Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?
Kwiecień 23, 2024, 17:48:01

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane

Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja Admin kontakt BLOG
Strony: [1] Do dołu Drukuj
Autor Wątek: Jestem z przyszłości 2  (Przeczytany 3560 razy)
.poszukiwacz.
Starszy chorąży sztabowy
***

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 120


Hs-3. Ace 250


: Maj 03, 2012, 23:09:14


                                                                  1.
                            Wypadek
-Zwolnij!!!!
-Zamknij się dobrze jadę.
-Tomek mówię ci, zwolnij bo walniemy w drzewo.-Próbowałem ostudzić jego zapędy ale niestety alkohol robi swoje.Musiał prowadzić bo ja nie miałem prawka a Aga niezbyt kojarzy fakty.
-Aga zapnij pasy bo przez tego kretyna wjebiemy się w coś.
-Taaa,
Jechaliśmy już 10 minut a Tomek nie zwalniał.Zaczołem się troche bać.Spogląda na szybkościomierz 120 km/h.
-Tomek zwolnij zobacz ile na liczniku!!!!
-Zamknij się bo zaraz wyskoczysz z fury.
-Aga mówiłem ci coś, zapnij te cholerne pasy.
-Przejechaliśmy kilka kilometrów i nagle stało się to czego najbardziej się obawiałem.
-Tomek uważaj!!!
Było za póżno...
-O kurwa!!!
Rozpędzony samochód uderzył w drzewo.Widziałem tylko zbliżające się drzewo i przerażoną twarz Tomka a potem już tylko huk i dźwięk miaźdonej karoserji, szkła i krzyk Agi.Ostatnie to co wryło mi się w pamięć przed  utratą przytomności była Aga którą rzucało po tylniej części samochodu.Odbiliśmy się od drzewa, zjechaliśmy z drogi i pary razy dachowaliśmy.Obudziłem się po kilku minutach, przednia część samochodu została zmiaźdzona ale światła i radio nadal działało.Reflektory oświetlały drzewo.Wszytko mnie bolało, w ustach czułem krew i cały czas słyszałem szum.Zaczołem się rozglądać, drzwi od strony kierowcy były otwarte a Tomka nie było, przyszło mi teraz tylko jedno do głowy.Odwróciłem się i wypatrywałem dziewczyny, leżała przygnieciona siedzeniem kierowcy.Odpiołem pasy, otworzyłem drzwi i próbowałem wydostać ją z wraku.Tomka nigdzie nie było, musiałem poradzić sobie sam ale drzwi zablokowały się, próbowałem wszytkiego żeby je otworzyć i wydostać z tamtąd ranną.Po około minucie nie powodzenia w walce z drzwiami zobaczyłem wydobywający się z pod maski dym.Sytuacja stała się ktytyczna samochód mógł w każdej chwili eksplodować a Agnieszka była w środku.Próbowalem wejść od drugiej strony.Rozbiłem szybę, otworzyłem drzwi i delikatnie wyjołem moją przyjaciółkę z wraku.Wziolem ją na ręce i odeszłem kilka metrów, położyłem  koło drzewa i zadzwoniłem po karetkę.Powiedziano mi że będzie za 5 minut ale to za długo. Aga była w ciężkim stanie a Tomka gdzieś wywiało.Dziewczyna na chwile oprzytomniała.
-Marcin co się stało?
-Tomek walnoł w drzewo a potem dachowaliśmy,
-Gdzie on jest?
-Nie wiem.Coś cię boli?
-Wszystko głowa,brzuch, plecy.
-Już dobrze Aga,już wszytko będzie dobrze leż, zaraz będzie karetka i pojedziemy do szpitala.
Dotknołem jej kręgosłupa i poczułem krew, przyjrzałem się dokadniej i zobaczyłem że ma coś wbitego w plecy wyglądał jak kawałek karoserji czy innego diabelstwa.Z rany wydobywała się krew.
-Nie kręć się-Musiałem skłamać bo spanikowała by a ten element mógł wbić się głębiej.
Gdy to powiedziałem Róża straciła przytomność.
Karetka przyjechała,lekarze zabarli ją  i zaczeli przeprowadzać wstępne badania.Odjechaliśmy do szpiatala, cały czas trzymałem ją za ręke i uspokjałem.Jeden z ratowników popatrzył się na mnie i takim wzrokem które mogło oznaczać tylko jedno jest żle bardzo żle, od tej chwili czułem się jakby to wszystko było przeze mnie, tak jak bym był wszytkiemu winny.Po 10 minutach dojechaliśmy do szpitala.Agnieszke od razu wzięto na operacje a mnie przebadano jescze w karetce, nic poważnego mi się nie stało tylko rozcięcta skóra w kilku miejscach i stłuczenia kości.Praktycznie nic mi się nie stało a Róża była w krytycznym stanie.
                                                                2.
                                                   Szpital
Czekanie na koniec operacji dłuży się nie samowicie.Operacja trwa dopiero kilka godzin a mi wydaje się jakby to trwało wieczność.Chodziłem w kółko czekając na koniec.Podszedłem do drzwi żeby przyjrzeć się operacji i zobaczyłem tylko kilku lekarzy kręcących się koło stołu operacyjne i nagle struga krwii wylewająca się na podłogę.Lekarze jescze bardziej gorączkowo zaczeli operować.Pielęgniarka będąca na sali operacyjnej zauważyła mnie i wyszła do mnie.
-Niech Pan tu nie stoi.
-Jaka jest sytuacja?
-Niestety twoja koleżanka dośc mocno ucierpiała podczas wypadku.W wielu miejscach kości są złamane, za dużo ran.Są nikłe szanse że operacja się powiedzie, przygotuj się na najgorsze.
-Ona musi przeżyć.
-Robią co w naszej mocy.-Kobieta ponownie weszła na sale.
Operacja trwała jescze godzine gdy z sali wyszedł lekarz.
-Tak mi przykro.
-Co co to znaczy?-Przez głowe przeszło mi setki myśli.
-Niestety nie przeżyła, nie mogliśmy opanować sytuacji za dużo ran za dużo krwotoków.-Na twarzy lekarza malowała sie przegrana, spoglądał na mnie jak by przegrał wyścig, wyścig ze śmiercią.
-Co mówisz.Przecież jesteście lekarzami do cholery!!!!Macie pomagać ludziom i ratować ich życie.
-Musze tam wejść,muszę ją zobacyć.
-Nie moge Pana wpuścic na sale.-Lekarz chciał zatarasować mi droge.
-Odsuń się Pan.
Odepchnołem lekarza i wbiegłem do sali.Na stole leżała Agnieszka była cała we krwii koło niej stała jescze pielęgniarka które odłączała urządzenia.
-Tak mi przykro.
Podszedłem do stołu a obok na szawce leżał zakrwawiony kawałek karoserii który wbił się w ciało Agi.To co myślałem że było małym odpryskiem okazało się kilku centymetrowym kawałem ostrej blachy które wbiło się  jak w masło w kręgosłup Agi.Zrobiłem kilka kroków i dotknołem jej dłoni, była jescze ciepła.Prze chwile pomyślałem że żyje, zapalił się promyk nadzieji ale to była fałszywa nadzieja.
   Aga nie żyje a ja jestem temu winny mogłem sam zapiąć jej pasy albo bardziej stanowczo nalegaćź żeby Tomek zwolnił.Mogłem wiele rzeczy tak jak wtedy 5 lat temu.Pocałowałem Age w policzek i wyszeptałem "przepraszam".Łzy zaczeły spływać mi po policzkach i poczułem to wszytko znowu gdy straciłem Ewe ale teraz wszytko sprzeciwiło się przciwko mnie.Wyszłem z szpitala i zadzwoniłem do jej rodziców.
-Halo
-To ja Marcin.
-Coś się stało?
-Agnieszka nie żyje, jest w szpitalu proszę przyjechać.
-Co się stało, powtórz.-W głos matki Agi wkradło się niedowieżanie.
-M...mieliśmy wypadek.Pani córka nie żyje, jestem w szpitalu.
-Co!?Wypadek?Co?
-Prezpraszam.
Po przekazaniu wiadomości coś we mnie pękło, ogarneła mnie złość, nienawieść do samego siebie, pustka.Zaczołem wyrzywać się na koszach i ławkach, niszczyłem co tylko wpadło mi w ręce.Czułem że ponownie obudziła się we mnie druga osobowość , włączył się we mnie agresor tak jak wtedy w 1939r.Policja przesłuchiwała mnie w sprawie wypadku.Powiedziałem wszytko co pamiętałem.Przekazano mi że szukają Tomka bo wsiąkł gdzieś po wypadku.
                                                          3.
                     Wódka nie rozwiązuje problemów ale pomaga skoczyć...
   Postanowiłem pić, pić, cały czas pić dopóki nie zapomne co się stało.Na wódkę wydałem wszystkie moje oszczędności.Gdy skończyła się jedna butelka brałem drugą a po drugiej trzecia i tak całe dnie siedziałem w domu i piłem.Kilka dni przed pogrzebem zadzwoniła do mnie matka Agi i powiedziała żebym nie przychodził na pogrzeb.To mnie jescze bardziej wpędziło w picie.Już nad niczym mi nie zależało.Bliscy próbowali mi pomóc ale to co się stało i litry wódki które były we krwii nie dały mi pomóc.Rzeczywistość zaczeła mieszczać mi się z wypadkiem i z tym co stało się 5 lat temu.Zaczołem mieć myśli samobójcze, nic i nikt mnie tu nie trzymał.Próbowałem pare razy się zabić, przedawkować leki ale zwracałem je i było tylko gorzej.2 tygodnie po wypadku wziołe butelke wódki i poszłem na cmentarz.Poszedłem na grób Agi, pomodliłem się i zapaliłem świeczkę.Po wyjściu z cmentarza oprużniłem butelke i poszłem nad stary wiadukt kolejowy.Napisałem pożegnalne esemesy do wszytkich znajomych, potem zadzwoniłem do matki Agi i tylko powiedziałem ''przepraszam" i rozłączyłem się.Postanowiłem to wszytko skończyć.Stanołem nad krawędzią i chciałem skoczyć, było kilkadziesiąt metrów i byłem pewny że już nigdy nie wypłyne i nikogo więcej nie skrzywdze."No Marcin postaraj się jeden skok i po wszytkim,będziesz miał wszytko z głowy".Nagle obok mnie pojawiła się Ewa.Wyglądał jak żywa, czułem jej ciepło, jej zapach, znowu poczułem to co wtedy.Objołem ją i zaczołem całować ją tak namiętnie jak tylko umiałem.Poczułem jej łzy spływające najpierw po jej policzkach a potem po moich.
-Ewa, kochanie nie płacz.
-Marcin nie skacz, błagam cię nie skacz.
-Ewuńko muszę to skończyć, muszę skończyć ze sobą.Przezemnie zgineło tyle ludzi.Nie uratowałem ciebie ani Agnieszki nie uratowałem nikogo.
-Nic nie mogłeś zrobić ale starałeś się i próbowałeś i to się liczy.
-Ale nie żyjesz a obiecałem że cię nigdy nie opuszczę a teraz co?
-Marcin nie mów tak i zejdż z tego mostu, błagam cię.
-Ewa wybacz jest już za póżno.
-Marcin, ostatni raz cie proszę nie rób tego.
-Ewa wybacz.
Zamknołem oczy i skoczyłem.Po kilku sekundach poczułem tylko chłód okalający moje ciało i ból rozdierało moje ciało.Czułem że ide na dno ale nie walczyłem z tym, zaczołem tracić świadomość gdy już byłem głęboko poczułem że wpadłem w jakiś wir który popycha mnie w nieznanym kierunku.Zaczołem się dusić.To już był koniec, a tak przynajmiej mi się wydawało.
                                           4.
                          1944?
                                   
