykonanie w jednej z przodujących pracowni rusznikarskich początku XIX wieku. Łoże, nieco gorszej jakości niż zamek posiada nietypowy kształt: ostro zagięty chwyt był spotykany w pojedynkowej broni angielskiej i to wytwarzanej stosunkowo krótko, pomiędzy 1815 a 1825 rokiem. Co ciekawe, łoża tego rodzaju były znacznie krótsze od opisywanego. Kaliber: 15 mm, długość: 34,2 cm, waga: 830 g, długość lufy: 20,5 cm Marcin Ochman Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, eMWPaedia. Dodam, że UMiG zlecił wykonanie repliki pistoletu. Czy projekt będzie kontynuowany? KW. Pistolet skałkowy wykonany w manufakturze zbrojeniowej w Końskich w 1831 r. Wyryte na głowicy słowa: Stanisław Małachowski. W zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, fotografia - eMWPaedia. Pistolet skałkowy wykonany w manufakturze zbrojeniowej w Końskich w 1831 r. Napis rytowany na lufie: Fabryka Polska Naczelnemu Wodzowi. W zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, fotografia - eMWPaedia. Zamówienia dla formującego się w Końskich 7 Pułku Strzelców Pieszych Dostawa słoniny i sadła Jan Kanty Wasilewski, zastępca komisarza Obwodu Opoczyńskiego w mieście Końskich mieszkający; zawarł umowę z Jonasem Grundmanem o dostawę 25000 funtów słoniny i sadła do magazynu konieckiego w Kazanowie „exystującego”, w cenie po 20 groszy za funt słoniny lub sadła. Termin dostawy 20 dni. Akt podpisał „w imieniu komisyi potrzeb wojska J.K. Wasilewski, Kazimierz Brzozowski Komisarz Rządu Narodowego, Jonas Grundman, świadkowie: Ignacy Słuchowski i Michał Kołodzieyski - urzędnicy administracji w Końskich. Akt z 17.03.1831. Dostawa furażerek, halsztuków, rękawic zauszników Mieszkańcy miasta Radomia: Moszek Minchmacher, Herszch Epfelbaum, Ajzyk Szorfeld, Maier Szorfefd - byli dostawcami furażerek, halsztuchów (trójkątna chusta noszona na szyi przez mężczyzn w XVIII i XIX), rękawic, zauszników do 7. Pułku Strzelów Pieszych formujących się w Końskich. Akt z 6.06.1831. Dostawa żywności Do aktu stanęła Deputacja formująca 7 Pułk Strzelców pieszych. Deputacja ta składała się z: Stanisława Bogusławskiego, Kajetana Woyciechowskiego - Radców Obywatelskich woj. sandomierskiego, [Jana] Pruszyńskiego dowódcy tegoż pułku rozkazem dziennym Naczelnego Wodza [...], oraz z drugiej strony Aron Wiślicki i Chil Grundman z Końskich. Strony zawarły umowę dostawy żywności dla pułku. §1 Ponieważ żywność dla Pułku 7 Strzelców Pieszych Instrukcyi Komisyi Rządowey Woyny z dnia 26 miesiaca czerwca nr 31081/11648 [...] 38 przepisana jest na iedną racyę dzienney żywności. Półtora funta chleba. Pół funta mięsa w tydzień przez dni cztery. Pół kwarty kaszy lub grochu. Dwa łuty soli kuchenney. Dwa łuty słoniny lub sadła. Przeto dostawcy zobowiązują się dostarczać żywność dla pułku. §2 Żywność powyższym paragrafem przepisana przez Deputacyę dp racyi trzy tysiące (3000) dziennie - żądana tylko być może. Dystrybucya żywności odbywać się będzie co dni cztery, a to batallionami na kompanie podług sytuacyi i bon [bardzo ciekawy jestem czy zachowały się owe bony - może czytelnicy mają je w swoich zbiorach?], które przez Deputacyę podpisane być maią. Wypłata za dostarczoną żywność uskuteczniana co dni osiem. Należność za żywność (1 racja) w ciągu 7 dni wynosi 3 zł 29 gr. Dostawa żywności ma być od 1 lipca 1831 do 1 sierpnia 1831. Umowa obowiązuje na miesiąc. Gdyby się okazała potrzeba dostarczania słomy, siana i owsa dla kompanii pociągowej dla „koni furgonowych” lub furażu dla koni oficerów sztabowych tegoż pułku to dostawcy winni i ten fasaż dostarczyć. Akt z dnia 28 czerwca 1831. Dostawa manierek, bębnów, kociołków Deputacyja formująca 7 Pułk Strzelców pieszych w Końskich składająca się z Stanisława Bogusławskiego, Kajetana Woyciechowskiego, Pruszyńskiego dowódcy pułku zawarła umowę z Ignacym Helemanem i Wojciechem Guzikiewiczem o dostawę „effektów” do 7 Pułku Strzelców Pieszych w Końskich, a więc o dostawę: 1493 manierek, 42 bębnów z stypułkami [drewniane pałki, często zakończone miedzianą tuleją], 298 kociołków wagi po 7 funtów [...]. Dostawa ma być uczyniona w ciągu 2 miesięcy z tym, że do 10 lipca 1831 dostawy przysłać do pułku 42 bębny. Akt z 212 czerwca 1831. Dostawa sukna Zelman Birencwajg, Mosiek Wiślicki, Jankiel Kronenblum, Lejbuś Szejnfeld, Rafał Rafałowicz kupcy z Końskich zapisali [...] 30000 zł na imię Deputacji formującej w Końskich 7 Pułku Strzelców pieszych z powodu przyjęcia obowiązku dostarczania pułkowi „effektów” to jest sukna. Podpisali wspomniani kupcy, jako świadek Michał Dunin Laskowski podporucznik, Stanisław Patek [pisarz lazaretu wojskowego w Końskich]. Akt z 1.07.1831 Deputacja formująca pułk 7. Strzelców Pieszych w Końskich w osobach Stanisław Bogusławski, Kajetan Woyciechowski, Pruszyński dowódca pułku zawarła umowę z Zelmanem Birencwajgiem, Mośkiem Wiślickim, Janklem Kronenblumem, Lejbusiem Szejnfeldem, Rafałem Rafałowiczem o dostawę sukna dla 7. Pułku Strzelców Pieszych, a mianowicie: sukna łokci 30.267 [miara nowopolska - 1 łokieć (miara podstawowa) = 2 stopy = 0, 576 m] granatowego szerokości „po ćwierci dziewięć postaw” - łokci 11.504 żółtego na wypustki - łokci 307, żółtego na wypustki łokci 307, pąsowego [kolor jasnoczerwony] łokci 100, szaraczkowy [kolor płótna lub szarej, niefarbowanej wełny] szerokości „po ćwierci dziewięć na mundury, zaś dla [...] jaśniejszego łokci 440, czyli zatem szaraczkowego łokci 18.356, wynosi razem 30.267. Dostawa 15 [...] za dni 15 (od dnia dzisiejszego), 150 [...] za dni 15, dostawa 400 [...] przy końcu miesiąca sierpnia 1831. Akt z 1 lipna 1831. Dostawa obuwia Deputacja formująca pułk 7. Strzelców Pieszych w Końskich w osobach Stanisław Bogusławski, Kajetan Woyciechowski, Pruszyński dowódca pułku zawarła umowę z Ignacym Zawadzkim, Tomaszem i Walentym Urbańskimi o dostawę obuwia dla pułku, a mianowicie 1000 sztuk trzewików z okuciami po 330 par tygodniowo począwszy od 1.07.1831. Akt z 1 lipca 1831. Deputacja formującego się 7 Pułku Strzelców Pieszych w Końskich w składzie: Stanisław Bogusławski, Kajetan Woyciechowski, Pruszyński dowódca pułku, zawarli umowę o dostawę obuwia z Wincentym Majewskim „majstrem proffesyi szewskiej” . Dostawa 2.000 par trzewików z terminem do końca sierpnia 1831, co dwa tygodnie po 300 par; cena pary trzewików 6 zł 5 gr. Akt z 12 lipca 1831. Dostawa tornistrów, ładownic, bandelonów, pasów Deputacja formująca pułk 7. Strzelców Pieszych w Końskich w osobach Stanisław Bogusławski, Kajetan Woyciechowski, Pruszyński dowódca pułku zawarła umowę z Lejbusiem Szejnfeldem, Jonasem Wiślickim o dostawę tornistrów dla 7 Pułku Strzelców Pieszych w Końskich formujących się. Tornistry skórzane na włos wyprawione koloru czerwonego z podszyciem płóciennym z płótna krajowego z zapięciem i troczkami na przypięcie pałana z przyborami skórzanemi ze starej (?) skóry sztuk 2.939. Ładownice z blachą wewnątrz z pasem skórzanym na szaro sztuk 2783. Bandelonów ze sprzączkami mosiężnymi ze skóry na szaro sztuk 371. Pasów do noszenia bębnów w marszu i pasów do zawieszania bębnów ze skóry szarej pierwszych, a drugich ze skóry czerwonej 43. Pasów rzemiennych do manierek z upięciem do przykrywki sztuk 1492. Effekty te mają być przymierzone na każdym żołnierzu. Umówiona cena: za tornister zł 13, ładownica 10 zł, bandoler 4 zł 20 gr, pasy do bębnów 6 zł 20 gr, pasek do manierek po 15 gr. Dostawa tych „effektów” za 2 miesiące od daty aktu. Akt z 1 lipca 1831. Dostawa kulbak, chomąt, toreb skórzanych (Szczególnie z tym zamówieniem miałem problemy z odczytaniem tekstu - chętnie prześlę skan zapisków do odczytania przez znawcę tematu - poprawię później w artykule) Rząd Narodowy Królestwa Polskiego. Wiadomo czynimy etc. etc. Działo się w mieście powiatowym Końskich z dnia 28 lipca 1831 roku. Deputacja formująca Pułk 7 Strzelców Pieszych w składzie Stanisław Bogusławski, Kajetan Woyciechowski, Pruszyński dowódca pułku zawarła umowę z Marcinem Meilingerem oraz Moszkiem Tarnowskim i Lejbą Fryszem o dostawę „effektów” na oporządzenie pułku: §1. Ponieważ effekta do oporządzenia Kompanii Pociągowej dla Pułku 7 Strzelców Pieszych nie są nadesłane przeto stan ich określa się jak następuje: Kulbak, terlic z nawiązaniem [terlica – stanowi podstawę (stelaż), każdego siodła] z strzemionami z trokami do płaszcza na przodzie i z tyłu do [...] ze skór baranich białych wyprawionych, płótnem podszytych, z oblamowaniem sukiennym szaraczkowym bez podogonia i podpiersienia (?) trzydzieści jedna. Kulbaka takaż z olstrami podogoniem i podpiersieniem jedna. Torb skórzanych z paskiem na zgrzebło i szczotkę wielkości pół łokcia w kwadrat sztuk 32. Torb płóciennych z paskiem rzemiennym do żywienia koni sztuk 116. Zgrzebeł i szczotek do chędożenia koni par 32. Der do pokrywania koni bez podszycia z zyngartami (?) parcianym ze sprzączką i rzemieniem do przypinania sztuk 116. [...] z sukna szaraczkowego jasnego z wypustą żółta u denka z podszyciem sztuk 32. Chomąt lekkich z klinczynami drewnianymi malowanymi zielono z kręconego rzemienia z [...], ruskich z pólewkami (?) w smole wygotowanymi do założenia do orczyków sztuk 115. Naczelników (?) żelaznych silnie upiętych do chomąt dyszlowych par 20. Do hołobli (2 dyszle połączone rzemieniami z chomątem) pasów do wozów trzykonnych par 20. Uździenic (część rzędu lub uprzęży nakładanej na głowę konia, jeden z rodzajów ogłowia) rzemiennych z aiglami (?) i do tychże na werbliki zapinanych wędzideł czyli [...] węgierskich sztuk 116. Lejców równie z mocnego, kręconego rzemienia, krzyżowych par dwadzieścia. cena za 1 uprząż 55 zł (których ma być 115), cena za 1 kulbakę 50 zł (których ma być 32). Termin dostawy: na 6 sierpnia 31 roku - uprząż na 24 konie kompletna, kulbak 6. Na 20 sierpnia 31 roku druga część ekwipunku i w końcu sierpnia 31 roku resztę ekwipunku. Opis munduru żołnierz 2 Pułku Strzelców Pieszych. Żołnierze tego pułku często bywali w Końskich. Żołnierze pułku nosili granatowe kurtki mundurowe z żółtymi wyłogami, kołnierzem i łapkami rękawów, z białymi guzikami. Na guzikach umieszczano numery pułku. Kołnierz, wyłogi na piersiach i rękawach i polach granatowe z wypustką żółtą przy kurtce paradnej. Naramiennik żółty, numer 2 dywizji czerwony. Lejbiki granatowe z żółtą wypustką na kołnierzu i rękawach. Spodnie, sukienne granatowe z wypustką żółtą. Kołnierz od płaszcza granatowy z wypustką żółtą. Wszystkie pasy były czarno lakierowane. Na głowie furażerka granatowa z trzema żółtymi wypustkami. Frak mundurowy oficerów z wyłogami granatowymi jak u żołnierzy. Kołnierz z żółtą wypustką i rękawy granatowe. Codzienne szare spodnie z granatowymi lampasami i żółtą wypustką pośrodku. Galony srebrne z żółtą wypustką. [źródło: rysunek i opis Wikipedia] Temat: ciekawostki regionalne Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: jacek0846 Luty 04, 2015, 11:16:31 Dziękuję za głosy i informacje na temat leśnych mogił . Okazało się że mogiły z krzyżami to miejsce pochówku żołnierzy wrześniowych z Armii Prusy ( być może 23 pułk Ułanów Grodzieńskich ) którzy zginęli wyrywając się z okrążenia . Dostałem również informację , że w mogile gdzie przy krzyżach znajduje się figura Matki Boskiej , pochowanych jest 3 żołnierzy Hubala . Zostali pochowani w marcu 1940 r , po rozproszeniu piechoty w bitwie pod Szałasami . Czy jest to rzetelna informacja ? Tego nie uda się niestety sprawdzić . Witam. Chcę się wypowiedzieć na temat tych mogił. Pochodzę z Janowa. Mogiły na zdjęciach to mogiły żołnierzy armii ,,Prusy'' Ta z dwoma krzyżami na tak zwanych ,,Górach'' kryła zwłoki kapr. podchorążego oraz jednego szeregowego.Pamiętam że po ekshumacji na cmentarz do Przysuchy na grobie został hełm podobny do strażackiego z włosami w środku. Zakopałem ten hełm w tej mogile ale czy jest tam do dziś ,nie wiem. Następna mogiła w tak zwanej ,,Starej Górze'' .W niej było pochowanych dwunastu żołnierzy, też zabranych na cmentarz do Przysuchy. Następna mogiła z figurką ,, Matki Boskiej '' tam pochowanych było sześciu żołnierzy, też zabrano ich na cmentarz w Przysusze. Wśród zabitych byli i ułani Grodzieńscy i zwykli żołnierze. Pojedynczy krzyż to żołnierz który zginął w okolicy wioski Kuźnica.Razem z nim zginęła kobieta o nazwisku Połeć a jej syn ranny był w nogi. Tam pod lasem były dwa domy.Połciów i Cieślikowskich. Przebywających w pobliżu tych domów żołnierzy Polskich zlornetowali Niemcy i ostrzelali ogniem artylerii. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 04, 2015, 17:47:22 Dziękuję bardzo za uzupełnienia dotyczące historycznych zdarzeń z okolic Przysuchy . Właśnie o to chodzi , że ktoś wie , ktoś posiada dodatkowe informacje i chętnie się nimi dzieli . Rzeczywiście o Janowie wiem niewiele , także każda informacja , dodatkowo uzupełnia wiadomości . W rejonie RB , Wawrzynowa , Kuźnicy , Zapniowa i Orginiowa prowadziłem poszukiwania już pod koniec lat 80 -tych . Słyszałem , że ktoś czasem wyciągnął z wody jakieś ciekawe większe graty . Mnie osobiście trafiały się raczej drobne rzeczy . Pamiętam jednego Ura , rozbitego RSO czy SDKFz-ta . Ostatnio ktoś wyciągnął szaszkę radziecką . Najwięcej gratów militarnych wyszło podczas wykonywania wodociągu w 2005=2007.
