Systemy nośne molle i praktyczne wykorzystanie podczas poszukiwań

Chciałbym rozpocząć dyskusję na temat systemów nośnych molle i praktycznym wykorzystaniu tego typu oporządzenia do naszych potrzeb. Trochę ludzi z forum korzysta z tego typu rozwiązań i pewnie mają swoje różne patenty. Ja podzielę się swoimi.

Tak się akurat składa, że nie jestem zwolennikiem szybkich, 2-godzinnych wypadów na śmietniki, tylko długich, całodniowych wędrówek, podczas których trzeba podźwigać trochę gratów na sobie. Dawniej upychałem wszystko do plecaka i w drogę, ale kopanie z wyładowanym plecakiem i częste ściąganie go z pleców jest uciążliwe i niewygodne. Po którymś tam wypadzie zakupiłem pas taktyczny z workami rzutowymi na magazynki, gdzie lądowały znajdki i śmieci. Po paru kilometrach taki pas wypełnionymi często złomem zjeżdża na dupsko i staje się bardziej upierdliwy niż plecak, dlatego dość szybko zrezygnowałem z tej koncepcji.

Szukając sposobu, by sobie życie i rycie w lesie ułatwić nabyłem pierwsze paso-szelki i to było to!!! Strzał w dziesiątkę!
Ciężar wypełnionych worków rzutowych jest prawie nieodczuwalny i rozkłada się po całym ciele. Wymyśliłem sobie patent z hakiem ze stali nierdzewnej przy lewym boku, gdzie opieram Fiskarsa i o nim zapominam. Przy pasie montuję ładownicę z tabletem i mam GPS cały czas na oku. Jednak te szelki, co nabyłem jako pierwsze, idealne jeszcze nie były - wąskie szelki nie trzymały regulacji i luzowały się po paru godzinach w terenie, a w połączeniu z małym plecakiem cały ich urok i wygoda znikała.
Przeglądając sklepy ASG demobile, można znaleźć w zasadzie wszytko to samo i tych samych producentów, głównie repliki z mniej wytrzymałych materiałów, prujących się po pierwszym roku bardziej ambitnego używania. Lepsze oporządzenie kontraktowe z cordury ma już cenę powalająca na kolana. Skompletowanie odpowiedniego dla siebie zestawu składającego się z szelek, pasa biodrowego, worków rzutowych i ładownic to już wydatek ponad tysiaka.
I tak szukając zupełnie czegoś innego, trafiłem na system nośny szyty przez polska firmę RedZon, wzorowany na rosyjskim oporządzeniu Smiersz. Polski odpowiednik ma bardziej szlachetną nazwę Huzar.

Różnica pomiędzy poprzednimi szelkami a Huzarem jest taka, że szelki są szersze i można do nich coś tam przymocować. Ja doczepiłem sobie małą ładownicę, w której trzymam telefon i mały GPS (eTrex).

Na plecach jest miejsce do doczepienia większego lub mniejszego plecaka, co jest super rozwiązaniem. Poprzednio jak chciałem mieć plecak razem z szelkami, to ramiączka plecaka plątały się z szelkami, a teraz takiego problemu nie ma. Zamiast wielkiego plecaka doczepiony jest mały plecaczek o wymiarach 40 x 22 cm, w który upycham wodę w Camelbaku, jedzonko, ciuch przeciwdeszczowy i jak jest prawdopodobieństwo spędzenia nocy w lesie, to hamak i trap razem z polską starą menachą - zestaw minimum do komfortowego bytowania pod chmurką . O wciśnięciu wykrywacza do plecaka nie ma nawet mowy. Wykonałem patent na dwa troki zapinane na fastexy i hak, gdzie przypinam wykrywacz do boku plecaka. W moim przypadku to Deus i po złożeniu pasuje tam idealnie. Plecaczek można bezproblemowo przerobić na torbę lub zamatować bezpośrednio do pasa i mieć bardzo swobodny dostęp do jego zawartości.
Sam pas jest szeroki i bardzo wygodny. Na tym pasie wylądował składany worek rzutowy o dość dużej pojemności. Ładownica na portfel razem z aparatem, pod plecakiem na nerkach jest od groma miejsca i wedle uznania i potrzeb można tam doczepić dużą ładownicę cargo. Ja tam trzymam apteczkę, lepiej ją mieć a nie potrzebować, niż potrzebować a nie mieć. Z prawej mam ładownicę na tablet w formie mapnika, gdzie mam skonfigurowane stare mapy, by łatwiej trafiać w interesujące mnie miejsca i mieć bieżące rozeznanie terenu, co jest tu i teraz, a co było dawniej (kieszonkowy wehikuł czasu). Znalezienie odpowiedniej kieszeni na tablet to jest wyzwanie, bo mało kto takie szyje. Udało mi się trafić kieszeń firmy Pentagon gdzieś na Alledrogo, niestety nie pod kolor. Kieszeń po otwarciu pozwala na pracę na tablecie jedna ręką a sam tablet zabezpieczony jest pod przezroczystą folią. Z tak skonfigurowanym zestawem można połykać kilometry w terenie, skupić się na szukaniu i mieć wszystkie potrzebne elementy pod ręką, bez konieczności nurkowania w plecaku i bez kieszeni upchanych piachem i złomem.

Podsumowując, moim zdaniem systemy nośne tego typu bardzo ułatwiają życie a w połączeniu z np. na pozór błahym hakiem na szpadelek, stają się idealne na wielokilometrowe wędrówki w pogoni za sygnałem. Może ktoś jeszcze używa podobnych rozwiązań, ma jakieś swoje własne patenty i chciałby się nimi podzielić? Może warto byłoby zaprojektować system nośny z myślą o poszukiwaniach oparty na doświadczeniach użytkowników podobnych systemów? Tak właśnie projektowane są kamizelki i oporządzenie wojskowe, gdzie przy projektach najbardziej liczy się zdanie i pomysły samych żołnierzy.