Obudziłem się gdzieś na plaży w jakimś nieznanym miejscu.Wstałem i zaczołem otrzepywać się z piachu.Wszytko wokół mnie płoneło co trzeci budynek był zniszczony albo dopalał się.Co chwile słyszałem huk dział i terkot karabinów.Wyszedłem z plaży na ulice i podniosłem ulotke, pisało tam że za jednego zabitego niemieckiego żołnierza zginie 100 Polaków, data 1944 pospisano Hans Frank.Nie mogłem uwierzyć że znowu mnie przeniosło nie musiałem zgadywać gdzie jestem.Znajdowałem się w samym środku Powstania Warszawkiego.Musiałem wziąść się w garść, znależć jakieś bezpieczne miejsce i spotkakć jakiś powstańczy oddział i przyłączyć się do niego.Innego wyjścia nie widziałem a poza tym już mi na niczym nie zależało to i mogłem sobie powalczyć i przy okazji pozabijać trochę Niemców.Gdy weszłem do miasta zobaczyłem krajobraz jak w horrorze, wszędzie leżeli pozabijanie ludzie z budynków zostały tylko gruzy które zawalały ulice.Przeszedłem przez "trupią ulice" i przemierzałem ulice dalej.Pare przecznic dalej zobaczyłem resztki barykady złożonej z przewalonych tranwajów resztek budynków i płyt chodniikowych.Barykada została doszczętnie zniszczona.Dostrzec można było że akcji musiały włączyć się szwabskie czołgi lub działa samobieżne w każdym razie coś dużego o wielkiej sile rażenia.Przeszłem przez resztki zawału i dokonałem makabrycznego odkrycia.Wszędzie leżały poszarpane ludzkie zwłoki.Koło mnie leżała dłoń a 3 metry dalej stopa, to musieli być obrońcy barykady ale gdy to "coś " zmiotło barykade i jej obrońców.Dalej leżało więcej ciał zabitych.Pomiędzy męzczyznami i kobietami byli młodzi chłopcy i dziewczyny na moje oko mieli z 16-17 lat.Powstanie zaczeło pożerać własne dzieci,cóż takie uroki walki.Podniosłem z ziemi mp-40,colta i granat "filipinke"  zgarnołem magazynek do mp-eka a na  ochrone głowe wziołem francuski hełm wz.15 adrian który był wykorzystywany przez polską kawalerię w kampanii wrześniowej.W pewnej chwili poczułem się jak 5 lat wcześniej w 1939r.
                                                                    5.
                          A na imie miała Laura
Pokomałem kilka ulic i usłyszałem ryk samochodowego silnika.Schowałem się w gruzowisku.Z każdą sekundą ryk wydawał się coraz silniejszy i wyrażniejszy.Po chwili z zakrętu wyjechał  Kübelwagen z trójką szwabów i z dwiema dziewczynami.Samochód przejechał jescze kilkanaście metrów i wjechał w uliczke.Upewniłem się że nic jescze nie wyjedzie i poszedłem wybadać sytuacje.Stanołem koło wjazdu w uliczke i zobaczyłem zabawy Niemców.Wysiedli z samochodu i wyciągneli dziewczyne.Zaczeli ją bić a pochwili zaczeli zdierać z niej ubrania.Dziewczyna wyrwała się i zaczeła biec w moją stronę.Była tylko kilka metrów ode mnie gdy upadła zćięta serią z automatu, upadła prawie koło moich stóp.Dziewczyna przewrócila sie na plecy i zaczeła wydawać z siebie cichutki jęk.Dziewczyna najpierw ptzyłożyła ręke do ranya potem błagalnie wyciągneła w moim kierunku zakrawaiona ręke i wyszeptała "ratuj nas", po tych slowach wyzioneła ducha.Postanowiłem wypełnić ostatnia wole dziewczyny.Niemcy wyciągneli tą drugą i zaczeli ją bić.Okładali pięściami i kopali, jeden z niemców rzucił ją na ziemi i próbwał zgwałcić, reszta fryców śmiała się i wesoło rozmawiało między sobą.Obezpieczyłem automat i wymierzyłem w niemców.Sztrzelec był ze mnie dość przeciętny i postanowiłem strzelac kerótkimi seriami.Wycelowałem jednego z "obserwatorów".Wycelowałem w korpus.Jeszcze tylko chwile jeszcze tylko sekunde.Poiagnołem za spust, w kierunku pierwszegoo obserwatora posłałem kilku sekundową serie.W ciągu niecałych 3 sekund fryc padł na ziemie z przestrzelona klatką piersiową.Reszta niemców próbowała zorjentować się w sytuacji ale znowu pociągnołem za spust zabijając pozostałych dwóch.Został tylko szwab-gwałciciel.                                                         Szwab próbował wyjąć pistolet z kabury ale byłem szybszy.Odepchoneł go i kilka razy udeżyłem kolbą po plecach i krzyczłem "chiało ci się gwałcić dziewczyny to teraz kurwa masz" szwab obrócił się na plecy i wrzeszczał coś po niemcieku ale zaczołem okładać go kolbą po twarzy dopóki nie prysnoł krwią.Zza pasa wyjołem colta i dobiłem skórwysyna.Po rozprawieniu się z ostatnim podszedłem do dziewczyny.Skuliła się w kłębek, głowę miała wtuloną w kolana i po cichu płakała.
-Zrobili ci coś?
-Nie.-Dziewczyna bała się tak bardzo że  nie chciała pomocy ode mnie.No nie dziwie jej się bo na jej ochach zgineli ludze a nie wiem czego doświadczyla wcześniej.
-Musimu już iść.Bo zaraz przyjadą posiłki.
Dziewczyna powoli wstała i oparłą się o mnie.Miała poszarpane ubranie, na całym ciele zaczeły wychodzic jej krwiaki i since.Spojrzałem na jej twarz przeładując broń.Pomimo bólu, rozpaczy, przeobecnego piekła jakim jest wojna jej oczy nie straciły blasku i światła.
-Jak masz na imie?
-Laura.
-Możemy już iśc?
-Tak.
Po przebyciu kilku metrów przechodziliśmy koło zwłok zamorodowanej dziewczyny.Laura szybko odwróciła zwrok.Gdy wyszliśmy na ulice Laura staneła na chwile i oparłą się o ściane kamienicy.
-Coś się stało?
-Nie nic.
-Jak chcesz to możemy zrobić chwile przerwy.
-Nie ma czasu misumy stąd iść.
-Jak sobie rzyczysz ale jak musisz przystanąć to tylko powiedz,ok?
-Ok.
                                                           6.
                                                     Szukanie swoich
Przeszliśmy już wiele ulic ale ni mogliśmy natknąć się na powstańców tylko co jakiś czas spotykaliśmy niemieckie posterunki, musieliśmy je omijać.Zaczeło się już ściemniać i było trzeba znależć jakeś bezpieczne miejsce na odpoczynek.Wybraliśmy na wpół spaloną kamienice.Na wszelki wypadek weszliśmy na 1 piętro i gdy Laura odpoczywała zatarasowałem pare przejśc żeby nie mieć "nieprzyjemnyh gości" czyli spotkania niemieckich patroli szukających cywili i powtańców.Po zatarosowaniu przejść postanowiłem lepiej poznać Laure.
-Możemy porozmawiać?
-Oczywiście.
-Skąd Niemcy was przywieżli?Zgarneli was z łapanki?
-Nie,przywieziono nas z alei Szucha, Niemcy mieli nas przewieśc do jakiegoś innego budynku policji ale zatrzymali się a sam wiesz co było potem.Dziękuje że mnie uratowałeś.
-Nie ma za co, nie mogłem pozwolić żeby zrobili coś takiej pięknej dziewczynie jak ty.-Laura lekko zarumieniła się i uśmiechneła.
Teraz przyszedł czas na pytanie zadawane od strony Laury.
-A jak masz na imię?
-Marcin.
-A ty skąd się tu wziołeś?-Nie wiedziałem co odpowiedzieć i zaczołem zmyślać.-Jestem z AK, nasz oddział miał być przerzucony do Warszawy ale w drodze zostaliśmy zaatakowani przez fryców.Musieliśmy się rozproszyć.
-Jesteś AK-owcem?Naprawadę?
-Tak.-Laura wpatrywała się we mnie jak w obrazek, z trudem wciskałem jej kałmstwa ale nie mogłem powiedzieć jej prawdy, przynajmiej na razie.
Zapisane

-Honor jak papier, gdy raz się splami, to już go nie wyczyścisz
.poszukiwacz.
Starszy chorąży sztabowy
***