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 16, 2015, 17:24:09 „Dziebałtów – 27.VIII 1944 roku „
Od dawna wiedziałem o potyczce oddziału partyzanckiego z siłami Wehrmachtu w sierpniu 1944 roku , w pobliskim Dziebałtowie . Publikacje oraz przekazywane przez ludzi informacje nakreślały dwa różne obrazy tamtych wydarzeń . Postanowiłem spróbować uzyskać odpowiedzi na pojawiające się pytania . Ślady tamtych wydarzeń można jeszcze odnaleźć wśród opowieści najstarszych mieszkańców , a także na polach i w lesie . W latach 80-tych, będąc na grzybach w okolicznych lasach , znalazłem hełm niemiecki . Wisiał nisko zawieszony na sęku olbrzymiej sosny . Hełm zarośnięty był runem leśnym i tylko przypadek sprawił , że go zauważyłem . Czy był na wyposażeniu żołnierza niemieckiej jednostki biorącej udział w walce o Dziebałtów ? Być może , ale mógł również należeć do żołnierza z jednostki frontowej wycofującej się w styczniu 1945 roku . Chodząc po polach i lasach z wykrywaczem metalu natknąłem się na wiele pamiątek pochodzących z okresu okupacji : łuski od różnego rodzaju broni , odlew orzełka ( niestety tylko połówka) , prawdopodobnie wykonanego przez partyzanta , guziki niemieckie i polskie , odłamki granatów i inne części wyposażenia wojskowego . Mieszkańcy zainteresowani moimi poszukiwaniami opowiadali o czasach wojny . Relacja I - pani Marianna Kuleta : „ W sierpniu 1944 r, byłam jeszcze młodą panienką , miałam 13 lat i mieszkałam razem z rodzicami . Nasz dom stykał się prawie z domem cioci Frani . Przez okno w kuchni mama podawała sól bądź odbierała od cioci barszcz . Żyliśmy wszyscy razem bardzo rodzinnie , na dwóch podwórkach ale jak jedna wspólnota . W drugim domu mieszkała jeszcze córka cioci Frani - Wanda . Wanda była już mężatką , miała dwóch synków , a w tamtym czasie była w kolejnej ciąży , chyba w ósmym miesiącu . Kuzynka Wanda bardzo mnie lubiła , często pomagałam jej przy dzieciach , a jak byłam mała to ona mnie pilnowała . Mąż kuzynki był wtedy na robotach w Niemczech . Tak nadszedł ten feralny dzień sierpniowy . Nasz dom obrał sobie za kwaterę dowódca niemieckiej jednostki , ale nie wiem jak się nazywał i jaki miał stopień . Oprócz niego z Niemców był jeszcze jego adiutant i jeden żołnierz . Reszta wojska zamieszkiwała w całej wsi , zajmując kwatery u sąsiadów aż do domów w stronę Kazanowa . Niemcy ćwiczyli codziennie na polach obsługę armat . Nie strzelali , tylko załadowywali i rozładowywali , ustawiali urządzenia i samo działo . Niemiecki oficer był bardzo kulturalny i często dzielił się z nami porcjami jedzenia . Mama w zamian prała mu bieliznę . Mogę powiedzieć , że nie spotkało nas nic złego ze strony żołnierzy niemieckich . Noc 27.VIII.1944 , zapadła mi w pamięci na całe życie . Około 22.00 usłyszeliśmy strzały z okolic gdzie dziś stoi Kościół , wtedy były tam pola i łąki . Po kilkunastu minutach strzały ucichły i ludzie wyszli na drogę . Usłyszeliśmy informację o ostrzelaniu przez bandę posterunku wartowniczego usytuowanego na krańcu wsi w stronę Wincentowa . Podobno kilku partyzantów prawie nadepnęło na niemieckich wartowników i po pierwszym zaskoczeniu rozpoczęli ostrzał . Chyba wtedy dwóch z naszych partyzantów zostało śmiertelnie rannych , a ich ciała zostały zabrane przez kolegów . Niemcy wzmocnili posterunki i rozesłali patrole na wszystkie drogi wylotowe . Ciężko było nam zasnąć po takich wrażeniach . Oficer , który mieszkał u nas siedział przy stole i pisał . W pewnym momencie , była chyba godzina 00.00 , zobaczyłam jak ze ścian odrywają się kawałki tynku i pojawiają się tumany kurzu . Zaraz też usłyszałam serie wystrzałów i wybuchy granatów . Zgasła lampa naftowa , rzuciliśmy się na podłogę , a Niemiec wykrzykiwał krótkie rozkazy do swojego adiutanta . Przestali strzelać i żołnierze niemieccy wypadli z domu prosto na łąki za stodołą . Strzały słychać było jeszcze w oddali . Nagle powietrzem wstrząsnął wybuch . Reszta szyb wyleciała z futryn . W poświacie wybuchu zobaczyłam leżącą postać przy oknie . To była Wanda , moja kuzynka . Kiedy tu przyszła ? Może źle się poczuła , może potrzebowała pomocy ? Z jej szyi wylewała się krew , a z ust usłyszałam ostatnie tchnienie . Byłam w szoku , wyczołgałam się z domu aby dostać się do stodoły , gdzie spali rodzice . Płakałam w ramię mojej matki mówiąc w kółko , że zabili Wandę i jej dziecko . Ciocia Frania siedziała na zapolu z chłopcami . Wypytywała o Wandę , nie wiedząc , że już nie żyje . Usłyszeliśmy jeszcze dwa duże wybuchy i po jakiś 30 minutach wszystko ucichło . Po jakimś czasie od strony Wincentowa przyjechało kilka samochodów z żandarmami z Końskich . Rozłożyli po okolicy kilka karabinów maszynowych i szukali po domach , kto jest ranny czy zabity . Wtedy zdałam sobie sprawę , że to wszystko odbyło się naprawdę , a ostrzelali nas Polscy partyzanci . Zabili Wandę i podpalili kilka chałup , nie mogłam sobie tego poukładać w głowie .” Fot1.Tablica upamiętniająca wydarzenia z 27.08.1944 - znajduje się na terenie kościoła w Dziebałtowie. Fot2. Pani Marianna Kuleta Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 16, 2015, 17:44:36 Relacja II Pan Jan Jakubowski
Miałem wtedy 9 lat, a pamiętam wszystko tak dokładnie, jakby się to wydarzyło dopiero tydzień temu. W naszym domu, od kilku dni zakwaterowani byli młodzi żołnierze niemieccy, którzy dzień w dzień ćwiczyli na naszych łąkach obsługę dział. Wśród tych kilku Niemców, mieszkało u nas dwóch Francuzów, którzy trzymali się razem. Mieli inne niż Niemcy naszywki na rękawach bluz mundurowych. Zbliżający się sierpniowy wieczór nie zapowiadał tak straszliwych wydarzeń. Najpierw, zaraz po zmierzchu wybuchło jakieś zamieszanie przy lesie. Potem poszedłem spać, wcześniej jednak zwróciłem uwagę na napięcie wśród kwaterujących u nas żołnierzy. Obudził mnie huk i ból w nodze. Krzyczałem i płakałem. Wokół słychać było tylko strzelaninę i odbłyski wybuchów granatów. Nie pamiętam ile to trwało, bo mdlałem i budziłem się z bólu. Oprzytomniałem na stole w stodole. Było bardzo jasno, a nade mną pochylał się jakiś człowiek w okularach. Nic mnie nie bolało, ale byłem bardzo słaby. Ten człowiek był niemieckim lekarzem, który przeprowadził na mnie operację, ratując mi życie. W pomieszczeniu, w którym spałem wybuchł granat, a odłamki wbiły się w nogę i w pierś. Ten drugi był niebezpiecznie blisko od serca. Po pewnym czasie zacząłem dochodzić do siebie, a na święta byłem już prawie zdrów. Okazało się, że nasz dom został chyba najbardziej ostrzelany przez oddział partyzantów. Na naszym podwórku leżało 9 ciał owiniętych w koce i przepasanych pasem. Wszyscy, to jest siedmiu Niemców i dwóch Francuzów pochowanych zostało tutaj, na naszym podwórku, w pobliżu dzisiejszego ogrodzenia. Po wojnie przyjechała taka ekipa od ekshumacji i zabrali jednego Francuza. Mieli dokładną mapkę z zaznaczoną lokalizacją grobu. Nie rozkopywali całej mogiły, tylko dokładnie znali miejsce, gdzie leżał żołnierz. Wyciągnęli szczątki owinięte w resztki koca i ułożyli we wcześniej przygotowanej trumnie. Był u nas taki jeden co to umiał po francusku, bo przed wojną pracował w kopalniach, we Francji. Poprosiłem go o tłumaczenie i spytałem co z resztą ciał? Odpowiedzieli, że mają zlecenie tylko na tego jednego. - A czy oni nadal tutaj leżą ? Nigdy nikt się nie interesował tymi szczątkami? - Tak, leżą sobie do dziś w tym miejscu. Jakoś nikogo z władz to nie interesowało, a mnie jakoś też nie przeszkadzają. Raz, kiedyś jak wkopywali słupy telefoniczne, to nie chciałem wpuścić, bo słup wychodził właśnie w środek mogiły. Jak wyjaśniłem tym robotnikom o co chodzi, odwiercili dziurę na słup dwa metry dalej bliżej rogu do płotu. - A co pan sądzi o tej nocy 27.08.1944? - To bardzo trudna sprawa, przez wiele lat nie rozmawiałem z nikim o swoich odczuciach dotyczących tych zdarzeń. Po wojnie, krążyło wiele różnych wersji o tej bitwie. Partyzanci pisali swoje, a my tutaj w Dziebałtowie wiedzieliśmy swoje. Ci, którzy ostrzelali wieś, to byli młodzi chłopcy, nie myślący o nas mieszkańcach. W wielu przypadkach byli pijani. Z dzisiejszej perspektywy patrzę na to inaczej. Czy oni mieli taki rozkaz, żeby zaatakować Dziebałtów? Czy dostawali przed walką alkohol, aby dodać sobie animuszu? Jak mówiłem, to byli młodzi ludzie, pragnęli walczyć i wsławić się w boju. Ale co z oficerami? Kto tak naprawdę wydał rozkaz i jak on brzmiał? - A ilu zginęło tak naprawdę niemieckich żołnierzy ? - Zginęło tylko tych dziewięciu, którzy pochowani są na moim podwórku, kilkunastu było rannych i odwieźli ich chyba do szpitala w Końskich. Lżej rannych opatrywał ten sam niemiecki lekarz, który i mnie operował. - No tak, ale w publikacjach na temat tej potyczki podaje się około 40 – 60 zabitych żołnierzy Wehrmachtu. - Nie, na pewno nie. To gdzie by byli proszę pana pochowani? Było tylko tych dziewięciu. Owszem jest jeszcze jedna nieoznakowana mogiła niemiecka, ale pochowanych tam jest osiemnastu zabitych w czasie odwrotu styczniowego w 1945 roku. Leżeli zabici na polach i przy lesie. Ludzie zebrali się i pochowali zwłoki w takim małym lasku, gdzie kiedyś wybierano piasek. Grób jest nieoznaczony, ale pokaże panu to miejsce. Podjeżdżamy samochodem do lasu, po drodze zabierając jeszcze jednego seniora wioski, który brał udział w pochówku zabitych Niemców. Pan Lucjan Łosiak prowadzi nas przez duży las sosnowy. Razem z panem Jakubowskim pokazują mi nieoznakowane miejsce spoczynku Niemców. Pan Lucjan nie bardzo chce rozmawiać o wydarzeniach z sierpnia 1944 r., ma na ten temat swoje zdanie i nie chce się nim dzielić. Fot3. - Jan Jakubowski i Lucjan Łosiak wskazują mogiłę leśną ze stycznia 1945r . Fot4. - Miejsce pochówku 9 niemieckich żołnierzy z VIII 1944 r Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 16, 2015, 17:48:09 Relacja III - pan Henryk Grzegorczyk
W tamtym czasie młodość i energia rozpierała mnie na potęgę. Chciałem koniecznie dostać się do partyzantki, wykazać w boju i postrzelać. Ot taka młodzieńcza fantazja. Rzeczywistość okazała się inna. Byłem sprawdzany i wielokrotnie dawano mi do zrozumienia, że nie mają do mnie zaufania. Dostawałem najgorsze roboty i często popadałem w konflikt z podoficerem, moim bezpośrednim przełożonym. Powiem panu jedno, że do dziś nie wiem w jakiej ja byłem partyzantce. Czy to było AK, czy BCh czy NSZ? Naprawdę nie wiem. Pseudonimy były jak wszędzie: Kruk, Orzeł, Zemsta i tego typu. W pewnym, momencie za niewykonanie jakiegoś głupiego rozkazu chcieli mi wlepić baty wyciorem. Do tej chwili nawet nie dostałem broni. To przechyliło szalę i postanowiłem się wycofać. Ludzie mówią do dzisiaj, że nie byłem w partyzantce tylko w bandzie. Mój powrót do domu zbiegł się w ten feralny czas ataku naszych AK-owców na niemieckie haubice. Po odejściu (ucieczce ) z oddziału wróciłem do domu do rodzinnego Dziebałtowa. Jakieś dwieście od naszej chałupy stała haubica, a przy niej kręcił się żołnierz z karabinem. W naszym domu nie mieliśmy zakwaterowanych żołnierzy, gdyż nie mieliby się gdzie pomieścić. Leśnym z oddziału, w którym byłem nie przyznałem się, że mam broń. Przyniosłem i ukryłem karabin jeszcze we wrześniu 1939, z lasu z Kazanowa. Zabezpieczyłem broń w nafcie, okręciłem w płaszcz, taki gumowany, wojskowy i schowałem w stodole. Teraz bałem się, że Niemcy mogą go znaleźć i kombinowałem jak go wynieść i ukryć w lesie. Wciąż kręciły się patrole piesze i konne, a w nocy nie chciałem ryzykować, bo strzelali bez ostrzeżenia. Mauser został, ale później za niego musiałem odsiedzieć w wolnej już Polsce. Wracając do tamtego wieczora, usłyszałem na początek kilka serii z peemu oraz pojedynczych wystrzałów z pistoletu i karabinu. Na drodze zaroiło się od żołnierzy. Padały komendy po niemiecku, po czym wszystko ucichło. W nocy, w naszą chałupę targnęło uderzenie fali, od wybuchu, poleciały szyby, a także oderwało narożnik szczytu dachu krytego słomą. W dziurze po oknie zobaczyłem łunę od pożaru. Wybiegłem z rodzicami z domu, w poświacie ognia widziałem rozwaloną lufę wielkiej haubicy. Płonęły zabudowania sąsiadów po drugiej stronie drogi. Niżej od nas, w stronę Sielpi widać było wymianę ognia. Smugi po pociskach i ogniki wystrzałów zdradzały stanowiska żołnierzy. Niemcy kazali się nam schować. Na podwórku rósł wielki kasztan i to za jego pniem kucnęliśmy z rodziną. Fot 5. - Henryk Grzegorczyk Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 16, 2015, 17:51:11 Pozwolę sobie tutaj na pokazanie relacji jednego z partyzantów biorących udział w bitwie Dziebałtowskiej - tekst pochodzi z artykułu pana Piotra Rachtana pt. 1944 Burza Świętokrzyska
Halny: droga znad Pilicy Byliśmy wtedy z „Nurtem” bardzo blisko. Pamiętam jedno z działań zaczepnych: stoimy pod Końskimi, jest druga połowa sierpnia, wracamy znad Pilicy, ludzie są rozgoryczeni, powstanie w Warszawie trwa, a my przygotowani, nakręceni, chcemy walczyć. Wojsko - 6 tysięcy ludzi - rozchodzi się powoli. Ja mam drużynę świetnie uzbrojoną. Jest nas 11 i mamy 3 rkm, trzy pistolety maszynowe, każdy ma po gamonie przeciwczołgowym. Cały batalion „Nurta” był uzbrojony podobnie. Miałem z „Nurtem” taką osobistą historię: byłem plutonowym, pełniłem służbę podoficera dyżurnego, wchodzę na kwaterę „Nurta” i melduję mu gotowość oddziału do przeglądu. „Nurt” nie wie co robić, bo w głębi siedzi ktoś inny i mówi: – „Halny”, ale tu pułkownik... A ja na to: – To mnie nie obchodzi, pan jest komendantem. Zrobiono nam zbiórkę, cały batalion stanął w czworoboku na polanie. Wyszedł jakiś pułkownik, (później dowiedziałem się, że to by ppłk. „Kruk”) „Nurt” mu zameldował batalion, a pułkownik do nas przemówił. Mówił o sytuacji z punktu widzenia dowództwa. Że Pilica jest nie do przejścia, Niemcy ustawili artylerię, przeciwko której nasze rkm nic nie mogłyby zdziałać. Ale nastroje były takie, że trzeba było je rozładować. 50 ochotników poszło wtedy na wieś Dziebałtów, gdzie miała stać lekka artyleria. Atak poprowadził kapitan „Tarnina” z 2 batalionu. Nas „Szortów” było chyba ze dwie drużyny. Wchodzimy do pierwszych chałup, podobno Niemcy nie mieli ubezpieczenia, jednak z głębokiego rowu podniósł się zaspany żołnierz i wtedy „Bat” skosił go serią z rkm. i zaczęła się strzelanina. „Szorta”, gdy podchodził do jednej z chałup, złapał z tyłu Niemiec. „Szort” schylił się i ze swojego Thompsona strzelił między swoimi nogami Niemcowi w krocze. Nasz oficer informacyjny „Roman” (Stanisław Schwarc-Bronikowski), którego nazywaliśmy Goebbelsem. został bez broni, bo wypadł mu magazynek od empi. W bitwie zginął jeden nasz żołnierz – „Wisłok”, ranny został „Dzium”. Żadnej artylerii tam nie było, tylko trzy haubice, które zniszczyliśmy. Za tę bitwę podano nas do Krzyża Walecznych. Jeszcze jeden fragment relacji z tamtych wydarzeń w publikacji Cezarego Chlebowskiego: Reportaż z tamtych dni Idziemy na Dziebałtów. Wywiad doniósł, że kwateruje tam baon artylerii niemieckiej, podobno lekkie działa - relacjonuje swoim „Halny". Niestety, dokładne miejsce ulokowania dział, ani siła nieprzyjaciela nie są znane. Zresztą działami zajmą się inni. Patrzcie tu na mapę - brudnym paluchem dziobie w miejsce, gdzie kończy się kolor zielony, który oznacza lasy, a małe gęste punkciki zdobi napis „Dziebałtów". My obchodzimy wieś od zachodu i rolujemy po cichu przysiółek odchodzący od Dziebałtowa w bok. Tam podobno Niemców nie ma. – A jak będą ? – pyta nerwowo młody „Kniaź" - Stanisław Alkiewicz. – To wybijemy granatami w chałupach. – Granatami? Przecież tam są gospodarze, Polacy. Zapada cisza. Nikt nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Wreszcie „Halny" decyduje się przerwać milczenie. – To jest wojna. A zresztą na pewno w izbach gdzie są Niemcy, Polacy nie będą spali - mówi to wbrew sobie, bo wie, że granat obronny wrzucony do izby rozwali drewniane przepierzenie i poszatkuje wszystko. Ale co ma powiedzieć? Taki rozkaz. Żołnierz wie tylko część prawdy, drugą część znają jego zwierzchnicy. A jest ona także pełna niedomówień. Decyzję uderzenia na Dziebałtów podjął tego dnia rano płk „Lin" (Antoni Żółkiewski) z dwóch powodów: celem podreperowania morale wojska, po nieprzychylnie przyjętej decyzji odwrotu z marszu na Warszawę, oraz aby zdobyć działa, które miały być przydatne w dalszych akcjach w ramach planu "Burza". W planie tym przewidywano także uderzenia na Kielce i Radom. W południe, gdy na odprawie dowódców batalionów przedstawiono plan i zlecono początkowo do wykonania batalionowi „Nurta" pod jego bezpośrednim dowództwem, tan, zorientowawszy się, że rozpoznanie jest bardzo mgliste, wypowiedział się przeciwko akcji, nie wróżąc jej powodzenia. Ponieważ nie wszyscy podzielali jego zastrzeżenia, postanowiono uderzyć na Dziebałtów specjalnie stworzoną grupą między batalionową, nad którą komendę powierzono dowódcy II batalionu z 2 pułku piechoty legionowej, kpt. „Tarninie" - Tadeuszowi Pytlakowskiemu. Mam nadzieję, że udało mi się chociaż w małym stopniu przybliżyć problem akcji partyzanckich widzianych z trzeciej strony, to znaczy okiem cywilów. Wśród działań grup podziemia niepodległościowego znamy przypadki represji okupantów wobec ludności cywilnej, czy strat ludności podczas walk, Powstania Warszawskiego i różnych akcji dywersyjnych. Każda wojna, czy konflikt zbrojny niesie za sobą ryzyko niewinnych ofiar. Nie bądźmy surowi w ocenie relacji świadków tych wydarzeń, oni tak to zapamiętali i tak to przeżywali. Radosław Nowek Fot.6- Tablica upamiętniająca tamte wydarzenia . Znajduje się na terenie Kościoła w Dziebałtowie . Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: rovis Luty 16, 2015, 22:07:30 Radek chylę czoła!
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: adamS Luty 18, 2015, 22:20:26 Halny na imię miał Zdzisław.Poza tym czyta się jednym tchem.Pozdrawiam
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 03, 2015, 20:04:17 http://www.konskie.org.pl/2015/03/pierwsze-rozbicie-wiezienia-w-konskich.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 29, 2015, 08:38:30 http://www.konskie.org.pl/2014/10/marian-kaczorowski-starszy-uan-gruszka.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 21, 2015, 17:21:24 „Wyrębów” część I
Pierwsze spotkanie z miejscowością Wyrębów w gminie Radoszyce , było związane z moją pracą zawodową . Podczas wykonywania usług związanych z budową odcinka wodociągu poznałem pana Tadeusza Wyderskiego . Wykopy pod instalacje przechodziły przez teren pana Tadeusza więc zasięgnąłem u niego informacji na temat przebiegających pod ziemią mediów . Podczas rozmowy weszliśmy na tematy związane z historią wioski i pięknej nowo pobudowanej kapliczki z cegły klinkierowej . Okazało się , że w tym miejscu , przed wojną , stała drewniana kapliczka pod którą mieszkańcy spotykali się na majówkach. Ludzie śpiewali pieśni i modlili się ku czci Matki Bożej . Nie wiadomo , czy kapliczka nie remontowana rozsypała się ze starości , czy inny kataklizm doprowadził do jej zniszczenia . Pan Wyderski sam nie pamiętał owej kapliczki , ale miał informacje od rodziców o jej wyglądzie i położeniu . Postanowił odbudować ją w tym samym miejscu . Z własnej inicjatywy i przy użyciu własnych środków wybudował nową kapliczkę . Ludzie powrócili do dawnych zwyczajów i modlą się w niej nie tylko na majówkach . Pan Tadeusz , to człowiek żywo interesujący się historią regionu oraz samego Wyrębowa . W naszych rozmowach często przewijały się wątki z czasów okupacji hitlerowskiej . Zostałem obdarowany hełmem niemieckiego żołnierza , który pan Tadeusz znalazł w pobliskim lesie . Hełm oczywiście trafi do naszego Muzeum ( jeśli będzie miejsce na takie Muzeum ) . Byłem pod wrażeniem wiedzy tego człowieka oraz pomysłów , które chce wprowadzać w celu upamiętnienia ważnych wydarzeń z historii Wyrębowa . Jak zwykle brakło czasu aby o wszystkim porozmawiać . Umówiliśmy się na spotkanie w najbliższym dogodnym terminie , aby spisać czy utrwalić ważne informacje na dyktafonie . Minęło ponad rok i jakoś nie było okazji do spotkania w Wyrębowie . Mój przyjaciel Krzysztof Biłek , który zajmował się opracowaniem tematu kapliczek i przydrożnych krzyży w gminie Radoszyce , spotkał się z panem Tadeuszem . Zaraz też do mnie zadzwonił z informacją o poznaniu ciekawego człowieka z Wyrębowa , który posiada wiele informacji na tematy nas interesujące . Chodziło oczywiście o pana Wyderskiego . Postanowiłem nie odwlekać spotkania i umówiłem się na spotkanie na początku września . Krzysztof Biłek , Krzysztof Woźniak i Ja wybraliśmy się we trzech w sobotni poranek uzbrojeni w detektory metalu , dyktafon i aparat fotograficzny . W kapliczce modliło się kilka osób , wśród nich nasz gospodarz . Po przywitaniu rozpoczęliśmy rozmowę na temat właśnie tej nowej kapliczki i stojącego nieopodal staro wyglądającego krzyża . „ Podczas prac budowlanych w miejscu po starej , drewnianej kapliczce znalazłem taki oto krucyfiks , kilka medalików od różańca i inne drobne przedmioty stanowiące wyposażenie kapliczki „ Uszkodzony krzyż w rękach pana Tadeusza wykonany był z tak zwanego „ cynkalu „ . Wyglądął na XIX wiek . „ Jeśli chodzi o krzyż przy drodze to podobno został postawiony przed 1850 rokiem w czasie epidemii Cholery „ „ Mój tato to opowiadał mi wiele różnych takich bajań i legend . Często w tych opowiadaniach można wyczuć folklor ale też prawdy historyczne . Tu , w tym miejscu , nieopodal tej kapliczki stała pierwsza w tej okolicy szkoła . Dopiero po pożarze i spaleniu się drewnianego budynku , postawiono szkołę w Kłucku . Ze starą kapliczką wiąże się sporo opowiadań . Pewnego wieczora , dwóch żołnierzy , mieszkańców tej wsi , wracając z wojny Polsko – Bolszewickiej , przechodzili w pobliżu kapliczki . Usłyszeli płacz dziecka dobiegający z krzaków za kapliczką . Ponieważ było bardzo ciemno , jeden z nich przyświecał zapałkami a drugi szukał płaczącego dziecka . Płacz wydobywał się spod ziemi . Myśląc , że jakaś wyrodna matka zakopała żyjące dziecko zaczęli kopać gołymi rękoma w ziemi . Płacz ustał a w miejscu rozkopania znaleźli zawiniątko ze srebrnymi monetami austriackimi . Innym razem moja ciotka z córką przyszła do nas w odwiedziny . Po wejściu do domu widać było....cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 22, 2015, 19:55:27 Część II .
