Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?
Kwiecień 20, 2024, 12:34:30

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane

Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja Admin kontakt BLOG
Strony: [1] Do dołu Drukuj
Autor Wątek: Poszukiwacze skarbów  (Przeczytany 2917 razy)
stokier
MFE detektorysci.pl
Porucznik
***

Pomógł 23
Offline Offline

Wiadomości: 348


: Październik 05, 2015, 21:03:21

70 tys. zł – to najwyższa nagroda przyznana poszukiwaczowi skarbów przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ciągu 10 ostatnich lat jedyna tak sowita. Ale poszukiwaczom skarbów wcale nie chodzi o pieniądze. Przynajmniej nie wszystkim. Poszukiwanie jest ich pasją, misją i obowiązkiem.

„Każdego dnia setki odkrywców z wykrywaczami metalu kluczą śladami bezimiennych kupców, rycerzy, rzemieślników, kurierów, awanturników i żołnierzy. Odnajdując zagubione, porzucone bądź ukryte przedmioty, zapełniają białe plamy na kartach historii. W Polsce – w większości ignorowani, lekceważeni i niedoceniani – działają na peryferiach nauki i granicy prawa, w nierównej konfrontacji z rutyną biurokracji. Oskarżani o grabież, wypełniają zabytkami muzealne gabloty. Pomawiani o niszczenie dziedzictwa, stają się odkrywcami miejsc zaginionych”.

Tak polskich poszukiwaczy skarbów opisuje w swojej książce „Noc patagonów”, pierwszej polskiej powieści o odkrywcach, Michał Młotek. Sam poszukiwaniem skarbów zajmuje się od kilkunastu lat. Pochłonęło go to bez reszty. Podobnie jak kilkadziesiąt tysięcy innych osób, bo na tyle szacuje się obecnie liczbę poszukiwaczy w Polsce. To grupa dość niespójna i, jak twierdzi Michał Młotek, wewnętrznie podzielona. „Są wśród nich tacy, którzy pasji odzyskiwania utraconych bogactw oddali się bez reszty, stając się nadzieją polskiej archeologii. Są jednak i tacy, dla których nie ma granic i świętości. To ich odkrycia, zamiast do muzeów, trafiają do prywatnych kolekcji, nęceni wizją łatwego i szybkiego zarobku, w dużej mierze odpowiadają za niejasny status poszukiwaczy skarbów w Polsce” – pisze Michał Młotek.

Czarne owce

Poszukiwanie skarbów w Polsce jest prawnie usankcjonowane. Na prowadzenie poszukiwań każdorazowo trzeba mieć zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków. A znaleziony skarb, przez który rozumie się rzecz o znacznej wartości materialnej, naukowej lub artystycznej, bezwzględnie należy zgłosić odpowiedniej instytucji np. muzeum. Za niedostosowanie się do przepisów grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Tyle prawo. W praktyce bywa różnie. Wśród poszukiwaczy znajdują się i tacy, którzy za nic mają sobie grożące sankcje prawne. – W naszym środowisku, jak w każdym innym, są czarne owce. Nie ma dla nich żadnych granic i świętości – mówi Michał Młotek. Ta grupa poszukiwaczy kieruje się wyłącznie zyskiem. Każde cenne znalezisko, zamiast zgłosić odpowiedniej instytucji, zbywa na czarnym rynku, zasilając prywatne kolekcje i czerpiąc ogromne zyski. – Rzeczywiście część polskich zabytków trafia na zagraniczne serwisy aukcyjne, gdzie kwitnie czarny rynek tego typu przedmiotów. Niszczeje w ten sposób nasze dziedzictwo kulturowe – twierdzi Konrad, na co dzień pracownik jednej z warszawskich agencji reklamowych, który hobbystycznie zajmuje się poszukiwaniem starych monet i medali religijnych.

Prawo działa

Wielu poszukiwaczy działa w Polsce na granicy prawa, ale tylko dlatego, że, jak twierdzą, prawo nie jest dostosowane do realiów. To pasjonaci. Nie zgłaszają każdorazowo swoich poszukiwań wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków, a znalezione przedmioty zasilają ich prywatne kolekcje. Wielu z nich najcenniejsze zabytki zanosi do muzeów, inni boją się konsekwencji prawnych. – Wiele osób, znajdując przy okazji prowadzonych hobbystycznie poszukiwań cenne przedmioty, z obawy przed grożącymi sankcjami, ukrywa je w swoich prywatnych kolekcjach, inni oddają przedmioty do muzeów. Robią to jednak często anonimowo, nie podając informacji o miejscu znalezienia i niszcząc w ten sposób to, co dla archeologów jest najcenniejsze, czyli kontekst historyczny. Wystarczyłoby zmienić prawo, chociażby na wzór brytyjskiego, w którym poszukiwanie zabytków jest w pełni legalne, pod warunkiem współpracy z muzeami. Chodzi o możliwość w pełni legalnego przekazania znalezisk, bez ryzyka narażania się na odpowiedzialność karną – mówi Konrad.