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 120


Hs-3. Ace 250


Odpowiedz #1 : Maj 03, 2012, 23:11:09

     7.
                          Rozmowa.
Po męczocym dniu położyliśmy się spać.Laura położyłą się a ja stałem koło okna i wyglądałem okolicy.Znowu nasiliły się wybuchy pocisków i terkot karabinów.Zaczołem myśleć o tym ponownym powrocie w przeszłość.Zrobiłem sobie podsumowanie tak jak w szpitalu polowym 5 lat temu.Po przemyślaniach doszłem do wniosku że jestem w głębokiej dupie ale nie sam.Znowu ktoś przy mnie jest, miałem nie bawić się w przywiązanie żeby ponownie nie cierpieć, ale niestety jest Laura.I wszytko to zmienia.Laura przez sen zaczela krzyczeć i płakać.Oparełm karabin o ściane, zdjołem hełm i podbiegłem do niej.
-Laura obudź się, obudź się.-Dziewczyna obudziłą się, twarz toneła we łzach.Gdy otworzyła oczy rzuciła mi się na szyje.Cały czas powtarzała "Marcin zginiemy, zginiemy jak tamci" próbowałem ją uspokoić.
-Laura już dobrze nie płacz, przeżyjemy tylko nie płacz.
-Ale ale...-Na twarzy dziewczyny malował się strach, zmęczenie, niedowierzanie.
-Nie ma żadnego ale, nic nam się nie stanie, obiecuje.
-Jeśli obiecujesz.
-Tak, a ja zawsze dotrzymuje obietnic.
Dziewczyna przestała płakać ale cały czas wtuliła się we mnie, poczułem się tak jak bym tulił Ewe.Po minucie Laura wstała i podeszła do okna, bałem się że może coś zrobić głupiego i po chwili byłem koło niej.
-Laura spokojnie wszytko się uda, musisz uwierzyć.
-Już w nic nie wierze.
Laura od obudzenia cały czas stała w  oknie i spoglądała na miasto.Trochę mnie to niepokoiło ale rozumiałem to.
                                                       8.
                    W końcu swoi
Wczesnym rankiem postanowiłem nauczyć Laure posługiwać się bronią.
-Tu kładiesz palec, celujesz, musisz patrzeć przez muszke a potem naciskasz spust.
-Tak?
-Bardzo dobrze.
Laura dość szybko nauczyła się obsługi colta, myślałem nawet o nauczenie jej posługiwania się automatem ale nie było na to czasu.Przed 11 rano wyszliśmy z budynku i znowu przemieżaliśmy ulice w poszukiwaniu powstańców.Po jakiś 10 minutach musieliśmy schować się w uliczke żeby niezdradzić swojej pozycji niemiaszkom, którzy z każdą godziną wykazywali coraz większą aktywność.Wyszliśmy drugą stroną uliczki.
-Poczekaj tu, trzymaj pistolet.Za chwile wróce musze zobaczyć czy możemy przejść.
-Marcin nie zostawiaj mnie tu samej.
-Zaraz wróce.
Wyszedłem na ulice i zaczołem się rozglądać.Ulica nie była zniszczona, wyglądał tak jak przed wojną, piękne stare kamienice, brukowana droga i latarnie które wyglądały jakby zaraz w nich mialo zapalić się światło.Przeszedłem kilka metrów i chciełm zawołać Laure ale nagle uszłyszałem "ręce do góry" obok mnie staneła grupka chłopców.Najstarszy miał 20 lat a najmłodszy 15, mieli brudne, częściowo poszarpane ubrania, na głowach mieli niemieckie hełmy z wymalowanym orłem lub flagą a na ręku mieli biało-czerwone opaski kilku z nich miało karabiny typu mauzer 98k.To byli nasi,to byli powstańczy.Jeden z uzbrojonych żołnierzy celował w moją głowe i był gotowy oddać śmiercionośny strzał gdy tylko zrobie coś w jego mniemaniu podejrzanego.
-Chłopczyku gdzie z tym mauzerem do mnie, no gdzie?-Mówiłem z lekceważającym głsoem.Chciałem w ich wyobrażeniach wymodelować postać twardego i oschłego faceta.
-Ktoś ty?Polak?
-Nie kurde Chińczyk.
-Polak, w 1939 obrońca Modlina-Trochę zmyśliłem z tym obrońcą Modlina ale bądź co bądź walczyłem w 1939.
-No jeśli tak.-Dowódca oddziału wydał rozkaz swoim podkomendnym zabezpieczyć ulice i zaczoł ze mną rozmawiać.
-Co ty tu robisz, skąd masz broń?
-Chce do was dołączyć, nie jestem sam.-Zawołałem Laure która do tej pory siedziała cicho jak mysz kościelna i nie dawała znaku życie.
-Chce panu przedstawić moją towarzyszkę.
Gdy żołnierz zobaczył Laure uśmiechnoł się i z nienaganną etyką pocałował Laure w dłoń.Trochę mnie to zdenerwowało ale Laura nie odwzajemniła nic więcej niż uśmiechem.Dowódca poczęstował nas swoja racją żywnościową, nie byłem zbyt głodny i większość swojej porcji oddałem Laurze odszedł do swoich żołnierzy a ja zostałem na chwile.
-A nie mówiłem że nam się uda?
-Miałeś racje.-Na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech i zaczeła nabierać pewności w to że przezyjemy.
-Now widzisz.-Ale czułem że to dopiero początek i że w niedługim czasie stanie sie coś złego.Ale jak narazie moje mysli krążyły wokół dziewczyny i tą cholerna wycieczką do 1944r.
Dostaliśmy zgode na przyłączenie do oddziału ale zabrano mi automat i filipinke, na oddanie colta nie zgodziłem się.Niezły raban był o ten pistolet bo jednemu z żołnierzy się spodobał i chciał nim powalczyć, ale że ja miałem bardziej przekonujące fakty, czyli doświadczenie bojowe, dodatkowy kit o pobycie w AK i gdyby było trzeba to czym był bronił Laury?Cały czas szliśmy z tyłu oddziału.Po kilkudziesięciu minutach weszliśmy na nasz posterunek i w miejsce gdzie organizowano nowy oddział.Po kilku minutach przyprowazono nowych chętnych i wydzielono nam późne śniadanie.Po posiłku zebrno nas i zaczęto wypełniać dane osobowe.Potem nastąpiło przysiężenie i sformowano oddział.Reszte dnia spędzono na nauce posługiwaniu się bronią.Swoje szkolenie zaliczyłem jako pierwszy i w cieniu budynku przyglądałem jak reszta "ćwicziczy".To co oni wyrabiali przyprawiało mnie o niezły rozpuch brzucha, szarpali się z tą bronią jak z workem ziemniaków, jednemu zacioł się rkm i nie mógł go odblokować a innemu magazynek z RKM-u cały czas wypadał.Nie mogłem już więcej na to patrzeć i mu pomogłem.
-Daj to, pokaże ci jak to zrobić.-Chłopak był mocno zdenerwowany i bliski załamki a pomoc z mojej strony jescze bardziej go wkurzył.
-Daj spokój, poradze sobie!!!
-Właśnie widze,daj to bo zaraz instruktor przyjdzie i cię opieprzy.-W końcu chłopak dał mi broń.
-Patrz jak to się robi.-Wyciągnołem magazynek, przeczyściłem wylot magazynka i wejścia amno do karabinu szmatką i włożyłem jeszcze raz, sekwencje powtórzyłem jeszcze raz i te cholerstwo zacieło mi się.Poszarpałem kilka razy i wyszło.
-I co cwaniaczku, nie tak łatwo.
-Poczekaj-Po chwili zauwazyłem wadliwą część.
-Ta broń jest z zrzutów?
-Tak.
-Cały problem był w magazynku-Pokazałem palcem wejście magazynka do broni, część blachy była powyginana i wszytko nie dochodziło do końca i stąd ta wada.-Wziołem inny magazynek i od razu dało rade.-Dałem mu broń i nowy magazynek i jemu też się udało.
Wadliwy magazynek przekazałem instruktorowi a on przekazał dalej i sprawdzono reszte anumicji i broni z rzutów.Okazało się żę wiekszość broni zostało uszkodzona.Dość szybko zrobiło się o mnie głośno, o nieznajomym który nie dawno zjawił się w oddziale a zdążył mocno narozbrabiać.
                                                                    9.
                             Spotkanie po latach
Z Laurą trafiłem do jednego oddziału.Ona jako pielęgnjarka a ja jako strzelec.Nasz oddział nie został jescze skompletowany i cały czas przybywali nowi ochotnicy.Chodziły pogłoski że do nas mają dołącyczć cichociemni i partyzanci z obrzeży Warszawy.Po posiłku przybywło 15 nowych chętnych, plotki stały sie prawdą.Środkiem ulicy szli uzbrojeni po zęby, ubrani w niemieckie mundury żołnierze.To nazywa się powstańcze wojsko.-Nie żebym był nimi zachwycony ale coś w nich było.Jeden z komandosów wydał mi sie podobny, przypominał mi Adama ale ostatni raz widziałem go przed bitwą w obozie.Człowiek miał kilka szram na twarzy ale wydawało mi się że to on.Chiałem znim porozmawiać ale inny facet mnie uprzedził.Zaczoł z nim gadać , w czasie rozmowy padło imie Adam, byłem pewny na 100% że to on.Po zakończonej rozmowie zrobiłem kilka kroków i znalazłem się za jego plecami.Zebrałem się na odwage.
-Adam?
-Kto pyta?-Odwrócił się i ujrzałem jego twarz w całej okazałości, szrama ciągneła się od lewego policzka aż do czoła, był nieogolony ale go poznałem, ten błysk w oku.
-Jesteś Adam?
-Tak.
-Nie pamiętasz mnie?
-Nie.A niby skąd mam cię pamietać?
-Szpital polowy, wrzesień 1939r.
-No i?
-Pamietasz gościa który zjawił się, przyprowadzony przez dwóch żonłierzy, miał dziwaczny strój i cały czas mamrotał o przyszłości?
-Marcin?-W końcu zatrybił.
-A kogo żeś się spodziewał, Kutrzeby?
-Co ty tu robisz.Myślałem że zginołeś tam w szpitalu.
-No widzisz żyje, tak łatwo się mnie nie pozbędą.
-A tobie jak się udało przeżyć?
-Juz pod sam koniec bitwy gdy Niemcy opanowali prawie cały obóz nagle nie wiadomo skąd przyjechał czołg 7.tp i kawaleria.Czołg wykończył kilka wozów szwabów a kawalerja dokończyła reszty.
-Ale jak się znalazłeś w cichociemnych?
-Musieliśmy się cały czas wycofywać aż w końcu interenowano nas w Ruminu ale uciekliśmy i trafiliśmy do Wielkiej Brytanii.Zgłosiłem się na szkolenie sił specjalnych i teraz tu jestem.
-No to ładnie sobie powojowałeś.
Gdy rozmowialiśmy przyszedła Laura i też włączyła się w nasz dialog.Po przedstawieniu Laury Adamowi mój powrót zszedł na drugi plan.Rozmawialiśmy już pare minut gdy ktoś krzyknoł "sztukasy kryć się!!!" po chwili usłyszeliśmy piekielny ryk bombówców.Wszyscy zaczeli uciekać do wczesniej przygotowanych piwnic.Po chwili byliśmy w prowizorycznym stronie.Przez natępne kilka minut słyszeliśmy detonacje bomb.Po każdym wybuchu na chwile gasło światło i tynk sypał się jak śnieg w grudniowy dzień.Ludzie zaczeli się nie cierpliwić i pomiędzy nami wstąpił lęk i przeobecna śmierć.Laura staneła obok mnie i mocno przytuliła się.Poczułem taka lekkośc w sercu. tego nie da sie opisać słowami.
-Marcin ile to może jeszcze potrwać?
-Nie wiem, zaraz powinno się skończyć.-Starałem się mówić nie wzruszonym głosem ale ciągły huki bomb i Lura która przytuliła się do mnie powodowało że zaczołem mięknąć.
Męzczyzna na drugim końcu piwnicy zaczoł gorączkowo chodzić po pomieszczeniu i cały czas gdał "zginiemy tu, ile to może jeszcze trwać".Ludzie zaczeli gadać jak temten i zrobiło się nie przyjemnie.Prowodyr zrobił kilka kroków i znalazł się koło drzwi.Adam próbował go zatrzymać ale wyrwał się i wbiegł na schody.Słyszeliśmy tylko głośne kroki i nasilony huk bomb, nagle usłyszeliśmy głośny jęk.W moje bębenki doszedł dzwięk jakby coś miękkego obijało się po schodach i spadało w dół.Po kilku sekundach ujrzeliśmy żródło ostatniego hałasu.Zobaczyliśmy krwawiące zwłoki  faceta który przed chwilą wbiegał po schodach na góre.Człowiek już był blady od utraty krwii.Miał jedną wielką rane w klatce piersiową, rana wygladała jakby ktoś roszarpał mu skóre i wrzucił mały ładunek wybuchowy.Krew dość szybko wycieklała ze zwłok i opływała je.Piach i kurz połączyły się w maź która przybrała rdzawy kolor.Zdjołem z skrzyń jakołś płachte materjału i okryłem zwłoki.Małe dziecko podszedło do zwłok i zaczeło płakać.Dziecięcy płacz było słychać w całej piwinicy.W końcu podeszła matka dziecka i zabrała go od zwłok.Po następnych kilku detonacjach nalot się skończył.Wszyscy powoli wyszliśmy, to co zobaczyliśy a raczej to co próbowaliśmy zobaczyć bo cały widok zasłaniała mgła dymu i kurzu.Na ulicy walały sie resztki barykady i kamienic przy których siedziałem z Laurą i Adamem.Zaczeliśmy od początku tworzyć barykade.Punktualnie o 12 zebrano nas i rozdano broń.Nieprzypisowego colta oddałem do magazynu a dostałem w zamian mauzera 98k i paczke amno.
                                                       10
                              W zwarciu
O 14 do naszej barykady przybiegł zzajany zwiadowca z wiadomością o zbliżających się frycach.Wszyscy przygotowali się do odparcia nacierających.Schowałem się za resztami ceglanego muru za którym był juz przyczajony Adam ze stenem a Laura czekała z torbą medyczną gotowa na pierwszą pomoc.Na drugim końcu ulicy zatrzymał się transporter opancerzony i kilka ciężarówek.Z wozów wysypało się kilkunastów szwabów i od razu sformowali tyrariele i ruszyli do przodu.Gdy byli w połowie drogi przygotowalismy się i czekaliśmy.Najpierw my mieliśmy ostrzelać fryców a potem odezwie się nasze stanowsiko ckm-u.Na rozkaz zaczeliśmy strzelać.Wymierzyłem i strzeliłem, szwab po chwili upadł.Wycelowałem w nastepnego i gdy miałem już pociagnąć za spust poczułem ostry i przeszywający ból w prawej ręce, upadłem na ziemie i zaczołem klnąć jak tylko potrafiłem.Krew zaczeła wypływać z rany.Przyłozyłem dłoń i próbowałem zatamować krwawienie.Adam przestał strzelać i wyjoł optarunek z bluzy munduru.
-To tylko draśnięcie.
-Boli jak cholera.
Skóra wokół rany piekła i szyczypała.Nie zszedłem ze stanowiska i próbowałem strzelać ale nie mogłem dobrze celować.Zmarnowałem tylko 3 pociski raniąc następnego szwaba w noge.W końcu dałem za wygrana i ustąpiłem miejsca innemu strzelcowi.Laura zauwazyła moją rane i od razu podbiegła z opatrunkiem.Po zalożeniu opatrunku ból zelżał i wróciłem do akcji.Niemiecki transporter obrócił się w naszą stronę i zacoł pluć ogniem.Skurczybyk przygwodził nas ogniem i piechota była bardzo blisko naszysch pozycji, w końcu nasze stanowisko ciężkiego karabinu maszynowego otworzyło ogień a my obrzuciliśmy szwabów granatami.Po kilku sekundach granaty zdetonoiwały się z wielkim hukiem.Po detonacji granatów ostrzelaliśmy nacierających.Niemcy wycofali się i mieliśmy chwile oddechu.Do tej pory wystrzeliliśmy połowe naszej amunicji a granatów mieliśmy tylko kilka.Sytyacja była tragiczna bo mieliśmy kilku zabitych i wielu rannych.Niemcy zaczeli ostrzał, już nie atakowali tylko próbowali przydusić nas ogniem, zbytnio się nie ostrzewaliśmy tylko nasz jedyny snajper co jakiś czas oddawał strzały.Chciałem przyjrzeć sie niemcom i z torby Adama wyjołem lornetke, przylożyłem do oczu i zaniemówiłem.Kilku żołnierzy wyciagneło z ciężarówki jakiś mały pojazd gąsienicowy a po wyciągnięciu pojazdu podczepiono jakieś kable i pojazd ruszył.Już kiedyś widziałem taki pojazd w muzeum Powstania Warszawskiego to był goljat.Goljat był małym pojazdem gąsienicowym wypełnionym materjałami wybuchowymi, coś w stylu jeżdącej bomby.Od razu po rozpoznaniu pojazdu krzyknołem na cały głos "goljat".Powstańcy wiedzieli jak zająć się tą piekelną zabawką Hiltera.Zza barykady wyskoczył młody chłopak i pobiegł w stronę gruzowiska gdzie mógłby spokojnie rzucić granat.Golec był już w połowie drogi gdy chłopak odbezpieczył granat i rzucił na tył pojazdu.Po wybuchu granatu pojazd zatrzymał się i wypuścił dośc intensywny dym.Był już unieruchomiony na dobre.Chłopak bezpiecznie wrócił.Niemcy próbowali jeszcze kilka razy przypuścić atak ale każdy znich doprowadzał do strat po stronie atakujących.Niemcy zaprzestali ataku i wycofali się pozostawiając wielu zabitych i rannych.Wieczorem zastąpił nas inny oddział a nam uzpełniono nasze stany i dozbrojono.Z samego rana po wydzieleniu posiłków przekazano nam że mamy wybrać sekcje szturmową z naszego oddziału która ma założyć zasadzke na niemiecki konwój zaopatrzeniowy.Adam zgłosił się do "szturmowców".Gdy oddział odszedł poczułem dłoń na ramieniu.
-Adam poszedł z nimi?
-Tak.
-Spokojnie Laura on wróci.
-O niego się nie martwie.On sobie poradzi.-Byłem lekko zaskoczony bopodczas rozmowy Adam pożerał ją wzrokiem i czulem że może bedzie coś więcej.Ale myliłem się.
-Masz racje.
-Marcin?
-Tak?
-Skąd masz ten wisorek?-Laura zauważyła wisiorek, prezent od mojej ukochnanej Ewy.
-A dostałem kiedyś od.....-Nie chciałem mówić wszytkiego żeby wydarzenia z tamtych lat nie powróciły ale naleganie Laury dorpowadziły do opowiedzenia całej historii.
-No dokończ.
-No dobrze.Dostałem go od mojej ukochanej która zgineła w szpitalu polowym w 1939 była sanitariuszką a ja strzelcem tam ją poznałem  a potem....
-Możesz dokończyć?
-Taa.Gdy Niemcy zaatakowali dostała odłamkem i wykrwawiła się na moich rękach.
-Tak mi przykro, nie wiedziałm.-Gdy Laura usłyszała moją historię posmutniała i spuściła wzrok.
-Nie mogłaś wiedzieć.Nikt o tym nie wiem po za Adamem.
-Nie gniewasz się na mnie?
-Laura przecież nie mam za co po prostu nie wiedziałaś a i tak by to wyszło.
Laura musiła iśc do swoich podopiecznych i szybko pomaszerowała do punktu medycznego.
 
Zapisane

-Honor jak papier, gdy raz się splami, to już go nie wyczyścisz
.poszukiwacz.
Starszy chorąży sztabowy
***