poddenerwowanie na ich twarzach . Z rozmowy z moimi rodzicami wynikało , że idąc do nas , zobaczyły klęczącą postać młodej kobiety w bardzo jasnym ubraniu . Kobieta płakała pochylając się nad zawiniątkiem leżącym na ziemi . Odwróciły się na chwilę i kobiety już nie było . Mój tato musiał je potem odprowadzić . Ale to tylko takie legendy i opowiadania . „ Przechodzimy w stronę lasu , gdzie niedawno pan Tadeusz zrealizował jeden ze swoich pomysłów , mianowicie postawił drewnianą kapliczkę partyzancką upamiętniającą wydarzenia z 1944 roku . „ Z opowieści ojca , rodziny i miejscowej ludności zostało mi w głowie sporo na ten temat . Po akcji Burza pojawił się w naszym domu Stanisławski , dawniejszy sąsiad . Rodzice wiedzieli , że był w „ lesie „ . Poprosił o dyskrecję i zapowiedział przybycie w rejon wsi oddziału partyzanckiego . Ojciec miał pomagać i organizować z zaufanymi ludźmi siano dla koni , żywność dla ludzi i inne potrzebne rzeczy . Zanim pojawili się nasi żołnierze zadudniło od Radoszyc . Słychać było palby karabinów , serie z kaemów i wybuchy granatów . Radoszyce płonęły , a resztki spalenizny docierały aż tutaj . W linii prostej będzie gdzieś 4 km . Dopiero po latach okazało się , że to Oddział „Szarego” ratował ludność wioski przed pacyfikacją .” 3.IX . 1944 roku oddziały niemieckie otoczyły Radoszyce ciasnym kordonem, spędzając ludność na rynek i czyniąc przygotowania do masowej egzekucji. Od masakry uratował ludność niezwłoczny atak oddziałów partyzanckich AK na Niemców . „Partyzantka pojawiła się na leśnych wzgórzach Wyrębowa w niedzielę przed świtem . Ojciec opowiadał , że mieli kilku jeńców . Byli to policjanci niemieccy biorący udział w pacyfikacji Radoszyc . Oddział przywiózł również dwóch naszych żołnierzy , ciężko rannych w tej bitwie , którzy zmarli kilka godzin później . Zostali pochowani tutaj , na wzgórzach gdzie obecnie stoi Partyzancka Kapliczka . Po wojnie zostali ekshumowani i przeniesieni na cmentarz w Radoszycach „. A co się stało z jeńcami ? „ Rodzice nie za bardzo chcieli o tym mówić , ale z czasem wyszło , że po przesłuchaniach na temat planów jednostki pacyfikacyjnej , jeńców miano rozstrzelać . Zanim jednak do tego doszło , dwóch z nich wykorzystując nieuwagę pilnującego ich młodego partyzanta wyrwali mu bagnet i ranili w nogę . Zabrali też karabin , na szczęście broń się zacięła i nie mogli odryglować zamka . W tym czasie jeden kapral i dwaj szeregowi widząc zagrożenie oddali w stronę Niemców kilka serii z m-pi. Nie było rozstrzelania , zginęli w walce , choć ludzie długo mówili , że to różnie było z tymi jeńcami . Wie pan do dzisiaj w miejscu gdzie zginęli ci Niemcy i gdzieś tutaj zostali zakopani , jest tu wyczuwalny jakby chłód , taka zła energia . ” A co mówili takiego ? „ Podobno to było sprowokowane , tylko myśleli , że Niemcy będą raczej uciekać niż , że zaatakują .” Jak długo przebywał tutaj oddział ? „Dokładnie nie wiem , ale musieli być kilka dni lub nawet tydzień , bo nie budowaliby szałasów i tego podestu . Codziennie odbywała się Msza Święta celebrowana przez kapelana oddziału , na którą przybywali okoliczni mieszkańcy . Właśnie tutaj znajdowały się posterunki wartownicze , a tam wyżej gdzie widoczne są jeszcze dzisiaj zagłębienia , partyzanci pobudowali coś w rodzaju szałasów . Nie wiem ilu było naszych żołnierzy , ale ojciec mówił , że było ponad dwustu . Na samej górze , na tym niewielkim wypłaszczeniu znajdował się sztab . Był tam namiot obłożony gałęziami i zamaskowany „zeltami”( pałatka niemiecka w kolorze maskującym ) . Widać było , że dowódca wiedział co robi rozbijając obóz w taki a nie inny sposób . Można się tu było bardzo długo bronić , wycofać bez strat , a jeden dobrze okopany rkm mógł powstrzymać spore oddziały nieprzyjaciela . „ Chodzimy przez dłuższą chwilę w milczeniu oglądając miejsca gdzie obozował oddział . Na myśl przyszło mi w tym momencie , że to był już wrzesień . Chłodne noce , niedojadanie , ciągła pogoń z miejsca na miejsce . Do tego jeszcze walka z wrogiem i możliwość zostania rannym lub zabitym . Czy dzisiejsza młodzież i my sami , zdobylibyśmy się na taki akt....cdn Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 23, 2015, 05:36:32 Część III.
odwagi ? Kilkakrotnie używamy wykrywaczy metali w nadziei na znalezienie jakiejś pamiątki z tamtych dni .Znajdujemy tylko kilka łusek , które można połączyć z oddziałem . Jakie były relacje oddziału z mieszkańcami ? „ Bardzo dobre , sporo młodych pchało się by walczyć , ale dowódca szukał ludzi tylko z wojskowym przeszkoleniem . Ludzie przynosili wiele rzeczy , gotowali bieliznę , cerowali , przyszywali itd. Na krańcach wioski rozlokowani byli specjalnie do tego wybrani partyzanci , którzy obserwowali zachowanie mieszkańców , ale również mieli wgląd na drogę i kto wychodzi i wchodzi do wsi „. W międzyczasie podchodzimy do wybudowanej w lesie kapliczki partyzanckiej . Historia kapliczki zaczyna się w sierpniu w 1944roku . Na początku na mogile stanęły brzozowe krzyże . Po wojnie Władysław Janus ,były partyzant ,postawił kapliczkę i ufundował tablicę pamiątkową . Za jego staraniem ekshumowano poległych i przeniesiono ich zwłoki na cmentarz w Radoszycach. Po śmierci opiekującego się nią W. Janusa kapliczka popadła w ruinę . W 2012 roku za staraniem Tadeusza Wyderskiego i wójta gminy Radoszyce kapliczka została gruntownie odnowiona . W tym czasie podeszło do naszej czwórki dwóch miejscowych degustatorów nalewek . Słysząc o czym rozmawiamy wtrącali swoje rzekomo prawdziwe opowieści . Było więc i trochę wesoło podczas wspomnień o tych trudnych chwilach . Pan Tadeusz próbuje sobie przypomnieć jeszcze jakieś szczegóły dotyczące wydarzeń z początku września 1944 r. „ Wiem jeszcze o jednej sprawie , ale to musimy pojechać samochodem . Wprawdzie to nie dotyczy pobytu oddziału ale czasu okupacji i niezwykle dramatycznych wydarzeń . Ta historia mogła ściągnąć nieszczęście na wioskę . To było w lipcu 1944 r. Na drodze od Stanowisk pojawiło się trzech Niemców na rowerach . Żołnierze zaczęli rozpytywać łamaną polszczyzną o bandy , rzekomo stacjonujące w „Smugowym „ lesie . Przy skraju lasu Niemcy zostali ostrzelani z broni maszynowej . Zginęli na miejscu , ale nikt się nie pojawił , nie było wiadomo kto strzelał . Do dziś pozostaje to tajemnicą . Podejrzewam jakiś oddział partyzancki , tylko dlaczego nie wzięli broni zabitych ? Ludzie miejscowi przybyli na miejsce popadli w panikę . Przecież za niedługo będą ich szukać , przyjadą i spalą mordując całą wieś . Wszyscy się zmobilizowali i ściągnęli zwłoki do wyrobiska , tak zwanego miądlanego dołu w lesie . Miądlany dół to miejsce gdzie prażono i przygotowywano len . Tam zakopano ich przysypując przyniesioną ze sobą ziemią , trawą i liśćmi . Na tym miejscu posadzono świerka . Kobiety nosiły ziemię w fartuchach a mężczyźni w workach . W wyrobisku bowiem był sam kamień pokryty mchem . Rowery zostały rozłożone na części i zatopione w rzece . Miejsce śmierci zamaskowane , a obok postawiono wóz z gnojem . Ludzie jakby nigdy nic pracowali w polu . Nadjechał samochód żandarmerii . Policjanci wypytywali o strzały , o żołnierzy , czy ktoś widział cokolwiek dziwnego . Jeden z chłopów mówiących trochę po niemiecku powiedział o strzałach dobiegających od strony Radoszyc z lasu , żołnierzy niemieckich żadnych tu nie było . W ciągu kilku dni jeszcze kilka razy sprawdzano okoliczne lasy w poszukiwaniu tych trzech zabitych . A oni właśnie leżą tutaj . „ W międzyczasie słuchając tej opowieści dojechaliśmy na miejsce gdzie stała wiejska stara chałupka . Bezpośredni świadek tamtych wydarzeń pan Adam Jadowski , starszy i niedosłyszący człowiek , bardzo chciał nam to opowiedzieć i przybliżyć dramatyzm tej sytuacji . Człowiek ten stwierdził , że do Niemców strzelali partyzanci z AL . Samochodem dało się tylko dojechać do pewnego momentu , dalej pieszo . Dziarski staruszek opowiadał o strachu żywo gestykulując rękoma . Wreszcie dochodzimy na miejsce . Na ziemi leży nieduży kamyk ,a na nim wypalony znicz . To pan Tadeusz Wyderski zapala co jakiś czas tym Niemcom światło . Bo przecież i oni mieli rodziny , zginęli bez śladu wiele lat temu . Postanowiliśmy zgłosić sprawę do fundacji Pamięć i zrobić ekshumację . Jeśli będą mieli przy sobie tak zwane nieśmiertelniki , to potrafimy zidentyfikować zmarłych . Kończymy nagrywanie , odwozimy pana Tadeusza do domu i wracamy do Końskich . Po drodze prawie milczymy rozmyślając o słyszanych opowieściach . każdy z nas rozpatrywał to po swojemu . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 18, 2015, 05:44:11 http://www.konskie.org.pl/2015/05/w-75-rocznice-smierci-majora-hubala.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 04, 2015, 06:34:30 Ostatni powrót hubalczyka Romualda Rodziewicza „Romana” Romuald Rodziewicz urodził się w Ławskim Brodzie (obecnie Truskawicze) na nowogródczyźnie 19 stycznia 1913 roku. Z majorem Hubalem zetknął się w ostatnich dniach września, kiedy to, wraz z grupą ułanów wracających z nad łotewskiej granicy, dołączył do 110. rezerwowego pułku ułanów dowodzonego przez ppłk. Jerzego Dąmbrowskiego. Były to już ostatnie chwile przed rozwiązaniem tego pułku. Grupę, która postanowiła dotrzeć do Warszawy poprowadził major Dobrzański. Wśród tych ułanów znalazł się Romuald Rodziewicz.Kiedy Dobrzański podjął decyzję, że pozostaje w kraju i tu będzie kontynuował walkę, a nie za granicą, Rodziewicz pozostał w oddziale. Przyjął pseudonim „Tarnawa”, ale powszechnie lubianego Rodziewicza żołnierze nazywali po prostu „Romanem” i pod takim pseudonim przeszedł do historii. Jedyny ślad po „Tarnawie” widnieje w liście do ośmiu kieleckich harcerek, które przysłały na Bielawy wigilijne podarunki dla żołnierzy. Uczestniczył w potyczkach oddziału pod Wolą Chodkowską (pow. Kozienice), Huciskiem (pow. Przysucha) i Skłobami (woj. świętokrzyskie). Uczestniczył również w ostatniej potyczce, w której poległ major Hubal, pod Anielinem (pow. Opoczno) 30 kwietnia 1940 roku. Po rozwiązaniu Oddziału majora Hubala, w czerwcu 1940 roku, podjął pracę w ZWZ i AK. Pochwycony przez Niemców zesłany został najpierw do KL Auschwitz, a potem KL Buchenwald. Wyzwolenie zastało go w Nadrenii, gdzie zatrudniony był przy naprawie taboru kolejowego. Skierowany do szpitala, po pięciu tygodniach kuracji udał się do Włoch i wstąpił do 16 Pomorskiej Brygady Pancernej w 2. Korpusie Polskim. Zdemobilizowany w 1947 roku, osiadł w Anglii i w 1952 roku (w Boże Narodzenie) założył rodzinę. Pracował jako hutnik, górnik, tokarz. Do Polski przyjeżdżał wielokrotnie i ściśle współpracował ze Środowiskiem „Hubalczycy”. Poniżej foto relacja z kilku pobytów Romualda Rodziewicza w Polsce w latach 1987 – 1997.Na zakończenie pragnę zaprezentować fotografię ofiarowaną przez Romualda Rodziewicza Mirosławowi Głowaczowi, synowi hubalczyka Franciszka Głowacza „Lisa”, podczas swojej wizyty w Warszawie w 1978 roku. Ostatnie lata Romuald Rodziewicz spędził w polskim Domu Opieki „Jasna Góra” w Huddersfield (Wielkiej Brytania, Anglia, hrabstwo West Yorkshire). W 2003 roku Romuald Rodziewicz odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Miał wtedy 90 lat. Trudno odgadnąć, czemu z wręczeniem tego odznaczenia czekano aż 5 lat. Wręczono mu go dopiero w 2008 roku. W tym samym roku nadano mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Tym razem uroczystość wręczenia odbyła się już po pół roku. Romuald Rodziewicz zmarł 24 października 2014 roku. 19 stycznia br. obchodziłby 102 urodziny. Jego prochy złożone zostały na Cmentarzu Wojskowym na warszawskim Powązkach 12 czerwca br. W mszy w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, a po niej w uroczystym pochówku prochów uczestniczyła duża grupa uczniów Zespołu Szkół Zawodowych w Radomiu oraz uczniowie z Publicznej Szkoły Podstawowej w Przydworzycach. Patronem obydwóch szkół jest im. H. Dobrzańskiego „Hubala”. Poza radomskimi szkołami żegnali również Romualda Rodziewicza uczniowie ze szkół hubalowych z Aleksandrowa Kujawskiego, Bychawy i Przybranowa. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Lipiec 04, 2015, 11:59:23 piękny życiorys, piękny wiek...