Uścisk dłoni urzędnika

Ani Konrad, ani Michał, nie czerpią zysków ze swojej pasji. Wbrew krążącym opiniom o majątkach poszukiwaczy skarbów, może być zaskoczeniem, że poszukiwacze zarabiają w Polsce niewiele lub prawie nic. Niewiele tylko wtedy, jeśli muzeum czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeznaczy dla znalazcy nagrodę. – Choć poszukiwanie skarbów jest czasochłonną i kosztowną pasją, nikt z osób, które znam, nie prowadzi amatorskich badań dla zysku. Największą gratyfikacją jest możliwość ujrzenia swojego znaleziska w muzealnej gablocie czy naukowym opracowaniu. Nagrody, które otrzymuje się w przypadku dokonania cennych odkryć, są tak niewielkie i tak rzadkie, że trudno o nich mówić w kategoriach zarabiania pieniędzy. Sam znam jedynie kilka takich przypadków. To zresztą jeden z powodów, przez który tak mało skarbów jest upublicznianych i zgłaszanych przez znalazców – często trafiają one do prywatnych kolekcji lub na czarny rynek. Wszystko, na co można liczyć, to dyplom i uścisk ręki urzędnika. Daleko nam do rozwiązań z krajów Europy Zachodniej, gdzie znalazcy mogą liczyć w większości na nagrodę w wysokości wartości rynkowej znaleziska lub przynajmniej jego części – mówi Michał Młotek.

Pieniądze albo dyplom

Nagrody, rzeczywiście, nie są zbyt atrakcyjne, co więcej, w praktyce przysługują raczej osobom, które przypadkowo odnalazły zabytki. Na gratyfikację nie mogą zwykle liczyć osoby zajmujące się zawodowo badaniami archeologicznymi i te zatrudnione w grupach prowadzących takie badania. W ciągu 10 lat, od 2004 do 2013 roku, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wypłaciło poszukiwaczom nagrody w łącznej wysokości nieco ponad 420 tys. zł. – Osobom, które odkryły lub przypadkowo znalazły zabytek archeologiczny, przysługuje nagroda pieniężna lub dyplom. Nagrodę pieniężną przyznaje się, gdy zabytek posiada znaczną wartość historyczną, artystyczną lub naukową. W pozostałych przypadkach przyznawany jest dyplom. Nagrody pieniężne wypłacane są ze środków finansowych w części budżetu państwa, których dysponentem jest Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego – informują przedstawiciele resortu.

Jeden szczęśliwiec

Maksymalna wartość takiej nagrody jest ściśle określona. – Zgodnie z obowiązującym prawem wartość nagrody nie może być większa niż 25-krotne przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w poprzednim roku kalendarzowym. W wyjątkowych wypadkach, gdy zabytek posiada także znaczną wartość materialną, wysokość nagrody pieniężnej może być podwyższona do 30-krotnego przeciętnego wynagrodzenia – informuje Ministerstwo. W ciągu ostatnich 10 lat zdarzył się tylko jeden przypadek przyznania nagrody w maksymalnej wysokości, czyli 30-krotności wynagrodzenia. W 2007 roku ministerstwo wypłaciło 70 tys. zł znalazcy, który w Suchaniu, w powiecie stargardzkim, odnalazł pochodzące z połowy V wieku naszej ery wyroby ze złota: brakteat skandynawski, zawieszkę pierścieniowatą i pierścień. Zwykle nagrody przyznawane przez resort oscylują w graniach od 6 do 25 tys. zł.

Ratowanie od zapomnienia

Pasjonatom nie chodzi jednak o pieniądze. Marcin Oleś z Bytomia od paru lat przeszukuje skupy złomu. – Odwiedzam te miejsca w poszukiwaniu wszelkich starych przedmiotów z duszą. Czasami trafiam prawdziwe perełki, w zeszłym tygodniu znalazłem łyżeczkę z przedwojennego bytomskiego hotelu Europahof, mieszczącego się przy dzisiejszej ulicy Dworcowej. Czasem znajduję zabytkowe narzędzia, klucze od drzwi, szkatułek, rzeźbione klamki. Trafiają się monety, stare guziki, czasami wojskowe, sygnowane. Moim celem jest ratowanie starych przedmiotów przed zniszczeniem – mówi. Dla Konrada to też odkrywanie historii. – Poszukiwania to nie tylko weekendowe wypady w teren, ale także wieczorne studiowanie starych map i surfowanie po internecie w poszukiwaniu informacji o znalezionych przedmiotach. Sporo czasu zajmuje restauracja i konserwacja znalezisk. Jest to kolejna część tego hobby, nie ukrywam, że dająca mi ogromną satysfakcję – mówi. To właśnie dzięki takim pasjonatom zapełniają się białe karty historii, a znaleziska zyskują nowe życie.

http://biznes.onet.pl/wiadomosci/kraj/poszukiwacze-skarbow/vnw8ps

Zapisane
stokier
MFE detektorysci.pl
Porucznik
***

Pomógł 23
Offline Offline

Wiadomości: 348


Odpowiedz #1 : Październik 05, 2015, 21:17:28

Ciekawe komentarze. 
Jeden z nich:

~bbb : W życiu nic bym państwu nie oddał jak znajdę. Bo tak naprawdę to nie państwu oddaje, ale opryszkom w imieniu państwa. Urzędnik potrafi nawet wynieść obraz z biura i śmieje się z narodu.
Zapisane
mariani13
Kapitan
****

Pomógł 24
Offline Offline

Wiadomości: 433


Odpowiedz #2 : Październik 05, 2015, 22:18:23

Ten komentarz, jest jak najbardziej prawdziwy. A obraz, to chyba ostatnio gdzieś w urzędzie zaginął?
Zapisane
PsychoKiller
Plutonowy
*

Pomógł 0
Offline Offline

Wiadomości: 35


AT Gold + Nel Attack


Odpowiedz #3 : Październik 07, 2015, 10:18:02

Oddając urzędasowi... przepadły, oddając odpowiedniemu człowiekowi, który zasili nimi zbiory Twojego lokalnego muzeum - bezcenne... wierz mi.
Zapisane

Szukam w gruncie rzeczy.
Strony: [1] Do góry Drukuj 
Skocz do:  

Mazowieckie forum poszukiwaczy skarbów. Firma archeologiczna
Pozycjonowanie z agencją z Warszawy Skuteczni.pl

Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2009, Simple Machines