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 120


Hs-3. Ace 250


Odpowiedz #2 : Maj 03, 2012, 23:12:32

                               11
                             Powrót z misji.
Oddział wydzielony powróciił z misji.Wyglądało że nie ponieśli żadnych strat, przynajmiej mi się tak napoczątku wydawało.Żołnierze przystaszczyli kilka skrzyń z bronią i aumicją,miny,granaty i panzerfausty.Wszyscy tu obecni bardzo cieszyli się i ruszyli rozładować skrzynie i toboły.Z tyłu szedł Adam, karabin miał przepasaany na plecy i dość powoli szedł za kolumną.Zrobiłem kilka kroków i zauwazyłem że krew zaczyna mu muściekać po dłoniach.
-Co ci, jesteś ranny?
-Nie nic mi nie jest.-Adam zaprzeczał ale widać było po nim że każdy krok i każde słowo sprawia mu ból.
Przyjaciel oparł się o ściane i zaczoł powoli schylać się ku podłożu.Przytrzymałem go.-"Lekarz, szybko mamy rannego"-Po kilku sekundach przybiegł lekarz i sanitarjusze z noszami.Adam znalazł się na noszach i lekarz na miejscu zaczoł go badać.Rozerwał mu na boku mundur i zobaczyliśmy rane.Wyglądało na rane postrzałową.Jak Adam mógł tyle wytrzymać ja bym wył jakby mnie ze skóry obdzierali a on jeszcze przeszedł taki kawał drogi i był w pewnym wyposażeniu.Adam znalazł się na sali operacyjne.Przez otwarte drzwi przyglądałem się operacji.Podszedła do mnie Laura.
-Co mu się stało?
-Sam nie wiem.Szedł z tyłu i zozbaczyłem jak mdleje, wezwałem pomoc i zabrano go.
-Mogłem go zatrzymać i kazać zostać.-Znowu zaczołem się obwiniać, ale były jeszcze szanse.
-Marcin spokojnie wszytko będzie dobrze.-Laura pocieszała mnie ale sama była mocno zdenerwowana.To był nasz wspólny kolega nasz kumpel.
Laura odeszła ze mną na barykade i zaczeliśmy rozmawiać o różnych pierdołach żeby nie myśleć o tym.Gdy zaczeliśmy na dobre rozmawiać na pobliski budynek spadł granat możdierzowy dużego kalibru.Schowaliśmy się w schronie a za nami wbiegło jeszcze kilka osób.Lazaret znajdował się w drugim schronie wprost na przeciwko naszego.Na ulice spadło kilka pocisków i z czystej ciekawości wyjrzałem przez okienko.Od wybuchu pocisków możdierzowych kurz i dym przyslonił widok.Pdmuch wiatru troche "przeczyścił" widok i naszczęście budynek był nietknięty, odetchonłem z ulgą.Odwróciłem się i powoli skierowałem się w kierunku Laury.Po przejściu kilku metrów w budynek na przeciwko uderzyło kilka ciężkich granatów możdierzowych.Od raz odwróciłęm się zobaczyć co się dzieje i zarejestrowałem jak budynek powoli zapada się pod własnym ciężarem i tonie w tumanach kurzu i dymu.Budynek całkowicie się zawalił grzebiąc na zawsze ludzi będących w środku.Z kamienicy wystawał tylko kikut północnej ściany.Gdy to zobaczyłem usiadłem na ziemie, zaczołem płakać i drzeć się w niebogłosy.Chiałem jakoś to odreagować, wstałem i zaczołem uderzć pięściami w ścane, kopać.Między mną a ściną staneła Laura z łzami w oczach.
-Marcin przestań!!!Proszę cię, przestań zrobisz sobie krzywde.
-Laura on nie żyje rozumiesz to?
Znowu zalałem się łazami, juz nie mogłem tego wszytkiego wytrzymać.Laura uklękła koło mnie i przytuliła.Przez to wszytko straciłem rachube czasu i nie zauważyłem jak skończył się ostrzał.Wszyscy wyszli oprócz mnie i Luary.Wstalem i zrobiłem kilka kroków, zaczołem się drzeć i rozwalać wszytko w zasięgu wzroku, dziewczyna tylko przyglądała się na moje poczynania z bezpiecznej odległości.Po kilku zniszczonych skrzyniach i krzesłach nie mając już sił upadłem na kolana i zaczołem wzywać Boga"kurwa Boże dlaczego to mnie spotyka, co to ma być?Dlaczego wtedy nie utonołem albo jeszcze wcześniej nie mogłem zginąć od granatu?No powiedz kurwa dlaczego?Kurwa dlaczego mnie to wszytko spotyka no dlaczego?Czy to ma być jakiś żart??Najpierw straciłem Ewe teraz Age i Adama a jeśli strace Laure przysiegam że albo dam się zabić albo jebne sobie w łep ..."Powolnych krokiem wyszedłem z piwnicy, chwile przyjrzałem się gruzowisku i uzbrojony w mauzera i moją niekontrolowaną złosć zaczołem iść naprzód.Najbliższy teren ogranołem zwrokiem ale nie dostrzegłem Laury ale za to zobaczyłem coś ciekawego.Zobaczylem grupke niemców prowdzonych przez kilku powstańców.Szybkim krokiem podszedłem do grupki i zgarnołem pierwszego lepszego Niemca, strażnicy nie protestowali bo wciśnięty kit o przesłuchaniu się sprawdził.Złapałem fryca i rzuciłem w strone unierochominego pojzadu.Żołnierz przewrócił się a ja dośc mocno kopnołem go w podbrzusze i zaciagnołem pod gąsienice.Szwab próbował coś mówić ale uderzyłem jego głowa o gąski golca.Strażnicy po zorjentowaniu się w czym rzecz próbowali namówić mnie na oddanie ich podopiecznego ale broń wymierzona w ich strone zmienia wszytko.Miałem chwile spokoju.-I co kurwa podoba ci się?A to jeszcze nie koniec, to początek końca...-Uderzyłem go jeszcze pare razy w brzuch potem w głowe.Jako ostatecznej broni użyłem kolby karabinu.Niemiec położył zakrwawioną dłoń na pancerzu a ja uderzyłem ją, usłyszałem jakby pękniecie i niewyobrażalny krzyk.Tak samo zrobiłem z drugą dłonią.Wszyscy zaczeli krzyczeć żebym zostawił Niemca w spokoju, usłyszałem też rozpaczliwy kobiecy głos, była to Laura która błagała mnie żebym rzucił broń i przyszedł do niej.Nikogo nie słuchałem, przepełniało mnie złość,gniew, niszycielska furia czułem że we mnie na dobre rozbudziła się ta druga osobowść.Niemiec próbował uciec i zaczoł się czołgać do swoich niedawnych kompanócw-Już uciekasz?Jeszcze z tobą nie skończyłem.Uderzyłem fryca kolbą w plecy i przewróciłem go do góry brzuchem.Przyłożyłem lufe do lewej dłoni i strzeliłem natępnie do prawej.Zaczoł strasznie krzyczeć i błagać o litość.Zostało mi jeszcze 3 pociski i zamierzałem je dobrze wykorzystać.Szwab błagał mnie żebm przestał ale miałem jeszcze plany wzgledem jego.Następne 2 pociski wywaliłem w jego kolana.Niemiec był cały we krwii i już nie reagowal na nic.W moją strone zaczeło biec kilku żołnierzy z karabinami przygotowanymi do strzału a za nimi biegła Laura która błagała tamtych żeby nie strzelali.Zakładnika uderzyłem jeszcze raz w brzuch i przyłożyłem sobie lufe do podbródkai, miałem jeszcze jeden pocisk w komorze.Trzymałem palec na spuście i zamknołem oczy.Miałem już pociagnąć za sput gdy poczułem ogromny ból w karku.Straciłem przytomność.
                                                           12
                          Przebudzenie  
Było już dość ciemno.Obudizłem się w jakimś budynku, obskurne ściany powybijane okna, no cóż tak wygląd szpital w warunkach polowych, a ścisle mówiąc przebywałem na sali chorych.Kark bolał mnie jakbym dostał czymś ciężkim.Byłem opasany jakimiś pasami które krępowały moje ruchy.Furia i gniew na jakiś czas przeszły i mogłem normalnie myśleć.Zaczołem wołać kogoś żeby rozpioł pasy i wypuścił mnie stąd, po chwili wołania przyszedł żołnierz.
-Wypuść mnie stąd!!!
-Nie moge mam rozkaz.
-Jaki rozkaz do cholery!?
-Mam cię pilonwać żebyś znowu niczego nie odwalił.
-Kurwa człowieku odpuść.
-Myśleliśmy że zajebiesz tego fryca,nawet były zakłady czy go zajebiesz za nim cię zabiorą czy jednak zdążysz.
-A jak ty odstawiałeś?-Byłem ciekawy czy chociaż on coś zyskał.
-Wygrałem.
-Chociaż to.
-Ale ta dziewczyna...?
-Jaka dziewczyna.
-No ta która krzyczała żebyś go zostawił i myślalem że oczy wypłacze.
Gdy rozmawialismy weszła Laura.Usiadła na łóżku i porosiła strażnika żeby zostawił nas samych.Na początku żołnierz stawiał się i grożnie wymachiwał bronią ale Laura wszytko zaplanowała bo zaczeła ukazywać swoje wdzięki.A to rozpieła guzik w mundurze a to podciągneła spódnice.Przyznaje szło jej  coraz lepiej, z każdą chwilą strażnik poddawał się woli Laury ale nie tylko on.Zrobiło mi się gorąco i gdybym nie te pasy to porwał bym Laure w jakiś cichy kąt i zademonstrował jej swoje umiejętności.Po minucie uwodzenia żołnierz był owinięty wokół palca dziewczyny i wyszedł z pokoju.Laura od razu po wyjściu strażnika rozpieła pasy.
-Laura co ty tu robisz?
-Marcin nic nie mów.-Laura zbliżyła się do mnie i usiadiła na łóżku,zaczeła rozpinać pasy a po uwolnieniu mocno przytuliła mnie.
Usłyszeliśmy chrzęst gąsienic, krzyki i wybuchy pocisków.Ktoś wbiegł do pomieszczenie i zaczoł budzić rannych.Podszedłem do męźczyzny i spytałem co się dzieje.W jego oczach było tylko jedno, strach.Wydusił tylko-fryce przedarły się mają czołgi, musimy uciekać!!!.Złapałem Laure za ręke i wybiegłem na ulice.Każdy kto mógł utrzymać karabin strzelał.Wszytko wokół płoneło co jakiś czas w barykade lub w budynki obok trafiał czołgowy pocisk.Dowódca stał na środku i wydawał rozpaczliwym glosem rozkazy, rannym i ocalonemu presonelu medycznemu kazano ewkuować się na dwuliniowe pozycje.Laura chciała zostać.
-Marcin ja zostaje.
-Nie, muisz uciekać, spotkamy się na miejescu obiecuje.
-Ale....
-Nie ma żadnego ale spotkamy się na miejscu.-Pocałowałem ją w policzek i udałem się na nasze pozycje.
Podniosłem stg-44 i zaczołem strzelać.Niemcy zaczeli niebezpiecznie szybko zbliżać się do naszych pozycji, byli już prawie na wysoko0ści goliatha.Barykada była już prawie zniszczona, przetrwala nie naruszona tylko w kilku miejscach.Dowódca kazał odpalić ładuki wybuchowe umieszczone na lini golca i wycofać sie śladem rannych.Ładunki założono podczas mojego pobyty w prowizorycznej sali chorych.Po wydania rozkazu ulicą wsztrząsnoł gigantyczny wybóch.Przez kilkanaście sekund pole widzenia zasłaniała mgła dymu i kurzu.Zaczeła się rozpaczliwa ewakuacja.Kilku z nas zostało żeby osłaniać odwrót i ostrzelało nacierających.Nagle w ścianie dymu zobaczyłem troje świecoących się oczu a z pod nich wydobył się jęzor ognia i serie tak jak z kilku ckm-ów na raz.Mgła jeszcze trochę się rozżedzila i ujrzałem coś co nie wygląda na 1944r tylko coś w stylu gwiezdnych wojen.Na pośrodku ulicy stała dwunożna maszyna, cały korpus składał się z pancernych płyt na których wydniały wyryte sfastyki i insygnie SS.Na śrdoku klatki piersiowej pomiędzy płytami miał wmontowany miotacz ognia a wokół niego kilka mg-42.W prawej kończynie miał działo p.lot na oko 20 mm, w lewej łapie miał granatnik.Na łbie mocno zdeformowany hełm przypominał m-35.Miał z 3m wysokości.Zza pleców maszyny wysypało sie kilkudiesięciu żołnierzy.Strzelilem jeszcze pare razy i wycofałem się z resztą.Niemcy cały czas gonili nas i osterzeliwali nas głównie to ta maszyna.Przebieglismy kilka ulic i znalezżliśmy się na nastepnej pozycji.Takiej przebieżki jeszcze nigdy nie miałem w życiu zwłaszcza że moimi towarzyszkami podczas odwrotu były niezliczone pociski róznego kalibru.I ten mech czy robot nie wiem jak to nazwać ale to coś było zanowoczesne jak na owe czasy.

        13
                                               Jeszcze coś?
Resztkami sił dobiegliśmy do naszych nowych pozycji.Wbiegłem na posterunek i zaczołem krzyczeć "maszyny. maszyny szwaby mają mechy" nie wiem dlaczego ale tylko to mówiłem.Inni też potwierdzali o niezwykłej broni szwabów.Cały czas było słychać jęki i krzyki rannych.Wszyscy uwijali się jak w ukropie.Niemcy mogli zaatakować w każdej chwili a nowa linia obrony była gorsza niż nasza poprzednia.Cały czas myślałem nad tą maszyną.Co to mogło tu robić czy to było z przyszłości czy to była ta "wunderfawe" czyli wspaniała broń III Rezszy czy to jest ta deska ratunku Hitlera?Te pytanie zadawałem sobie cały czas od zobaczenia w akcji maszyne.Przez reszte dnia Niemcy nie atakowali i mogliśmy przygotować się do obrony.W między czasie przybyły posiłki w formie 3 "pancernych pięści" i kilku min.Po rozłożeniu min usłyszeliśmy chrząst gąsienic i zdeformowany krzyk.Gdy słyszałem tem krzyk przeszedł mnie dziwny dreszcz i przeczucie że coś się szykuje.Nawet podczas walki nie miałem takiego uczucia.Wszyscy przygotowali się do walki.Zamiast szwabskim piechurów czy czołgów zaatakowała nas maszyna którą już wcześniej widzieliśmy.Wszytkich przeszył strach i chęć ratowania skóry ale dowódca powstrzymał ich przed tym.Maszyna zaczeła ostrzeliwać nasze pozycje, zresztą dość celnie bo kilku żołnierzy padło i już nie wstało.Rannymi i poległymi zajeli się ludzie z personelu medycznego.Zarejestrowałem jak Laura uwija się przy jednym z rannych i opatrywała jego rany.Maszyna ostrzeliwała nas i powoli parła do przodu.Ostrzeliwaliśmy go ze wszytkich luf i tylko widzieliśmy jak pociski rykoszetują o jego pancerz.Skierowałem serię najpierw na łep ale nic to nie dało i zaczołem celować w korpus gdzie znajdowało się gniazdo ckm-u i miotacz.Mech zatrzymał się na chiwle ale znowu zaczoł iść w naszym kierunku.Zaczoł nas ostrzeliwiać z miotacza i pozostałych broni serie karbainów, działka i granatnika doprowadziły do dezorganizacji naszych szyków.Coraz więcej padało zabitych i rannych, nie mogliśmy wycofać się bo wtedy szwaby weszły by na nasze skrzydła i zlikwidowały pozostałe linie oporu.Mech był już tylko kilka metrów od min i czekalismy na wielki wybuch ale  maszyna staneła i jakby zaczeła przyglądać się po mimo naszego ostrzału.Ktoś wyjoł ze szkrzyni panzerfausta, wycelował i strzelił w maszyne.Po uderzeniu maszyna zmieniła się w kupe porozkręcanego złomu.Wybuch spotęgowały miny.W miejscu wybuchy leżału tylko resztki maszyny i poskręcana lufa działka.Wszyscy wyli z zachwytu, w końcu upolowaliśmy to cholerstwo.W końcu zemściliśmy się za tych którzy zgineli w obronie.Nigdzie nie widzieliśmy Niemców i zawrędrowaliśmy w kierunku resztek maszyny.Podszedłem do mecha i podniosłem jego łeb.Głowa była podziurowiaona jak ser szwajcarski ale oczy dalej jarzyły się na czerwono.Położyłem trofeum koło mojego stanowiska  i wlepiałem w nią wzrok.Po dłuższej chwili coś zaczeło mi szumieć w głowie i obraz zaczoł się rozmazywać,  czułem się przez chwile jakbym był znowu w 1939, jak przez mgłe widziałem jak Ewa wykrwawiła mi się na rękach.Czułem że przeniosłem się w inną czasoprzestrzeń.Wszystkie wspomnienia wracały, wszytko wróciło.Znalazłem się w jakimś białym pomieszczeniu a prze demną pojawiła się Ewa i Adam.Zbliżli się do mnie a ja stałem jak wryty, byli coraz bliżej i wyglądali jakby byli żywi, uśmiechali się.Gdy byli kilka metrów przede mna nagle staneli a po chwili byli już bladzi i na ich ciele pokazały się rany te od których umarli.Zaczeli do mnie mówić: "Marcin dlaczego nas nie uratowałeś, dlaczego nas zawiodłeś, obiecywaleś a teraz twoja kolej" cały czas mówili i wpatrywali się we mnie, to przypominało scene jak z horroru ale oni nie chcieli zrobić mi krzywdy.Czułem że próbują mnie ostrzec ale przed czym?W tle za nimi zaczeły pojawiać się te roboty, czołgi i szwbascy żołnierze.Adam odwrócił się najpierw w strone Niemców a potem w moją i wyszeptał "nie daj się zabić" i cała trójka znikneła.Ocknołem się, koło mnie siedziała Laura wpatrywając się we mnie.
-Marcin nic ci nie jest?
-Nie nic, zamyśliłem się.
Laura wpatrywała się tak czule, tak gorąco że od razu lepiej się poczułem nawet uśmiechnołem się.Laura zbliżyła się do mnie i już miała mnie pocałować gdy ktoś krzyknoł "maszyny atakują", kurwa oni zawsze atakują w najlepszym momencie.Laura obdarowała mnie cudownych pocałunkiem w policzek i udała sie do punku medycznego.
Tym razem do ataku ruszyli granadierzy pancerni i kilka mechów.Tym razem mechy były odrobine mniejsze i miały słabsze opancerzenie i broń.W lewej łapie miał karabin maszynowy typu mg-42 a prawej ostrze które na oko miało 2 metry.Nowy rodzaj maszyn nazwaliśmy "szturmowcami" bo były szybkie i śmiertelnie niebezpieczne, mogliśmy sobie tylko wyobrazić co takie ostrze zrobiło by na naszym stanowisku.Zastrzeliliśmy już kilku granadierów i uszkodziliśmy maszyne.Niemcy obrzucili nas granatami i dali maszynom ogień osłonowy.Szturmowce zbliżali się bardzo szybko i ostrzeliwali nas z swojej broni głównej, piechota dość skutecznie osłaniała natarcie  i sprawa stawała się coraz bardziej beznadziejna.Wyrzucliśmy wszytkie granaty, koktajle mołotowa i panzerfausta zniszczyły dwóch następnych szturmowców.Trzeci na chwile zniknoł i zauważyliśmy go gdy wskakiwał na naszą pozycje siejąc śmierć i zniszczenie.Zabił kilku naszych z kaemu i z ostrza.Znalazł się akurat przede mną i gdy chciał zmienić pozycje wpakowałem mu w plecy całą zawartość stg-44 którego podnisołem podczas walki.Kule wchodziły jak w masło ale mech zdążył odwrócić się i uderzyć mnie zanim dobili go powstańcy.Naszczęście uderzył mnie kaemem i tylko odrzucił mnie na kilka metrów i gdy uderzyłem plecami o ścane straciłem przytomność.Znowu słyszałem te odgłosy takie jak wcześniej.Znowu znalazłem się w białym pomieszczeniu ale tym razem prze demną pojawił się facet w białym garniturze.Gościu uśmiechnoł się do mnie zrobił kilka kroków i wyciągnoł ręke w geście powitania.Nie wiedziałem co zrobić ale coś w środku podpowiadało żebym mu zaufał.Powoli wyciągnołem ręke a gdy on uścisnoł moją dłoń przeszył mnie ogromny ból i chłód, przez chwile poczułem jakbym umierał ale on zabrał ja i wszytko wróciło jak było.Przynajmiej mi się tak zdawało.
Zapisane