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Październik 29, 2015, 17:23:27 http://www.konskie.org.pl/2014/08/w-gakach-szum-drzew-historie-przypomina.html
Historia odcisnęła bolesne piętno na położonej w głębi lasu maleńkiej wsi Gałki (gm. Gielniów). Dzień powszedni, jak w niewielu innych polskich wsiach przeplata się tutaj z okupacyjną przeszłością. Wystarczy zajrzeć do pierwszego z brzegu gospodarstwa, żeby usłyszeć opowieść o pacyfikacji w 1940 roku. Tutaj każda rodzina straciła w kwietniu tamtego roku kilku mężczyzn. Tutaj, nazwiska wypisane w kapliczce stojącej w centrum wsi, żyją do dziś. Potomkowie rodziny Cieślaków, Sokołowskich, Wójcików i wielu innych rozstrzelanych na podradomskim Firleju i w gałeckim lesie, mieszkają tam, gdzie spłonęły domy ich ojców i dziadków. Zginęli, bo nie zdradzili W publikacjach poświęconych działalności oddziału majora Hubala, i tzw. „hubalowskim pacyfikacjom” za kanon przyjęte jest stwierdzenie, że mieszkańcy spacyfikowanych wsi zginęli „za pomoc udzieloną oddziałowi”. Trudno spierać się z tym twierdzeniem, jednak głównym powodem wyroku, jaki zapadł na te wsie, było to, że nikt z ich mieszkańców nie poszedł na współpracę - kolaborację z niemieckimi władzami okupacyjnymi. Dzięki temu, oddział w miarę bezpiecznie spędził sześć tygodni w leśnej wsi. To nie pomoc Hubalowi, ale wierność Polsce była głównym powodem wyroku, jaki zapadł na chłopów z Gałek, Mechlina i Gielniowa.Mieszkańcy Gałek czczą pamięć bliskich Jak co roku, w ostatnią niedzielę lipca, na polanie, na której rozstrzelano 12 mieszkańców Gałek, przy ich zbiorowej (wojennej) mogile odbyła się uroczysta msza koncelebrowana przez proboszcza parafii Gielniów, ks. kan. Kazimierza Okrutnego. Homilię wygłosił wikariusz ks. Stanisław Obratański. W uroczystej mszy poza mieszkańcami Gałek i uczestnikami rajdu konnego brał również udział poczet sztandarowy 72 Pułku AK, Okręg Radom, koło w Przysusze. Staraniem uczestników marszu konnego szlakiem majora Hubala u stóp mogiły wmurowana został płyta poświęcona 48 mieszkańcom Gałek rozstrzelanym na Firleju w dniach 4. kwietnia i 12. rozstrzelanym 11 kwietnia 1940 roku w gałeckim lesie. Aktu poświęcenia dokonał ks. Piotr Stempień, pracujący w misji katolickiej w Brazylii. Fundatorami pomnika przy mogile pomordowanych mieszkańców Gałek są: Stowarzyszenie Ułanów im. OWWP majora Hubala z Poświętnego, Stowarzyszenie Kawalerii w barwach 11. Pułku Ułanów Legionowych z Radomska, Szwadron 11. Pułku Ułanów Legionowych z Radomia, 13 Pułku Ułanów Wileńskich z Kielc.Bezimienna mogiła hubalczyka Nieopodal mogiły chłopów z Gałek, znajduje się w lesie samotna wojenna mogiła. W tym miejscu pochowany został 13 marca 1940 roku żołnierz majora Hubala, Kazimierz Kubacki. Do tej pory była to bezimienna mogiła. Z inicjatywy Środowiska „Hubalczycy” i wójta gminy Gielniów Władysława Czarneckiego, umieszczono na niej tabliczkę z inskrypcją: Kazimierz Kubacki, żołnierz OWWP majora Hubala, żył lat 23. Cześć jego pamięci. Jacek Lombarski Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 15, 2016, 06:11:53 http://www.konskie.org.pl/2016/04/gawedy-starego-zonierza-1915-walki.html
Czytając artykuł na stronie konskie... o żołnierzach Beliniakach, przypomniały mi się zapiski inż. ppor. Henryka Bagińskiego o swoim pobycie w okolicach Końskich w 1915 roku. Szukałem informacji na temat autora „Gawęd”. Udało mi się nieco odnaleźć: Henryk Bagiński urodził się 19.01.1888 w Klwowie niedaleko Opoczna. Od najmłodszych lat żywo interesował się wojskowością, historią i militarystyką. Zmarł 13.12.1973 w Warszawie – historyk wojskowości, inżynier, instruktor harcerski i harcmistrz, pułkownik dyplomowany saperów Wojska Polskiego. Po wybuchu I wojny światowej zgłosił się ochotniczo w stopniu podporucznika do Legionu Puławskiego przy armii rosyjskiej, później do 1 Dywizji Strzelców Polskich. Po rewolucji w 1917 znalazł się w I Korpusie Polskim gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego, zaś po jego rozwiązaniu – na Kubaniu w 4 Dywizji Strzelców Polskich gen. Lucjana Żeligowskiego, w której w stopniu kapitana dowodził samodzielną kompanią inżynieryjną. W 1919 razem z dywizją wrócił do kraju. Drobny epizod z żołnierskiego życia opisany został przez Bagińskiego na łamach Wiadomości Wojskowych wydanych w Kijowie 10.04.1917 roku. Na poszarpanych przez czas stronach gazetki zdołałem wyczytać nazwy miejscowości Szkucin, Fałków, Lipa i Końskie. Powoli i ostrożnie rozprostowywałem zniszczone kartki czytając o wojennej przygodzie Polskich Legionistów. Poniżej trochę historii na temat pierwszych miesiącach Wielkiej Wojny. Gawędy starego żołnierza 1915 Po przybyciu do armii czynnej I. Legion zajął okopy fałkowskie, a sztab wraz z rezerwową kompanią kwaterował we wsi Lipa. Przez jakiś czas odbywano jeszcze ćwiczenia w strzelaniu we wsi Plenna pod Radoszycami. Na pozycjach pod Fałkowem, na pierwszej linii bywało kilka starć z wojskiem niemieckim. Przed atakiem wszyscy polscy oficerowie naradzali się między sobą jak zabezpieczyć się, by Austriacy przed czasem nie spostrzegli się o naszych zamiarach. Porobiono zarządzenia, by przypadkowy strzał nie uwiadomił ich o tym. Bezczynni dotąd i próżnujący w okopach legioniści wiadomość o czekającym ich chrzcie bojowym przyjęli z zapałem. Żołnierze pilnie czyścili błyszczące bez zarzutu karabiny, żartując i przekomarzając się. Przedmiotem żartów był głównie ulubieniec legionu Japończyk, zwał się Tom-Som. Tom-Soma przecież nie weźmiemy do ataku, gotów by się nam gdzieś zaprzepaścić!... Oczywiście, że brać go nie warto. Taki mały smyk w pierwszym lepszym rowie się zachłyśnie i już gotów. - To nic...Tom ma… widzę ochotę – schowamy go do ładownicy... - Dobra to jest myśl! Ale niebezpieczna, mógłby się ktoś omylić i nabić nim karabin. No to paf! I Tom pierwszy znalazłby się w niemieckich okopach. O zmroku, pierwsza kompania pod dowództwem kapitana Trygara miała obejść zabudowania Zbójna i rozpoznać pozycje wroga w okolicy Sępu. Oddział karabinów maszynowych pod dowództwem podporucznika Stanisława Jaworskiego ubezpieczał drogę Końskie - Fałków, a 2., 3. i 4. kompania zabezpieczały odcinek od Kołońca w stronę Sępu. Pozycje wroga znajdowały się za torfowiskami ukryte w zagajniku. Jednak to 2. kompania pod dowództwem kapitana Konrada Ossowskiego z młodszym oficerem chorążym Zygmuntem Masłowskim natknęła się na patrol Austriaków i uderzyła na nieprzyjaciela. Nie padł ani jeden strzał, 4 żołnierzy zakłuto bagnetem, nie zdążyli zdjąć karabinów z ramienia. 3 kompania pod dowództwem kapitana Leona Sułkowskiego z młodszym oficerem chorążym Edwardem Okołowem podeszła bardzo blisko zabudowań wsi Sęp. Chcieli koniecznie zdobyć karabin maszynowy umocniony tuż za stodołą przy rzece. 4 kompania z kapitanem Komierowskim i chorążym Rafałem Sołtanem stanowiła odwód. Na najdalej wysunięty odcinek przeprowadzono telefon, a służbę łączności pełnił por. inż. Jan Wlekliński. Po krótkiej i cichej walce z patrolem, 2 kompania wchodziła na torfowisko przed okopami wroga. Tstst.....Ciszej ! Któremu tam karabin chroboce… - rzucił szeptem chorąży Masłowski, prowadzący swoją półkompanię. Zapanowała cisza, przerywana jedynie głuchym szmerem. Z zapartym tchem, krokami skradającego się rysia, żołnierze zstępowali z wolna ze wzgórza na rozkopane torfowiska. Od tej pory już każdy krok trzeba było pokonywać z trudnościami w postaci napotkanych rowów, głębokich na 2 sążnie dołów wypełnionych wodą. Legioniści pomagali sobie wzajemnie w tej cichej walce z naturą, wyciągając grzęznących w rowach towarzyszy rękoma, podając im kolby karabinów i pasy, a tu i ówdzie padał stłumiony okrzyk „psiakrew” na który inni spieszyli ratować legionistę, wyciągając go z rowu. Przebrnąwszy przez te naturalną przeszkodę, żołnierze zatrzymali się i wyrównali szyk, gotowi ruszyć naprzód na ukrytych w zagajniku Austriaków. Wtem, po drugiej stronie zagajnika we wsi Zbójno wybuchł pożar, oświetlając jaskrawą łuną odwróconych w stronę pożaru CK żołnierzy. To oddział kapitana Trygara podpalił stodołę odwracając uwagę wroga od 2. kompanii. Masłowski krzyknął po linii - na bagnety! I oddział ruszył ostatnie 200 metrów po otwartym i oświetlonym polu. Trzask i huk od palącej się stodoły zagłuszyły bieg żołnierzy, a kiedy byli tuż przed stanowiskami nieprzyjaciela odezwały się 2 karabiny maszynowe Jaworskiego, który ostrzelał podjazd konny jadący do pożaru. W tym zgiełku Austriacy nawet nie wiedzieli kiedy śmierć ich skosiła. Pozycje na zagajniku zostały zdobyte, 18. żołnierzy armii CK poległo, zaś po stronie naszej 3 rannych i jedna złamana noga. 3. kompania myśląc, że pożar i strzały to główne uderzenie, ruszyli w stronę zamaskowanych Austriaków przy rzece. Nagle zarechotały nieprzyjacielskie kartaczownice, zatrzeszczały karabiny. Spostrzegłszy atakujących, Austriacy powitali ich huraganowym ogniem. Chwyciwszy krzepko w dłonie karabiny legioniści rzucili się na bagnety. Na ten widok chorąży Masłowski ruszył na pomoc ostrzeliwanej ciężkim ogniem 3. kompanii. Na czele brocząc obficie krwią ze strzaskanej pociskiem lewej ręki, biegł ze wzniesionym do góry pałaszem. Jako pierwszy wskoczył w okop nieprzyjacielski i dostał drugi postrzał w piersi. Wierni szeregowi usiłowali uprowadzić go z ataku lecz wtedy wybuchł ręczny granat zabijając młodego chorążego na miejscu. W zajętym przez Legion okopie wrzała krwawa walka. Część Austriaków pierzchnęła w kierunku swoich rezerw w Fałkowie, druga część została wykłuta bagnetami. W tym momencie zwycięstwo było po stronie Legionu, którego całkowite straty wyniosły z górą 23 żołnierzy zabitych i rannych. Austriaków zginęło ponad 40. Niestety nie udało się utrzymać zdobytych pozycji. Jednostki CK armii przeszły do kontrataku wzmocnieni licznymi rezerwami żołnierzy. Legionowi dano rozkaz cofania się, co wywołało w szeregach szczególny skutek. Żołnierze klękali przed oficerami, błagając o pozwolenie bronienia okopów do ostatniej kropli krwi. Tak to zakończyła się krótka batalia na pograniczu wojennym i taki był chrzest bojowy Wschodniego Legionu Polskiego. Obok chorążego Masłowskiego zginął plutonowy Mieczysław Moczydłowski, młodsi podoficerowie – Tadeusz Dąbrowski, Ludwik Bayer, Leopold Petrakowski, Adam Koral i kilkunastu szeregowców. Japończyk Tom-Som spisał się dzielnie w walce zabijając bagnetem 2. z niemieckiej czaty patrolu. Henryk Bagiński ( przygotował Pavelock) fotki do artykułu pod linkiem umieszczonym na początku Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: emes Kwiecień 15, 2016, 13:41:47 ciekawa historia, szczególnie to polsko - japońskie braterstwo broni :)
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 20, 2016, 19:10:52 http://www.konskie.org.pl/2016/03/poszukiwanie-mogiy-majora-hubala-czesc-i.html
Poszukiwanie mogiły majora Hubala, część I Szanowni Państwo! W związku z prowadzonymi w ostatnich dniach na cmentarzu parafialnym w Inowłodzu poszukiwaniami mogiły majora Henryka Dobrzańskiego – Hubala, postanowiliśmy udostępnić państwu rozdział książki Jacka Lombarskiego „Major Hubal Legendy i mity”, „Poszukiwanie mogiły”. Poniższy praca prezentuje w obszerny sposób przebieg prowadzonych badań i związanych z nimi perturbacji, niejednokrotnie mających podłoże czysto polityczne. Ponieważ książka „Major Hubal Legendy i mity” wydana została w 2011 roku, pozwoliliśmy sobie na uaktualnienie udostępnionego rozdziału. Post scriptum wkrótce na stronie Końskie.org.pl… Poszukiwanie mogiły W maju 2006 roku opinię publiczną zelektryzowała sensacyjna wiadomość. Odnotowały ją nawet dzienniki, na co dzień zajmujące się sprawami ekonomicznymi. Zajawki artykułów krzyczały na pierwszej stronie: Odnaleziono grób majora Hubala. Sam artykuł miał już jednak ostrożniejszy tytuł: Czy odnaleziono grób majora Hubala? Pierwsze poszukiwania mogiły majora Henryka Dobrzańskiego miały miejsce już kilka dni po jego śmierci. Co jakiś czas pojawiają się nowe wskazówki, ale jak do tej pory tajemnica miejsca jego pochówku nie została rozwiązana. Niemcy byli dumni z pokonania „Der Schimmelmajor”, a jego ciało wystawione zostało na widok publiczny. Zofia Matuszczakówna z siostrą, wiedzione chęcią uczestniczenia w pogrzebie, znalazły się obok cmentarza koło koszar - pisał Jan Wroniszewski, hubalczyk. - Na skłonie przydrożnego rowu na wprost bramy cmentarnej, leżały na chłopskiej baranicy zwłoki mężczyzny z brodą, w mundurze wojskowym i w długich butach. Widocznie w tym miejscu zdjęto je z samochodu. Niemcy nie rozpędzali gromadzących się ludzi. Zależało im widocznie, aby mieszkańcy Tomaszowa [Mazowieckiego - dop. JL] przekonali się naocznie, że Hubal nie żyje. [1] Również, według relacji świadków, Niemcy początkowo nie mieli zamiaru ukrywania miejsca pochówku majora Dobrzańskiego. (...) Stanisław Rżanek - Graf i Włodzimierz Rudź, nie widzieli już zwłok obok szosy - przytacza inną relację Zbigniew Wroniszewski. - Stojąc na jej brzegu widzieli dużą gromadę żołnierzy niemieckich stojących bezładną kupą w odległości 80-100 kroków koło jakiegoś wykopu przy głównej alei. Żołnierze byli bez broni, nie zachowywali postawy wojskowej, a swoboda w umundurowaniu nasuwała przypuszczenie, że przyszli tu z pobliskich koszar nie z rozkazu, a tylko wiedzeni ciekawością i chęcią uczestniczenia w pogrzebie „des tollen Majors”. [2] Z Polaków nikt bliżej nie podchodził. [3] Jest całkiem możliwe, że pierwotnie wydano rozkaz o pochowaniu majora Dobrzańskiego na cmentarzu wojskowym na wprost koszar. Jednak czytajmy dalej: Domyślać się tylko można, że veto postawiła Sicherhestpolizei i SD w Radomiu, zaalarmowana, przez Dienstelle Tomaszów, o żywym oddźwięku wśród ludności polskiej. (... ) być może rozkaz przetelefonowano do koszar ze Spały, gdzie mieściło się Oberkommando Ost z dowódcą gen. Jahannem Blaskowitzem, a od 1 maja - gen. v. Giennanthem. [4] Pierwszym, który postanowił odszukać grób Dobrzańskiego był dr Maurycy Mittelstaedt [5], miejscowy lekarz, mieszkający niedaleko koszar 372 Dywizji Piechoty. Dla całości zagadnienia należy jeszcze zanotować pogłoskę o rzekomym pochowaniu Majora w lesie okalającym koszary, w odległości 8 m od głównego budynku. Pogłoska ta była wtedy tak uparcie w Tomaszowie powtarzana, że dał jej wiarę lekarz miejski dr Maurycy Mittelstaedt. Będąc raz w gronie młodych kolegów powziął zamiar złożenia wiązanki kwiatów na grobie Hubala. Przeszedł śmiało parkan i chodząc po lesie zaczął szukać mogiły. Naturalnie nie znalazł jej, natknął się natomiast na patrol wojskowy. Po doprowadzeniu na wartownię i wylegitymowaniu puszczono go wolno, lecz po paru dniach z innego oskarżenia aresztowano i wywieziono do obozu w Oświęcimiu. [6] Podobną wersją podał M. Derecki w pierwszym wydaniu Tropem majora „Hubala”. Informację tę prostuje Derecki w drugim wydaniu: (...) skontaktował się ze mną dr Mittaelstedt, lekarz zamieszkały w Warszawie. Okazuje się, że zaraz po zakończeniu wojny wrócił do kraju. A do koszar w Tomaszowie Mazowieckim przedostał się w 1940 r. nie celem złożenia kwiatów na grobie „Hubala”, ale z rozkazu organizacji podziemnej, do której należał, aby dowiedzieć się, co się stało ze zwłokami majora. [7] Pierwsze pogłoski o tym, że mogiła majora Dobrzańskiego znajduje się poza terenem tomaszowskich koszar, zdobył restaurator Karol Pahl. Witold Rutkiewicz poszukując w 1979 roku grobu Hubala zanotował następującą relację: To, co chcę opowiedzieć (...) brzmi nieprawdopodobnie, dlatego milczałem do tej pory. Milczałem również dlatego, że uczestnicy tych wydarzeń nie żyją. Nie miałem więc i nie mam żadnych świadków. 