Podziwiając zdjęcie dudka, muszę się Wam wyżalić!
Dwa lata temu, w moich ukochanych Borach, codziennie rano spacerowałem z moją psicą Frytką. Oczywiście z aparatem. Choć moim celem były żurawie, pasające się na przyleśnej łące, to i tak zawsze coś się fajnego wypatrzyło. I tak było przez tydzień. Ósmego dnia, wkurzony z lekka tym że te cwaniaki żurawie są tak płochliwe, nie zabrałem aparatu... Możecie mi wierzyć że do tej pory pluje sobie w brodę. Charakterystyczne Du - Du - Du! usłyszałem w najdalszym miejscu naszego spaceru. Zamarłem i nieznacznie szukałem ptaszka. Ruch na niedalekiej sośnie! Dwa dudki ganiały się po gałązkach i pniu! W odległości kilkunastu metrów ode mnie!
A ja bez aparatu.. I wtedy, żeby mnie dobić, usłyszałem znów Du - Du - Du! z sąsiedniego drzewa! Siedział tam rodzic maluchów ,bacznie je obserwując. Po kilkunastu sekundach objawił się także i drugi,( CZWARTY! ) zrywając się z wysokich traw, rosnących przy pniach tych sosen.
Ile czasu tam spędziłem do dziś nie wiem, chyba kwadrans, zanim odleciały w kierunku mojej kwatery. I jeszcze długo po powrocie, słyszałem to wspaniałe zawołanie Du - Du - Du!