-Honor jak papier, gdy raz się splami, to już go nie wyczyścisz
.poszukiwacz.
Starszy chorąży sztabowy
***

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 120


Hs-3. Ace 250


Odpowiedz #3 : Maj 03, 2012, 23:14:17

    14.
                         Nie oczekiwana pomoc
-Nie bój się mnie, nic ci nie zrobie.
-Ktoś ty za jeden, gdzie ja jestem, umarłem?
-Nie ważne gdzie jesteś, żyjesz ale jesteś w stanie kytycznym, przybyłem żeby ci pomóc.
-Ale kto ty jesteś?-Cały czas zadawałem pytania ale on odpowiadał wymijąco.
-Nie zdrdze kim jestem bo i tak tego nie ogarniesz.
-Powiedz.
-Dobrze, jeśli tego chcesz, jestem aniołem śmierci.
-Ty chyba sobie w chuja lecisz?!
-Nie.Jestem aniołem śmierci albo jak wolisz śmierć.
-Ale nie wyglądasz na takiego.
-Moge wyglądać jak chce.-Anioł zamienił się najpierw w Adama, Ewe,Tomka i Laure a na koniec wielką postać z kosa w dłoniach.
-Mówiłem ci, moge wyglądać jak chce.Jaką wolisz postać?
-Dobra bądź w garniturze.-Postać od razu, można powiedzieć że w mgneniu oka zamienił się w postać elegancika w garniaku.
-Co ja tu....
-Co ty tu robisz?-Anioł przerwał mi w połowie zdania.
-Jesteś pomiędzy śmiercią a życiem, jesteś w czyściu w wydaniu light.
-Co?
-Nie ma czasu na pytania, czas leci.
-Jaki kurwa czas?!
-Zaraz zobaczysz.-W dłoni anioła pojawił się pilot i gdy nacisnoł klawisz obok niego pojawił się wielki obraz, coś w rodzaju 100 calowej plazmy.-Pozwól że wszytko ci opowiem.-Obraz uaktywnił się i pojawiło sie na nim całe moje dotychczasowe życie.Takie streszczenie mojego życia.W między czasie wszytko opowiadał.-Dotarł do momentu przeniesienia mnie w 1939r. i na chwile przerwałem mu.
-Ale jakim cudem jestem w przesłości?
-Tego mój drogi przyjacielu nie moge ci powiedziec dowiesz się wszytkiego w swoim czasie.
-Ale kiedy.?
-Kiedy przyjdzie odpowiedni moment.-Śmierć przewineła do momentu  walki z tamtymi na polanie.-Nieżlie cię sprali.
-Co ty nie powiesz?-Zaczoł mnie powoli wkurzać.
-Dobra teraz dalej.Pocierpimy trochę, teraz będzie boleć.-Śmierć przewineła do momentu wyjawienia miłości Ewie a po chwili do jej śmierci.
-Ty skórwysynie, wyłącz to!!!-Poczułem krew na rękachi słabnący ciepło mojej ukochanej.Upadłem na kolana i zaczołem drzeć się i płakać.
-Mówiłem, będziesz ciepieć.Przykro mi to jeszcze nie koniec.-Anioł znwou nacisnoł przycisk i przewinoł moment do wypadku.
Znowu ten wypadek.Już nie mogłem wytrzymać, czułem ogromny ból w srecu i wisorek od Ewy zaczoł promieniować tak jakby był żelazem rozpalonym do białości, ale nie zdjołem go.Tylko to i Laura trzyma mnie przy życiu.
-Znowu śmierć najbliższej osoby.-Po tych słowach ponownie zamilkł i przełączał przycisk do momentu wejścia na sale operacyjną.
-Podoba ci się zadawnaie bólu?
-To zależy komu.
Ponowny ból i cierpenia nie tylko fizyczne ale psychiczne.Czułem że zaraz nie wytrzymam.Na całym ciele poczułem krew i ból jakby bagnet wbijający się w moje ciało.
-Już jesteśmy blisko.
Tym razem na ekranie pojawiła się scena poznania Laury i rozmowy w budynku.Poczułem że ból odpuszcza.Śmierć podeszła do mnie i pomogła wstać.
-Masz dwa wyjścia.-Wydawało mi się że anioł pogrywa sobie ze mną.
-Jakie?
-Wrócisz do 2012 ale Laura umrze.
-Nie!!!!
-Mam jeszcze drugą propzycje.Wrócisz do powstańczej Warszawy i tam dalej będziesz próbował chronić Laure.
-Wybieram drugie wyjście.Nie zostawie Laury.
-Dobrze.Ale musisz coś wiedzieć.
-Co konkretnie?
-Nie wiadomo czy już kiedy kolwiek wrócisz do wpółczesności.
-Walić to wracam do Laury.
-Dobrze decyzja podjęta.Ale jeszcze coś, mam dla ciebie małą niespodzianke.
-Mów i chce wracać.
-Dam ci kilka umiejętnosci które pozwolą ci przeżyć a przynajmiej dłużej pożyjesz.
-Jakie są te zdolności?-Sprawa coraz bardziej robiła sie interesująca.
-Będziesz szybciej reagować, opanujesz lepszą technike posługiwania się bronią.Ale pamiętaj polegaj na tym co tkwi w tobie.Pamiętaj, pamiętaj...
                                                              15.
                                                       Rozpętać burze!!!
Obudziłem się oparty o ścane kamienicy.Wyglądałem jak żul który dopiero co obudził sie z pijackiego snu.Powtaniec podał mi ręke i wstałem.Podniosłem stena i zaczołem ogarnąć pole walki.Po wadze karabinu ustaliłem że magazynek jest pełny.Niemcy do ataku wysłali ponownie 3 mechy i granadierów pacernych ss.Straty rosły z minuty na minute.Jeden z mechów po celnej serii z naszego ckm-u wypuścił gęsty czarny dym i wycofał się z pola walki, pozostałe mechy ukryły się w szczątkach budynku i prowdzily ogień nękający.Teraz piechota ruszyła do boju.SS-mani parli cały czas do przodku, to nazywał się fantyzm ale też odwaga.Przyszedł czas na pozostałe granaty, siegając do skrzynki po granat zauwazyłem że uchowała się butelka z benzyną.Podpaliłem szmatke nasączoną benzyna i rzuciłem w kierunku nacierających.Butelka rozlała swój ładunek tuż pod buty szwabów, kilku z nich zaczeło płonąć żywym ogniem.Wyglądali jak żywe pochodnie, rzucili broń i drąc się z bólu powoli szli w naszym kierunku.Dobiłem jednego krótką serie i przeniosłem ogień na nacierających.Walka trwała już z 30 minut a jest 16.30 czyli wszytko rozpoczeło się o 16 i nie zapowiada sie na rychły koniec.Ktoś krzyknoł " dowódca zginoł".Schowałem się za murem i usiłowałem znależc dowódcy.leżał z przestrzeloną głową, musial dostać z kaemu.Nikt nie miał kto go zastąpić i ludzie zaczeli częściej chować się nić prowadzić ostrzał wroga.Poczułem przypływ adrenaliny i nie wiem dlaczego ale przejołem dowodzenie.Jednym tchem zaczołem wydawać rozkazy.Kazałem umieścić ciężki karabin maszynowy na wzniesieniu umocnienia i strzelać najpierw do nacierających a potem do maszyn.Zauważyłem że jeden z powstanców schował się i nie strzela tylko siedzi na dnie schronu i trzyma ręce na głowie jakby próbował odciąć się od walki.
-Co ty kurwa robisz?-Zaczołem klnąć i słać jak tylko umiałem w jego kierunku.
-Ja ja nie moge...ja chce żyć.-Chłopak zaczoł się jąkać i beczeć.
-Każdy chce żyć, ale zapewniem cię jeśli szwaby wejdą tu to wszyscy zgieniemy.A teraz bierz karabin i strzelaj.-Chłopak wzioł karbin do ręki i  znowu strzelał.
Przyłożyłem karabin do policzka i posałełem długą seije, skosiłem jednego Niemca i poczułem że ktoś uporczywie szarpie mnie za rękaw.Odwróciłem się do tej osoby, była to Lura która cały fartuch miała umazany we krwii.
-Marcin co zrobimy?
-A jak myślisz,musimy walczyć.Innego wyjścia nie widze.
-Ale oni zaraz się tu wedrą.
-Laura słuchaj.-Z kieszeni wyjołem lugera P.08 i wręczyłem jej do dłoni.-Laura słuchaj kiedy tu wejdą musisz tego użyć, nie wiem czy uda nam się odeptrzeć atak.-Czułem się tak jak w 1939 w czasie walki w obozie gdy nie byłem niczego pewny.
Stanołem na środku naszych pozycji i wygłosiłem krótką ale treściwy rozkaz-słuchajcie wszyscy, musimy bronić tej barykady, musimy bo gdy fryce przebiją się to wejdą na skrzydło naszych wojsk i zabiją wszytkich.Musimy przetrzymać ich, w końcu przerwą atak.Jeśli zobacze że ktoś nie strzela albo wali tylko dla pokazówki i wywala amunicje na darmo do własnoręcznie zastrzele albo wywale za baryakde i zostawie na łaske szkopów a gwarantuje, oni są twórczy jeśli chodzi o tortury.-Niemcy byli tal blisko że mogłem bez większego problemu dostrzec na ich hełmach insygnie wermachtu.Mechy dalej prowadziły morderczy ogień i żołnierze zaczeli wbiegać na nasze pozycje.Wydałem rozkaz przygotowania się do walki wręcz.Przeładowałem automat gdy szkopy wpadli między nasze szeregi.Rozgorzała walka wręcz, na początku pozbywaliśmy się napastników ale z każdą chwilą było ich coraz więcej.Cofnołem się o kilka metrów w tył barykady i zaczołem kosić Niemców długimi seraami, nawet nie zauważyłem kiedy opróżniłem magazynek.Szybko zmieniłem na ostatni magazynek i strzelałem dalej.Jeden z niemiekich soldatów był kilka metrów ode mnie.Był zajęty okładaniem jakiegoś dzieciaka koilbą i niezauważył gdy zaszedłem go od tyłu i uderzyłem kolbą w karak.Szwab upadł i gdy próbował wstać posłałem mu kilka kulek w brzuch.Gdy pomagałem wstać chłopakaowi poczułem uderzenie.Fryc rzucił się na mnie i masą ciała powalił na ziemie, lewą ręką zacisnoł dłoń na mojej szyji a prawą wyjmował pistolet.Niemiec nie zdejmował ze mnie wzroku,całą twarz miał zaczerwienoną a oczy pajały wśiekłością i grozą.Nagle na moją twarz poleciała struga krwii z gradła szwaba.To strzelił ten chłopak którego pare sekund wczesniej pomogłęm wstać, w jego dłoni jeszcze dymił rewolwer.Zrzuciłem trupa i znowu wróciłem do walki.Walke przeplatały krzyki,jęki, przekleństwa po Polsku i Niemiecku, suche strzały z karabinów i plątanina mundurów krwii i ciał.Koło mnie z barykady zeskoczył szwab który przebił powstańca bagnetem.Zanim zdążył wyjąć bagnet z jeszcze umierającej ofiary złapałem go za głowe i potężnym ciosem przekręciłem czaszke w lewo aż usłyszałem trzask łamanego kregosłupa.Przez chwile Niemcy mieli przewage ale operator ckm-u skoił nastepną fale atakujących i ci któzy przeżyli walke wręcz otworzyli ogień do przeciwników.Podczas walki nie myślałem o niczym więcej tylko oto aby nasi utrzymali barykade, pragnołem zemsty pragnołem odwetu.Podczas przeałdowania zdobywczego mp-40 rzucilem wzrokiem na punkt medyczny gdzie Laura opatrywała rannego, wyglądało że nic jej się nie stało.Usłyszałem stukot gąsienic o podłoże i gdy się odwróciłem zobaczyłem jak na tyły walczących pozycji wyjechał szwabski transporter opancerzony, czułem że to koniec ale na burcie widniała