7 czy 8 maja 1940 roku dostaliśmy rozkaz odnalezienia grobu Hubala. Rozkaz pochodził z Warszawy, od kogo - nie wiem. W tym czasie w Tomaszowie przy placu Kościuszki prowadził knajpę Karol Pahl. Wstęp do niej mieli tylko Niemcy. Przychodził również kierowca niemiecki, który podobno brał udział w pochowaniu majora. Zakochał się w dziewczynie, która tu pracowała. Stąd uzyskaliśmy informację o grobie Hubala. Grób ten płytki zresztą i niedbale zamaskowany pod ściółką leśną znajdował się w lesie pod Tomaszowem Mazowieckim w rowie tam gdzie przebiegała granica powiatu brzezińskiego i rawskiego. W nocy z 10 na 11 maja 1940 udaliśmy się tam furmanką. Ciało było w rozkładzie, owinięte w kawałek niemieckiej plandeki. Zawieźliśmy ciało majora na cmentarz w Tomaszowie Mazowieckim Przeszliśmy przez mur (mieliśmy ze sobą sznury i drabinkę). Wykonaliśmy dół głęboki na półtora metra. Padał deszcz, który mógł usunąć wszelkie ślady kopania. Dzisiaj w tym miejscu stoi kaplica, którą wybudowano kilka lat temu. Milczałem wtedy, jeszcze się zresztą nie szukało grobu Majora. [8] A jednak rozmówca Rutkiewicza mylił się. Pierwsze poszukiwania mogiły po wojnie miały miejsce już w 1946 lub 1947 roku. W dość obszerny sposób zrelacjonował je Henryk Sobierajski, wnuk majora Dobrzańskiego, w wywiadzie udzielonym Jarosławowi Sobkowskiemu dla „Gazety Wyborczej”. Pierwszą akcję zainicjowała zaraz po wojnie w 1946 lub 1947 roku starsza siostra dziadka, Leonia Papée. Była żoną kolegi „Hubala” jeszcze z czasów I wojny światowej Kazimierza Papée, który w latach 30. pełnił funkcję polskiego komisarza w Wolnym Mieście Gdańsku. Później, od 1936 roku [9], był ambasadorem Polski w Watykanie. (...) Mówię o Kazimierzu Papée, dlatego, że Leonia, będąc z mężem na placówce w Watykanie, miała w czasie wojny kontakty z niemieckimi dyplomatami. Podczas jednego z takich spotkań dowiedziała się o śmierci brata. Ponoć któryś z Niemców chwalił się, że udało im się zniszczyć ostatni polski oddział regularnej armii. Leonia, jak mi mówiono, zemdlała na tę wiadomość. Wiem jednak z całą pewnością, że otrzymała od Niemców zdjęcie grobu. To był brzozowy krzyż z napisem: „Hier liegt ein Held” (Tu leży bohater). Może napis wykonano jedynie na potrzeby fotografii. Powiedziano jej też, że został pochowany na terenie wojskowym. (...) [10] Leonia sama pozostając w Watykanie, wysłała do Polski trzyosobową, powiedzmy, komisję. Zaopatrzyła ją w fotografię grobu i wiedzę, którą otrzymała od Niemców. Ci ludzie weszli na teren jednostki w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie w czasie wojny stacjonowała 372. dywizja Wehrmachtu, uczestnicząca w rozbiciu oddziału „Hubala”. Wydawało się najbardziej prawdopodobne, że tam pochowano ciało Dobrzańskiego. Niestety nie udało się odnaleźć grobu, mimo że grupa działała tuż po wojnie i pamięć o wydarzeniach była jeszcze bardzo świeża. (...) [11] Na początku lat siedemdziesiątych poszukiwaniem mogiły zajął się odtwórca roli Hubala, Ryszard Filipski. Ja osobiście szukałem grobu majora Dobrzańskiego jeszcze w latach 70. ale bliżej Warszawy, bo takie miałem informacje. Wiedziałem też, że Niemcy wywieźli zwłoki z Tomaszowa na odległość ok. 60 km. Nie udało się… [12] Był jeszcze jeden ślad, który, gdyby okazał się prawdziwy, mógłby udaremnić wszelkie próby odnalezienia mogiły majora. W cytowanym wyżej wywiadzie, jaki udzielił Henryk Sobierajski „Gazecie Wyborczej” [13], czytamy: (...) pojawił się jeszcze jeden ślad. Pochodził od kapitana Ludowego Wojska Polskiego Wacława Ogórka. Mieszkał w Tomaszowie Mazowieckim i służył tam przez wiele lat. Pamiętał ludzi, którzy w latach 40. szukali „Hubala”, czyli komisję Leonii Papée. Relacjonował, że w latach 50. jako podporucznik prowadził zajęcia ze swoim plutonem na terenie jednostki. Wydał kompaniom rozkaz wykopania stanowisk ogniowych, a sam poszedł do domu na obiad. Kiedy wrócił żołnierze opowiedzieli mu, że znaleźli „ciało oficera leżącego na kożuchu”. Skojarzenia były jednoznaczne - „Hubal”. Zwłok jednak nie widział, bo zamknięto je w jakimś garażu. Szybko też do jednostki przyjechał z Warszawy oficer służby informacyjnej, który zwołał naradę dowódców. Zagroził, że jeżeli ktoś będzie rozpowszechniał plotki o znalezieniu ciała Dobrzańskiego odda go pod sąd. Zwłoki gdzieś wywieziono. Henryk Sobierajski zaznacza jednak, że nie chce się do przytoczonej informacji ustosunkowywać, ponieważ nigdzie nie znalazł dowodów na jej potwierdzenie. Znacznie więcej informacji na ten temat zawiera artykuł Ryszarda Poradowskiego zamieszczony w Biuletynie IPN z 1997 roku [15]. Jak pisze Poradowski w punkcie 10. zestawienia miejsc pochówku (relacja Wacława Ogórka, list z 1973 r.): Koszary w Tomaszowie Mazowieckim, w okresie wojny zajmowane były przez hitlerowców, po wyzwoleniu - LWP. W1948 r. przypadkowo podczas ćwiczeń odkopano zwłoki „w kożuchu i spodniach bryczesach”. Wywieziono je z koszar na cmentarz w Tomaszowie i złożono w kwaterze żołnierzy polskich poległych w 1939 r. (przy ul. Smutnej). W tym samym zestawieniu w punkcie 16. (relacja złożona przez Mieczysława Zmysłowskiego) czytamy: Koszary wojskowe w Tomaszowie Mazowieckim. Jeszcze w 1957 r. była tu kiedyś symboliczna mogiła, przy ogrodzeniu, w pobliżu altanki, za szopą. [16] W 1969 roku Jan Sekulak nawiązał kontakt korespondencyjny z dr. Heinrichem Schreihage, oficerem zwiadu 372. Dywizji Piechoty Wehrmachtu, uczestnikiem akcji przeciwko oddziałowi majora Hubala. Jak okazało się w wyniku korespondencji, to właśnie on zabrał dokumenty i osobiste drobiazgi majora Dobrzańskiego oraz znał miejsce pochówku. [17] W 1972 roku Sekulak pojechał do dr. Schreihage do Karl-Marx-Stadt i przeprowadził z nim długą rozmowę. [18] 29 kwietnia miejsce postoju oddziału zostało jednoznacznie ustalone - mówił dr Schreihage. - Do akcji wprowadzono dwa bataliony dywizji, wyłonione z 650 i 651 pp. O świcie 30 kwietnia, w czasie, gdy oddział wypoczywał w lasku obok Anielina, dopadły go jednostki dywizji. W czasie krótkiej wymiany ognia, major Dobrzański zginął na miejscu. (...) Ja sam byłem wtedy w pobliżu Studzianny względnie Poświętnego. Wówczas we wczesnych godzinach rannych - mogła to być godz. 6.00 lub 6.30 - widziałem jak zwłoki majora przewożono samochodem ciężarowym. (... ) W międzyczasie zabrano zmarłemu dokumenty i inne rzeczy, które początkowo znalazły się w moim posiadaniu (...), ale zgodnie z rozkazem musiałem je natychmiast przekazać placówce Abwehry w Radomiu. Następnego dnia, tj. 1 maja dowódca Odcinka Granicznego „Środek”, gen. kawalerii baron Gienanth (...) pojechał do Tomaszowa Maz. odwiedzić [19] trumnę, do której w międzyczasie włożono ciało Hubala. Trumna ta znajdowała się w koszarach, w opróżnionym garażu (działowni). Była wykonana z surowych, nieheblowanych desek. Major był w pełnym umundurowaniu, chociaż bez pasa głównego, bluza munduru zapięta, na niej było widać ślad śmiertelnego postrzału w serce. (...) Wtedy tam, w koszarach ktoś z placówki Abwehry w Radomiu wykonał jeszcze jedno zdjęcie ciała w trumnie (...) - do dzisiaj nie odnalezione (...) Zdjęcie to widziałem. Zostało nam (dywizji) przesłane przez placówkę Abwehry, ale oczywiście jako ściśle tajne. Zdjęcie to nadeszło do dywizji pocztą służbową. Wiem również, że gen. von der Lippe miał jeden egzemplarz tego zdjęcia, ale tego zdjęcia u niego już nie ma. (...) gen. von der Lippe zmarł już w 1956 roku. Należy żałować, że zdjęcia tego nie można odnaleźć, bowiem również ono dowodziłoby, że o maltretowaniu Hubala nie może być mowy. [20] Należy się kilka słów wyjaśnienia, co do ostatniego zdania przytoczonej wypowiedzi. Od samego początku pojawia się plotka o zmasakrowaniu ciała majora Dobrzańskiego przez niosących go z lasu żołnierzy. Legendę tę powtarzał, za Wincentym Miszczykiem, Zygmunt Laskowski, który 30 kwietnia 1940 roku, w dniu śmierci majora, był w Rzeczycy i nie mógł być naocznym świadkiem wydarzeń. Nikt ze świadków składających późniejsze relacje nie wspomina ani słowem o jakichkolwiek śladach profanacji zwłok. Wróćmy jednak do relacji dr Schreihage. Co zaś dotyczy pochowania majora Hubala (...) to na ten temat nie mogę niczego powiedzieć, co wynikałoby z osobistych obserwacji. Pogrzebu nie urządziła moja dywizja, wykonały to inne jednostki służbowe. Wówczas byłem przekonany, że dokonało tego Naczelne Dowództwo „Wschód”, bo jeden z oficerów tego sztabu nadmienił mi, że grób ma znajdować się w rejonie leśnym, około 5 km na północny wschód od Tomaszowa Maz., na północ od drogi prowadzącej do Rawy Maz. Według informacji tego oficera, dokładne położenie grobu zostało naniesione na mapie, dołączonej do raportu o tym zdarzeniu. Po wojnie usiłowałem nawiązać kontakt z żyjącymi jeszcze b. oficerami Naczelnego Dowództwa „Wschód” i dowiedzieć się czegoś bliższego na ten temat. Niestety próby te zakończyły się niepowodzeniem. Ku mojemu zmartwieniu nie udało mi się odnaleźć oficera ściśle powiązanego z tą sprawą. Zakładając jednak, że wskazówki, które otrzymałem na temat łożenia grobu są prawdziwe, to winien on znajdować się w pobliżu drogi leśnej, biegnącej w odległości około 4,5 lub 4,2 km, na północ od Tomaszowa, do miejscowości Cekanów. [22] Tyle miał do powiedzenia oficer zwiadu dr Schreihage, prawdopodobnie autor większości pośmiertnych zdjęć majora Hubala. W 1973 roku Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, dzięki staraniom Jana Sekulaka, rozpoczęła zakrojone na szeroką skalę poszukiwania mogiły majora Dobrzańskiego. Sprawa otrzymała sygnaturę akt Kpp88/73/UP. Osobą prowadzącą była sędzia Urszula Prus. Na podstawie zebranych relacji Jana Sekulaka i Ludmiły Żero, sporządzono 17 maja 1973 roku „Postanowienie o zarządzeniu ekshumacji”. Sędzia Urszula Prus delegowana do Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce na podstawie art. 4 dekr. z dnia 10.XI.1945 r. /Dz.U.Nr. 51, poz. 293/postanowiła na zasadzie art. 188 kpk zarządzić przeprowadzenie ekshumacji zwłok majora Henryka Dobrzańskiego (Hubala). Uzasadnienie: Na podstawie przeprowadzonego postępowania dowodowego zostało ustalone, co następuje: 30 kwietnia 1940 r. w lesie pod Anielinem został rozstrzelany major Hubal (Henryk Dobrzański) - dowódca Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego, który od września 1939 r. do kwietnia 1940 r. walczył z Niemcami na terenie Kielecczyzny. Wg relacji świadka Jana Sekulaka został on pochowany przez Niemców w rejonie leśnym położonym na północny wschód od Tomaszowa Mazowieckiego. Dane zaczerpnięte ze źródeł niemieckich pozwoliły ustalić z dużą dokładnością miejsce złożenia zwłok. Grób znajduje się w odległości 300 m od szosy Tomaszów Mazowiecki - Cekanów w kierunku wschodnim. Major „Hubal” został pochowany w mundurze oficerskim, na szyi miał medalik z metalu (fotokopia medalika w aktach). Ponieważ zebrany materiał dowodowy jest wystarczający do zarządzenia ekshumacji należało orzec jak w sentencji. [24] Do przeprowadzenia ekshumacji wyznaczony został zespół, w skład którego wszedł dr medycyny sądowej Aleksander Bąkowski. Datę rozpoczęcia prac ekshumacyjnych wyznaczono na 25 maja 1973 roku z zastrzeżeniem by nie podawać jej do publicznej wiadomości. Ekshumację miała przeprowadzić Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Łodzi. Cztery dni przed terminem jej rozpoczęcia sędzina Prus odwołała prace, informując telefonicznie łódzką komisję, że sprawa ze względu na swój charakter wymaga decyzji politycznych na szczeblu centralnym. [25] Szerzej okoliczności wstrzymania prac ekshumacyjnych wyjaśnił dr Bąkowski w wywiadzie udzielonym Ryszardowi Parce w 2006 roku. Wspomnienia Bąkowskiego to materiał sensacyjny - pisał Parka. - O tamtych poszukiwaniach wiadomo było niewiele. Rozpoczęto je w 1973 roku, wyznaczono nawet datę ekshumacji, ale w ostatniej chwili sędzia, która wydała postanowienie - cofnęła swoją decyzję. Z uwagi na „warunki atmosferyczne”. - Ja ją spotkałem przypadkiem. Kilka miesięcy później. I nagle się okazało, że jej mąż został skierowany na zagraniczną placówkę i ona z nim wyjeżdża. Trochę to było dziwne. Bo kiedy się kontaktowałem wcześniej, nie było mowy o żadnym wyjeździe - wspomina lekarz. Zniknął również człowiek, który z ramienia Głównej Komisji szefował zespołowi badawczemu. - Wszedłem kiedyś do biura tego zespołu. I widzę samych nowych ludzi. Oni nawet nie wiedzieli, gdzie można znaleźć ich poprzedników - mówił dr Bąkowski. [26] Mimo że w sprawę włączyły się czynniki „centralne” i ekshumację wstrzymano, Jan Sekulak nie ustawał w poszukiwaniach nowych świadków i dowodów. (...) otrzymał wiadomość, że żyje oficer Abwehry z placówki w Radomiu, który przeglądał dokumenty o przygotowaniu i przeprowadzeniu akcji przeciw oddziałowi „Hubala”. Kpt. Abwehry Konrad Galen (z Dortmundu, już nie żył). Otrzymał Sekulak dokumenty, jakie kapitan posiadał, ale okazało się, że to są jego notatki. Z notatek tych wiadomo, że kula, która zabiła „Hubala” przeszyła jego lewą dłoń. cdn... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 20, 2016, 19:15:42 Kapitan ten zatrzymał sobie medalik [27], jaki otrzymał major od swej matki na kilka dni przed śmiercią. Miejsca pochowania majora nie wskazał osobom, które go zapytywały w latach 1973 i 1974. [28]
Dzięki akcji przeprowadzonej przez Jana Sekulaka wspólnie z „Expressem Wieczornym”, harcerze podczas obozów letnich rozpoczęli poszukiwanie, zbieranie informacji od miejscowej ludności, nanoszenie na mapach i ewidencjonowanie wszelkich mogił znajdujących się w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego. Do sprawy oficjalnego poszukiwania grobu wrócono dwa lata później, kiedy to Komitet Centralny PZPR wyraził zgodę na ekshumację, ale prac nie podjęto. [29] 28 marca [1975 roku - przyp. JL] odbyło się w sprawie „Hubala” tajne posiedzenie Okręgowej Komisji w Łodzi - pisze R. Poradowski. - Jej przewodniczący sprzeciwił się ekshumacji, choć popierały ją: Urząd ds. Kombatantów, Związek Bojowników o Wolność i Demokrację. „Hubal” nie został zamordowany - argumentowano - lecz poległ w walce! Prezydium Okręgowej Komisji w Łodzi sprzeciwiło się ekshumacji protestując w ten sposób „przeciw przyjętym jej zasadom”. Chodziło, jak się zdaje, nie o sprawę identyfikacji zwłok, lecz o zorganizowanie pogrzebu… [30] W aktach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce nie ma śladu, by doszło do ekshumacji we wskazanych mogiłach, jednak wiele relacji potwierdza, że miała ona miejsce. Odnotował to Zygmunt Kosztyła wskazując, że dokonała jej ekipa z Akademii Spraw Wewnętrznych. Nie wiadomo, z jakim skutkiem, ponieważ protokół z prowadzonych przez nią prac nie ujrzał do dziś światła dziennego. [31] Może dziwić fakt, że nie udało się w tamtych latach przeprowadzić kompleksowych badań zmierzających do wyjaśnienia tajemnicy, pomimo starań tak wielu ludzi. Po części na to pytanie odpowiada dr Aleksander Bąkowski. Zaniechanie poszukiwań w okresie „schyłkowego Gierka” major Dobrzański zawdzięczał literaturze. Wydano wtedy książkę Lucyny Smolińskiej i Mieczysława Sroki „Wielcy znani i nieznani”. - To byli autorzy, którzy w telewizji robili widowiska historyczne - mówił Aleksander Bąkowski. - Spotkałem zresztą potem pana Srokę i on mi powiedział, co się stało. Jego książkę przeczytał ówczesny premier Piotr Jaroszewicz. I się wściekł. Jaroszewicz uważał, że Hubal jest „watażką”, a Polska nie potrzebuje takiego bohatera. I to on nakazał wstrzymać poszukiwania, a zespół badawczy rozwiązać. [32] Dalsze poszukiwania w drugiej połowie lat osiemdziesiątych podjął wnuk majora Hubala, Henryk Sobierajski razem z Ryszardem Poradowskim, dziennikarzem łódzkiego „Głosu Robotniczego” i Andrzejem Dyszyńskim. Po cyklu artykułów zgłosili się nowi świadkowie, wskazując kolejne miejsca prawdopodobnego pochówku zwłok. Niestety i te poszukiwania nie przyniosły rezultatu. [33] Nasunęły jednak kolejne pytania. (...) do wnuka Majora dotarła informacja, iż zdjęcie grobu „Hubala” znajduje się w Rzymie - pisał R. Poradowski. - W1942 r. fotografia ta poprzez kanały dyplomatyczne trafiła do Włoch. Jak wynika z opisów osoby, która pośredniczyła w przekazywaniu tego zdjęcia, „Hubal” pochowany był na terenie koszar graniczących z cmentarzem wojskowym, na grobie był drewniany krzyż z napisem TU LEŻY BOHATER, oczywiście w języku niemieckim. Zdjęcia tego na razie nie ma w kraju, ale zapewne niedługo trafi ono do nas i być może udzieli odpowiedzi na kilka pytań. Już dziś jednak zastanawia nas, gdzie był grób uwieczniony na zdjęciu, czy rzeczywiście była to mogiła Majora, czy hitlerowcy nie dokonali w tym przypadku mistyfikacji, by stworzyć pozory, iż pochowali „Hubala” zgodnie ze zwyczajami panującymi w cywilizowanych krajach. A może rzeczywiście grób taki istniał? Czyżby pochowano Majora na terenie koszar? Dlaczego zatem nikt nie pamięta tego grobu? A może, jak sugerują niektóre relacje, ciało powtórnie pochowano w innym miejscu? [34] Akcja poszukiwania grobu prowadzona przez Ryszarda Poradowskiego przyniosła jeszcze jedną relację. Do redakcji „GR” zgłosił się Zygmunt Andrysiak z Tomaszowa Mazowieckiego, który był świadkiem pochówku polskiego żołnierza z brodą na terenach dzisiejszego Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Tomaszowie Mazowieckim. Wskazał prawdopodobne miejsce pochówku, potwierdzone przez Wiesława Matysiaka, emerytowanego nauczyciela tej szkoły. Podczas prowadzenia prac przy zakładaniu wodociągu, w latach sześćdziesiątych, znaleziono we wskazywanym przez Andrysiaka miejscu ludzkie szczątki, a sprawą zajęła się prokuratura. [35] W 1989 roku do grupy poszukiwawczej został zaproszony uczeń znanego radiestety o. Andrzeja Klimuszko, inż. Jan Kasiński. Radiesteta wyposażony w zdjęcie, medalik, różdżkę i wahadełko rozpoczął poszukiwania od miejsca, gdzie z całą pewnością leżał nieżywy Hubal. Posługując się koncentracją i wskazaniami przyrządów radiestetycznych, odtworzył epizod sprzed 49 lat. Według Kasińskiego, ciało majora zostało poćwiartowane na 3 części przez ukraińskiego weterynarza w hitlerowskim mundurze. Po tej czynności Niemcy go zastrzelili. Część tułowia Hubala, owiniętą w papier, wywieźli na śmietnisko w rejonie dzisiejszego osiedla Podoba. Śmieci przykryły ciało trzymetrową warstwą. W1954 roku wysypisko, w ramach rekultywacji, pokryto jednometrową pokrywą uprawnej ziemi. Druga część - tors z kawałkiem jednej ręki - znajduje się na głębokości 80 cm w koszu na węgiel, zakopana na miejskim, starym cmentarzu. Dokładnie: w zachodnio-północnym rogu, przyległym do ulicy Cegielnianej i Smutnej, między grobami Jana Cymermana i rodziny Billewiczów. Pozostałe fragmenty - głowa i ręka - na nowym cmentarzu we wschodniej dzielnicy Tomaszowa. W tym miejscu pogrzebano też oprawcę. [36] cdn. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 21, 2016, 06:34:44 ....
