Ciekawy artykuł z Onetu.polecam
http://przewodnik.onet.pl/dreszczyk/straznicy-przeszlosci,1,3324816,artykul.htmlOni są wśród nas - mówią poszukiwacze skarbów. Wielu uważa, że nad ukrytymi przez Niemców skarbami wciąż czuwają "strażnicy".
Najpierw to byli Niemcy, którzy po II wojnie światowej zostali w Polsce, potem ich następcy. Mają proste zadanie: zastraszyć tych, którzy za bardzo interesują się tajemnicami sprzed kilkudziesięciu lat.
Prawda czy fałsz? Legendy, które opowiadają sobie przy piwie eksploratorzy, czy ponura rzeczywistość?
Siedzimy w małym hoteliku w Górach Sowich. Naprzeciwko mnie Łukasz Kazek, kustosz zamku Grodno i badacz tajemnic. W okolicy zna każdy kamień. Zaczyna swoją opowieść.
- W 1989 roku zmarł jeden z mieszkańców Walimia, niejaki Wojtczak. Mieszkał tutaj od wojny, nie miał rodziny, i z nikim nie utrzymywał bliższych kontaktów. Jak ognia unikał wizyty u lekarza. Nawet gdy chorował, brał urlop i leczył się sam w domu.
Pochówkiem miały zająć się władze gminy, ale ponieważ zmarły nie posiadał żadnych bliskich krewnych, jego zwłoki miały posłużyć do celów dydaktycznych dla studentów. Ciało zostało przesłane do Akademii Medycznej we Wrocławiu.
Podczas oględzin okazało się, że na wewnętrznej stronie ramienia, tuż pod pachą, mężczyzna miał charakterystyczny tatuaż. Ten tatuaż nie pozostawiał wątpliwości. Wojtczak musiał być w SS.
Sprawą zainteresował się polski kontrwywiad. Zarządzono przeszukanie mieszkania zmarłego. Tam funkcjonariusze odkryli zamaskowane szafą drzwi, które prowadziły do kolejnego pomieszczenia.
To, co tam znaleźli, zaskoczyło wszystkich. W skrytce leżały niemieckie dokumenty z czasów wojny, mapy, zdjęcia i kompletny mundur członka SS - opowiada Łukasz.