biało-czerwona flaga i z wyjścia desantowego wybiegło kilkunastu powstańców.Strzelec ckm-u z tranportera ostrzeliwał fryców i dał nam osłone, nasz operator mg-42 zginoł podczas walki wręcz ugodzony odłamkiem z granatu.Ostatni z tansportera wybiegł wysoki żołnierz w pnaterce ss z pełnym wyposażeniu i zapytał mnie kto tu dowodzi, rzuciłem że ja jak na razie.Poklepał mnie po barku i zajoł stanowisko ze swoimi ludzmi.Nasza siła zwiększyłą się i morale.Niemcy już nie atakowali tylko ostrzeliwali nas.Fryce nie miały już siły atakować ale nie zanosiły się na to żeby tak łatwo odeszli.Nowo przybyli powstańcy  sformuowali oddział szturmowy i drugi oddział wsparcia które ruszyły do kontratarcia.Niemcy wyczerpani atakami zeczeli lizać rany w umocnionych pozycjach prezd nami.Grupa szrutmowa ruszyła do ataku a grupa wsparcia doskoczyła do atakujących i zaczeła ostrzeliwać pozycje nieprzyjaciela.Patrzyłem z lekkim niedowieżaniem jak obydwie grupy pokonują odległośc dzielącą obydwie walczące strony a po chwili obrzucają ich pozycje grantami.My mogliśmy tylko osterzeliwać cofających się Niemców i przyglądać się akcj.Jeszcze chwila i obydwa mechy padły na ziemie podziurawieni jak sito a osamotnieni żołnierze wermachtu trzymają się ostatnich pozycji ogiowych-wyjściowych.Po dalszych 3 minutach ostrej palby karabinowej Niemcy którzy nie zgienli poddali się i z rękami uniesionymi do góry zawędrowali w naszym kierunku.Przede naszą barykadą stało kilkunatu rannych i nienaruszonych fryców.Przechodzili koło trupów swoich towarzyszy z którymi sztumowali nasze pozycje.Dowódca "naszysch wybawicieli" zabrał jeńców pod strażą swoich żołnierzy a sam w transporterem opancerzonym ruszył w nieznanym mi kierunku.Widok po walce był przerażający, na naszych pozycjach leżało wiele zwłok żołnierzy naszych i ich, zwłoki często były poszatkowane przez serie kameów albo poobijane kolbami czy bagnetami.Wśród zwłok bylo słychać ciche jęki rannych którymi zajmował się personel medyczny.Przechadzając się polem bitwy, patrząc na pozbawionych życia ludzi otrzeżwiło mnie w stosunku o zabijania .Swąd spalonego prochu strzeleckiego, krwii, woń spalonego ludzkiego mięsna i częto agonalne pozycje zabitych doprowadzały do skrętu kiszek.Uklęknołem obok zabitego niemieckiego żołnierza i z kieszonki wyjołem jego książeczke wojskową, oprócz zwykłych danych wydniało że to ojciec trójki dzieci.
                                                                 16.
                              Chaluna
Wstałem i poszedłem dalej.Coś zaczeło mi szumieć w głowie i jakby jakieś zagłuszenia coś w stylu zakłóceń na w eterzee.Usiadłem na schodkach prowadzącej do kamienicy.Usłyszałem jakby dzwięk samochodów i motocykli, poczułem samochodowy dym i zapachy wpółczesnego miasta takiego z przyszłości.Na ulcy zaczeły pojawiać się jak duchy nowoczesne samochody, kolorowe sklepy,przechodnie nawet facet grający na saksofonie.To wszytko przypominało mi 2012 r ale wiedziałem że to są zwykłe fotomorgany. że to są rzeczy które tworzą się w mojej głowie ze zwykłej tęsknoty za moim domem.Cały czas oglądałem w około podziwiając wytfory mojej wyobrażni, były tak rzeczywiste że gdybym nie przeżył tego wszytkiego rzuciłbym się na pierwszy lepszy wytwów.Po zniknięciu halun kazałem zebrać broń i aumincje a poległych pogrzebać na skrawku parku za jedną z kamienic.Po wydaniu rozkazu zauważyłem Laura stojącą na środku ulicy i wpatrującą się we mnie.Po Laurze widać było ogromny wysiłek i zmęczenie przecież to o na pomagała rannym podczas bitwy, całe ubranie miała we krwii i pyły z rozbitych cegeł.Zerwałem się na równe nogi i po chwili byłem przy niej.Laur przytuliła się a raczej opariełą się ze zmęczenia.
-Laura trzymasz się?
-Tylu zgineło...tylu oddało życie, nie nie mogę już dalej.
-Laura już spokojnie żyjemy, a oni....-Przytuliłem Laure, czułem że zaczyna przechodzić załamanie nerwowe.
-Ale zobacz na tych wszytkich, oni są matrwi.-Laura wskazała podbródkiem ciała zabitych powstańców i niemców.
-Już dobrze choć stąd, musisz odpocząć to był ciężki dzień dla wszytkich.
Dotknołem jej policzka i zaczołem ścierać jej łzy.Czułem że Laura z każdą chwilą słabnie.Odprowadziłem ją do budynku w którym znajdowało się kilka wolnych łóżek i umieściłem na jednym z nich.Od razu zasneła.Cały czas czuwałem.Wyglądała jak anioł w ludzikiej postaci.Była taka cudowna pomimo krwii i kurzu który oklałają jej ubranie po bitwie.Pochyliłem się nad nią i pocałowałem w policzek.Właśnie wtedy poczułem jakieś ukucie w sercu i uderzenie ciepła promieniującego od serca w górne cześci ciała.Poczułem jakby coś się zblizało, czułem że to coś lub ktoś.Czy to moze być śmierć?Wtedy zaczołem myśleć o tej bitwie,dlczego ja wogóle przejołem dowódctwo, przecież jestem taki jak wszyscy nie mam szlifów oficerskich czy coś wtym rodzaju i dlaczego tak zaaregowałem jak zobaczyłem tego chłopaka który schował się przecież on tylko chciał żyć.Jak ja mogłem skręcić kark tamtemu frycowi, przecież takie coś potrafią tylko wyszkoleni żołnierze najczęściej komandoi czy jacyś najemnicy, czyżby to byłe te nowe umiejętności które przekazał anioł śmierci?Sam już nie wiem co z tym wszytkim zrobić, najprostrzym rozwiązaniem było by palnięcie sobie w łep ale wtedy zostawił bym Laure a tego nie moge uczynić.Na ulicy usłyszałem jakieś poruszenie, postanowiłem to sprawdzić i zaraz wracac do "śpiącej królewny".Na ulicy stała grupka powstańców żywo rozmawiających o czymś, wszedłem między nimi a oni wyprostowali się jak struna i zasulotowali.Już wszyscy wiedzieli że mam tymczasowe dowodzenie.
-Co tam chłopcy ciekawego się urodziło?-Na początek próbowałem rozluznić atmosfere.
-Posłusznie melduje że kilka ulic dalej Niemcy zostawili czołg
-Co?Jaki czołg?
-Wydaje mi się że to Panzer IV.
-A szwaby gdzie są przecież oni nie zostawili by taki skarb na naszą łaske.
-Może spieszyło im sę i zostawili.
-Taa jasne, czuje że to podstęp.-Odeszłem z grupki i zawołałem gońca.
-Goniec!!!
-Melduje się.
-Leć do sztabu, zawiodom ich o czołgu i przyprowadż saperów i techników.
-Tak jest.
Goniec po usłyszeniu rozkazu pobiegł do sztabu i mogłem znowu wrócić do Laury.Gdy wchodziłem Laura jeszcze spała.Usiadłem na obrzeżu łóżka i przypatrywałem się jej.Laura spała jeszcze z 15 minut gdy zaczeła mówić przez sen.Najpierw coś cichutko mówiła a potem zaczeła coraz głośniej mówić, na chwile przestała mówić i nispodziewanie dość głośno zaczeła wołać moje imie.Wstałem z łóżka i stałem koło niej kiedy otworzyła oczy.Po przebudzeniu opowiadała jakieś dziwne rzczy z jej snu.Wspomniała jakieś wybuchy, pokrzykiwania, te dziwne maszyny a co ostatnie zapamiętała był wystrzał.Czułem że to niedługo się stanie ale nie wyjawiałem tego Laurze nie chciałem ją martwić.
                                                            17.
                      Kolejne stanowisko
Grupa technicnzo-saperska zjawiła się po 30 minutach.W osłonie grypy dałem 6  najlepszych ludzi z autoamtami i granatmi.Z grupą przyszedł też oficer który zdjoł ze mnie ciężar dowodzenia i mogłem w spkoju iśc z nimi.Po przejściu kilku ulic natrafiliśmy na czołg, rzeczywiście był to Panzer IV.Czołg miał jedynie zerwaną prawą gąsienice.Stanołem jakieś 20 metrów od czołgu bo coś mi tu "śmierdziało" przecież szwaby nie zostawili by sprawnej maszyny na łaske powstańców.Na wszelki wypadek tryzmałem się z daleka.Saperzy sprawdzali zawieszenie czołgu a technicy próbowali otworzyć włazy i komore silnika.Gdy jeden z techników otworzył klape od silnika czołg wybuchnoł.Pojazd zamienił się w płonąca kule pozkręcanego żelaza pogrzebując przy okazji kilku techników i saperów.Po wybuchu wszyscy ocaleni wycofali się na wtępne pozycje.Po kilku minutach byliśmy już w na stanowisku.Wybuch roznisuł się ulicami i gdy tylko pojawiliśmy się na barykadzie dowódca zgarnoł nas i zaczoł wypytywać co się stało i gdzie zniklki technicy i saperzy.Dowódca po wysłuchaniu naszych raportów surowo zabronił badania niemieckich wozów bojowych nawet uszkodzonych.Okazało się że w całym mieście pełno takich "wybuchowych" pojazdów.Niestety kilka z nich wybuchło zabijając kilku żołnierzy.Wieczorem tak około 20 nowy dowódca zakomunikował nam że przechodzimy w inne miejsce a dotychczasowe zajmie nowy oddział.Nasz oddział ruszył w nocy i nastepnego dnia był już na miejscu.Nasze nowe stanowisko składało się z na wpół spalonej kamienicy i ulicy która leżała prostpadle do kaminicy, reszta budynków była dość mocno zniszczona jeszcze w 1939 r ale takie kontsrukcje nadawały sie wyśmienicie dla strzelców wyborowych i gniazd ckm-ów.Pod ulicą biegł kanał który mieliśmy wykorzystać jako ostateczne miejsce ewkuacji.W budynku zorganizowano punkt dowodzenia wyposażoną w radiostacje i przygotowano prowizoryczny punkt medyczny.Zostaliśmy wyposażeni w podwójna ilośc amunicji i broni przeciwpancernej np:panzerfausty czy butelki z benzyną.Dowódca rokazał umieścić i zakumoflować stanowiska ckm-u i punkty przeciwpancerne w gruzowiskach budyków które przylegały do prawdopodobnej osi natarcia.Natępnie wysłano zwiadowców i patrole motorowe.Po stworzeniu odpowiednich warunków do obrony wydano nam wczesne śniadanie.Było dość skromne prawie żelazne racje ale zawsze coś zapełniło żołądek.Po śniadaniu zaczęto przydzielać nam broń, tym razem w ręce wpadł mi mp-40 i 2 granaty trzonkowe.Hełm który znalałem na zniszczonej barykadzie miałem cały czas chociaż osmalony dymem i zachlapany krwią był świetny.
Zapisane