Do podobnych wniosków doszedł już wcześniej ojciec Andrzej Czesław Klimuszko, którego w 1975 roku poproszono o pomoc w odnalezieniu mogiły. Patrząc na pośmiertną fotografię majora Hubala o. Klimuszko opisał dokładnie miejsce jego śmierci. Nie udało mu się jednak określić położenia mogiły. Niemcy bali się pośmiertnego kultu zwariowanego majora, zniszczyli jego ciało przez spalenie albo - jak mnie wychodzi - poćwiartowali i wrzucili do rzeki. Może zakopali gdzieś w głębi lasu, dokąd wzrok mojego ducha nie może dokładnie widzieć z braku punktu zaczepienia, znaku orientacyjnego. [37] Sprawa przycichła na kilka lat, tj. do 2002 roku, kiedy to na strychu kamienicy w Wiedniu odnaleziono pudełko z serią zdjęć wykonanych w latach wojny. Na dwóch z nich rozpoznano majora Hubala. Wieść o odnalezieniu nieznanych zdjęć Dobrzańskiego zelektryzowała opinię publiczną. Przeprowadzono dokładną analizę i wykluczono możliwość mistyfikacji. Dodatkowo pojawiły się spekulacje na temat, co właściwie zdjęcia przedstawiają? Wyjaśnijmy jednak sprawę od samego początku sięgając do materiału opublikowanego w „Tygodniku Opoczyńskim” w 2003 roku. Zdjęcia, które tak wstrząsnęły opinią publiczną, przywiózł do Polski Roman Szlacan. Odnalazł je podczas sprzątania strychu domu swojej siostry, mieszkającej w Wiedniu. Gdyby nie on, prawdopodobnie trafiłyby na śmietnik. Jest to seria 110 zdjęć, z datą i miejscem ich wykonania. Wśród odbitek są dwie zupełnie nie pasujące do reszty. Zdjęcia ciała majora Hubala. To jedno wydaje się być wyjątkowo cenne. Może bowiem być kluczem do wyjaśnienia tajemnicy zaginięcia ciała majora Dobrzańskiego. (...) Do tej pory hipotez dotyczących pochówku majora było wiele. Teraz pojawiła się kolejna wersja i wydaje się być najbardziej prawdopodobna. (... ) Na fotografii dokładnie widać, że ciało majora zostało obsypane dookoła wałem z piachu, a zwłoki obłożono gałęziami i gazetami. W tle widać też nogi żołnierzy i jak twierdzą historycy coś na kształt kanistra. Jeżeli przypuszczenia historyków się potwierdzą, mogłoby to oznaczać, że ciało majora Dobrzańskiego faktycznie zostało spalone (...). Sensacyjne zdjęcie rodzi jednak kolejne pytania. Czy ciało uległo całkowitemu spaleniu, a jeżeli nie, to co zrobiono ze szczątkami? [38] Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź na drugie pytanie. Przybyłemu do Polski w 2002 roku Romualdowi Rodziewiczowi „Romanowi”, jednemu z niewielu żyjących jeszcze hubalczyków, pokazano odnalezione zdjęcie. Ta fotografia potwierdza najgorsze. - mówi Rodziewicz - Pamiętam, że wkrótce po śmierci majora mieliśmy informacje, że Niemcy ciało jego spalili. To do nich podobne, robili to czasami. Ale nie wierzyliśmy, wydawało się nam to niemożliwe. O tym, że coś palono na terenie koszar, a potem jakieś resztki wyrzucano do Pilicy, opowiadał chłopaczek, który to obserwował. [39] W maju 2006 roku „Dziennik Zachodni”, a za nim inne gazety, ogłosił wiadomość o odnalezieniu nowego śladu w sprawie pochówku majora Hubala. Informację o miejscu jego spoczynku wskazał Stefan Szaflik z Lublina, dawniej mieszkający w Wąsoszu koło Częstochowy. Według jego słów, na wiosnę 1940 roku, na plebanię w Wąsoszu, tuż za granicą Generalnej Guberni, Niemcy przywieźli trumnę z ciałem polskiego oficera. [40] Jeszcze jako dziecko dowiedziałem się od księdza Bara, że Niemcy w wielkiej tajemnicy zakopali w Wąsoszu majora wojska polskiego - opowiada Stefan Szaflik - Opowieść tę słyszeli również od księdza zaprzyjaźnieni z nim moi rodzice. Ksiądz Bar był w 1940 roku wikarym w tej parafii. Proboszczem był wówczas ks. Spirra. Jak opowiadał mi ksiądz Bar, to właśnie proboszcz oraz jego kościelny byli oprócz Niemców jedynymi świadkami pochówku majora. (...) Z opowieści księdza Spirry wynikało, że był to postawny mężczyzna, ubrany w mundur, sądząc po stopniu wojskowym, major. (...) Podobno widać było, że zginął w walce. Jakiś czas później powiedział, że może powiedzieć tylko tyle, że był to wielki żołnierz i miał, jak się dokładnie wyraził, „dobre nazwisko”. [41] Miejscem pochówku miał być ogród za plebanią. W latach pięćdziesiątych, podczas elektryfikacji wsi, odnaleziono tam faktycznie jakiś grób. Wspomniał o tym obecny proboszcz, ks. Zygmunt Pilarczyk. Ksiądz [Bar - przyp. JL] wspominał kiedyś, jak w połowie lat 50. robotnicy kopiąc obok plebanii dół pod słup energetyczny natrafili na ciało polskiego przedwojennego oficera. (...) Na resztkach munduru znaleziono wojskowe odznaczenia. Robotnicy dali je księdzu Barowi. Niestety, nie wiem, co się z nimi stało. Ksiądz Bar powiedział mi raz, że miał jeden bardzo ważny order, ale gdzieś mu się zapodział. O odznaczeniu, które było w posiadaniu księdza Bara, wspomina również Anna Kijak, nauczycielka z Wąsosza, która w zbiorach księdza widziała order Virtuti Militari. [42] Pracami przygotowawczymi zajął się krakowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Prasa niemal codziennie donosiła o nowych ustaleniach i zbliżającym się terminie rozpoczęcia prac wykopaliskowych. Przyjęto niemal za pewnik, że Hubala pochowano w Wąsoszu. Opracowano całkiem prawdopodobną mapkę przewozu ciała [43] i wszystko wskazywało na to, że nareszcie odkryto miejsce jego pochówku. Nikogo nie raziło to, że świadkowie widzieli przy mundurze przypięty krzyż Virtuti Militari. [44] Zakładano, że jeżeli zostanie odnaleziony to po numerze seryjnym wybitym na rewersie będzie można ustalić, czy znaleziono ciało majora Dobrzańskiego. Zapomniano w tym wszystkim, że odznaczenie od 1994 roku zdeponowane jest w Izbie Pamięci w Tomaszowie Mazowieckim, i że w chwili śmierci Hubala przechowywała je łączniczka, Ludmiła Żero „Ludka”. [45] Uwadze umknęła również inna rzecz. Powoływano się na opowieść dr. Schreihage, który miał określić miejsce wywiezienia zwłok na około 60 km. Tymczasem w relacji spisanej przez Jana Sekulaka [46] odległość ta wynosiła jedynie 4,2 do 4,5 km. Mimo to przygotowania posuwały się naprzód i 28 listopada 2006 roku przystąpiono do prac wykopaliskowych w miejscu pierwszego pochówku. Postanowiliśmy sprawdzić wskazane przez mieszkańców wsi miejsce (...) Być może zostały tam guziki z munduru, klamra? (...) Wczoraj w dawnym ogrodzie przed plebanią rozpoczęliśmy badania. Niestety, poza śladami pochówku z XVII - XVIII wieku, nic nie odnaleziono. [47] Na okres zimy zaprzestano prace badawcze w terenie, ale wraz ze zbliżającą się wiosną wszyscy niecierpliwie czekali rozpoczęcia nowego sezonu wykopaliskowego. Zaraz po Wielkanocy chcemy przeprowadzić podobne badania sondażowe, ale na obszarze około ara ziemi - mówi archeolog Jacek Koj. [48] Niespodziewanie 17 marca 2007 roku „Dziennik Zachodni” doniósł o decyzji Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, który odmówił uznania bezimiennej mogiły za grób wojenny, co otworzyłoby drogę do ekshumacji. Mamy za mało przesłanek, żeby to zrobić - twierdzi Joanna Janecka z wydziału spraw obywatelskich ŚUW. Opowieści o pochowaniu Hubala to - jej zdaniem - za mało, by przekopać cmentarz. [49] Najwyraźniej opór władz wojewódzkich został przełamany, ponieważ „Dziennik Zachodni” już 9 maja 2007 roku poinformował, że na cmentarzu w Wąsoszu 8 maja wznowiono poszukiwania. Według zebranych informacji miejscem obecnego spoczynku majora Hubala miała być samotna mogiła nieopodal grobu powstańców 1863 roku. Niestety, w rozkopanej mogile odnaleziono szczątki kobiety i dziecka. [50] 16 listopada, po zakończonym sezonie archeologicznym „Dziennik Zachodni” poinformował, że IPN nie zamyka śledztwa w sprawie Hubala. Dotychczasowe wskazówki okazały się niestety niewystarczające, żeby można było prowadzić dalsze badania w terenie, ale nadal będziemy szukać człowieka pochowanego na starym cmentarzu w latach pięćdziesiątych (...). [51] W całej tej prasowej dyskusji odezwał się tylko jeden racjonalny głos. Zabrał go Jan Zbigniew Wroniszewski, hubalczyk. W rozmowie przeprowadzonej z nim przez Janusza Kędrackiego powiedział: - Ktoś musi mieć cholerną imaginację, żeby tak mówić. (... ) Majora Hubala chował w tajemnicy Wehrmacht, nie był zainteresowany wywożeniem go pod Częstochowę. W latach 70. prowadzona była wielka akcja poszukiwawcza grobu w lasach spalskich, przekopano m.in. miejsca, gdzie zostali pochowani żołnierze, którzy zginęli we wrześniu 1939 roku. Nie znaleziono żadnego śladu. - Może więc spoczywa w Wąsoszu? [Kędracki - przypis JL] - Na pewno nie. Kolega Jan Sekulak, hubalczyk pseudonim „Dago”, nawiązał kontakt korespondencyjny z oficerem wywiadu niemieckiej dywizji rozlokowanej w okolicach Spały. Ten Niemiec twierdził, że był świadkiem pochowania majora, gotów był wskazać to miejsce. Nie zdążył jednak przyjechać, ponieważ zmarł. [52] Nowy sezon wykopaliskowy w 2008 roku rozpoczął się od przyjazdu do Wąsosza Stefana Szaflika, który stwierdził, że prace prowadzone są w złym miejscu. W latach osiemdziesiątych przeprowadzono remont cmentarza i wskazana przez niego w korespondencji mogiła położona jest obecnie w innym miejscu. Najpierw trzeba będzie odtworzyć pierwotny wygląd cmentarza, aby ustalić miejsce, gdzie znajdowała się mogiła, do której przeniesiono zwłoki żołnierza pochowanego w ogrodzie za plebanią. cdn... Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Maj 21, 2016, 06:37:45 ...Trzeba przeszukać teren za kurhanem, na którym stoi pomnik poświęcony powstańcom styczniowym. Tam może spoczywać nie tylko Hubal, ale też bezimienny mężczyzna pochowany tam już po wojnie - mówi Stefan Szaflik. Znalazł niedawno w swoich zapiskach notatkę dotyczącą jego pobytu w Wąsoszu w połowie lat 70. minionego stulecia. Przypomniała mu wizytę na starym wąsoskim cmentarzu w listopadzie 1975 roku. Byłem tam ze swoim ojcem, który chciał zapalić znicz na grobie bohatera. Nie mógł go znaleźć. Ktoś miejscowy, który także przyszedł wówczas na cmentarz, powiedział mu, że po przebudowie pomnika nekropolia mocno się zmieniła i grób słynnego partyzanta, którego ojciec szuka, znajduje się za kurhanem. [53]
Prace poszukiwawcze kontynuowano jeszcze w 2009 roku, ale nie przyniosły one spodziewanych rezultatów. W dzienniku „Echo Dnia” pojawiła się natomiast kolejna sensacyjna wiadomość o domniemanej mogile majora Hubala na cmentarzu w Kraśnicy niedaleko Opoczna. (...) do naszej redakcji zadzwonił Józef Kucharski, mieszkaniec Kielc. Do czternastego roku życia mieszkał w parafii Kraśnica. (J. Kucharski powiedział:) - Mój nieżyjący już ojciec, gdzieś w latach siedemdziesiątych po raz pierwszy opowiedział mnie i moim braciom wojenną historię, jaką usłyszał od księdza proboszcza. Na początku maja 1940 roku w nocy miał gości - na plebanię przyjechał oddział niemieckich żołnierzy. Było ich około dziesięciu. Kazali obudzić kościelnego i na cmentarzu pochować polskiego oficera. Nikomu nie wolno było o tym opowiadać. Ojciec mówił, że proboszcz powiedział o tym fakcie tylko dwóm osobom - jemu i młynarzowi Pytlosowi. Informacje Józefa Kucharskiego potwierdzili też członkowie rodziny Hieronima Pytlosa. Im również ojciec opowiedział o tajemniczym wojennym, nocnym pochówku. Jak się okazało, o takim wydarzeniu powiedział też przed śmiercią księdzu Antoniemu Ullmanowi, wieloletniemu proboszczowi Kraśnicy, mężczyzna, który w czasie wojny był kościelnym i brał udział w tajemniczym pochówku razem z księdzem Trybulskim. Mieszkańcy Kraśnicy mówią, że o wojennej mogile zapomniano. Najpierw czasy nie sprzyjały ujawnianiu prawdy o majorze „Hubalu”, a potem już nikt w Kraśnicy śladów „Hubala” nie szukał, choć poszukiwania były prowadzone kilkakrotnie w całej okolicy. Tymczasem Romuald Włodarczyk z Tomaszowa Mazowieckiego, który jako dziennikarz łódzkiego „Głosu Robotniczego” interesował się grobem „Hubala”, w latach siedemdziesiątych ustalił, że faktycznie w Kraśnicy miał miejsce fakt pochówku przez Niemców polskiego żołnierza lub oficera. Podobno po zakończeniu działań wojennych w Kraśnicy zjawiła się rodzina pochowanego, dokonano ekshumacji, a wydobyte szczątki zabrano do Warszawy. Romuald Włodarczyk przypuszczał, że w Kraśnicy został pochowany jeden z dwóch jego żołnierzy [54], poległych razem z „Hubalem” pod Anielinem. Mieszkańcy Kraśnicy o powojennej ekshumacji nic jednak nie słyszeli. Mówią jednak o tekturowej tabliczce z nazwiskiem lub napisem „Polski oficer”, która krótko wisiała na brzozowym krzyżu. Faktem jest, że wojenny pochówek na cmentarzu miał miejsce i że wiąże się on z osobą „Hubala”. Kogo jednak Niemcy pochowali w Kraśnicy? [55] To pytanie, jak wszystkie do tej pory pytania dotyczące miejsca spoczynku majora Henryka Dobrzańskiego - Hubala, jak na razie pozostaje bez odpowiedzi. Jacek Lombarski Przypisy J. Z. Wroniszewski, Gdzie leży..., s. 5. „Des Tollen Major” („Szalony Major”) to jeden z przydomków, którym Niemcy ochrzcili Hubala, a komunistyczna propaganda wykorzystała to na swój sposób, podkreślając fakt, że nawet okupant widział bezsens działalności prowadzonej przez Oddział Wydzielony WP. Taki był również roboczy tytuł scenariusza do filmu pióra Jana Józefa Szczepańskiego. Inny przydomek, jaki Niemcy nadali Hubalowi był już bardziej romantyczny, „Der Schimmelmajor” („Major na siwym koniu”), ale tego propaganda już nie zauważała. J. Z. Wroniszewski, Gdzie leży... , s. 5. J. Z. Wroniszewski, tamże, s. 5. Z. Kosztyła, Oddział Wydzielony..., przypis 244, s. 223. J. Z. Wroniszewski, Gdzie leży... , s. 6. M. Derecki, Tropem..., wyd. II, Lublin 1982, przypis 52, s. 314. Informacja o eskapadzie dr Mittelstaedt budzi duże zastrzeżenia, trzeba dodać nie bezpodstawne, Sylwestra Jedynaka. Bardzo dziwnym wydaje się fakt, że patrol niemiecki zatrzymujący kręcącego się po terenie wojskowym Polaka bez przepustki, wypuszcza go na wolność. W. Rutkiewicz, Tam, gdzie pochowano Hubala, „Ekran”, nr 14 z 8.04.1979 r. (odpis maszynowy s. 3-4. AMWB, brak sygn.); Relacja Jan Sekulak „Dago” hubalczyk, AMWB, brak sygn.; R. Parka, Nowe wiadomości na temat grobu majora Henryka Dobrzańskiego, „Dziennik Zachodni” z 6.11.2006 r. Powinno być 1939 roku. Skróty w tekście JL. J. Sobkowski, Gdzie jest pochowany Henryk Dobrzański, „Gazeta Wyborcza” 25.11.2006, (wersja internetowa) Częstochowa Gazeta.pl; H. Sobierajski, „Hubal” major Henryk Dobrzański 1897 – 1940, Warszawa 2012, s. 131. R. Parka, Czy Hubal spoczywa w Wąsoszu?, „Dziennik Zachodni” (wersja internetowa) z 27.10.2006 r. J. Sobkowski, Gdzie jest... , Częstochowa Gazeta.pl. W tym czasie na terenie byłych koszar 372. dywizji Wehrmachtu w Tomaszowie Mazowieckim stacjonowały następujące jednostki LWP: od 1946 do 1955 roku - pododdziały 11. Brygady Lotniczo-Technicznej, od 15.09.1955 do 25.02.1958 - 121. Warsztaty Szkolno-Remontowe Samochodów Specjalnych Wojsk Lotniczych, od 25.02.1958 do 10.01.1959 - 121. Warsztaty Naprawcze Samochodów Specjalnych i Szkolenia Mechaników Samochodowych, od 10.01.1959 r. do 15.06.1962 roku - 41. batalion naprawy samochodów specjalnych i szkolenia mechaników. Informacja uzyskana z redakcji „TOP”. R. Poradowski, Poszukiwanie grobu majora „Hubala”, „Biuletyn Okręgowej Komisji BZpNP” w Łodzi, IPN, t. 5, 1997, s. 23. Tamże, s. 23. Tamże, s. 19. AMWB, Relacja Heinricha Schreihage b. oficera rozpoznawczego (IC w sztabie) 372 dywizji piechoty Wehrmachtu (Z nagrania i tłumaczenia Jana Sekulaka), sygn. III/2/11. Zgodnie z oryginałem tłumaczenia Jana Sekulaka. AMWB, Relacja Heinricha Schreihage... , s. 5. W. Miszczyk, relacja złożona Łukaszowi Matysiakowi w dniu 9 grudnia 1991 r. Fotokopia w zbiorach autora. AMWB, Relacja Heinricha Schreihage... , s. 7. Powinno być „zastrzelony” [przypis JL]. Kserokopia dokumentacji postępowania ekshumacyjnego Kpp/88/73/UP w zbiorach Środowiska Hubalczyków. D. Kania, Dwóch bohaterów - partyzantów, „Nowe Państwo” nr 17 z 2001 r. (źródło: HYPERLINK "http://www.nowe-panstwo.pl"www.nowe-panstwo.pl). R. Parka, Nowe wiadomości na temat grobu majora Henryka Dobrzańskiego, „Dziennik Zachodni” z 6.11.2006 r. (źródło: www.zywiec.naszemiasto.pl). Wspomniany w relacji medalik został zwrócony córce majora Henryka Dobrzańskiego, Krystynie Sobierajskiej i obecnie znajduje się w jej zbiorach rodzinnych. AMWB, Relacja Jan Sekulak, sygn. III/II/8, s. 3. D. Kania, Dwóch... źródło: www.nowe-panstwo.pl). R. Poradowski, Poszukiwania... , s. 20. Z. Kosztyła, Oddział Wydzielony..., s. 223. R. Parka, Nowe wiadomości... (źródło: www.zywiec.naszemiasto.pl). R. Poradowski, Poszukiwania... , s. 21. R. Poradowski, Pytania (na razie) bez odpowiedzi, „Głos Robotniczy nr 170 z 25.07.1987 r., s. 1 i 4. R. Poradowski, Poszukiwania..., s. 23; R. Poradowski, Świadek mimo woli, „Głos Robotniczy”, czerwiec 1987. Jw., s. 53. K. Kamiński, O. Andrzej Czesław Klimuszko, Jasnowidz-Zielarz-Uzdrowiciel, Warszawa 1998 r, s. 51-52. (prop), Tajemnica wiedeńskiego archiwum, Czy ciało majora zostało spalone? „TOP” nr. 22 z 31.05.2002 r.,s. 11. Ewa Pękala, Ostatnie zdjęcie Hubala, „Życie Warszawy” dod. nr 22 Kulisy (wersja internetowa) 27.06.2002 r., s. 6-7. I. Bazan, R. Parka, Tajemnica grobu Hubala, „Dziennik Zachodni” z 26.10.2006 r., (Źródło: www.naszemiasto.pl). I. Bazan, R. Parka, tamże. Tamże. I. Bazan i R. Parka, tamże. Tamże. A. Ziółkowska, Kaja od Radosława, Warszawa 2006, s. 223. AMWB, Relacja J. Sekulaka, sygn. III/II/8. js, „Gazeta” szukała śladów Hubala, „Gazeta Wyborcza” z 29.11.2006 r., (Źródło: Gazeta.pl). I. Bazan, Wąsosz: Wznowią poszukiwania grobu Hubala, „Dziennik Zachodni” z 14.03.2007 r., (Źródło: www.naszemiasto.pl). (ib), Wąsosz: Hubal poczeka, „Dziennik Zachodni” z 17.03.2007 r. (www.naszemiasto.wp.pl). I. Bazan/PARA, Gdziekolwiek jesteś, „Dziennik Zachodni” nr 107 z 9.05.2007, s. 9. (ib), IPN nie zamyka śledztwa, w sprawie Hubala, „Dziennik Zachodni” z 16.11.2007 r., (źródło: www.naszemiasto.pl). J. Kędracki, Grób Hubala w spalskich lasach, (Źródło: www.gazeta.pl). I. Bazan, Sensacyjny trop, (Źródło: www.naszemiasto.pl). Faktycznie z majorem Hubalem zginął tylko jeden żołnierz, kapral Antoni Kossowski „Ryś”. Miejsce jego pochówku również nie jest znane. Informację o drugim poległym żołnierzu, Józefie Kośce błędnie podaje komunikat o śmierci Hubala. Józef Kośka poległ dzień wcześniej (29 kwietnia 1940 roku) i pochowany jest na cmentarzu w Poświętnem koło Opoczna. M. Maciągowski, Generał Załęski „Bończa” opowiedział o polowaniu na Hubala, Echo Dnia, 15 luty 2009. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 21, 2016, 17:18:53 Zamach na Fittinga 29.05.1944 r. Luzak Fittinga Każde powojenne Zielone Święta przywołują mieszkańcom Końskich na myśl wspomnienie śmiałego zamachu dokonanego przez żołnierzy podziemia. Rankiem, w świąteczny poniedziałek, w miasteczku panował jeszcze spokój. Przed południem opustoszało. Najpierw trwała długa strzelanina od strony Modliszewic, potem na ulice wylegli zdenerwowani żandarmi. Rozpowiadano, że znienawidzony funkcjonariusz powiatowej administracji, major Fitting został zabity. Spodziewano się wszystkiego co najgorsze... Jednego z zamachowców znam od kilkunastu lat. Podczas spotkań rozmawiamy zwykle o grzybobraniu, wędkarstwu i drobnostkach życia codziennego. Zapytany o głośną akcji, w Gawrońcu, poczuł się skrępowany. Ostatecznie ustaliliśmy, że on mi opowie, a ja zapiszę - Bierz długopis i do roboty - ponaglał rozmówca. - Jutro pracuję na pierwszą zmianę, muszę wcześnie wstać. Na początku, gdy dostałem się do oddziału, dowódca powiedział do mnie: - Zapomnij swoje imię i nazwisko. Od tej pory przestałem się nazywać Tadeusz Krajewski. Przełożeni i koledzy zwracali się do mnie tylko „Grom”. Taki nadano mi pseudonim. Zbyt patetyczny, ale przyjąłem. Skończyłem kurs podoficerski i otrzymałem stopień kaprala. Miałem wtedy dwadzieścia lat, byłem uciekinierem z Baudienstu. Nawet matka nie wiedziała gdzie przebywam i z kim się zadaję. Wykonywało się różne zadania. A „robota” na Fittingu, to nie przypadek... fot.1 Ruda Maleniecka, prawdopodobnie jesień 1941 lub wiosna 1942 r. Uroczystość przekazania samochodu strażackiego ZIS (zdobycz wojenna) strażakom w Rudzie Malenieckiej. Drugi od lewej Eduard Fitting, po lewej jego ręce Albrecht (?) pierwszy Landrat. Fotografia z większej kolekcji fotografii Ryszarda Cichońskiego Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 21, 2016, 17:29:44 c.d....W maju 1944 roku staliśmy z oddziałem w Małachowie. Młyn rodziny Szybalskich dawał bezpieczne schronienie. Kwaterowało nas tylko osiemnastu. O żywność też tutaj było łatwiej. W przedświąteczną sobotę przyjechał do oddziału porucznik „Bogdan”. Normalna rzecz. Kto przeczuwał jaką może mieć do nas sprawę? Dyskretnie odwołano mnie na bok. Miałem zameldować się we wskazanym mieszkaniu. Byli tam jeszcze oprócz oficerów: „Feluś” - Bolesław Niezgoda, „Sęp” - Romuald Jedynak i „Wrzos” - Mieczysław Zasada. Przed porucznikiem stało nas czterech kaprali. Oficer zaczął uprzedzać, że wszystko co teraz powie, należy traktować jako rozkaz specjalny i ściśle tajny. O tym co nas czeka, nawet w oddziale nikt nie może wiedzieć. Błyskawicznie w myśli przeliczyłem wszelkie możliwości powodujące stan ścisłej tajemnicy. Nazajutrz, w niedzielę przypadały Zielone Świątki. W Czarnej przygotowywano odpust. Sądziłem, że tajemnica ma związek ze wzmocnieniem ubezpieczenia lub obstawą uroczystości odpustowych. Zrozumiałem wszystko, gdy padło nazwisko Fitting...
Tego Niemca znałem z widzenia. Zuchwałe jeździł ulicami miasta, pojawiał się w gminach i wsiach koneckich. Gdzie stąpnął, tam na ludzi padała trwoga. Był Kreislandwirtem, znaczy starostą powiatu. Po eksmisji starej hrabiny Tarnowskiej z majątku w Modliszewicach, tam się osiedlił. Więc porucznikowi chodziło o Kreislandwirta. Zresztą nie tylko samemu porucznikowi. On przekazywał nam co i jak. Władze podziemia wydały wyrok skazujący Niemca na śmierć. Skazany zupełnie sobie na takie potraktowanie zasłużył. Źródła wywiadowcze dostarczyły dowodów obciążających majora śmiercią wielu ludzi i pacyfikacją żydowskiego getta, kierował lokalną organizacją NSDAP. Trząsł powiatowym dowództwem SA. Zamach mógł być przestrogą dla podobnych polakożerców. Powinni złagodzić okupacyjny terror ostatniego roku wojny. Termin egzekucji i sposób jej wykonania pozostawiono nam. Niezwłocznie wyjechaliśmy furmanką przez lasy Babiej Góry w stronę miasta. „Wrzos” przyczepił się do tych dwóch nadchodzących dni świątecznych. W glorii uroczystych świąt upatrywał powodzenie zamachu, przekonał nas. Starosta miał zwyczaj każdego dnia o stałej porze wizytować swoje gospodarstwo rolne. Z modliszewickiej rezydencji przejeżdżał do folwarku polną drogą na wierzchowcu. Droga przebiegała przez dużą kępę liściastych krzewów nazywanych Gawroncem. Krzaki Gawrońca „Wrzos” wyznaczył na miejsce zasadzki. fot.1.Ruda Maleniecka, prawdopodobnie jesień 1941 lub wiosna 1942 r. Eduard Fitting, obok Albrecht (?) pierwszy Landrat. Fotografia kolekcji Ryszarda Cichońskiego Fot.2.Małachów k. Końskich, sierpień 1944. Oddział „Szarego”, pluton „Wrzosa”. W środku Tadeusz Krajewski „Grom”, po lewej Kazimierz Wojciechowski, po prawej Janusz Jaroszyński „Pająk”. Fot. pochodzi z książki: Bogumił Kacperski, Jan Zbigniew Wroniszewski, Końskie i powiat konecki 1939-1945, Część czwarta. Konspiracja konecka 1943-1945, Końskie 2006. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 21, 2016, 17:43:45 c.d....W niedzielę o zmroku siedzieliśmy jeszcze na Bawarii w domu u zaufanych ludzi. Nakarmili nas, częstowali wódką. Rozmawialiśmy wiele, ale o Fittingu ani mru-mru. Po północy zapadliśmy w Gawrońcu. Majowy poranek nastaje wcześnie. Należało rozpoznać teren, wybrać stanowiska, przydzielić zadania. Widniało. Ptaki uporczywie wyśpiewywały godowe melodie. Wiosenną zieleń zalewała rosa. Trawę pokrył siwy szron. Było bardzo zimno. W krzakach nieprzyjemnie pachniało zgnilizną liści. Słońce dźwigało się, do góry zapowiadając upalny dzień. A nas zastygłych w bezruchu męczyło zimno i drzemka. Do czasu spodziewanej akcji pozostawało nadal sporo godzin. Zająłem się przeglądem broni i oporządzenia.
Posiadaliśmy automatyczną broń osobistą i ręczny karabin maszynowy. Do tego trzeba dodać kilka granatów spory zapas amunicji i... siekierę. Brakowało nam zegarka. Orientowaliśmy się po słońcu. Chciałem wszystko mieć za sobą. Czy aby Niemiec nie zrezygnuje z dzisiejszej przejażdżki? Nadjeżdżał. Usłyszeliśmy tętent końskich kopyt. W naszą stronę galopowało dwóch jeźdźców. Podpuściliśmy obu bardzo blisko. Z odległości kilkunastu kroków przez gałęzie wygarnęliśmy seriami roje pocisków. Padły zabite konie. Jeźdźcy poderwali się od ziemi. Starszy, ubrany w jasny strój spacerowy utykając ucieka w pole. Nie możemy oddać strzału. Wszystkie pistolety zacięte, erkaem zagwożdżony. Major przebiegł łąkę, dopada rowu melioracyjnego. Oddala się w stronę wysokiego o tej porze żyta. „Sęp” dopada siodła przy zabitym siwku. Z przypiętej kabury wyrywa parabellum. Składa się i trafia. Z krzątaniny wytrącił mnie widok chmury kurzu od strony mleczarni. W pole wyjeżdżały ciężarówki z żandarmami. Nad Gawrońcem krążył samolot rozpoznawczy. Puściliśmy się szalonym biegiem. Ze zmęczenia usta się nie zamykały. Pot zalewał oczy, nogi potykały na równej łące. Uciekaliśmy na północ. Chyłkiem przez kilka kilometrów otwartego pola. I jeszcze te ciężary. Broń, magazynki u pasa, granaty. W samo południe kupowałem oranżadę u sklepikarza w Młynku Nieświńskim. Całą skrzynkę. Puste butelki rzucaliśmy z mostu do rzeki. Przygodni ludzie przyglądali się naszemu zmęczeniu i broni. Odmoczyliśmy spieczone wargi i wyschnięte gardła. Po południu podeszliśmy do leśniczówki na Kamiennym Krzyżu. Wyszedł leśniczy Zygmunt Janiszewski. Poprosiliśmy o wiaderko napoju. Przyniósł ciepły borówczany kompot. Rozlewał do kubków. Padliśmy ze zmęczenia na murawę. Wkładałem buty, gdy mnie Janiszewski zapytał, czy słyszeliśmy, że Fitting został zabity. - Właśnie stamtąd idziemy - powoli wymamrotał kapral „Sęp”. „Wrzos” meldował o sposobie wykonania rozkazu. Porucznik „Bogdan” miał do nas kilka pytań. Na stole złożyliśmy cztery zdobyczne pistolety, papierośnicę, złoty zegarek i sto pięćdziesiąt złotych. Podziękował za udaną akcji. Luzak Fittinga W zaułkach historii lat okupacyjnych mieści się jeszcze wiele autentycznych sensacji. Choćby taki fakt. Dwa lata temu drukowałem publikację na temat egzekucji Kreislandwirta koneckiego majora Fittinga. Zaraz po tym czytelnicy i rozmówcy stawiali mi pytania. A co stało się z adiutantem Pietrzykowskim? W oparciu o relacje jego brata Kazimierza i partyzanta „Kedywu” Jana Łyczkowskiego - „Wicherka”, zrekonstruowałem dzieje Stanisława Pietrzykowskiego - „Ludwika”, bo takie pseudonim otrzymał od przełożonego. Na wstępie należy zdementować nadal upowszechniane przekonanie, że Pietrzykowski pochodził z poznańskiego i był przesiedleńcem. Pietrzykowscy z dziada pradziada pochodzą z Piły (wieś koło Pomykowa) i bywali wyrobnikami lub bandosami. Rodzice „Ludwika” w 1913 roku wyjechali do Niemiec za pracą zarobkową. Osiedlili się u bauera pod Rostockiem. Tam urodził się w 1916 r, syn Stanisław, jako trzecie dziecko w rodzinie. Do Pomykowa przyjechał, gdy miał pięć lat. Służby wojskowej nie odbywał. Za przykładem rówieśników poszukiwał pracy zarobkowej w Końskich. Terminował w zawodzie odlewnika w fabryce u Kronenbluma. Po ustaniu działań wojennych w 1939 r. powrócił do tygla i fasulca. Po kilku miesiącach fabrykę wizytował niemiecki starosta gospodarczy Fitting. Upatrzył sobie dwóch giserów. Zabrał ze sobą Pietrzykowskiego i Jana Kluska ze Starego Młyna. W podwórku stały szopy i stajnie dla koni. Giserzy stali się robotnikami stajennymi. Potem major przenosi urząd do starostwa, a mieszkanie do dworu w Modliszewicach po wyjeździe hrabiny Tarnowskiej do Częstochowy. Do Modliszewic zostaje przeniesiony też Pietrzykowski, a Klusek odesłany do służby. Major poddaje „Ludwika” szkoleniu, a dokładnie raczej tresurze. Chłopak uczy się jazdy konnej, prowadzenia samochodu, strzelania z broni wojskowej i myśliwskiej. Przyswaja sobie formy wojskowego zachowania i elementy musztry. Poznaje zwyczaje i nawyki majora. Jest jego dyskretnym cieniem zawsze gotowym na wezwanie. Major sprawia jemu mundur, który ma obowiązek wkładać asystując przy wyjazdach służbowych i na wizyty. Nie odwiedza rodziny. Jest potrzebny majorowi przez okrągłą dobę do usług i czuwania. fot.1. Po lewej Romuald Jedynak „Sęp”, po prawej Mieczysław Zasada „Wrzos”, dowódca 1 drużyny. Fot. pochodzi z książki: Bogumił Kacperski, Jan Zbigniew Wroniszewski, Końskie i powiat konecki 1939-1945, Część czwarta. Konspiracja konecka 1943-1945, Końskie 2006. Fot.2. Modliszewice. Wieża strażnicza zbudowana w 1943 r. w całości z macew - uważny obserwator znajdzie ich fragmenty (nieistniejący już niestety modrzewiowy dworek Tarnowskich znajdował się od strony fotografującego). Na jej szczycie zawisł sztandar ze swastyka, na górnej platformie zainstalowano trzy reflektory do sygnalizacji i oświetlania przedpola, a karabiny maszynowe rozmieszczone na różnych poziomach broniły podejścia... J.Z.Wroniszewski. Fot. KW 2005 r. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Lipiec 21, 2016, 17:47:58 I wtedy, w drugi dzień świąt Zielonych Świątek 1944 roku, jedzie konno na wierzchowcu za majorem z majątku w Modliszewicach pod tzw. „Setkę” na Bawarii. Ciągle utrzymują znaczny dystans do przedniego jeźdźca. Z tych dwóch, on tylko wie, że gdy dojadą do kępy krzewów głogowych nazywanej Gawrońcem, rozlegną się strzały. Z tych dwóch, powinien zostać uchwycony lub zabity tylko major. On musi zachować lojalność wobec zamachowców i pozory zaskoczenia.
c.d...... Był nowym zaprzysiężonym żołnierzem Armii Krajowej. Dowództwo koneckiego inspektoratu AK poszukiwało skutecznego sposobu wykonania wyroku podziemnego sądu na majorze za nadużywanie stanowiska. Wyrok miał wykonać pluton Batalionów Chłopskich Józefa Madeja - „Jerzego”. Bechowcy bezskutecznie kluczyli za majorem z miesiąc czasu. Dopiero Pietrzykowski został wezwany na spotkanie do Proćwina i doradził sposób wykonania egzekucji, w którym miał sam uczestniczyć. Po zamachu, Pietrzykowski musiał uchodzić z wykonawcami wyroku. W krytycznym położeniu znalazła się rodzina „Ludwika”. Dla powstrzymania represji, major AK Jan Swieczko - „Łukasz”, pisze listy do starosty i gestapo. Dowódca obwodu AK wyjaśnia, że Fitting poniósł karę za bestialstwo wobec Polaków, a luzak Pietrzykowski stał się zakładnikiem. Może zostać uwolniony za okupem w wysokości 300 tys. złotych. W razie odmowy - grozi „Łukasz” - będzie rozstrzelany. Ostrzeżono także, gdyby Niemcy z tego powodu dopuścili się represji, to budynki w Końskich zajmowane przez Niemców zostaną wysadzone w powietrze. W tym czasie przybył w koneckie oddział AK Antoniego Hedy - „Szarego”. Koło Wólki Plebańskiej w pociągu aresztowano łącznika oddziału por. Henryka Gruszczyńskiego - „Bladego”. Został osadzony w koneckim areszcie. Podjęto akcję odbicia oficera. Napadu na więzienie dokonano w nocy na 6 czerwca 1944 r. Grupa szturmowa z minerami rozbijała więzienie. Na początku zginął jeden miner. Wartownicy skryli się na strychu. Klucz od celi łącznika zabrało gestapo. Drzwi wyważano łomami. Akcja przez to przeciągała się niebezpiecznie. Partyzancka grupa asekuracyjna w tym czasie ryglowała ogniem komendę żandarmerii w budynku późniejszego Technikum Ekonomicznego. Przy ulicy Kazanowskiej znajdował się z partyzantami Pietrzykowski. W czasie zmiany stanowiska strzeleckiego dostał śmiertelny postrzał pod ścianą domu Czesława Kosierkiewicza. Poległego zabrano przy odwrocie do lasu Księża Choina pod Stadnicką Wolą. Trumnę zrobił stolarz w Małachowie. Był skrycie deportowany na konspiracyjny cmentarz partyzancki pod Skarżyskiem w Pogorzałem. Po dwóch latach rodzina dokonana ekshumacji przenosząc zwłoki na konecki cmentarz. Gestapo podjęto pertraktacje w sprawie uwolnienia „Ludwika”. Na wskazane miejsce wysłano mediatorkę. Była nią Anna Michalska, córka gajowego z Karolinowa, aresztantka z koneckiego więzienia. Podobno niosła propozycję zmniejszenia okupu do 50 tys. zł. To jest wiadome ze źródeł konfidencyjnych. Nikt z zasadzki nie wyszedł jej na spotkanie i przesyłki nie odebrano. Po bezskutecznym oczekiwaniu na szosie za Piłą, dziewczyna powróciła do Niemców. Wkrótce zginęła. Pietrzykowski nie żył. Dalsze pertraktacje straciły sens. Major „Łukasz” pisze do gestapo: „Ponieważ warunków nie dotrzymano, nie złożono okupu w wyznaczonym czasie, luzak Fittinga został rozstrzelany”. Wysłano również przestrzelony dowód osobisty Pietrzykowskiego. Obie strony zaprzestały odtąd wszelkich pertraktacji. Rodzina Pietrzykowskich uniknęła represji. Sylwester Jedynak fot.1. Modliszewice - w głębi kępa drzew nazywana zwyczajowo Gawrońcem. Na jej skraju, od lewej strony dokonano zamachu na Fittginga. Fot. KW. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Marzec 05, 2017, 13:13:58 „ Zapiski z pożółkniętego brulionu część II „
Sprawdzałem swoje archiwum i szukałem pewnych fotografii , do artykułu o akcji w Dziebałtowie z 1944 r. Chodziło o zdjęcia dział , które zostały zniszczone przez partyzantów . Przy okazji tych poszukiwań , trafił w moje ręce zżółknięty ze starości zeszyt , z zapisanymi ręcznie stronami . Okazało się , że już raz skorzystałem z jego zawartości publikując artykuł pt. „ Epizod z powstania - Ze Starego Pamiętnika - Bliżyński epizod z Powstania „ . Wtedy wydawało mi się , że nie ma już tam nic ciekawego , a inne zapiski w brulionie dotyczą jakiś mało znanych faktów z życia mieszkańców Bliżyna i okolic . W trakcie czytania części , która wydała mi się pamiętnikiem , trafiłem na opis kilku ciekawych epizodów z życia rodziny Wasilewskich . Pierwsza część pamiętnika opisuje młodego leśniczego Tomasz Wasilewskiego , pracującego w majątku Ludwika Platera w Niekłaniu . Czerwiec 1893 roku , Tomasz dostał posadę w dobrach niekłańskich , po swoim zmarłym ojcu . Ojciec Tomasza w czasie Powstania Styczniowego pełnił funkcję podleśnego w lasach rządowych straży Odrowążek leśnictwa samsonowskiego . Utrzymywał ścisłe kontakty z oddziałami Czachowskiego i Rudowskiego . Po upadku Powstania przeniesiony został do Niekłania do majątku Platerów . Dla młodego Wasilewskiego rozpoczynał się nowy rozdział w życiu . Pierwsza samodzielna posada , tuż po skończonej szkole leśnej w Bolechowie w Galicji . Zakochany w pannie Magdalenie Łęskiej , córce hutmistrza z Wołowa . Pragnął ustabilizować swoją przyszłość . Pamiętnik opisuje wizyty Tomasza w domu Łęskich , zaloty i uczucia związane z miłością do Magdy . Młody Wasilewski chcąc zaimponować swojej wybrance opowiada jej o ciekawostkach , szkole , przyjaciołach , o świecie , o krainach o których się uczył i o historii . Deklamował wiersze , a zdarzało się , że śpiewał pieśni , spacerując po łące lub w lesie . „ Ty pójdziesz górą , ty pójdziesz górą , A ja doliną , Ty zakwitniesz różą , ty zakwitniesz różą , A ja kaliną ,” Magdę interesowało wszystko . Prosiła Tomasza o opisy przyrody , nazwy ptaków czy roślin , których nie znała . Prosiła o opowieści o wydarzeniach na świecie , o polityce i ojcu , który zmarł dwa lata wcześniej . Przyszedł dzień , w którym Tomasz wydobył z kieszeni małe skórzane etui i poprosił Magdę o rękę . Złoty pierścień ze szlachetnym kamieniem nałożył na palec wybranki , a wpadający promyk słońca odbił się od klejnotu . Oświadczyny zostały przyjęte i młodzi w tej szczęśliwej chwili poszli na długi spacer . Ojciec Magdy przychylny był Tomaszowi , dał błogosławieństwo młodym . Magdalena , również miała coś dla swojego wybranka , biało czerwoną spinkę o symbolice patriotycznej , na której umieszczono orła w koronie i napis „ Boże zbaw Polskę „ . Była to pamiątka po jej zmarłej mamie , która otrzymała spinkę od swojego ojca Powstańca z 1863 r . Tomasz bardzo się wzruszył i opowiedział swojej ukochanej o różnych formach upamiętnienia tamtych czasów . Jedną z nich była biżuteria patriotyczna . Magda postanowiła zaprowadzić Tomasza na miejsce pochówku kilku żołnierzy z 1863 roku . Przeszli obok zbiornika wodnego dającego energię dla fryszerki . Brzegi stawu były w większości zadrzewione czarną olchą , jesionem i wierzbami . Dalej szli w kierunku toru kolejowego . Przy drodze , u podnóża wysokiej skarpy , stał masywny krzyż modrzewiowy z metalowym Chrystusem , zwróconym twarzą w stronę Bliżyna . Magda opowiedziała Tomaszowi , że często przychodziła tu z mamą by pomodlić się i złożyć polne kwiaty na stoliku przy krzyżu . Dziś także przyniosła bukiecik z tureckiego bzu , który włożyła w gliniany dzbanuszek . Uklęknęli oboje , ramię przy ramieniu i modlili się za pokój duszy pochowanych powstańców . Kiedy wracali ,Tomasz opowiedział Magdzie , że widział taki krzyż koło wsi Stefanków : „ 22 kwietnia 1863 roku miała miejsce krwawa bitwa powstańczego oddziału pułkownika Dionizego Czachowskiego , naczelnika wojennego województwa sandomierskiego z grupą wojsk rosyjskich pod dowództwem Dońca Chmielewskiego . Już na kilka dni przed bitwą w lasach niekłańskich , a ściślej w uroczysku Piekło , zostało założone obozowisko oddziałów powstańczych , dowodzonych przez Czachowskiego . Nazwa „Piekło” pochodzi od wielkich wychodni skalnych , które na wzgórzu występują o różnych kształtach , np. burta okrętowa , ambona , ołtarz , komin itd. Ponieważ takich formacji nie mógł stworzyć człowiek , w mniemaniu ludności z dawnych lat , mogła to stworzyć tylko siła piekielna . Obóz założono u podnóża bloków i występów skalnych , a w to miejsce jęły ściągać rzesze powstańcze . Wczesnym rankiem 22 kwietnia , część oddziałów wyruszyła w kierunku wsi Skłoby . Grupę tę prowadził sam płk. Czachowski . Druga część wojsk powstańczych pod dowództwem mjr-a Kononowicza została w obozie jako odwód . Wojska rosyjskie , dysponując doniesieniami szpiegów urządziły zasadzkę , która mogłaby się skończyć pogromem Polaków . Jeden z oficerów - rotmistrz Stanisław Dobrogoyski „ Grzmot „ , poprosił Czachowskiego o możliwość poprowadzenia bitwy . Po otrzymaniu pozwolenia , „Grzmot” z jedną kompanią strzelców i dwoma kompaniami kosynierów zaszedł od tyłu zasadzone wojska carskie i z pełną furią zaatakował . W bitwie wzięło udział po stronie Polskiej 438 żołnierzy przeciwko 460 żołnierzom Smoleńskiego Pułku Piechoty i kozakom . Po stronie Polskiej zginął 1 a 6 z powstańców zostało rannych . Natomiast nieprzyjaciel stracił 300 zabitych i rannych oraz kilkunastu wziętych do niewoli . Między innymi do niewoli dostał się Lejtnant Nikiforow . Zabitym Polakiem był sam dowódca ataku rotmistrz „Grzmot „ Dobrogoyski . O okolicznościach śmierci „Grzmota „ opowiedział jeden ze strzelców biorących udział w pierwszym uderzeniu . Po wydaniu rozkazu otwarcia ognia do Rosjan , sam rotmistrz zastrzelił ze swojego rewolweru 3 sołdatów . Nagle na przeciw rotmistrza stanął podoficer Smoleńskiego Pułku , z którego