-Honor jak papier, gdy raz się splami, to już go nie wyczyścisz
.poszukiwacz.
Starszy chorąży sztabowy
***

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 120


Hs-3. Ace 250


Odpowiedz #4 : Maj 03, 2012, 23:17:12

   18.
                         Awans i coś jeszcze...
Zawołano mnie do miejsca dowodzenia i skierowano do pomieszczenia gdzie znajdował się dowódca.Obok wielkiej radiostacji siedział niepozorny facet, cały czas kręcił jakimiś pokrętłami i zapisywał coś w małym zeszyciku.Obok niego jak kat nad ofiarą stał dowódca.Miał ok 40 lat, wysoki brunet, ostre rysy twarzy i wzrok który potrafi zabić a przynajmiej zparaliżować.Tak powinien wyglądać prawdziwy doódca.Brunet obrócił się w moją stronę, zrobił kilka kroków i wyciągnoł w geście powitania dłoń.Dówódca od raz przeszedł do rzeczy.
-Słyszałem od twoim wyczynie z uratowaniem dziewczyny jak ona tam ma?
-Laura.
-A tak Laura, wszytko mi opowiedziała.I jeszcze słyszałem od  twoich kolegów liczne pochwały i przejęcie dowódctwa podczas ataków.A jeszcze twoje doświadczenie bojowe w kampanii wrześniowej...
-Miło mi to wszytko słyszeć ale do czego Pan zmierza?
-Co ty powiesz na mojego zastępce?
-Co?Ja mam być zastepcą?Ja przecież się nie nadaje od zawsze byłem zwykłym szeregowcem, nie mam pojęcia jak się dowodzi.
-To nie jest takie trudne.Wystraczy dobrze analizować pewne fakty i nie dać się zabić.-Dowódca uśmiechnoł się i mówił dalej.
-Czyli mówi Pan że się nadaje?
-Tak, wieć jeśli nie będe w stanie dowodzić albo zgine ty przejmujesz pełne dowodzenie ze wszytkimi konsekwencajmi.
-Tak jest.-Gdy dowiedziałm się o awansie myślałem że wyskocze z butów i ściskam dwódce a potem Laure.Wiedziałem że rola dowódcy to nie tylko wydawie rozkazów ale też obowiązek i wielka troska o swoich podwładnych
-Tylko musze ci coś powiedzieć.-Dowódca dał sygnał radiotelegrafiście żeby opuścił swoje stanowisko i zostaliśmy sami.-Słuchaj, nasze stanowisko ma kryptonim "Biała 3" a oddział nazywa się "Dzieci Warszawy".Teraz złe wiadomości: powstanie chyli się ku upadkowi, szwaby atakują cały czas we wszytkich kierunkach i używają tych maszyn.Nasi bronią się jak tylko mogą.Tyłowe oddzialy są atakowane i spodziewam się że za kilka godzin Niemcy zaatakują.-Cały czas tylko przytakiwałem a dowódca mówił wszytko jednym tchem, gdy doszedł do momentu o atakach wyjoł mape Warszway ze zaznaczonymi pozycjami naszych i wroga.Nie znałem się na mapach taktycznych ale nawet zwykły kot mógłby rozpoznać sytuacje, niebieskie kropki czyli powstańcy albo cofali się albo byli okrążeni a czerwoni czyli Niemcy zdobywali cały czas co raz więcej terenu.Podczas obmawiania planu obrony doszliśmy do momentu ostatecznej obrony.Nie mieliśmy dużego pola manewru ale trzeba było coś zrobić.Doszliśmy do wniosku żeby ściągnąć wszytkie odwody jakie są.Na 80% fryce zaatkaują nas i będą próbować się przebić.Dowódca kazał ściągnąć jeszcze kilka sekcji ck-m i kilku saperów którzy założą dobrze zamaskowane ładunki wybuchowe na barykade gdy już będziemy się bronić tylko w głównym budynku.
   Gdy skończyliśmy narade, usłyszeliśmy warkot lotniczych silników.Od razu ewakuowano ludzi i sprzęt do schronu i czekalismy na huk detonowanych bomb, naszczęście nic nie wybuchało.Na ulicy leżało pełno ulotek propagandowych.Żołnierze śmieli się że będzie czym palić ogniska, przynajmiej morały było w normie.Koło wyjścia z budynku spotkałem Laure, po moim zachowaniu wiedziała co się stało, przecież to ona moczyła swoje cudowne paluszki w tym awansie i byłem jej bardzo wdzięczny za to.
-Wiesz że teraz jesteś moją podwładną?
-Jak to?Czyzby coś mnie omineło?
-Od teraz jestem zastepcą dowódcy oto tego oddziału "Dzieci Warszawy".
-Gratuluję, tylko żeby ci się teraz nie zachciało wykorzystywać władze.
-Laura przecież mnie znasz jak bym nigdy czegoś takiego nie wykorzystał.
-No wiesz aż tak długo cię nie znam ale z tym chłopakiem to przegołeś.
-Widziałaś to?
-Tak, widziałam i słyszałam.
-Oj Luara wyjątkowe sytuacje wymaga wyjątkowych sytuacji.A wtedy przejołem chwilowe dowodzenie a tamten chłopak nie walczył.On jest żołnierzem i musi walczyć a że się bał...
-Wiem co zrobiłeś i szczerze mówiąc nie podoba mi się to.On się bał ,on chiał po prostu przeżyć.A ty się nie boisz?
-Boje sie jak cholera.Boje się o Ciebie, o nich-Wskazałem dłonią żołnierzy-O wszytkich dookoła.
-O mnie?-Laura zaczerwieniła się i zaczeła bawić sie końcókwą bluzy.
-No tak o Ciebie przede wszytkim, przecież jesteś dla mnie....-Dlaczego nie mogłem ugryżć się w język, teraz będe musiał się jakoś sprytnie wykręcić.Modliłem sie o jakiś cud nawet o szwabski atak.
-Kim jestem dla Ciebie?-Laura znowu przekierowała swoja śliczną twarzyczke na mnie a jej oczy były jak wykrywacz kłamstw wystarczyła chwila a najtwardszy facet stawał się jak 3 latek któremu zabrano nacenniejszą zabawke.Laura jest moją przyjaciółką i oddałbym za nią życie byle nie stała jej się krzywda ale czułem że ona coś więcej czuje do mnie  ja zresztą też ale strata Ewy w 39r i wypadek smaochodowy dały mi coś w stylu "korepetycje życia" i z nich nauczyłem się że śmierć najbliższej osoby jest jak rana która nigdy się nie zagoi, będzie krwawić aż do końca.Na początku postanowiłem sobie że nie będe się z nikim wiązać a Laure uratowałem bo wiedziałem co te jebane szwaby z nią zrobią a odesłałem kilku niemiaszków do diabła.Ale niestety wpadłem, poczułem coś więcej i boje się że ją też strace a wtedy przyłoże sobie pistolet i po prostu pociągne za spust i wszytko się skończy.Mogłem już to zrobić dziesiątki razy ale coś mnie powstrzymywało.
-Laura jesteś dla mnie najcennijszą osobą jak mam.Jesteś dla mnie więcej niż przyjaciółką ale strata Ewy.Cały czas ją kocham, jest w moim sercu i nigdy o niej nie zapomne.Potem zginoł Adam ,sama widziałaś co się ze mną działo nie byłem sobą, prawie zatłukłem tego Niemca.Dzięki tobie nie zabiłem się i gdyby nie ta wojna....
-Rozumiem to wszytko i jeśli chcesz żebym była tylko twoją przyjaciółką to będe.Jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy to wiedz że zawsze ją ode mnie otrzymasz.Pamiętaj jeśli będziesz chciał żebym była kimś więcej niż przyjaciółką to tylko powiedz.
-Dziekuje.Laura jesteś kochna-Pocałowałem ją w policzek i mocno objołem.Poczułem że Laura zaczyna płakać.
-Co się dzieje Laura?
-Nie nic się nie stało, wszytko dobrze.
-Laura musze ci coś powiedziec bardzo ważnego
Za plecmai usłyszałem głos dowódcy.Prosze do budynku.Już wiedziałem co mnie czeka, pożegnałem się z Laurą i udałem się w kierunku potężnego głosu.Po niecałej minucie znalazłem się w pomieszczeniu dowódcy.
-Niech Pan posłucha...-Próbowałem wytłumaczyć dowódcy o co chodzi ale on cały czas mi przerywał.
-Nie to nich Pan posłucha.W moich oddziale nie ma i nie będzie romansów, zrozumiano?
-Niech Pan zrozumie, ona jest tylko dla mnie przyjaciółką i tyle.Podczas kampanii wreśniowej straciłem moją ukochana a niedawno przyjaciela i nie chce stracić kolejnej osoby.
-To dobrze, w moim oddziale nie ma miejsca na romanse czy flirt.Zrozum i mnie.Podczas walki potrzebuje cżłowieka który poprowadzi żołnierzy do boju a nie będzie martwić się o swoje miłostki.
-Rozumiem Pana.
-Jeśli tak.Odmaszerować.
-Tak jest.-Czułem że zraniłem Laure ale nie mogłem pozwolić sobie na miłośc, już raz tak zrobiłem i jak to sie skończyło?

                                                     19.
                     Pojedynek snajperów.
Nastała już godzina 18 i gdy zaczeła padać mżawka zarządzono alarm.Na którymś dachu kamienicy pojawił się szwabski "gołebiarz", gołebiarzami nazywano niemeickich snajperów którzy ostrzeliwali cywilów i powstańców, szczególnie ich nie nawidzono bo strzelali do wszytkiego co się rusza.Narazie tylko strzelał co jakiś czas raniąć kilku żołnierzy w tym jednego ciężko.Strzelec narobił dużo bajzru bo nie można było się go pozbyć bo miał dość szerokie pole ostrzału i za każdym strzale zmieniał pozycje.Po krótkiej wymianie ognia snajper przestał nękać nas, były marne szanse że dostał albo jest ranny.Najpewniej czekał na najbardziej korzystną chwile i taka się nadarzyła.Po jakis 30 minutach po wymianie ognia na horyzoncie pojawiła się młoda kobieta i męźczyzna.Zaczeli biec w strone naszych pozycji, a my tylko modlilismy się żeby snajper ich nie zauwazył.Próbowaliśmy im dać znaki żeby uważali ale oni tylko biegli w naszą strone i zaczeli krzyczeć żebysmy im pomogli.Kazałem najlepszemu strzelcu zająć najbardziej wysunietą pozycje i zapolować na wielbiciela strzałów w plecy.Cywile byli już w połowie drogi gdy nagle rozszedł się strzał.Ten moment wrył mi się w pamięć i wszytko jakby zwolniło temp.Po wystrzale kobieta przewrócila się na ulice i zaczeła wzywać pomocy.Próbowała wstać ale jej prawa noga była przestrzelona i nie mogła iść, pomógł jej męźczyna i ją podniósł.Przeszli kolejne 10 metrów gdy snajper znowu się odezwał, strzelił w prawą ręke meżczyzny.Wszyscy zaczeli klnąć szwaba a nasz strzelec wyborowy dopiero co wypatrywał przeciwnika.Facet pomimo to że dostał w ręke szedł dalej.Niemiec bawił się z nami i pokolei oddawał kolejne strzały.Facet oberwał w pelcy i przewrócił się.Gołębiaraz wzioł teraz za cel kobiete, która zaczeła czołgać się do swojego opiekuna.Nasz snajper znalazł już Niemca i czekał tylko na dogodny moment.Kolejne pociski zawędrowały w strone cywili.Kobieta dostała w dolną część pleców.Swoją droge znaczyła spora ilościa krwii która zaczeła mieszczać się z deszczem.Mozolnie czołgała się w strone swojego opiekuna.Męźczyzna wyciągnoł do niej ręke i rozległ się kolejny strzał tym razem naszego strzelca.Niemiec na chwile schował sie i próbowaliśmy uratować cywili.Wysłałełem ludzi z noszami i kilku osobową grupkę która miała osłaniać powót.Gdy nasi byli już w połowie drogi rozlekgły sie kolejne 3 strzały, jeden po drugim.Niemeic postanowił dokończyć robote, kolejny pocsik trafił kobiete w brzuch która próbowała osłonić swojego towarzysza.Kobieta wykrwawiła się a jej towarzysz zaczoł wydawać z siebie cichutki głos rozpaczy.Drugi strzał dokonczył żywot męzczyzny.Nasz strzelec namierzył juć Niemca który przemieszczł się po dachu.Do oczu przyłożyłem lornetke i obserwowałem rozwój sytuacji.Po wystrzale Niemeic złapał się za brzuch, wypuścił karabin z rąk, i spadł z dachu na ulice.W końcu snajper został zabity ale tamta dwójka cały czas leżała na ulicy.Wysłałem do tamtego budynku ludzi żeby przeszukali go i przynieśli karabin snajperski.W domu już nikogo nie znaleziono tylko przyniesiono karabin, był to zwykły mauzer 98k z lunetą ale na kolbie miał 15 wicięć co oznaczało 15 ofiar.Cywili pochowano obok siebie na małym podwórku za kaminicami.Reszte dnia i noc mineła spokojnie.Widok umerających cywili wrył mi się w podświadomośc tak mocno że nawet po kilku dniach wszytko pamietąm jakby to się stało kilka sekund wcześniej.
Zapisane

-Honor jak papier, gdy raz się splami, to już go nie wyczyścisz
.poszukiwacz.
Starszy chorąży sztabowy
***