Dobrogoyski wystąpił i wszedł do armii powstańczej . Podoficer poznał go i krzyknął niezwykle głośno -” Ach , ty odstępco , tutaj przeciwko nam ?” . Rotmistrz nacisnął spust swojego rewolweru , ale ten nie wypalił . Natomiast Rosjanin strzelił i trafił prosto w pierś „Grzmota „ . Kula przeszła przez środek brodawki i przeszyła go na wylot . Chwiejąc się na nogach , zdążył jeszcze krzyknąć : „ Manowski ! Tobie komendę oddaję „ . Żołnierze rozpięli mu mundur , a on zdążył wyszukać na piersi fotografię swojej narzeczonej , panny Pauliny z Kielc , umoczył je we krwi i wręczył kolegom z szeptem : „ koledzy , to jej na pamiątkę „ . Po wyszeptaniu tych słów skonał . W bitwie tej wzięto do niewoli 13 jeńców rosyjskich . Ponieważ władze carskie wieszały wziętych do niewoli powstańców , przeto Czachowski wystąpił pisemnie do radomskiego generała Uszakowa , będącego naczelnikiem wojennym na gubernatorstwo radomskie z postanowieniem , że od tego czasu , wzięci do niewoli żołnierze rosyjscy będą kategorycznie wieszani i tak też uczyniono z Lejtnantem Nikiforem i 11 innymi jeńcami w uroczysku „Piekło” . Jednemu jeńcowi , podoficerowi Antoniemu Turlinowi z powiatu Olkuskiego udało się przeżyć . Błagał o życie czystą polszczyzną , twierdząc , że jego matką była Polka . Jednak rozkaz pułkownika trzeba było wykonać i biedaka powieszono . Sznur pękł pod ciężarem młodzieńca . Udano się więc do Czachowskiego z prośbą o ułaskawienie , ale naczelnik odmówił , mimo , że obecny przy egzekucji kapelan , ks. Serafin Szulc , przypomniał naczelnikowi o istniejącym prawie zwyczajowym , które nakazywało ułaskawić skazańca w takim przypadku . Jeszcze dwukrotnie zakładano biedakowi stryczek i dwa razy zrywał się sznur . Po takim fakcie większość powstańców zwróciło się do naczelnika o darowanie życia sołdatowi . Tym razem Czachowski zmienił zdanie i na prośbę skazańca wcielono go do strzelców powstania . Nie pozostał tam jednak długo i przy najbliższej okazji uciekł do Rosjan . Jednak prawda z wieszaniem tego człowieka była inna niż ją przedstawiono . Otóż ks. Szulc ujęty błaganiem sołdata , namówił podoficera Józefa Guzowskiego do nacięcia sznura . Guzowski zrobił to dyskretnie nacinając i wiążąc sznur na szyi Turlina . Nie przewidział jednak , że już po Powstaniu , człowiek , który zawdzięczał mu życie , rozpozna go na jednej z Kieleckich ulic i wyda na śmierć . Całe wydarzenie z wieszaniem i strasznym końcem Guzowskiego ujawnił ksiądz Szulc w Monachium swemu przyjacielowi Antoniemu Drążkiewiczowi , który umieścił tę relację w swoich pamiętnikach . Ale Tomaszu , skąd ty tyle wiesz o tych sprawach ? - spytała Magda Widzisz Madziu , chcę ci coś powiedzieć , ale proszę o dyskrecję , aby sprawa ta była wiadoma tylko w naszych rodzinach . Otóż , byłem ostatnio w Dalejowie u gajowego Skalskiego , który kiedyś pracował dla mojego ojca . W czasie Powstania leśniczówka nasza była pod obserwacją i kilkakrotnie była rewizja . Rosjanie wściekle szukali broni czy żołnierzy w taki sposób ,że mama moja się pochorowała z nerwów .Ojciec utrzymywał wtedy kontakty z Czachowskim i Rudowskim , posiadał broń palną i sieczną , którą przechowywał gajowy Skalski . Po przeniesieniu do Niekłania tata nie zabrał tych przedmiotów ze sobą , tylko wspólnie ze Skalskim ukryli broń w lesie . Gajowy wyszukał w okolicach Dalejowa ogromnego buka z dziuplą , w której umieszczono depozyt . Miejsce było oddalone od uczęszczanych ścieżek i w trudno dostępnych krzakach . Zanim jednak ukryto broń , odpowiednio zabezpieczyli i zakonserwowali ją w schowku . Otwór dziupli został zakryty przez dopasowanie drewna i kory . Dodatkowo , aby zamaskować wejście powieszono tam kapliczkę z Matką Boską , którą wykonał sam Skalski . Niedawno , będąc w Dalejowie u Skalskiego , wyjęliśmy schowane tam rzeczy . Właśnie minęło 30 lat od momentu ich ukrycia . Ja zabrałem 2 przedmioty ,a Skalski wziął dubeltówkę . Dobre zakonserwowanie i brak dostępu powietrza do skrytki nie spowodowało uszkodzeń broni . Tomasz wyjął ze swojej sakwy podróżnej 2 przedmioty w skórzanych pokrowcach . Ze skórzanej trójkątnej kabury wyjął pistolet kunsztownej roboty z rękojeścią z masy perłowej . Lufa tylko w dwóch miejscach pokryta była plamkami rdzy , broń była sprawna . Z zaśniedziałej pochwy wyciągnął myśliwski kordelas , który należał do dziadka Tomasza - Romana Wasilewskiego . Ta broń sieczna również była cenna , rękojeść wykonana ze złoconego srebra , wysadzana dwoma szmaragdami i herbem księcia Botwida . - Ten kordelas podarował memu dziadkowi książę Botwid za uratowanie od śmierci księżnej , żony Botwida , w trakcie łowów w Puszczy Nalibodzkiej . Dziadek pełnił tam funkcję łowczego w latach dwudziestych obecnego stulecia . To jest pistolet mojego pradziadka Józefa Wasilewskiego który przebył całą kampanię Insurekcji Kościuszkowskiej . Po klęsce maciejowickiej , wyniósł ciężko rannego żołnierza Kacpra hrabiego Radziszewskiego z Mazowsza , a ten w podzięce podarował mu ten oto pistolet . To jest historycznej wartości przedmiot i należy go starannie przechowywać w rodzinie - stwierdziła Magdalena . Masz rację moja droga , ale w nim znajduje się jeszcze coś co nas ucieszy oboje , tylko muszę kilka chwil przy nim pomajstrować scyzorykiem . Za chwilę z dolnej części rękojeści , po odsunięciu zasuwki , wysypało się na stolik 12 sztuk złotych monet . To są złote dukaty koronne , albo inaczej czerwone złote ostatniego króla polskiego , Stanisława Augusta Poniatowskiego , o nominale jednego dukata . Wszystkie monety wybito w 1791 roku , czyli w roku uchwalenia przez Sejm Wielki Konstytucji 3-go Maja . Ciężar jednej sztuki wynosi około 0,27 łuta rosyjskiego . Madziu , jeśli mnie posłuchasz , to wydamy 4 z monet na nasze obrączki , ślub i skromny naszyjnik dla ciebie , a resztę trzeba będzie nadal ukrywać . Schowamy też pistolet , gdyż jeszcze nie ten czas , aby mógł wisieć na ołtarzyku rodziny . Niestety tutaj urywa się zapis w pamiętniku Tomasza Wasilewskiego . Nie wiadomo czy ożenił się z Magdaleną ? Jeśli tak to czy byli szczęśliwi ? Czy udało się w szlachetnym celu spożytkować skarb cennych monet ? Jakie były dalsze losy rodziny Wasilewskich ? Czy to był rzeczywiście pamiętnik ? Na te pytania nie mam na tę chwilę odpowiedzi . Próbowałem odnaleźć jakiekolwiek informacje o tak zacnej rodzince . Niestety bezskutecznie . 1. Na temat Józefa Wasilewskiego – uczestnika Insurekcji Kościuszkowskiej nie znalazłem żadnej wzmianki . Dotyczy to również Kacpra Radziszewskiego hrabiego – uratowanego przez Józefa oficera . 2. Roman Wasilewski dziadek Tomasza , łowczy księcia Botwida – na jego temat jak i na temat księcia , nie znalazłem żadnych wiadomości . 3. Stanisław Wasilewski , ojciec Tomasza , podleśny lasów samsonowskich – również brak wiadomości . 4. Magdalena Wasilewska z domu Łęska i Tomasz Wasilewski – brak potwierdzenia istnienia takich osób . Pavelock Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: jacek0846 Marzec 26, 2017, 09:53:12 Jeden ze starszych artykułów , które pisałem pod pseudo . Tajemnica cmentarza Zupełnie przypadkiem wpadła mi w ręce pewna stara mapa. Chciałem kupić ją od człowieka, u którego była, niestety nie chciał sprzedać. Była to kolorowa mapa bliskich mi terenów, często odwiedzanych przeze mnie z wykrywaczem. Na szczęście mogłem zrobić ksero mapy. Było na niej sporo adnotacji czerwonym atramentem. Pismo eleganckie i równe wskazywało na wykształconego człowieka. Zaznaczonych było kilka miejsc kółkiem lub strzałką. Studiując mapę na początku nie trafiłem na nic ciekawego. Wszystkie opisy i zaznaczenia miejsc były mi znane. Bywałem tam z wykrywką, ale efekty były mizerne. Mapa była datowana na 1937 rok, a adnotacja na górze brzmiała ''zaadoptowano na potrzeby wojskowe - VIII 1939 roku." Było więcej dopisków nieznanego autora, ale nie miały charakteru ciekawostki, czy jakiejś tajemnicy. Porównałem ją z aktualnymi oraz innymi starymi mapami i tu pojawiły się ciekawostki. Najpierw znalazłem kilkanaście dróg występujących na starej mapie, a w aktualnych tylko lasy w tych miejscach. Później zobaczyłem typowe oznaczenie cmentarza na skraju jednej z miejscowości. Muszę tu jeszcze zaznaczyć, że na tym terenie do 1947 było 14 wsi. Zostały wysiedlone siłą na ziemie zachodnie, a miejsce po nich zalesione. Ten cmentarz mnie zaintrygował, gdyż bywałem nie jeden raz w tamtym rejonie i nigdy nie widziałem aby coś tam było. Pojechałem z kumplem na miejsce. Po wiosce zostało tylko kilka starych, owocowych drzew i jedna studnia, teraz zasypana. W miejscu gdzie według mapy miałby się znajdować cmentarz było tylko las i krzaki. Nic nie znaleźliśmy. Postanowiłem pojechać do pewnej gminnej miejscowości - G., gdzie w strukturach władzy gminy pracował mój przyjaciel. Spytałem go czy pomoże mi odnaleźć kogoś żyjącego jeszcze z tej wioski. Zapalił się do pomysłu i wskazał jednego starszego człowieka - pana Stefana. Starszy pan po wywiezieniu na ziemie zachodnie, postanowił wrócić do swych korzeni i już w 1949 roku osiedlił się nieopodal swojej byłej wsi. Oczywiście jak najszybciej pojechał zobaczyć rodzinne strony, lecz to co zastał wprawiło go w zdumienie. Tereny wysiedlone zajęte były przez wojsko, które miało tam swoje poligony. Wioska została praktycznie rozebrana i zalesiona, aby śladu po niej nie było. Za wsią, przed ścianą pierwotnego lasu znajdował się kiedyś cmentarz, ale nie był to cmentarz wiejski. Parafia i cmentarz gdzie chowano mieszkańców był w G. oddalonym o 6 km. Co to był więc za cmentarz ? -" Proszę pana, to był cmentarz wojskowy, jeszcze z I WŚ. Austriacy wybudowali, piękny kamienny mur, w środku stał mały pomnik z tablicą, a wokół było około 80 - ciu grobów oznaczonych metalowymi krzyżami. Pamiętam, jak moja matka opowiadała, że był tu szpital polowy carskiej armii. Sporo żołnierzy rannych w bitwie ( nie wiadomo o jaką bitwę chodzi i gdzie miała miejsce) zmarło tu z ran. Byłi pochowani tu żołnierze rosyjscy i austriaccy. Wszystkie tabliczki z datą śmierci były datowane na grudzień 1914 r i początek 1915 roku. Cmentarz był zawsze zadbany, ludzie z wioski palili tam świece w dniu wszystkich świętych, pamiętano o mogiłach żołnierzy. Tym bardziej, że było wśród nich wiele polskich nazwisk. Kiedy wróciłem w 1949 roku poszedłem obejrzeć moją wieś. Nie poznałem tego miejsca. Ziemia zaorana, wszędzie wznosił się młody las. Po cmentarzu nawet śladu. Było widać ścianę starego lasu i tabliczki z zakazem wstępu na teren wojskowy. Postanowiłem zaznaczyć miejsce gdzie był cmentarz póki jeszcze dobrze pamiętałem. Na drzewach wyciąłem kilka znaków, a na ziemi poukładałem trochę kamieni - mniej więcej obrys cmentarza. Po 1989 roku kiedy wojsko wyniosło się z tych terenów a wszystko przeszło we władanie Nadleśnictwa, próbowałem zainteresować wielokrotnie ich kierownictwo, aby upamiętnić to miejsce pochówku z 1915 roku. Niestety nie było żadnej odpowiedzi. Jest tak do dzisiaj. Teraz jestem już za stary, aby coś zrobić w tej sprawie, ale może wy... może wam uda się. Umówimy się w przyszłym tygodniu to pokażę wam to miejsce." Pojechaliśmy autem razem z panem Stefanem. Dla niego była to już niezła wyprawa. Ubrany w krótką kurtkę typu battle dres i furażerkę na głowie ruszył powoli z laską w ręku na miejsce dawnego cmentarza. Las był już nie do rozróżnienia, gdzie był pierwotny, a gdzie zalesiony w 1947r. Przez około 1 godzinę szukaliśmy śladów na drzewach i ziemi. Bezskutecznie. Pan Stefan był już zmęczony i nie za bardzo mógł się odnaleźć w tej okolicy. Odwieźliśmy starszego pana do domu i postanowiliśmy sami szukać dalej. Wpadłem na pomysł skorzystania map Nadleśnictwa, gdzie pracował kolega, a który chwalił się kiedyś, że pudełko zapałek odnajdzie według swoich map. I tak spotkaliśmy się z Rafałem, wyjaśniliśmy całą sprawę oczekując natychmiastowej odpowiedzi. " Chwila, chwila, to tak od razu nie będzie. Muszę pojechać w teren. Dopiero na miejscu, po obejrzeniu i zidentyfikowaniu drzew pokażę wam to miejsce." Na miejscu od razu widać było profesjonalizm zawodowy naszego kolegi. Wyznaczył kilka punktów, odnalazł kilka charakterystycznych drzew i pokazał nam na jednym z Grabów wycięty krzyż. " Tu widać, gdzie sięgał stary las, a z tego miejsca było prowadzone nowe sadzenie. Te drzewa mają około 60 lat, a tu wiele jest starszych. " Najważniejsze jednak było odnalezienie znaku na grabie. Bo to oznaczało, że jesteśmy na dobrej drodze w odszukaniu śladów. Później znaleźliśmy jeszcze dwie kupki kamieni usypanych w liniach prostych i pasujących do znaku na drzewie. Według naszych wyliczeń cmentarz mierzył jakieś 40 x 30 metrów, ale nie jest to jeszcze precyzyjne określenie wymiarów. Na razie na tym zakończyliśmy nasze działania w odnalezieniu starego cmentarza. W tym roku planujemy sięgnąć i odnaleźć jakieś dokumenty dotyczące tej tajemnicy. Jeżeli wszystkie dowody wskażą na umiejscowienie w "naszym" rejonie tego cmentarza - zwrócimy się oficjalnie do władz, nie tylko gminnych, o odnowienie miejsca pochówku tych żołnierzy. I jeszcze jedno, pan Stefan powiedział też, że Austriacy wybrali to miejsce, gdyż obok była już stara mogiła, która znalazła się później w obrębie cmentarnego muru. Czyżby pochowani byłi tam Powstańcy Styczniowi ? I z jakiej bitwy pochodzili ranni carscy żołnierze z okresu XII 1914 i I 1915 ? Witam. Chyba kolega powyższego wpisu nie będzie miał za złe jeżeli napiszę parę słów z okolic które znam od dziecka. Czytając ten wpis dopatrzyłem się błędnej daty wysiedlonych wiosek z tej okolicy. Poligon w Baryczy istniał już w okresie zaborów w tym przypadku zaboru Rosyjskiego. Początkowo sięgał tylko okolic Baryczy, lecz już po drugiej wojnie światowej stacjonowało tam wojsko Polskie, które nawet w mojej rodzinnej wiosce Janów oddalonej od Baryczy o około 2 5 kilometrów odbywało ćwiczenia. By jak to się mówi powiększyć rejon poligonu wysiedlono 19 wiosek. Początek wysiedlania to 1952 r. Byłem dzieckiem ale jak dziś mam przed oczyma potężne Studebaker US-6 i fordy Kanadyjskie które przewoziły wysiedlonych ludzi oraz ich dobytek na stację kolejową do Skrzyńska koło Przysuchy. Płacz i lament było słychać w każdym jadącym samochodzie. Wysiedlanie odbywało się w ten sposób że rodzina dostawała przykaz na opuszczenie budynku co nie obywało się bez protestu, wtedy wojsko zapinało liny do węgłów mieszkania i do ciągnika gąsienicowego ,,Staliniec'' i następowała fizyczna likwidacja budynku.Ludzie uciekali z walącego się budynku a tych bardziej opornych wojsko i milicja wyprowadzała siłą. Jednak prawda o tym ,,powiększeniu poligonu'' jest trochę inna. To w te rejony i do tych wiosek w 1944 r. w czasie akcji ,,Burza'' idące na pomoc walczącym powstańcom w Warszawie dotarły oddziały AK. W gajówce ,,Promień'' w wiosce Kuźnica blisko mojej wioski Janów był sztab i dowództwo tych oddziałów. ,,Wyzwolenie'' a z nim nowe spojrzenie na historię, i nowe władze z większością przedstawicieli A L i G L , oraz to że wyzwolone tereny na zachodzie trzeba było zasiedlić, dały możliwość pokazania kto rządzi. Po jakimś czasie i to nie długim pozwolono jednej wiosce Brzeźnica odbudować domy. Istnieje do dziś choć w mniejsza niż kiedyś. By zatrzeć ślad po wysiedleniu szybko zalesiano ten teren. Przyznam się że i ja jako dziecko brałem udział w zalesianiu Zapniowa z której to wioski pochodzą moi najstarsi ,,Protoplaści po Mieczu'' bo odnalazłem na geneoteka . genealogia prapraprapradziadka, cztery pokolenia.Nadleśnictwo płaciło 30 zł. za cały dzień pracy a o pracę było trudno w tamtym czasie bo wielki piec hr. Dęmbińskiego ze względu na brak paliwa do wytopu rudy pozyskiwanej w okolicy wygaszono w mojej wiosce w 1909 r. W tych linkach jest wzmianka o tych wioskach i o tym poligonie. Pozdrawiam Jacek http://swietokrzyskie.fotopolska.eu/Barycz/b7860,Poligon_i_oboz_cwiczen__Barycz_-_Gowarczow.html http://gosc.pl/doc/1296330.Wspominali-tragiczne-dni Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Wrzesień 25, 2017, 06:23:59 http://www.konskie.org.pl/2017/09/krzyz-powstanczy-1863-myn-w-faliszewie.html
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Kwiecień 15, 2018, 12:49:21 Witam koleżanki i kolegów . Serdecznie zapraszam na wystawę ........
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 20, 2019, 18:16:29 Przesyłam link do relacji z wystawy
https://www.konskie.org.pl/2019/01/medaliki-i-krzyzyki-wiara-i-historia-w.html#more Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: stokier Luty 20, 2019, 21:55:34 Wielki szacun <szacun> dla Ciebie i Stowarzyszenia Historycznego Pasja za zorganizowanie tej wystawy. Podziwiam Twój wieloletni ogromny wysiłek w rejestrowaniu wydarzeń historycznych i przekazywanie ich dla potomnych. Jestem zawsze pod wrażeniem tych opowieści i eksponatów z nimi związanymi OK Szkoda, że wystawa nie jest częściej eksponowana. Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: pavelock Luty 23, 2019, 21:48:10 Bardzo dziękuję za budujące słowa i gesty , które często otrzymuję od kolegów . To sprawia , że nasza pasja staje się jeszcze większa . Pozdrawiam
Tytuł: Odp: bagno Wiadomość wysłana przez: AnHir Maj 14, 2021, 12:28:43 Długie to ale ciekawe
Naprawdę smutne w podręcznikach do historii jest tylko o jakiś oficerach i np. że wojna trwała od tego do tego roku a tu nagle na forum [baner] patrzę a tu historię które uczą i są prawdziwe. Zawsze się zastanawiałem jak wygląda wojna po takim opisie wiem że jest to okropna sprawa [boisie]. proszę o więcej takich historii. <szacun> |