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 120


Hs-3. Ace 250


Odpowiedz #5 : Maj 03, 2012, 23:19:46

20.
                            Zostaliśmy tylko my
   Od telegrafisty dowiedziałem się że sytuacja jest ktytyczna, nasi już tylko bronią się ale stawiają morderczy opór Niemcom.Pomoc nadsyłana przez aliantów w postaci zrzutów zostaje często zrzucana w niewłaśicwych rejonach i wpada w łapska fryców a co najgorsze nie można połączyć się z ruskimi i naszymui z 1 Dywizji po prawej stronie Wisły.Naloty Niemców stały się coraz częstszyn zjawiskiem, bombowce chaotycznie zrzucąły swój śmiertelny ładunek gdzie popadnie.Warszawa zaczeła pogrążać się w miasto ruim.Nikt nie był bezpieczny.Artyleraa i bombcy niszczyły wszytko co staneło na drodze ich pociskom, pocsiki po porstu pożerały budynki i ludzi którzy znajdowali się w nich.Podobno Niemcy sprowadzili możdierz o ogrommym kalibrze.Z książki o powstaniu pamietam tyle że to cholerstwo miało 600 mm, więc najtrwalszy budynek musi rozpaśc sie pod naporem tylu ton żelaza i materjałów wybuchowych.Niemcka piechota i maszyny nie wykazywały większej aktywności bo czekali aż się wykrwawimy po atakach z powietrza.Wielekrotnie słyszeliśmy potężne ekplozje,dzwięk silników lotniczych i przerażający ryk syren bombowców nurkujących Ju-87 Sztukas i ryk bombowvów taktycznych Junkers Ju-88 czy Heinkel He-111.Po dwóch dniach Niemcy zaatakowali ze zdwojoną siłą.Na nasze pozycje uderzyła zmotoryzowana piechota, wozy bojowe i maszyny.Każdy atak odpieraliśmy ale mieliśmy coraz więcej zabitych i rannych którzy umierali czekając na operacje czy bez leków.Posiłki przystarczano tylko raz dziennie i wielu żołnierzy głodowało.System zasadzki działał.Gdy Niemcy podchodzili za blisko odzywałi się nasi strzleecy wyborowi i stanowiska butelek z benzyną i ckm-u.Nie miałem czasu na spokojnie spotkać się z Laurą bo cały czas było coś do zrobienia.Dobrze że mój przełożony zajmował się sprawami z "wyższej półki" a mi zostawił bezpośrednie dowodzenie żołnierzami.Żołnierzeom chyba nie narzekali na mnie bo niezauważyłem żeby któryś migał się do obowiązków czy od walki.Ludzie zaczeli pytać się mnie kiedy nasza armia ruszy nam na pomoc a ja nie wiedziałem co powiedzieć i odlegowywalem ich do dowódcy.Wiedziałem jaka jest prawda ale nie mogłem powiedzieć że wszycy wypną się na nas i powstanie upadnie.Całą noc słyszeliśmy nawałe artyleryjską i palby broni maszynowej i karabinowej w całym mieście.W nocy koło naszych stanowisk pokazali się niemiecy zwiadowcy.Natępnego dnia rano nasze pozycje zostały ostrzelane przez możdierze, wszyscy wiedzieliśmy że taki ostrzał prowadzi do szturmu.Ludzie zaczeli sprawdzać broń, amunicje i ładunki wybuchowe .Zarządziłem wysłanie patroli i najwyższy poziom przygotowania.Wszyscy byli na swoich stanowiskach i czekali na nadejście nieprzyjaciela.Poczułem że trzeba podnieśc na duchu żołnierzy i po stanięciu na barykadzie wygłosiłem mowe.
-Sluchajcie wszyscy, mam coś ważnego do powiedzenia.-Ludzie zblizyli się do mnie, nawet ci na wysuniętych stanowiskach zaczeli nasłuchiwać tego czego chce im przekazać.-Pewnie chcielibyście że powiem wam że nasza armia i Rosjanie pomogą nam ale niestety nic nie zrobią.-Gdy tylko to powiedziałem zaczeły się cichce rozmowy i pytania w stylu "co z nami bedzie".Pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony.-Cicho niech mówi-Była to Laura.Uśmiechneła się w moją strone i kontynuowałem dalej.-Zostaliśmy sami.Jesteśmy tylko my, inne oddziały powstańcze i umierająca Warszawa.Musimy jej bronić do ostatniej kropli krwii, do ostatniego naboju.Tam gdzie my tam i nasza ojczyzna.Nie ważne gdzie walczy polski żołnierz czy tu taj czy w Anglli jest Polska.Musimy stawić czoła Niemcom, musimy walczyć.Pokażemy że i my potrafimy się bić i zadawać nowe ciosy szwabom.To będzie nasza ostatnia walka, wielu z nas tu zginie.Zostanie tu na lata.To my tworzymy historię Polski, to o nas będą powstawały filmy, będą pisać książki.Przyszłe pokolenia Polaków będzie pamiętać o nas jako ludzi którzy nigdy się nie poddali, że walczyliśmy z bronią w ręku.To wszytko to my, to ta barykada to te budynki.Teraz z góry patrza na nas dzisiatki pokoleń wojowników, rycery i żołnierzy.Nie dajmy im powodu żeby w nas zwątpili.Czułem że w ludziach podnoszą się morały.-Tyle krwii tu zostało już przelane, miljony zgineły już w obozach czy na liniach frontu ale przyrzeknijcie mi że będziecie walczyć-Dowódca stał trochę z boku i caly czas patrzył się na mnie, czekał na reakcje żołnierzy.-Polska jest jeno w sercach naszysch.Bóg Honor Ojczyzna.
Zszedłem z barykady i na moje miejsce wszedł głównodowodzący obroną.Pierwsze kroki po zejściu z barykady skierowałem do stojącej nieopodal Laury.
-Laura, dziekuje ci że mi pomogłaś.
-Nie to ja tobie dziękuje, odzyskałam wiare i nadzieje.
-Wiesz jak wygląda sytuacja z rannymi?
-Tych których mogliśmy odesłalismy na tyły, częśc personelu też odeszła żeby zaopiekować się rannymi.Ja też zaraz zabieram się z nimi.
-Laura obiecuje ci że spotkamy się po bitwie.
-Dobrze.Pozwolisz że coś zrobie.-Laura zbliżyła się do mnie, objeła mnie jak nigdy przedtem i zaczeła całować.
-Laura co ty robisz?
-To jest mój prezent dla ciebie, obiecaj że wrócisz.
-Obiecuje.-Laura oddaliła się z rannymi w bezpieczne miejsce a ja wróciłem na stanowiska.
Doszłem do wnisoku że Laura pragnie ode mnie coś więcej niż przyjażni.Trudno spróbuje coś wymysleć póżniej.Najważniejsza teraz była bitwa
                                                                21.
                                                Ostatnia walka
Niemcy wysałli przeciwko nam dziesiątki żołnierzy, możdierze, miotacze ognia .Do walki włączyły się też kilka ciężkich i kilkanaście szturmowców.My mieliśmy tylko kilkunastu żołnierzy, troche granatów, butelek z benzyną, materjały wybuchowe i 2 gniazda ckm umieszczone w budynkach przed barykadą.Wiedzieliśmy że przegramy ale wszyscy byli gotowi na śmierć.
Niemcy wysłali najpierw piechote przemieszaną kilkoma szturmowcami.Odparliśmy atak chociaż  musiały ujawnić się załogi ckm-ów i operatorzy butelek.Niemcy cały czas posyłali atak z atakiem.Po 4 nieudanych natarciach użyli ciężkich, wysłali chyba wszytkich którzych mieli.Za nimi szła piechota.Zniszczyliśmy 2 ciężkie z panzerfaustów i kilku piechurów, maszyny i piechota zaczeły ostrzeliwać żołnierzy z wysuniętych stanowisk.Odgryzali się ogniem ale gdy szwaby podprowadziły miotacze ognia wszytko było skończone.Po kilku długich jęzorch ognia, stanowiska zamieniły się w wielki stos na którym smażyli się nasi, kilku z nich z przerażającym rykiem spadło na ulice.Niektórych z nich dobijały maszyny przechodząc po nich, miażdząc na wpół żywe ciała.Niemcy byli już blisko i rozkazałem wyrzucić granaty i koktajle mołotowa.-Na mój rozkaz-odbezpieczono granaty i po sekundzie-Teraz!-Granaty wyrzucono pod nogi piechórów.Po następnych kilku sekundach nastąpiło detonacje i przyszedł czas na butelki-Rzucać w maszyny-.Zapalono materjał i pierwsze butelki rozbiły sie o pancerz trzeciego ciężkiego.Maszyna staneła i zajeła się ogniem, widocznie ciecz dostała się do mechanizmów i zaczeła niszczycz mechanizmy od środka.Ciężki stanoł i po kilku sekundach wybuchnoł, detonacja robota zabiła i zraniła kilka nadbiegających piechurów.Niemcy stracili początkowy impet.Zalegli w gruzowisku okalającego ulice i czekali na pomoc pozostałych maszyn i swoich żywych towarzyszy.Podliczyłem straty, wyszło oklo 6 zabitych i 2 rannych nie zdolnych do walki.Cały czas prowadziliśmy ostrzał nacierających.Zabiłem kilku Niemców ale wywaliłem już 2 magazynki a walka na dobre nawet się nie zaczeła.Za plecami pojawił się dowódca i kazał wycofać się do budynku.Nagle z wysunietych pozycji odezwało się stanowisko ckm-u i na ulice wysypała się butelka z benzyną.Myśleliśmy że na tym stanowisku nikt nie przeżył ale jednak jakiś strzelec zaczoł prowadzić ostrzał dziesiatkując Niemców schowanych w gruzach.Niemcy na chwile zajeli się strzelcem i moglismy wycofać się.Częśc żołnierzy już znalazła się w budynku gdy na barykade spadł pocisk z granatnika ciężkiego.Siła uderzeniowa granatu powaliła mnie na ziemie, ktoś krzyknoł-dowódca dostał-wzrokiem przeszukałem teren.Dowódca trzymał się za brzuch cały czas wyklinając szwabów.Podbiegłem do dowódcy, dostał w brzuch odłamkiem granatu.
-Przejmujesz dowodzenie, na mnie już za pózno.
-Niech Pan nie gada takich głupot.
-Nie synu, ty dowodzisz.Bierz żołnierzy i walczcie w budynku.Będziesz wiedział co robić.-Dowódac zdawał sobie sprawe że zaraz umrze i chciał jak najwięcej przekazać zanim wyzionie ducha.-Poczekaj jeszcze chwile, daj mi detonator.
-Nie, zaraz wyciągniemy Pana, zawołam sanitarjuszy.
-Daj mi ten cholerny detonator.To rozkaz.
-Tak jest.-Zawołałem sapera który przyniósł mi urządzenie.
-Teraz idż,zaprowadź ludzi do budynku.
-Większośc żołnierzy była już ulokowana w budynku i ostrzeliwała nacierających niemców a grupa ubezpieczająca czekała tylko na mnie.
-Gdy oni nadejdą odpale ładunki i módl się żeby zadziałało.-Dowódca przycisnoł jeszcze mocnij lewą ręką brzuch a prawą trzymał zapalnik.-No już nie chce cię widzieć, no już spierdalaj!!!
Wycofałem się z resztą grupki do budynku.Wlazłem na drugie piętro i wydarłem się na cały głos "przejumje całkowite dowodzenie".Niemcy weszli już na barykade i parli cały czas na przód.Strzelaliśmy cały czas unieszkadliwiając kolejnych fryców.Gdy na barykade włazł ostatni cięzki i kilka szturmowców ulicą wstrząsnoł gigantyczny wybuch.Jednak dowódca  wypełnił swoją ostatnią wole, nie poddał się, walczył aż do końca.Teraz nasza kolej.W powietrzu unosiły się resztki maszyn, krwawe szczątki niemeeckich żolnierzy i resztki barykady.Wszyscy wiedzili co oznaczał wybuch, były dowódca nie żyje.Niemcy po otrząsnięciu się po wybuchy znowu zaatakowali.Do akcji wkroczyły miotacze ognia które zalały ognistą mażią okna i wejście do budynku.Znalazłem sie przy radiostacji i kazałem nadać ostatni meldunek.
-Przekaz to wszytkim  naszym oddziałon nawet tym po prawej stronie rzeki.-Miałem nadzieje że ci z Pragi też to usłyszą i ruszą na pomoc.-Biała 3 upadła, Dzieci Warszawy zostali zdisiątkowani.Atakują nas ludzie i maszyny.Niech Bóg ma nas w swojej opiece.Bóg Honor i Ojczyzna to tylko nam pozostało.-Po przekazaniu meldunku kazałem telegrafiście zniszczyć radiostacje i spalić wszytkie dokumenty.
Szala zwycięstwa przychyliła się prawie całkowice na strone niemców.Zaczeli coraz bliżej podchodzić.Powstańcy ostrzeliwali wszytko co ruszało się przed budynkiem.Mechy waliły we wszytkie okna i dziury strzeleckie.Nasi byli już zdiesiątkowani i trzymali się tylko nielicznych wyrw i bronili się jak wściekłe psy.Wiedzieli o co walczymy, każdy wiedział.Wystrzeliłem ostatni magazynek zabijając kilku nastepnych szwabów.Nagle szwaby przestały strzelać i schowały się w gruzowisku.W uszach zaczoł dzwonić mi stukot gąsienic o ulice i ryk silnika.Jak zmora w ciemną noc tak obrzydliwa sylwetka Hetzera wyjechła z zadymionej ulicy.Hetzer wyglądał jak kanciaste metalowe pudło z umieszczonym po prawej stronie przedniego pancerza 105 milimetrowe działo.Czołg zatrzymał się jakeś 50 metrów od nas, powoli skierował lufe w naszą strone i zastygł bez ruchu.Żaden z nas nikt nic nie mówił tylko przypatrywał się pojazdowi.Spoglądałem na żołnierzy, byli ubrudzeni krwią,kurzem, prochem strzleckim.To byli zwykli ludzie a jednak przeżyli do tej pory więcej niz kto koliwek by pomyślał.Widziałem jak ci ludzi bawią się, gorąco rozmawaiają i jak walczą i giną z bronią w ręku.Na ich twarzach rysowało się piekło wojny, zemsta, zmęczenie, gniew i przechobecna smierć.Z każddą chwilą czułem że to zaraz się wszytko skończy.Nagle z ulicy obok wyszło kilknastu powstańców i kilkudziesięciu niemców którzy prowadzili ich przed czołg.W kolumnie zobaczyłem Laure, była cała i zdrowa.Kolumna zatrzymała się na wprost przed budynkiem w którym miał zakonczyć się nasz żywot.Kolumna została podzielona na dwie grupy.Jedna została pod murami budynku (byli w niej ciężko ranni którzy najczęściej opierali się o siebie i nawet przez myśl nie przeszła im ucieczka) a druga w której znajdowała się Laura stała w uliczce.Koło czołgu stanoł niemeicki ofcier a koło niego jego tłumacz.Oficer zaszwargotał coś po szwabsku a ordynans szybko przetłumaczył to na Polski.-Przez waszą bezsensowną walke zginą niewinni.-Strażnicy w jednej chwili uciekli i czołg wystrzelił.Pocisk trafił między rannych.Po wybuchu tam gdzie stali ranni roznosiła się smuga krwii.Patrzyłem na to wszytko z góry.Ludzie z drugiej grupy zaczeli krzyczeć żeby ich ratować a my staliśmy przy oknach i czekliśmy co będzie dalej.Oficer i jego ordynans nawet nie zrobili nai kroku gdy czołg wystrzelił.Oficer znowu coś powiedział a ten drugi od razu przetłumaczył-Jeśli nie poddacie się,natępni zginą, macie minute.Po wyjściu dowódca ma wystapić-Od razu podjolem decyzje, przekazałem żołnierzom że wychodzimy.Wszysy zgodzili się.Ja jako dowódca wyszłem pierwszy i stanołem przed Niemcami.Tym którzy wyszli za mną kazali sformuować się w kolumne i czekać.Szwaby rozbrolili nas.Oficer wydał rozkaz po niemiecku i wyszedł szturmowiec i zzczoł stzrelać z działka do bezbronnych żolnierzy.Tylko przez chwile krzyczeli, potem już nie było ich słychać tylko dzwięk wydawany przez maszyne.Oficer podszedł o mnie i uderzył w twarz rekojeścią pistoletu.Updałem ale szybko wstałem, nie dawając niemcowi okazu strachu i bólu przed nim.Znowu przemówił po szwabsku a ordynans przetłumaczył słowo w słowo.-Jako dowódca zostaniesz zlikwidowany a ta drugą grupe wyślemy do Oświęcima.Nic nie mówiłem tylko wpatrywałem się w oficera.Po kilku sekundach skierowałem wzrok na Laure.Szwab widząc to kazał dwóm żołnierzom wyprowadzić Laure.Gdy to zauważyłem odepchnołem oficera i rzuciłem się na niemców.Poczułem ostry, przeszywajacy ból w prawej nodze.Strzelił ordynans.Upadłem na ziemie i zaczołem podciągnąć się w kierunku dziewczyny.Laura podbiegła do mnie i zaczeła krzyczeć żeby to ją zastrzelili.Oficer podszedł do mnie z trzema żolnierzami.Dwóch złapało Laure a trzeci podnisół mnie z ziemi.Oficer spoglądałna mnie i na Laure.Krzyknoł coś do żołnierzy trzymajacych dziewczyne.Rzucili ją na ziemie a jeden z nich przeładował karabin.Wyrwałem się szwabomi z ucisku i rzuciłem się na Laure żeby ją osłonić gdy tamten strzelił.Poczułem następny przeszywajacy ból w plecach i zaczołem tracić przytomnośc.Ostatnie co zapamiątałem była to twarz Laury.Potem już była tylko nicość.
                                                                     22.
                                Czy to już koniec?
-Uratowałeś ją, brawo.-Usłyszałem klaskanie.
-Co gdzie ja jestem?-Obudzilem znowu się białym pomieszczeniu a osobą która klaskała był anioł śmierci.
-Znowu ty?-Przedemną stał znowu facet w białym garniture, to był on to był anioł śmierci.
-Uratowałes ją, Laura żyje i to dzięki tobie.
-Co?Ona żyje?-Odetchnołem z ulgą.
-Tak zasłoniłeś ją przed śmiertelnym pociskiem.
-Wiem co zrobiłem.
-Wykazałeś się, brawo.-Anioł cały czas bił mi brawo i powtarzał w kółko co zrobiłem.
-I co  z tego że ją uratowałem i tak pewnie ją zabiją w Oświęcimiu.
-Laura przeżyje wojne, pozna żołnierza z Ludowego Wojska Polskiego, wyjedzie na ziemie odzyskane i będzie szczęśliwa.
-Dobrze że chociaż ona dobrze skończy.
-Mam dla ciebie dobrą i złą nowine.
-Co to za nowiny?
-Przekonasz się w owim czasie.-Anioł podszedł do mnie i położył dłonie na klatce piersiowej.-Teraz wrócisz tam gdzie powinieneś być, już więcej się nie zobaczymy no chyba że za kilkadziesiąt lat.
-Co ty robisz, co się dzieje?-Nagle poczułem przepływ prądu i jakby dzwięk ładujacego się defribliratora.
Zapisane

-Honor jak papier, gdy raz się splami, to już go nie wyczyścisz
Strony: [1] Do góry Drukuj 
Skocz do:  

Mazowieckie forum poszukiwaczy skarbów. Firma archeologiczna
Pozycjonowanie z agencją z Warszawy Skuteczni.pl

Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2009, Simple Machines